Meet Point w Warszawie oraz Good Game League w Poznaniu. Dwa zgoła odmienne turnieje. Pierwszy miał charakter charytatywny i w większym stopniu nastawiony był na zabawę niż faktyczną rywalizację oraz na zaznajomienie z tematem tzw. "casuali". Drugi zaś miał pokaźną pulę nagród i międzynarodowe grono uczestników, co z kolei miało pozytywnie wpływać na poziom rywalizacji.

Są jednak również wspólne elementy, łączące oba te przedsięwzięcia: oba odbywały się na dobrze znanych stadionach, i oba nie zachwyciły frekwencją.

To dobry moment, by zadać sobie pytanie: dlaczego?

W social media nie brakuje osób, które postanowiły na nie odpowiedzieć. Są tacy, którzy twierdzą, że błędem było organizowanie turnieju w Poznaniu w czasie mundialu. Inni uważają, że zabrakło promocji. Z kolei jeszcze inni mocno tupią, krzycząc przy tym: "CS UMIERA!".

Można też udzielić jednej, bardzo prostej odpowiedzi: to wszystko jest trudniejsze niż pozornie może się wydawać.

Złożoność organizacji esportowego wydarzenia jest naprawdę bardzo wysoka. Trzeba zadbać o wiele elementów, o których laik nigdy by nie pomyślał - to tak naprawdę masa pracy, której z reguły nie widać, bo jest wykonywana zanim wszystko na dobre się zacznie. Zauważyć można jedynie efekt końcowy. Wszystkie elementy muszą zostać ze sobą odpowiednio dopasowane, by stworzyć coś, co będzie zapadać w pamięć, a nie okaże się kompletną klapą. Nie wystarcza już tylko zapewnienie dziesięciu komputerów, byle jakiej jakości transmisji i średniej klasy drużyn.

Esportowy kibic staje się coraz bardziej wymagający. Niemalże w każdy weekend może wybrać spośród kilku propozycji serwowanych mu zarówno w kraju, jak i poza jego granicami, dlatego trzeba go przekonać, że to właśnie nasz produkt jest tym, któremu powinien poświęcić czas. Później należy pomyśleć o tym, co zrobić, by wybrał odwiedzenie wydarzenia zamiast oglądania go na streamie. A jeśli już przyjdzie, to co zrobić, by został dłużej niż 30 minut czy nawet godzina?

To naprawdę staje się coraz trudniejsze. I nic nie wskazuje na to, by miało to iść w przeciwnym kierunku. My, jako społeczność, wydarzenia te powinniśmy potraktować jako kubeł zimnej wody, pokazujący, że choć wiele pracy już wykonaliśmy, to wciąż dużo mamy jeszcze do zrobienia. I choć społeczność jest sporych rozmiarów, to potrzeba jeszcze, by była odpowiednio silna.

Bo co na widok świecących pustkami trybun powiedzą ludzie spoza "branżuni"?

Każdy, któremu na losach polskiego esportu zależy powinien zastanowić się, czym właściwie jest spowodowana tak niska frekwencja na dwóch bardzo ciekawych eventach, jak zapobiec temu, by podobne sytuacje w przyszłości nie miały miejsca i co organizatorzy muszą poprawić, by nie powielać błędów, które już się przydarzył innym?