Jeszcze kilka miesięcy temu wśród działaczy związanych z CS:GO zaobserwować się dało istny szał związany z drużynami o charakterze akademii. Każda szanująca się organizacja musiała mieć drugi skład, któremu przypominano łatkę tego młodszego, potrzebującego ogrania (chociaż zdarzało się nawet, że występowali w nim gracze starsi niż ci z pierwszego zespołu). No i tak to sobie trwało do pewnego momentu, aż wszyscy zdali sobie sprawę, że taka działalność nie ma tak naprawdę sensu.

Akademia? A komu to potrzebne

Liczby są bezlitosne – wśród wszystkich znanych ekip, które w pewnym momencie mogły pochwalić się zespołem z dopiskiem "Academy", tylko jedna pochwalić się może tym, że naprawdę udało jej się wychować przyszłego członka głównej piątki. Mowa tutaj o Fnatic, które niedawno zdecydowało się awanswać Maikila "Goldena" Selima i dać mu szansę wspólnej gry z Jesperem "JW" Wecksellem i Robinem "flushą" Rönnquistem. Wcześniej 23-latek przez rok terminował we Fnatic Academy, reprezentując barwy tejże formacji m.in. podczas DreamHack ASTRO Open Leipzig 2017. Jest to jednak wyjątek potwierdzający regułę, bo ani wcześniej, ani też później żaden inny gracz nie był w stanie wybić się powyżej poziomu prezentowanego przez akademię, a ten, nie ma co się oszukiwać, był naprawdę niski.

GODSENT Academy z hukiem wyleciało z ESWC 2016, przegrywając m.in. z mało komu znanym Norse. CLG Academy drugi sezon z rzędu bezskutecznie próbuje włączyć się o walki o czołowe lokaty północnoamerykańskiej ESEA Premier, ale zanosi się, że ponownie zakończy rywalizację w połowie stawki. Z kolei EnVyUs Academy od samego początku swojego istnienia tuła się po trzeciorzędnych imprezach, gdzie osiąga niezłe wyniki, ale tylko tyle. O drużynach prowadzonych przez FlipSid3 Tactics, Rogue czy też PENTA Sports nie ma nawet co wspominać, bo o nich mało kto słyszał. I oczywiście – w przypadku akademii wyniki są sprawą mniej istotną, ale to właśnie one są w stanie określić potencjał, jaki tkwi (bądź też nie) w danym składzie. A już o śmiech przyprawia sytuacja wspomnianego już EnVy, gdzie średnia wieku graczy wynosi... 24,4 lat, czyli dokładnie tyle samo, ile ma uznany już na świecie pierwszy zespół.

Zobaczmy jak dotychczas sprawowały się akademie prowadzone przez te największe i najbardziej rozpoznawalne organizacje. A dokładniej mówiąc, rzućmy okiem ilu zawodników przewinęło się dotychczas przez każdą z nich i ilu z tego grona było w stanie awansować do pierwszej drużyny:

Zespół Data założenia Data zamknięcia Ogólna liczba graczy Liczba graczy w pierwszym zespole
GODSENT Academy 13.07.2016 10.11.2016 7 0
Fnatic Academy 23.08.2016 31.08.2017 6 1
Team LDLC.com Espoir 26.09.2016 03.01.2017 6 0
Space Academy 18.11.2016 17.05.2017 6 0
Gambit Academy 28.11.2016 07.05.2017 9 0
PENTA Sports Academy 22.02.2017 01.06.2017 7 0
Rogue Academy 26.03.2017 06.08.2017 6 0
North Academy 12.04.2017 7 0
EnVyUs Academy 30.04.2017 5 0
CLG Academy 04.05.2017 7 0
Team Spirit Academy 09.05.2017 5 0
FlipSid3 Tactics Academy 08.06.2017 5 0

No ale dość tej krytyki, bo tak naprawdę pomysł prowadzenia akademii z góry skazany był na porażkę, a przeważyło o tym podejście organizacji, a z czasem również brak wsparcia organizatorów turniejów, którzy rzeczonym ekipom rzucali kłody pod nogi. Ktoś może uważać, że to świństwo, ale wyobraźmy sobie sytuację, w której w decydującym meczu zamkniętych eliminacji do Majora naprzeciwko siebie staną np. GODSENT oraz GODSENT Academy. Przy takim układzie każdy wynik śmierdziałby nieuczciwą ustawką, toteż zrobiono wszystko, aby uniknąć takich sytuacji i zapobiegawczo stworzono przepisy, które uniemożliwiły więcej niż jednej piątce korzystania z konkretnej nazwy.

Wzmocnień najlepiej szukać u sąsiada

Zwycięzcami takiego układu są natomiast formacje takie jak chociażby SK Gaming, Heroic czy Ninjas in Pyjamas. Żadna z nich nie uległa tamtej modzie i nie miała zamiaru fundować dodatkowych foteli zawodnikom, z których i tak nigdy w realny sposób nie skorzysta. Zamiast tego włodarze skupieni wokół tych organizacji zdecydowali się na zupełnie inny model funkcjonowania i zamiast samodzielnie opłacać teoretyczne zaplecze, znaleźli je sobie w innych drużynach. Tym samym powstał nierównomierny układ, w ramach którego jeden zespół, gdy tylko znalazł się w potrzebie, podbierał jednego z wyróżniających się graczy zespołu drugiego, czasami nawet oddając mu w zamian niechciany element. I tym sposobem wszyscy byli zadowoleni – słabsza ekipa nadal miała pełny skład, zaś mocniejsza mogła się rozwijać i to bez konieczności prowadzenia akademii.

Najlepiej to widać na przykładzie Heroic, które samo musiało wielokrotnie radzić sobie z zakusami możniejszych i silniejszych. I radziło sobie całkiem nieźle, bo udało mu się znaleźć skłonnego do współpracy partnera w postaci Tricked Esport. Początki tej owocnej współpracy sięgają października ubiegłego roku, gdy ekipę opuścił Lukas "gla1ve" Rossander, by wraz z Astralis wyruszyć na podbój światowych serwerów. Wtedy też duńska organizacja postanowiła się zwrócić do Tricked, by podkupić stamtąd dobrze rokującego Nikolaja "niko" Kristensena. W 2017 roku natomiast taka sytuacja miała miejsce aż dwukrotnie, gdy do drużyny dołączyli także Jakob "JUGi" Hansen i Patrick "es3tag" Hansen. W odwrotnym kierunku powędrował natomiast tylko Michael "Friis" Jørgensen, więc wyraźnie widać komu ten układ przysłużył się bardziej. Tym bardziej, że wyżej wspomniana trójka przyczyniła się później do sukcesów osiąganych podczas przystanków DreamHacka w Walencji i Atlancie.

fot. StarLadder

Jeszcze bardziej oczywistą jest współpraca między SK Gaming i Immortals. Wszak podwaliny pod ten drugi skład już kilka lat temu położył Gabriel "FalleN" Toledo z SK, który już w 2012 roku utworzył Games Academy. Początkowo sam reprezentował barwy tejże organizacji, a z czasem, gdy on i jego ówcześni koledzy znaleźli chętnego do zapłacenia im pracodawcę, przygarniał do niej co zdolniejszych rodaków. Pierwsze plony swojej działalności latynoski snajper zebrał już pod koniec 2015 roku, gdy jego Luminosity rozpaczliwie szukało wzmocnień i znalazło je w osobie Lincolna "fnxa" Laua i Epitácio "TACO" de Melo. Na kolejny tego typu ruch trzeba było czekać ponad rok, a w tym czasie podopieczni FalleNa zdążyli dołączyć do Immortals. Mimo to, nadal dawały o sobie znać powiązania 26-latka, dzięki którym mógł on zakontraktować João "felpsa" Vasconcellosa. Ostatnim nabytkiem wynikającym z partnerskich relacji na linii SK-Immortals jest natomiast Ricardo "boltz" Prass – na razie nieoficjalnie, ale oficjalnego potwierdzenia możemy spodziewać się w każdej chwili.

Z dobrodziejstw takiego rozwiązania nie omieszkali skorzystać również działacze Ninjas in Pyjamas. Legendarna organizacja już od dobrych kilkunastu miesięcy próbuje wyjść z potężnego dołka, ale jak na razie nie radzi sobie z tym zbyt dobrze. Lekarstwem na całe zło miał być zastęp ściągnięty z Epsilon eSports, który, w założeniach, powinien wnieść do skostniałego już składu, powiew świeżości i młodzieńczej werwy. I faktycznie transfery najpierw Williama "drakena" Sundina, a trzy miesiące później także Fredrika "REZa" Sternera początkowo wydawały się być takim właśnie impulsem, ale ten zgasł równie szybko, co się pojawił. Wobec tego nie można wykluczyć, że, w wypadku dalszej stagnacji, NiP postanowi dokonać kolejnych roszad. A wtedy niewykluczone, że jeszcze raz skieruje swój wzrok w dobrze już sobie znane rejony Epsilon.

Chcesz się rozwijać? Nie idź do akademii

To tylko najbardziej klarowne przykłady, których jest jednak więcej. Wystarczy tylko wspomnieć o relacjach łączących Fnatic i GODSENT czy też o mającej już kilka lat tradycji podkupowania najlepszych graczy PENTA Sports przez mousesports. Tak czy inaczej, łatwo da się zauważyć, że w takich okolicznościach prowadzenie własnej akademii jest zwyczajnym wyrzuceniem pieniędzy w błoto. Zdolni i utalentowani zawodnicy znajdują się dosłownie pod nosem bogatych organizacji, a te po prostu stać na płacenie sum odstępnego i wykupowanie nadal obowiązujących kontraktów. Tutaj zastosowania nie miałby nawet popularny przed lat slogan reklamowy "a skoro nie widać różnicy to po co przepłacać?". Bo różnica jest i to bardzo widoczna. Na korzyść podkupowania od rywala.

fot. EPICENTER

Wystarczy spojrzeć na jakiego typu imprezach rywalizują obecnie osoby związane z nadal istniejącymi akademiami. Prowadzone przez ESEA ligi niższego rzędu czy też trzeciorzędne online'owe turnieje o małych pulach nagród i równie małej widowni to chleb powszedni takich zespołów i nie ma w tym ani krzty przesady. I owszem, transfer do Academy Teamu daje większe wsparcie finansowe i tak pożądaną stabilność, ale pod względem sportowym nierzadko jest to stagnacja albo nawet regres. Z kolei zawodnicy, którzy wcześniej byli w tym tekście podawani jako przykłady, w momencie przejścia do wyżej notowanego rywala najczęściej mieli już na swoim koncie kilka występów na prestiżowych zawodach sygnowanych przez ESL czy DreamHack, gdzie regularnie mierzyli się z najlepszymi, a co za tym idzie bardziej się rozwinęli.

Nie ma także ryzyka, że osoba, która nie jest związana z daną organizacją poprzez bytność w jej akademii, zostanie jej podkupiona. Mimo że na scenie CS:GO obserwujemy coraz większą tendencję do tworzenia międzynarodowych zespołów to nadal wiodącą rolę pełnią formacje jednolite narodowościowo. A w większości krajów najczęściej wiodącą rolę pełni jedna, najbogatsza i najbardziej utytułowana ekipa, która ma dużą rzeszę fanów, dużo pieniędzy i niemal brak konkurencji na własnym podwórku. Dlatego też nie musi się ona obawiać, że ktoś ją uprzedzi i podkupi wyróżniający się talent ze słabszej drużyny, bo jeśli taki zawodnik chce się rozwijać to prędzej czy później i tak trafi do krajowego potentata. A ten z kolei nie musi się wcale spieszyć z rozmowami transferowymi i może wygodnie poczekać do momentu aż naprawdę będzie potrzebować wzmocnień.

Śledź autora tekstu na Twitterze – MaPetCed