Pamiętacie czasy, gdy byliście małymi dziećmi, a do Waszych rodziców przyjeżdżali goście ze swoimi pociechami? A może znacie to wydarzenie z perspektywy rodzica? Posłuchajcie więc przypowieści o pewnej osobie zwanej Toir. Toir ów był duszą towarzystwa i miał dom o niemałym metrażu. Dzięki temu to on był gospodarzem większości spotkań grupy znajomych. Przyjaciele odwiedzali go razem z dziećmi. Toir zapraszał swoich dorosłych przyjaciół do swojego pokoju gościnnego, zaś dziatwa bawiła się w pokoju na poddaszu. I tak mijały kolejne godziny – dzieci sobie, a dorośli sobie.

Toir jako wzorowy gospodarz chciał, by jego goście czuli się dobrze, dlatego to on dbał o dystans ich i dzieci, zaglądając co jakiś czas do tych drugich aby sprawdzić, czy bawią się grzecznie. Jeśli tak, wraca do gości, którzy są mu bliżsi. Jeśli nie, stara się uspokoić młodzieńców, dając słodycze w zamian za grzeczne zachowanie. Najważniejsze dla niego było, żeby nie przeszkadzały swoim rodzicom, które korzystając z odwiedzin u znajomego chcą nieco odsapnąć od swoich pełnych energii dzieci. Zresztą dorośli i dzieci bawią się przecież w zupełnie inny sposób.

Na pozór wszystko układa się po myśli obydwu grup – dorośli mają czas dla siebie i mogą odsapnąć w gronie przyjaciół, zaś dzieci mają z kim się bawić i wesoło spędzają czas. Ale nie wszystkie dzieci są tak pokorne i grzeczne. Wiele z nich ciekawi, co dzieje się przy stole ich opiekunów. Niektóre z nich rozpoczęły poszukiwania swoich rodziców, którzy niespecjalnie byli tym faktem zadowoleni. Zwolennikiem takich wybryków młodzieży nie był również sam Toir. Postanowił więc zrobić coś szalonego i po zaprowadzeniu dzieci na górę zamknął drzwi do pokoju gościnnego, aby nikt nie przeszkadzał. To oczywiście nie podoba się dzieciom, które słysząc dobre zabawy swoich opiekunów coraz to bardziej napierają na drzwi.

Jak się już pewnie domyśliliście, cała ta historyjka ma odzwierciedlenie w obecnej sytuacji LoL-a na europejskiej scenie. Przy stole dorosłych siedzą ekipy z EU LCS, które chcą być pewne, że pozostaną przy swoich siedzeniach nawet mimo usilnych starań młodych i gniewnych. Tymi są oczywiście europejskie ekipy spoza EU LCS, które teraz mogą tylko marzyć o stole dorosłych i wyobrażać sobie, jak dobrze się tam bawią.

Oprócz analogii można dostrzec też kilka różnic. Pierwsza z nich to brak bezpośrednich relacji między obydwiema grupami. Poza Misfits i ich akademią żadna formacja z EU LCS nie miała swojego reprezentanta podczas European Masters, czyli największego turnieju dla ekip spoza czołowej dziesiątki. To powoduje brak zainteresowania ze strony czołówki, do czego później wrócimy.

Druga to dojrzałość dzieci. O ile w przytoczonej historii można uwierzyć w pokorę dziatwy, to "młodzieńcy" z europejskiej sceny nie są tacy naiwni. Wiedzą, że nawet wspomniane słodycze są tylko tymczasowym uspokajaczem. Zresztą, my wszyscy niedawno zostaliśmy uraczeni kolejnym cukierkiem. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy – nie jest on najsłodszy.

Największym problemem obydwu sytuacji w mojej ocenie jest to zamknięcie drzwi, czy też pozostając już do końca artykułu poza sferą analogii - brak kontaktu między ekipami z EU LCS i regionalnych lig. To wywołane jest rzecz jasna franczyzą oraz wiążącym się z nią odejściem od relegacji. Ta niezniszczalna kłódka powoduje jednak, że podczas gdy każdy (z Riot Games na czele) ekscytuje się EU LCS, pozostałe turnieje schodzą na dalszy plan, który w porównaniu z najbardziej prestiżowymi rozgrywkami jest ledwo widoczny.

Problemem nie jest ta różnica sama w sobie – EU LCS jest i będzie na najwyższym szczeblu rozgrywek LoL-a na Starym Kontynencie, bo powinno być. Ale gdy organizacje z czołowej dziesiątki mają w nosie turnieje pokroju EU Masters i wolą inwestować w nazwiska, a nie talenty, to powstaje mocna stagnacja na scenie. Bo zastanówmy się – czy H2K faktycznie powinno kombinować z przenosinami Caedrela na dżunglę, czy też lepiej byłoby dla nich zainwestować w nowego junglera. A jeśli to drugie, to skąd takiego wziąć, skoro fakt istnienia European Masters spływa po nich jak woda po kaczce?

Główne więc pytanie – jak sprawić, że drużyny z EU LCS zainteresują się EU Masters i poszukają tam talentów?

Moja odpowiedź na nie: zorganizujmy turniej między czołówką EU Masters oraz dolną grupą ekip z LCS. Coś na wzór Promotion Tournament, ale bez możliwości awansu do EU LCS. Na pozór turniej o przysłowiową pietruszkę, lecz nie do końca. Zyskałyby na tym przynajmniej trzy strony, a straciłaby potencjalnie jedna.

Dla Riot Games mogłaby to być okazja do poprawy wizerunku swojej marki oraz EU Masters, bo w obecnej sytuacji Paweł "delord" Szabla oraz inni już nieraz dali wyraz niezadowolenia z obecnej polityki Riotu. Dla organizacji z EU LCS byłaby to realna szansa sprawdzenia, czy warto inwestować w nowych zawodników, o których elita europejskiej sceny LoL-a jeszcze nie słyszała. O utratę miejsca w LCS żadna z drużyn i tak nie musiałaby się martwić. I wreszcie dla zawodników z EU Masters byłaby to okazja do pokazania się w meczach z najlepszymi ekipami Starego Kontynentu. Potencjalne zwycięstwo choć w jednym meczu takiego turnieju mogłoby otworzyć furtkę, która – przypominam jak mantrę – pozostaje zamknięta na przynajmniej trzy spusty.

Jedyną pokrzywdzoną stroną, o której wspomniałem mogliby być sami zawodnicy z EU LCS. Ale franczyza nie ma na celu zapewnić stabilizacji im, a raczej samym organizacjom. Gracze sami muszą pokazać się z jak najlepszej strony, jeśli chcą udowodnić, że są godni bycia w pięćdziesięcioosobowej grupie czołowych zawodników Europy, którzy co tydzień walczą z mniej lub bardziej równymi sobie. Jeśli przegrają w starciach z zespołami z European Masters, to będzie dla nich przynajmniej kubeł zimnej wody nakazujący wzięcie się do jeszcze intensywniejszych treningów. W gorszym scenariuszu może to być początek końca ich kariery, lecz jak mawia stare powiedzenie – umarł król, niech żyje król. Nawet weterani sceny muszą w końcu odpuścić zwłaszcza, jeśli ustępują umiejętnościami innym graczom.

Reasumując – brak kontaktu między drużynami z EU Masters i EU LCS powoduje, że organizacje z top 10 Europy i ich zawodnicy LoL-a nie muszą się przejmować nawet wynikiem 0-18 na koniec fazy zasadniczej. To jest też blokada dla graczy z regionalnych lig, którzy – delikatnie mówiąc – nie są zadowoleni z obecnego formatu. Zawody między ekipami z EU Masters i EU LCS wydają się być kluczem – nie tylko do kłódki od furtki między obydwiema grupami, ale również do naprawy (choć w pewnym stopniu) kondycji europejskiej sceny LoL-a. A ta – poza EU LCS – leży i kwiczy.

Śledź autora tekstu na Twitterze JaroThe3rd