Wczoraj Virtus.pro miało szansę na utrzymanie kontaktu z czołówką ECS Season 4. I szansę tę zmarnowało, bo polska formacja w sobotę nie powiększyła swojego dorobku punktowego, dwukrotnie przegrywając z Duńczykami z Astralis.

Astralis 16 : 8 Virtus.pro

(ECS Season 4)
16 11 Mirage 4 8
5 4

Już pierwsze minuty pojedynku na Mirage'u zapowiadały, że VP będzie mieć ogromne problemy z wywalczeniem korzystnego rezultatu. Astralis od pistoletówki rozpoczęło żmudne gromadzenie oczek, nie pozwalając przeciwnikom na jakiekolwiek skuteczne poczynania defensywne. Podopieczni Jakuba "kubena" Gurczyńskiego nie byli w stanie zatrzymać rozpędzonej duńskiej machiny, która z ogromną łatwością wbijała się na oba BS-y, toteż nie ma się co dziwić, że do przerwy Polacy przegrywali aż 4:11!

Po zmianie stron Virtusi rozbudzili jeszcze nadzieje kibiców na comeback, zwłaszcza, że bardzo szybko zmniejszyli oni swoją stratę o trzy punkty. Niestety wystarczył pierwszy full w wykonaniu Petera "dupreeha" Rothmanna i jego kolegów, by marzenia graczy znad Wisły legły w gruzach. Astralis nie pozwoliło Virtus.pro doprowadzić chociażby do remisu i w piorunującym stylu wpisało na swoje konto ostatnie cztery rundy, ustalając wynik meczu na 16:8.

Virtus.pro 7 : 16 Astralis

(ECS Season 4)
7 6 Train 9 16
1 7

Po kilkunastu minutach obie ekipy przeniosły się na Traina, który miał być areną drugiego starcia. I tam scenariusz się powtórzył – Astralis wygrywa pistoletówkę i błyskawicznie zdobywa przewagę, którą Virtusi starają się bezskutecznie zniwelować. Dopiero pod koniec pierwszej połowy polscy zawodnicy przebudzili się nieco, czego efektem były dwa zdobyte z rzędu oczka. Niemniej rezultat 6;9, osiągnięty do tego po stronie broniącej, nie przynosił Wiktorowi "TaZowi" Wojtasowi i spółce chluby, a ponadto zwiastował ogromne problemy w drugiej odsłonie starcia.

Zresztą, bardzo szybko było już po wszystkim. Podopieczni Danny'ego "zonica" Sørensena ugrali drugą rundę na pistolety i od razu powiększyli swój dorobek o kolejne trzy punkty. Co prawda Virtusi odpowiedzieli pierwszym udanym fullem, ale był to tylko łabędzi śpiew pogrążonej w kryzysie drużyny. Astralis, niezrażone tą pojedynczą wpadką, pewnie kroczyło przed siebie i już po chwili mogło cieszyć się z drugiego tego wieczora zwycięstwa, tym razem odniesionego w stosunku 16:7.

Po sześciu rozegranych przez siebie meczach Virtus.pro ma na swoim koncie zaledwie sześć punktów. Co prawda polska formacja plasuje się obecnie na szóstej pozycji, ale zdecydowana większość znajdujących się za nią drużyn ma za sobą o wiele mniejszą liczbę spotkań, zatem można podejrzewać, że Polacy w niedługim czasie zapikują w dół tabeli. A to może wiązać się z tym, że po raz kolejny będą musieli drżeć o ligowy byt.