Virtus.pro odniosło pierwsze zwycięstwo podczas StarLadder i-League StarSeries Season 4, ale styl, w jakim to zrobiło, pozostawia sporo do życzenia. Polski zespół, jak można się było spodziewać, okazał się lepszy od koreańskiego MVP PK, ale do wywalczenia korzystnego wyniku potrzebował aż trzech map, z czego dwie rozstrzygnięte zostały dopiero po dogrywkach.

Virtus.pro 2 : 1 MVP PK

(SL i-League Star Series S4 – 2. runda)
16 12 Train 3 5
4 2
16 6 Inferno 9 19
9 6
22 11 Nuke 4 19
4 11

Zgodnie z oczekiwaniami Virtusi od pierwszych minut zdecydowanie przyparli rywala do muru, nie pozwalając na bardziej składne akcje ofensywne. Polska formacja w starciu z mniej utytułowanym rywalem utworzyła swoisty monolit, który tylko trzykrotnie nie oparł się atakom Azjatów. W pozostałych przypadkach to podopieczni Jakuba "kubena" Gurczyńskiego punktowali i to seriami, dzięki czemu przed przerwą mogli cieszyć się z ogromnego prowadzenia 12:3.

Potem niestety druga pistoletówka padła łupem MVP, co pozwoliło orientalnym rywalom VP na dołożenie kolejnych dwóch oczek. To by jednak na tyle – napędzane świetną formą Janusza "Snaxa" Pogorzelskiego Virtus.pro bez skrupułów wykorzystało różnicę poziomów dzielącą oba zespoły. Dlatego też już po chwili było po wszystkim, zaś Polacy spokojnie doprowadzili do korzystnego dla siebie rezultatu 16:5. Zanosiło się na naprawę łatwy pojedynek.

Niemniej później okazało się, że wcale taki nie był. Na Inferno w MVP PK wstąpiły nowe siły, dzięki czemu gracze z Korei raz po raz wchodzili to na jeden, to na drugim bombsite. W szeregi Virtusów wkradło się natomiast jakieś takie rozkojarzenie, w wyniku którego m.in. Snax musiał na początku jednej z rund wracać się na repsa, na którym... zostawił AK. Biorąc pod uwagę tak niekorzystny obrót spraw wydaje się, ze trzypunktowa strata, jaką VP miało do rywali przed zmianą stron, i tak była najmniejszym wymiarem kary.

Niestety druga pistoletówka padła łupem Azjatów, dzięki czemu ci kontynuowali powiększanie swojej przewagi. Sytuacja polskiej drużyny stawał się coraz bardziej niewygodna, ale na szczęście zdołała się ona jeszcze przebudzić nim stało się za późno. Nadwiślański powrócił do odpowiedniego ustawienia i ostatecznie zapewnił sobie comeback. Polacy przegrywali już 8:14, ale koniec końców doszło do dogrywki. Ta należała już tylko do MVP, które oddało jeszcze tylko jedno oczko i wygrało 19:16.

Chwila przerwy, która nastąpiła po zakończeniu Inferno, wyraźnie pomogła Virtusom, którzy na Nuke'u powrócili do pewnej gry, którą prezentowali kilkadziesiąt minut wcześniej na Trainie. Filip "NEO" Kubski i spółka powiększali swój dorobek z prędkością karabinu maszynowego, raz po raz miażdżąc orientalnych przeciwników. Zresztą, tym ostatnim wybitnie nie pomagał Hae-sung "HSK" Kim, który w pewnym momencie "pochwalić się" mógł mało chwalebnym bilansem o zabójstw oraz 14 zgonów.

Jeśli jednak ktoś liczył, że przed VP już prosta droga do zwycięstwa to musiał się srogo zawieść. Gracze znad Wisły ani myśleli pozwolić sobie na łatwą wygraną i kolejny raz zagwarantowali swoim kibicom gwałtowne skoki ciśnienia. Wobec przegranej pistoletówki ich prowadzenie 11:4 zeszło na drugi plan, bo już po chwili mogło stać się tylko historią. I faktycznie się stało, bo bardzo szybko zawodnicy Seon-ho "termiego" Pyeona doprowadzili do wyrównania. Ale na tym nie poprzestali już po chwili byli o krok od wygranej. Dopiero w końcówce Virtus.pro zdołało wywalczyć sobie drugą w tym meczu dogrywkę, która również przyniosła nam ogrom emocji. Koniec końców szczęście było po stronie Polaków, którzy zatriumfowali 22:19.

Już za kilkanaście minut kolejne dwa pojedynki – SK Gaming podejmie mousesports, zaś Natus Vincere zmierzy się z Gambit Esports. Te i kolejne spotkania wraz z polskim komentarzem oglądać można pod tym adresem oraz pod tym adresem. Po więcej informacji na temat StarLadder i-League StarSeries Season 4 zapraszamy do naszej relacji tekstowej.