W niedzielny wieczór polscy kibice po raz pierwszy od ponad ośmiu miesięcy mogli zobaczyć Virtus.pro podczas finału wielkiej imprezy. Niestety gracze znad Wisły nie postawili kropi nad i, gdyż nie udało im się sięgnąć po końcowy triumf. Na ich drodze stanęli reprezentanci SK Gaming, którzy po wyczerpującym pięciomapowym pojedynku (i trzech dogrywkach) pokonali Polaków w decydującym meczu EPICENTER 2017.

SK Gaming 3 : 2 Virtus.pro

(wielki finał EPICENTER 2017)
10 5 Mirage 10 16
5 6
16 9 Inferno 6 6
7 0
19 3 Train 12 16
12 3
12 9  Cache  6 16
3 10
22 7  Cobblestone  8 18
8 7

Pierwszą mapą był Mirage, czyli miejsce, gdzie jeszcze kilkanaście miesięcy temu dominacja Virtus.pro nie ulegała żadnej wątpliwości. Co prawda te czasy już minęły, ale dziś najwyraźniej Polacy przypomnieli sobie co nieco, bo już od pierwszych minut zaczęli sukcesywnie powiększać swoją przewagę. Wygrana pistoletówka pozwoliła błyskawicznie wyjść na pięciopunktowe prowadzenie, które mimo prób SK Gaming utrzymało się aż do przerwy. Duża w tym zasługa Filipa "NEO" Kubskiego, który od dawna regularnie zamyka tabelę, ale tym razem był najlepszym zawodnikiem swojej drużyny. Gdy VP drugi raz okazało się lepsze w strzelaniu z pistoletów, jasnym było, że rezultat 1:0 jest już na wyciągnięcie ręki. Tak naprawdę po zmianie stron i przejściu do ofensywy gracze znad Wisły mieli tylko jeden moment zawahania, podczas którego ich latynoscy rywale ugrali pięć oczek z rzędu. I tak niczego to nie zmieniło, bo Virtusi nie wypuścili już zwycięstwa z rąk i ostatecznie osiągnęli je wynikiem 16:10.

Na Inferno nie poszło już tak łatwo. Bo chociaż i tam na początku Polacy lekko przeważali to z czasem szala przechyliła się na korzyść Gabriela "FalleNa" i spółki. Po niezłej w swoim wykonaniu końcówce ekipa z Ameryki Południowej odskoczyła przeciwnikom na odległość trzech punktów, co jednak nie było dla VP aż tak tragicznym osiągnięciem. Trzeba było tylko mieć nadzieję, że podopieczni Jakuba "kubena" Gurczyńskiego przygotowali naprawdę dobre zagrywki na stronę defensywną. I cóż, jeśli ktoś naprawdę liczył na coś takiego to musiał srogo się zawieść. Niesione fantastyczną postawą Ricardo "boltza" Prassa SK po przerwie zagrało naprawdę bezwzględnie, nie dając Virtusom okazji na skuteczną obronę któregokolwiek z bombsite'ów. Dość powiedzieć, że od końca tej mapy NEO wraz z kolegami nie zdobyli już choćby oczka i musieli uznać wyższość oponentów w stosunku 6:16.

To niepowodzenie miało zbawienny wpływ na postawę polskiej formacji, która do pojedynku na Trainie przystąpiła podwójnie skoncentrowana. Na efekty nie trzeba było długo czekać – SK w ofensywie było kompletnie nieporadne, a nawet bezsilne. Brazylijczycy nie byli w stanie przedrzeć się przez szczelną obronę VP, a mówiąc wprost udało im się to zaledwie trzy razy. Pierwsza połowa kończyła się zatem wysokim prowadzeniem 12:3, na które Virtusi w pełni zasługiwali. Niestety po chwili role się odwróciły i to gracze dowodzeni przez Wiktora "TaZa" Wojtasa zaczęli walić głową w mur. FalleN i spółka dobitnie udowadniali, że i oni potrafią grać w obronie. Koniec końców o wszystkim miała rozstrzygnąć dogrywka, a ta należała już tylko do SK Gaming. Virtus.pro ugrało w niej zaledwie jedno oczko, przegrywając tym samym 16:19.

Potem nastał Cache, gdzie początkowo stronę dominującą stanowiło VP. Zespół kubena w ładnym stylu odskoczył przeciwnikom na odległość pięciu oczek, ale wtedy SK wreszcie się przebudziło. I to jak się przebudziło! Latynosi szybko niczym wiatr odrobili wszelkie straty i to nawet z nawiązką. Dzięki serii siedmiu wygranych z rzędu rund faworyci dzisiejszego meczu mogli nieco spokojniej podejść do całego starcia, tym samym zapewniając sobie tuż przed przerwą prowadzenie 9:6. Polacy nie pozostali jednak dłużni swoim rywalom i po przejściu do ofensywy rozpoczęli mozolne gonienie wyniku, które wychodziło im całkiem nieźle. Przewaga SK Gaming topniała w oczach, aż wreszcie nic z niej nie zostało. Niemniej Virtusi nie zadowolili się remisem i, mimo niemrawego oporu ze strony oponentów, dopięli swego, wypracowując korzystny dla siebie rezultat 16:12.

Na Cobblestonie wszelkie żarty się skończyły, a każdy błąd mógł być ostatnim. W pierwszych minutach wydawało się, że mapę tę przejmie SK, ale po przegranej pistoletówce i dwóch następujących po niej rundach VP wreszcie doszło do głosu. TaZ i spółka już przy pierwszym fullu pokazali Brazylijczykom miejsce w szeregu, a potem wpisali na swoje konto w sumie aż siedem kolejnych oczek! Co prawda końcówka tej odsłony ponownie należała do latynoskiej piątki, ale i tak nie pozwoliło to jej wyjść na czoło. Tym samym Virtus.pro rozpoczynało grę po stronie atakującej ze skromną, jednopunktową przewagą, która jednak szybko powiększyła się. Z drugiej strony ekipa FalleNa nadal walczyła o dogrywkę i była nawet bardzo bliska. Virtusi do samego końca czuli na plecach oddech SK i pechowo na finiszu pozwolili przeciwnikom doprowadzić do overtime'u. A tam emocje sięgały zenitu. Każda z dodatkowych rund (których rozegrano w sumie aż dziesięć) była niezwykle wyrównana, zaś losy wygranej ważyły się do ostatnich sekund. Niestety nie było happy endu – po triumf sięgnęło ostatecznie SK Gaming, które zwyciężyło rezultatem 22:18.

Dzięki wygranej SK Gaming zgarnęło główną nagrodę w wysokości 250 tysięcy dolarów, z kolei reprezentanci Virtus.pro wzbogacili się o 100 tysięcy. Dokładny podział puli pieniężnej prezentuje się następująco:

1. SK Gaming 250 000$
2. Virtus.pro 100 000$
3. G2 Esports 60 000$
4. Astralis 30 000$
5-6. FaZe Clan, North 15 000$
7-8. Gambit Esports, Team Liquid 10 000$