Tauron Arena, wielki finał Majora PGL, kilkanaście tysięcy kibiców na trybunach, a na scenie SK Gaming i Virtus.pro - scenariusz niemal idealny, ale czy do zrealizowania? W przypadku Brazylijczyków dojście do tego najważniejszego meczu jest bardzo prawdopodobne, bo ostatnio prezentują wyśmienitą formę. Sprawa komplikuje się jednak w przypadku Virtus.pro, które od kilku miesięcy notuje fatalne wyniki.

Polacy odpadli z Intel Extreme Masters w Katowicach, StarLadder i-League StarSeries Season 3 oraz ESL One Cologne 2017 już w fazie grupowej, bardzo słabo grali również w internetowych turniejach, ale czy będzie lepszy moment na przełamanie, niż Major w Polsce? Prawdopodobnie nie.

Sześć razy na podium Majorów

Polski skład grał na wszystkich turniejach rangi Major. Najbardziej nieudany był pierwszy z nich - DreamHack Winter 2013, na którym - jeszcze w barwach Universal Soldiers - odpadli w fazie grupowej. Później było już tylko lepiej. Tuż po dołączeniu do Virtus.pro nasi rodacy zanotowali świetny występ w Katowicach, gdzie podczas EMS One stanęli na najwyższym stopniu podium. Był to ich jedyny triumf na Majorach, ale poza tym pięciokrotnie plasowali się na podium zmagań tej rangi. Przeważnie był to najniższy stopień. Bliżej zwycięstwa było jednak w tym roku podczas Majora ELEAGUE.

Tam Virtus.pro dotarło do finału, po drodze pokonując między innymi North czy SK Gaming. W tym najważniejszym pojedynku spotkało się z Astralis. Finał zaczął się od zwycięstwa Polaków na Nuke'u (16:12), ale na dwóch kolejnych mapach - Overassie i Trainie - musieli uznać wyższość rywali, ulegając 14:16. Był to jeden z najlepszych finałów w historii Majorów, ale niestety dla Virtus.pro nie zakończył się szczęśliwie. Po tych rozgrywkach podopieczni Jakuba "kubena" Gurczyńskiego szybko zrewanżowali się za porażkę, pokonując Astralis w drodze po triumf na DreamHack Masters w Las Vegas.

Kolejne miesiące nie był już tak kolorowe - Polacy szybko odpadali z turniejów, przegrywali z teoretycznie słabszymi rywalami, nie prezentowali nic ciekawego. Krakowski Major jest idealną okazję, by przełamać tę złą passę i pokazać się z lepszej strony. Virtusom może w tym pomóc kilka argumentów.

Major w Polsce, Snax u siebie

Nic nie motywuje bardziej niż możliwość zagrania przed wielotysięczną publicznością z własnego kraju. Zawodnicy Virtus.pro zawsze powtarzali, że Intel Extreme Masters w Katowicach to dla nich najważniejszy turniej, między innymi dlatego, że o zwycięstwo walczą przed własnymi kibicami. Teraz taka okazja może powtórzyć się właśnie podczas Majora PGL, na którym mnóstwo Polaków będzie czekać na mecze VP na wielkiej scenie w Tauron Arenie. Wcześniej jednak trzeba wygrać trzy pojedynki w fazie grupowej.

Pierwszym przystankiem dla Virtus.pro będzie Vega Squadron, z którą zmierzą się już dziś o 14:00. Zespół, który po raz pierwszy awansował na Majora, na pewno ma wielką chrapkę na pokazanie się z jak najlepszej strony. Czy jednak poradzi sobie z presją na tyle, by móc pokonać bardziej doświadczone, choć będące w kryzysie, VP? Zdanie będzie bardzo trudne, tym bardziej, że ochotę na zagranie na wielkiej scenie w swoim rodzinnym mieście ma Janusz "Snax" Pogorzelski. Zawodnik ten nieraz pokazywał, że w pojedynkę potrafi odwrócić przebieg spotkania, więc w Krakowie będzie miał jeszcze większą motywację, by odpalić tryb Dzika.

Ile może trwać zła passa?

Zresztą jak długo może trwać kryzys tak doświadczonej drużyny, jak Virtus.pro? Jedną z najbardziej bolesnych porażek było odpadnięcie w grupach w Katowicach, bo po raz pierwszy na IEM w Polsce podopieczni Jakuba "kubena" Gurczyńskiego nie zagrali na wielkiej scenie. Po raz pierwszy kibice nie mogli dopingować swojej ulubionej drużyny i pokazać, jak wygląda polska esportowa społeczność. Intel Extreme Masters było tylko początkiem złej passy Polaków, którzy kolejne miesiące spędzali w dolnej części klasyfikacji końcowej większości turniejów.

Takie rezultaty były znakiem zarówno dla zawodników, jak i trenera, by w końcu coś zmienić. Podczas bootcampu, który odbył się pod koniec maja w Rzeszowie, kuben powiedział: - Troszkę pozmienialiśmy. Może dotychczas szło to trochę w innym kierunku niż miało, ale jesteśmy w trakcie budowania czegoś zupełnie nowego. Potrzebujemy czasu. Myślę, że wybuch formy będziemy mogli zobaczyć pod koniec czerwca i na początku lipca. Miejmy nadzieję, że utrzyma się ona również do Majora w Krakowie.

Na razie wybuchu formy nie było. Oglądaliśmy jedynie przebłysk na Adrenaline Cyber League 2017 w Moskwie, na którym Virtus.pro zajęło pierwsze miejsce, ale do zwycięstwa potrzebowało tylko i aż pokonania HellRaisers i Natus Vincere. Później Polaków oglądaliśmy jeszcze na ESL One Cologne 2017, ale zagrali tam tylko trzy mecze i we wszystkich musieli uznać wyższość przeciwników - Immortals 12:16, SK Gaming 9:16 i Heroic 9:16.

Ostatni moment na przełamanie

Po powrocie z Niemiec nie mieli zbyt dużo czasu na trenowanie, bo w czwartek wyjeżdżali już do Krakowa. Jeszcze na ESL One porozmawialiśmy z Pashą, który szansę na poprawę gry do Majora, skomentował tak: - Jest to zbyt mało czasu. Liczymy na szczęście, bo na co możemy liczyć. Tydzień przed najważniejszym turniejem w roku nic nie idzie, więc szczęście jak najbardziej musi pomóc.

Kilka dni wcześniej zamieścił również bardzo emocjonalny wpis:

Te słowa mówią jasno, że kryzys Virtus.pro występuje nie tylko na mapach, ale również w głowach graczy, dla których Major PGL w Krakowie może być ostatnią szansę na przetrwanie. I kiedy takie przełamanie może nastąpić, jeśli nie w Polsce, w rodzinnym mieście Snaxa, przed najlepszą publiką na świecie, po wielomiesięcznym kryzysie i po wielkim niedosycie, który spowodowany jest nie tylko ostatnimi wynikami, ale i finałem Majora ELEAGUE?