Finiszujący powoli 28. sezon ESEA Mountain Dew League nie był najszczęśliwszy dla Virtus.pro oraz PRIDE. Oba zespoły prezentowały się słabo i o dalszy ligowy byt będą musiały walczyć w barażach. Dziś jednak w spotkaniach kończących etap ligowy i jednym, i drugim udało się odnieść przekonywujące zwycięstwa.

Virtus.pro 16 : 7 iGame.com

(ESEA Mountain Dew League)
16 10 Nuke 5 7
6 2

Pierwsze minuty ewidentnie przebiegały po myśli iGame.com, ale nic dziwnego, bo to właśnie fińska formacja wpisała na swoje konto pistoletówkę. W teorii dawało to graczom z północy kontynentu sporą przewagę zarówno ekonomiczną, jak i psychiczną, ale Virtus.pro szybko zdołało otrząsnąć się po tym niepowodzeniu i przystąpiło do kontrofensywy. A efekty tego były widoczne gołym okiem, bo nagle to Polacy stali się stroną dominującą, w czym spora zasługa rozgrywającego bardzo dobrze zawody Filipa "NEO" Kubskiego. Zespół doświadczonego 31-latka zanotował m.in. serię siedmiu wygranych z rzędu rund i na przerwę schodził z prowadzeniem 10:5.

W drugiej połowie wygrana Virtusów ani przez moment nie była zagrożona. Podopieczni Jakuba "kubena" Gurczyńskiego najpierw okazali się lepsi w strzelaniu z pistoletów, a potem pewnie kroczyli przed siebie po zwycięstwo. A iGame tylko dwukrotnie zdołało przedrzeć się przez pewnie grającą obronę rywali, wobec czego nie miało innego wyjścia, jak uznać ostatecznie ich wyższość wynikiem 16:7.


PRIDE 16 : 7 Epsilon eSports

(ESEA Mountain Dew League)
16 11 Train 4 7
5 3

Podczas rozgrywanego na Trainie pojedynku Epsilon boleśnie przekonało się, że wygrana pistoletówka często nie ma żadnego znaczenia. Miksowy skład, w którym występował m.in. Oskar "oskarish" Stenborowski, bardzo szybko musiał bowiem ustąpić pola PRIDE, które w obronie radziło sobie nadspodziewanie dobrze. Dość powiedzieć, że na przestrzeni całej pierwszej połowy polska formacja tylko czterokrotnie skapitulowała, a w pozostałych przypadkach powiększała swój dorobek. Nic więc dziwnego, że tuż przed zmianą stron mogła się pochwalić aż siedmiopunktowym prowadzeniem.

Aby jeszcze realnie myśleć o comebacku, Epsilon musiało zgarnąć pierwszą rundę pierwszej połowy, ale ta także wpadła na konto Macieja "Luza" Bugaja i jego kolegów. W kolejnych minutach przewaga PRIDE stale rosła, a Polacy tylko przez chwilę pozwolili sobie na drobną zadyszkę. To właśnie wtedy ekipa oskarisha wzbogaciła się o trzy oczka, ale te w końcowym rozrachunku nie miały żadnego znaczenia, bo to w pełni polska drużyna mogła koniec końców świętować spokojne zwycięstwo w stosunku 16:7.


Ostatecznie Virtus.pro zakończyło zmagania na 20. miejscu z 21 punktami na koncie. Z kolei PRIDE zgromadziło o sześć oczek mniej i zajęło 24. lokatę. Oba zespoły już za jakiś czas powalczą o utrzymanie podczas baraży.