Podczas Good Game Expo w Nadarzynie, gdzie odbyła się trzecia kolejka Polskiej Ligi Esportowej, porozmawialiśmy również z zawodnikiem Teamu Kinguin, Jackiem "MINISEM" Jeziakiem. Snajper polskiego zespołu opowiedział między innymi o początkach formacji, odczuciach po pierwszych oficjalnych występach oraz planach na przyszłość. Zapraszamy do lektury!


Porozmawiajmy trochę o początkach nowego składu Teamu Kinguin. Jak wyglądały rozmowy z TaZem? Miał on nakreślony jakiś konkretny plan na nowy zespół?

Odezwał się do mnie TaZ i spytał – to nie była jeszcze propozycja – czy nie byłbym chętny na stworzenie czegoś nowego. Składu wówczas konkretnie nie podawał. Podejrzewam, że ja też byłem jedną z paru opcji na snajpera. Spytał zatem, czy byłbym chętny, gdyby była taka możliwość. Później to jakoś stopniowo finalizowaliśmy.

Miałeś chwilę zastanowienia w sprawie tej decyzji, czy też od razu stwierdziłeś, że skoro to propozycja od TaZa, to nie ma co zwlekać?

Szczerze mówiąc, nie zastanawiałem się. Wiktor podał mi wstępnie skład, ale to nie było od razu wiążące. Nie zwlekałem jednak z decyzją. Jak podał finalną ekipę, to zgodziłem się i nie myślałem o innych opcjach.

Pierwsze tygodnie w nowych barwach, co zresztą zrozumiałe, nie wyglądały zbyt dobrze. Same wyniki pozostawiały wiele do życzenia. Mieliście spore problemy z adaptacją do nowych ról i pozycji?

Role były nakreślone już przy tworzeniu zespołu, chociaż w trakcie gry też wprowadziliśmy zmiany. Cały czas się docieramy i nawet teraz, po kilku meczach, zmieniamy pozycje i tak naprawdę ułatwiamy sobie grę.

Wasz debiut na turnieju offline nie był chyba zadowalający. Co sądzisz o występie na Copenhagen Games?

Nie wyszliśmy z grupy, więc na pewno nie ocenię tego pozytywnie. Był to jednak dobry sprawdzian. Tak naprawdę nie oczekiwaliśmy nie wiadomo czego, chcieliśmy po prostu pojechać i rozegrać pierwszy turniej zagraniczny w tym składzie. Zagraliśmy średnio, ale nie narzucaliśmy sobie żadnych konkretnych wymagań.

Wszyscy wiemy, że TaZ to niezwykle ambitny i wymagający gracz. Da się odczuć jakąś wyjątkową presję?

Wiktor jest cierpliwy. Wie, że ten proces będzie trochę trwał. Nie można zbudować drużyny w miesiąc, jeśli liczy się na wygrane i dominację sceny. My założyliśmy sobie jakiś odległy plan i staramy się go realizować. Wiemy jednak, że potrzebujemy czasu.

Jako Team Kinguin bierzecie udział zarówno w ESL Mistrzostwach Polski, jak i PLE. Jak, obecnie, widzisz swój zespół na tle innych rodzimych drużyn?

Polskie podwórko potrafi zaskakiwać. Jest ciężko, nawet w meczach przeciwko naszym rodakom mamy pewne trudności. Wydaje mi się, że podchodzimy czasami do tych krajowych spotkań zbyt emocjonalnie, ale celujemy w bycie najlepszymi.

Tuż po powstaniu waszej drużyny w kuluarach mówiło się o tym, że być może nie będziecie brali udziału w polskich rozgrywkach. Chodziło o brak czasu, czy też pewne opory ze strony TaZa?

Nie chodzi tu o opory ze strony TaZa. Analizowaliśmy, czy damy radę pogodzić wszystkie rozgrywki, w których planowaliśmy brać udział. Finalnie uznaliśmy, że chcemy grać również na polskim podwórku. No i jesteśmy w ESL Mistrzostwach Polski, jak również w PLE.

Zupełnie niedawno po raz pierwszy zebraliście się na bootcampie. Jaki był jego główny cel?

Zrobiliśmy ten bootcamp po to, by się dotrzeć, poznać do końca i spędzić ze sobą trochę więcej czasu niż w Kopenhadze, bo to był bardzo szybki wyjazd. Chodziło przede wszystkim o integrację. Dużo trenowaliśmy, mieliśmy też sporo oficjalnych spotkań – nie wszystkie poszły zresztą po naszej myśli. Na pewno w przyszłości pojawią się kolejne bootcampy.

Wasz początek w obecnym sezonie ESL Mistrzostw Polski był bardzo udany. Spodziewałeś się, że pomimo niewielkiej ilości przygotowań pójdzie wam aż tak dobrze?

Spodziewałem się, że polską scenę uda się nam delikatnie zdominować. Dopiero ostatnio przegraliśmy mapę z Codewise i cały dwumecz z AGO. Wiedzieliśmy, że na pewno zapewnimy sobie wyjazd na finały lanowe i tam będziemy walczyć.

Finały ESL Mistrzostw Polski zbliżają się wielkimi krokami. Nie uważasz, że będzie to dobra okazja do udowodnienia czegoś zawodnikom AGO?

My chcemy być numerem jeden w Polsce i będziemy starali się to udowodnić. Nie patrząc na to, czy to jest AGO, czy Virtus.pro, będziemy cały czas dążyli do tego, żeby zdominować nie tylko polską scenę, ale żeby zaznaczać to, że to my jesteśmy numerem jeden w naszym kraju.

A co poza finałami ESL Mistrzostw Polski? Gdzie w najbliższym czasie zobaczymy was w akcji?

W majówkę gramy w dalszych eliminacjach do SL i-League StarSeries Season 5 – spośród dwunastu drużyn slota uzyskają tylko dwie formacje. Na tym chyba skupiamy się najbardziej. Bardzo możliwe, że właśnie tam spotkamy się po raz pierwszy z Virtus.pro.

Będzie zatem okazja do zaznaczenia swojej obecności i pokazania pazura.

Nie oczekujemy, że już teraz musimy pokonywać każdego. Wiadomo, wygrana z Virtus.pro byłaby w naszym przypadku bardzo fajna. Przede wszystkim chcemy się jednak dostać na turniej, nie patrząc na to, z kim się zmierzymy.


Śledź autora wywiadu na Twitterze – Łukasz Twardowski