Pierwsze punkty wpadły na konto Virtus.pro w piątym sezonie Esports Championship Series. Drużyna rodem z Polski zgodnie podzieliła się punktami z faworyzowanym FaZe Clanem, chociaż bliska była opuszczenia serwera z pustymi rękami. Na drugiej mapie VP prowadziło powiem już 13:2, ale ostatecznie zatriumfowało dopiero po dwóch dogrywkach.

FaZe Clan 16 : 8 Virtus.pro

(ECS Season 5)
16 7 Inferno 8 8
9 0

Przegrane pistoletówki już dawno stały się znakiem rozpoznawczym Virtus.pro, toteż nic dziwnego, że i spotkanie z FaZe Clanem Polacy rozpoczęli w taki właśnie sposób. Nim jednak Nikola "NiKo" Kovač i spółka zdążyli się na dobre rozkręcić, szybko zderzyli się z rozgrywającym pierwszego fulla Virtusami. Podopieczni Jakuba "kubena" Gurczyńskiego dość niespodziewanie przejęli inicjatywę i długimi fragmentami gry dominowali nad rywalami. Efektem tego było aż siedem ugranych z rzędu rund, które niestety nie dały jednakże okazałego prowadzenia, bo jeszcze przed przerwą finaliści IEM Katowice 2018 zmniejszyli rozmiary straty do zaledwie jednego oczka.

To dawało jeszcze nadzieje na korzystne dla polskiej piątki końcowe rozstrzygnięcie, ale w kilka minut z nadziei tych nie został absolutnie nic. FaZe, wyraźnie podrażnione przebiegiem pierwszej połowy, wyraźnie wzięło się do roboty i niczym walec drogowy przejechało się po swoich rywalach. Z kolei zespół Filipa "NEO" Kubskiego, który jeszcze przed chwilą walczył z wyżej notowanym rywalem jak równy z równym, teraz został zepchnięty do roli zwykłego statysty, któremu pozostało tylko obserwować poczynania głównych aktorów tego widowiska. A ci skończyli punktować dopiero wtedy, gdy zapewnili sobie zwycięstwo. A jako że VP po stronie broniącej nie zdobyło choćby punktu, wynik końcowy wynosił 16:8 na korzyść NiKo i jego kolegów.

Virtus.pro 22 : 20 FaZe Clan

(ECS Season 5)
(15) 22 13 Train 2 20 (15)
2 13

Po dłuższej chwili ujrzeliśmy zupełnie odmienione Virtus.pro. Polska formacja, niezrażona wcześniejszym niepowodzeniem, od samego początku starcia na Trainie rozpoczęła sukcesywne powiększanie swojego dorobku. A zaczęło się od wygranej pistoletówki, co powinno być dla Polaków dostatecznym dowodem na to, że rzeczywiście warto w końcu popracować nad tym stale kulejącym elementem gry. Tak czy inaczej, Janusz "Snax" Pogorzelski i spółka z miejsca stali się niemalże niemożliwym do przejścia monolitem, który na przestrzeni całej pierwszej połowy gracze FaZe sforsowali zaledwie dwukrotnie. Tym samym piątka znad Wisły zapewniła sobie do przerwy spokojne prowadzenie 13:2, które było na tyle spore, że trzeba byłoby naprawdę się postarać, by je roztrwonić.

Jednakże przez większą część drugiej odsłony tego spotkania zawodnicy z Polski wyglądali, jakby stwierdzili "Co, my nie damy rady? Potrzymaj nam piwo!". Począwszy od przegranej pistol-rundy rozpoczęły się trudne chwile drużyny VP, której przewaga zaczęła w zastraszającym tempie topnieć. Snaxa i jego kolegów stać było tylko na okazjonalne odpowiedzi, które co prawda przybliżały ich do końcowego triumfu, ale nadal nie wykluczały porażki. Ostatecznie FaZe zdołało odrobić wszystkie straty i doprowadzić do dogrywki, by tam po wyrównanym boju uznać jednak wyższość Polaków wynikiem 22:20.

Kolejne mecze Virtus.pro już jutro. Tym razem polska formacja dwukrotnie zmierzy się z odradzającym się powoli Szwedami z Ninjas in Pyjamas. Oba pojedynki oglądać będzie można pod tym adresem.