Spencer "Hiko" Martin to jedna z legend północnoamerykańskiej sceny Counter-Strike'a. 28-letni dziś zawodnik w swojej karierze wielokrotnie grywał na Majorach, a także miał okazję reprezentować barwy najbardziej uznanych ekip zza oceanu.

W ostatnich latach Martina kojarzono głównie z Teamem Liquid, gdzie spędził niemal półtora roku. Niemniej od dłuższego czasu Amerykanin znajduje się poza światową czołówką i próbuje przynajmniej częściowo przypomnieć o sobie kibicom pod banderą Rogue. W rozmowie z serwisem Unikrn doświadczony zawodnik opowiedział co nieco na temat swoich wrażeń odnośnie przeskoku z ogromnej do małej organizacji:

Różnica po przenosinach z czołowej organizacji, która posiada wiele liczących się na świecie drużyn i niemalże nieskończony budżet, do drużyn takich, jak Rogue czy compLexity, jest zauważalna – zaczął Hiko. – Organizacje takie jak Liquid zatrudniają wielu pracowników. Jeśli potrzebowałeś się z kimś skontaktować, miałeś dziesięć osób, do których mogłeś się zwrócić. Z kolei w mniejszych organizacjach to już nie takie proste. Personel jest zwykle dość wąski. Czasami może być tak, że menadżer zarządza jednocześnie czterema czy też pięcioma drużynami, podczas gdy w większych organizacjach każdy zespół ma swojego własnego menadżera. W Rogue wszystko wydaje się być bardziej osobiste. Nie musisz niczego ubierać w wyszukane formułki, gdy chcesz o coś zapytać, bo to ludzie, których znasz, z którymi rozmawiasz. Może nie każdego dnia, ale kiedy już z nimi rozmawiasz to czujesz, że im zależy i nie jesteś dla nich po prostu graczem numer 4, wiedzą jak się nazywasz, wiedzą czego chcesz. Tak czy inaczej, wszystko ma swoje zalety, sam też nie umiem wybrać co bardziej mi odpowiada – dodał.

Początki 28-letniego riflera w Rogue nie wyglądały kolorowo, zwłaszcza że drużyna bardzo długo nie potrafiła ustabilizować swojego składu. Także w tym roku w ekipie doszło już do kilku przetasowań, a najświeższe z nich miało miejsce w maju, gdy to Ricky "Rickeh" Mulholland zajął miejsce pozyskanego trzy miesiące wcześniej Anthony'ego "gMd" Guimonda. Sam Spencer przyznaje, że ruch taki był jak najbardziej uzasadniony:

gMd trafił do nas, gdyż sądziliśmy, że potrzeba nam nieco świeżej krwi. W tamtym okresie na rynku nie było zbyt wielu wolnych zawodników, dlatego też postanowiliśmy zaangażować kogoś z potencjałem – przyznał Amerykanin. – Myślę, że udowodnił on na co go stać i tchnął nowe życie w nasz zespół, który przechodził wtedy przez dość trudny okres. Niestety to działało tylko krótkoterminowo, bo w szerszej perspektywie jego gra nie poprawiała się tak, jakbyśmy tego chcieli. Wydaje mi się, że on sam dobrze wiedział do czego to zmierza, zwłaszcza że zmagał się także z pewnymi sprawami poza grą. Miał spore problemy osobiste, z którymi musiał sobie radzić, więc oczywistym było dla nas, że musimy szukać zastępstwa – zakończył.

Pełny zapis rozmowy ze Spencerem "Hiko" Martinem w języku angielskim można znaleźć pod tym adresem.