Walka pomiędzy producentami dwóch najpopularniejszych gier z gatunku battle royale, czyli PlayerUnknown’s Battlegrounds oraz Fortnite: Battle Royale, cały czas trwa. Co chwilę widzimy kolejne marketingowe zagrywki obu stron, co oczywiście napędza rozwój tych gier, lecz nie o tym dzisiaj. Obydwie firmy od dawna pokazywały, że są zainteresowane wprowadzeniem swoich tytułów do szeroko pojętego świata esportu. Pytanie jednak, który z wyżej wymienionych producentów lepiej orientuje się w tym, jak w ogóle ma w esport wejść?

Polityka esportowa producentów obu gier

Zacznijmy od PlayerUnknown’s Battlegrounds. Deweloperzy z PUBG Corp. częściowo ujawnili swoje zamiary odnośnie uruchomienia struktur esportowych podczas konferencji prasowej w Berlinie. W Niemczech zapowiedziano pięcioletni plan rozwoju sceny esportowej, w którym zawarto utworzenie profesjonalnych lig w czterech największych regionach na świecie: Ameryce Północnej, Europie, Korei Południowej oraz Chinach. Rozgrywki te mają ruszyć już w przyszłym roku, a najlepsze zespoły mają następnie rywalizować na mistrzostwach świata. Tylko dlaczego miałoby to w ogóle interesować potencjalnych inwestorów? A no dlatego, że będą to w jakiś sposób unormowane, zorganizowane i regularnie odbywające się rozgrywki. Dodatkowym kąskiem dla inwestorów oraz organizacji esportowych jest także to, że PUBG Corp. ma zamiar dzielić się zyskami ze sprzedaży sygnowanych logotypami drużyn skórek, które pojawią się w grze podobnie jak w przypadku zakończonego nie tak dawno temu PUBG Global Invitational Berlin 2018.

fot. PUBG Corp. / twitter.com/Ninja

A skoro już jesteśmy przy PGI Berlin 2018, to chyba warto nadmienić jak wielkim sukcesem okazał się być ten turniej, w którym do wygrania było przecież zaledwie 2 miliony dolarów. Organizatorzy w końcu zdecydowali się lepiej zareklamować swój produkt. Informacje o PGI pojawiły się w kliencie gry jako odmienne lobby, w samej rozgrywce jako dodatkowe skórki oraz graffiti na ścianach budynków, a bilbordy były rozwieszane nawet na kilkupiętrowych blokach mieszkalnych w Berlinie. Dodatkowo, nie od dziś wiadomo, że PUBG jest niesamowitym hitem w krajach azjatyckich, przez co do oglądalności należy wliczać chińskie i koreańskie streamy, których zresztą było sporo. Szczytowa liczba widzów PGI Berlin 2018 wyniosła ponad 60 milionów osób, z czego aż 59 milionów to właśnie oglądający azjatyckie transmisje. Widz to widz i na pewno znajdą się osoby, które stwierdza, że liczby te są naciągane, ale przecież sami doskonale wiedzą jak wielka jest społeczność azjatyckich serwerów PUBG oraz entuzjastów esportu w Chinach. Warto też nadmienić, że najwięcej osób oglądało rozgrywki profesjonalistów, a nie charytatywny mecz pokazowy z udziałem najpopularniejszych streamerów świata.

I właśnie w tym miejscu musimy przyjrzeć się temu wszystkiemu nieco dokładniej. PUBG Corp. nie ma zamiaru opierać profesjonalnych rozgrywek na popularności poszczególnych streamerow, youtuberów i innych influencerów. We wszystkich poważnych turniejach w PUBG widzimy tylko i wyłącznie profesjonalistów, którzy reprezentują organizacje esportowe, a nie swoje kanały na Twitchu. Światy zawodowców i influencerów ścierają się zatem tylko w przypadkach turniejów charytatywnych. Nadchodzące wielkimi krokami profesjonalne ligi są kolejnym dowodem na to, że producenci gry chcą prawdziwego esportu, a nie zbijania wyświetleń na medialności poszczególnych osobistości. Największa część widzów PUBG najwidoczniej chce oglądać taktyki, sposób gry profesjonalistów i ich zachowania, skoro nawet w przypadku PGI w Berlinie najwięcej oglądających odnotowano właśnie podczas rozgrywek prosów. Dodatkowo patrząc na poczynania producenta gry od razu możemy zauważyć, że profesjonalnych zmagań jest po prostu więcej, podczas gdy gwiazdy są zapraszane tylko do charytatywnych oraz pokazowych meczów, których do tej pory było zaledwie parę i sprawiały wrażenie odpowiedzi na ruchy Epic Games. Kiedy tylko regularne rozgrywki zaczną dobrze działać, profesjonalni zawodnicy z biegiem czasu staną się gwiazdami, a przecież wszyscy doskonale wiemy, że gwiazdy ze streamów itd. na pewno nie staną się profesjonalistami, bo i po co miałyby tego chcieć?

fot. ESL

Na temat rozwoju sceny oraz aktualnego stanu PUBG wypowiedział się jeden z reprezentantów Izako Boars – Piotr "Mezalias" Grabowski:

Na samym początku, kiedy esport w PUBG dopiero się rozwijał, było bardzo ciężko o organizacje turnieju, można nawet powiedzieć, że była to tylko możliwość dla największych lig PUBG, a stworzenie małej, regionalnej było wręcz niemożliwe. Na początku tego roku, twórcy PUBG przedstawili nam 5 letni plan na rozwój esportu. Zawsze głównym problemem było podejście firmy Bluehole do organizatorów lig i turniejów. Początkowo była duża swoboda oraz pole do popisu przez firmy tworzące tego typu wydarzenia. Wszystkie zmieniło się wraz z ogłoszeniem PUBG Global Invitational Berlin 2018. W ostatnie miesiące gra zmieniła się dramatycznie, oczywiście na plus. Bardzo dużo dobrych zmian, co świadczy o tym, że PUBG Corp. zależy na rozwoju środowiska esportowego, czego oczywiście nie mogliśmy doświadczyć w zeszłym roku, gdzie było wręcz przeciwnie. Gra w dalszym ciągu boryka się z paroma problemami, lecz z każdym nowym patchem jest coraz lepiej. W przyszłym roku PUBG Corp. chce, aby powstały regionalne ligi, oraz aby wytypować najlepsze zespoły z konkretnych obszarów, a także by utworzyć globalne mistrzostwa. Plan na rozwój esportu w PUBG jest bardzo dobry i jeżeli nic się nie zmieni, to będzie to jedna z najlepszych gier esportowych.

Przejdźmy zatem do polityki rozwoju esportu ze strony Epic Games, czyli deweloperów aktualnie najpopularniejszej gry. Fortnite zrobił ogromne boom w branży gier komputerowych, lecz pierwsze zawody zobaczyliśmy podczas tegorocznego E3, gdzie zorganizowano Fortnite Pro-Am. Pierwszy turniej, który w jakimś stopniu zakrawał o esport, w pewnym momencie przyciągnął przed ekrany ponad 2,1 miliona unikalnych widzów. To naprawdę rewelacyjny wynik, biorąc pod uwagę fakt, że Fortnite nie jest szczególnie znany w azjatyckich krajach. Już wtedy producenci gry zapowiedzieli, że w sezonie 2018/19 wyłożą aż 100 milionów dolarów na pule nagród w organizowanych przez siebie turniejach. Organizacje esportowe masowo zaczęły ogłaszać dywizje Fortnite’a, gdy tylko dowiedziały się o takim nakładzie finansowym ze strony producenta gry. A przecież producenci poinformowali wtedy również o chęci utworzenia Mistrzostw Świata w Fortnite’a. No więc mamy 100 milionów dolarów w nagrodach i potencjalnie wielki turniej na koniec sezonu, tylko jak to wygląda w praktyce?

Na początku lipca Epic Games poinformowało o pierwszej esportowej inicjatywie, czyli o utworzeniu weekendowych turniejów o nazwie Summer Skirmish. Jak sama nazwa wskazuje rozgrywane są one tylko w okresie wakacyjnym. Mamy więc osiem weekendów, osiem edycji zawodów oraz osiem milionów dolarów w puli nagród. Tylko teraz pozostaje zadać pytanie, dlaczego ciągle oglądamy w nich głównie streamerów oraz twórców filmów na YouTube? Mało tego, dlaczego lista uczestników zmienia się niczym w kalejdoskopie z tygodnia na tydzień? To zapewne dlatego, że Epic Games wciąż skupia się na tym, żeby turnieje te były promowane przez wszystkich biorących w nich udział twórców. Tylko gdzie w tym wszystkim prawdziwy esport? Trudno jest sobie wyobrazić zapraszanie drużyny streamerów na większe turnieje w CS:GO, LoL-a czy też StarCrafta. Mimo wszystko Fortnite żyje i ma swoją popularność głównie dzięki ogromnemu zaangażowaniu influencerów, a więc nie może tak po prostu odejść od tego typu promocji swojej gry. Szkoda tylko, że osoby, które mają niesamowite umiejętności i grają profesjonalnie niejednokrotnie muszą ustąpić miejsca komuś, kto przyciąga publikę swoim charakterem, a nie talentem.

fot. AGO Esports

Jeden z najlepszych zawodników Fortnite'a w Polsce – Igor “Povity” Zieliński – również postanowił wypowiedzieć się na temat esportu w produkcji Epic Games:

Polityka dot. esportu deweloperów Fortnite jest bardzo specyficzna. Epic Games od miesięcy nie uchyliło nam rąbka tajemnicy na temat jakichkolwiek działań z ich strony, natomiast ciężko nie zauważyć, że robią wszystko co w ich mocy, aby to wypaliło. Ogłosili turniej z pulą 8 mln dolarów, który jest podzielony na tygodnie, a każdy z nich na inną punktację rozgrywek. Łatwo wywnioskować, że szukają formatu, który będzie odpowiadał graczom, jak i widzom. Na ten moment działają mega spontanicznie, czego dowodem jest turniej z pulą 1,5 mln dolarów w Ameryce. W momencie, w którym go ogłoszono, nie było już biletów na sprzedaż. Myślę, że powinniśmy dać deweloperom więcej czasu, a na pewno nas nie zawiodą. Cotygodniowe aktualizacje udowadniają, że robią wszystko z głową i niech tak pozostanie. Potencjał jest ogromny, wystarczy go teraz dobrze rozplanować.

Wady i zalety obu gier

Poruszę więc główne bolączki obu gier, które wytykają wszyscy entuzjaści esportu, mówiąc, że tytuły te nie nadają się na zostanie prawdziwym sportem elektronicznym. Pierwszym dużym problemem dwóch najpopularniejszych battle royale’i są, mówiąc delikatnie, dość słabe tryby obserwatora, przez które oglądanie zmagań może wydawać się lekką katorgą dla widza. Producenci Fortnite’a zaprezentowali tryb obserwatora już podczas turnieju na E3. Fani byli tym faktem niesamowicie podekscytowani, zwłaszcza zważając na to, że tryb ten miał być odpowiedzią na słabo działający system oglądania gry w PUBG. Jak się potem okazało zamiast konkretnego trybu obserwatora rodem z prawdziwego esportowego tytułu otrzymaliśmy zwykłą możliwość śledzenia tego, co widzą poszczególni gracze. Nie było więc ciekawszych ujęć, ani żadnych możliwości obejrzenia tego, co dzieje się w rozgrywce w całości. Momentami mogliśmy zobaczyć szerzej jak wygląda dane miejsce z innej perspektywy, ale nadal było to fatalne rozwiązanie pod względem przejrzystości. Warto podkreślić w tym miejscu, że Epic Games znów skupiało się na tym, byśmy widzieli to, co robi Ninja i inne gwiazdy, aniżeli ekscytowali się całokształtem taktyk oraz zmagań.

Gorzej z trybem obserwatora było jednak podczas pierwszych turniejów w PUBG, gdzie niejednokrotnie pojawiały się niezrozumiałe problemy. Widzowie nieraz sami nie wierzyli swoim oczom, gdy gracze na ekranach strzelali co najmniej pięć metrów obok nieruchomego celu, a ten otrzymywał obrażenia. Oprócz tego pojawiały się także dziwne błędy wizualne takie jak np. bronie wiszące obok postaci, zamiast w ich dłoniach lub na plecach. Nie mówiąc już o strasznej desynchronizacji trybu obserwatora z grą, co sprawiało, że widzieliśmy jak zawodnicy strzelają przez zamknięte drzwi lub zanim dobrze wychylali się zza przeszkody. Problemy te były wszechobecne na wszelkich rozgrywanych turniejach, aż do niedawna, kiedy PUBG Corp. postanowiło wziąć się do roboty. Oglądanie profesjonalnych zmagań przy okazji ostatniego PGI było naprawdę przyjemne, a aspekty taktyczne nie były pomijane. To właśnie w tej kwestii PUBG najbardziej imponuje, bo na oficjalnych streamach często widzimy całą mapę, dzięki czemu możemy zauważyć jakie strategie postanowili zastosować zawodnicy. Ponadto mamy również szerokie widoki z góry, z pierwszej osoby, a produkcja stara się nawet dzielić ekran na kilka obszarów, gdzie dzieje się akcja, co sprawia, że rozgrywka w PUBG jest naprawdę dobrze ukazana. Szkoda tylko, że zrobiono to tak późno, a łatka słabego trybu obserwatora pozostała.

fot. PUBG Corp. / Epic Games

Jest jeszcze kwestia losowości obu gier. To chyba kolejny temat, który mocno odstrasza fanów esportu, którzy z profesjonalnymi rozgrywkami w battle royale’ach nie mieli zbyt dużo do czynienia lub też przypuszczają, że sporo o nich wiedzą, bazując na odczuciach z normalnych potyczek, które rozegrali sami albo ze znajomymi. Otóż losowość w kwestii przedmiotów czy też pojawiania się kolejnych stref jest w pewien sposób regulowana przez producentów gier, którzy narzucają organizatorom turniejów dokładne ustawienia określające procentowe możliwości pojawienia się danego przedmiotu, a także czas, po jakim kolejne strefy zaczynają się zmniejszać. Ponadto warto też zauważyć, że jeśli losowość pojawiających się przedmiotów oraz stref miałaby aż tak duży wpływ na rozgrywkę, jak niektórzy myślą, to widzielibyśmy efekty w wynikach profesjonalnych drużyn. A jednak drużyny uważane przez śledzących profesjonalne zmagania za najlepsze przyjeżdżają na turniej i w ośmiu rozgrywanych starciach zajmują czołowe miejsca w tabeli, zamiast kończyć je na zupełnie różnych lokatach. Gracze muszą wiedzieć gdzie wylądować, jak reagować na ruchy przeciwników w początkowym etapie rozgrywki oraz jak zachować się, gdy strefa pojawi się w niekorzystnym dla nich miejscu. Losowość przedmiotów ma tutaj naprawdę znikome znaczenie.

Poruszmy więc różne aspekty rozgrywki samego PUBG. Battle royale ze stajni Bluehole w moim uznaniu jest bardziej przystępny dla laika, który ogląda rozgrywki, ale sam nigdy nie grał w dany tytuł. PUBG w kwestii przystępności dla widza jest podobne do CS:GO. Rozgrywka jest prosta, a jeżeli coś jest niejasne, to po obejrzeniu jednej lub dwóch potyczek w zasadzie wiemy już wszystko na temat podstaw gry. Problemy pojawiają się jednak, gdy jesteśmy już nieco bardziej zaangażowani w esportowe zmagania w PUBG, lecz nie interesujemy się jakoś szczególnie aspektami taktycznymi, a raczej skupiamy się na fragach i interesujących akcjach. Na te zazwyczaj trzeba nieco poczekać, bo pierwsze strefy zwykle mogą sprawiać wrażenie nudnych dla szukającego wrażeń widza. Warto jeszcze wspomnieć o nowym projekcie PUBG Corp., czyli FIX PUBG. Od paru miesięcy entuzjaści produkcji zauważają, że deweloperzy w końcu zaczęli słuchać opinii graczy i naprawiają wszystkie problemy oraz wprowadzają wiele urozmaiceń i udogodnień do rozgrywki. Zresztą na konferencji prasowej w Berlinie Brendan Greene, czyli główny projektant PUBG, jasno stwierdził, że gra nadal nie jest gotowa na esport, ale będzie już na początku 2019 roku. Możemy zatem oczekiwać jeszcze więcej usprawnień, które sprawią, że esport w PUBG nie będzie postrzegany jak rozgrywki halówki - niby piłka, ale nadal mniej szanowana i interesująca.

Co zaś się tyczy Fortnite’a, to w jego przypadku nie powiedziałbym, że rozgrywka jest przyjazna dla niedzielnego widza. Oczywiście absolutne podstawy gry są praktycznie identyczne jak w PUBG, a więc nie powinny sprawiać problemu, ale do tego wszystkiego mamy jeszcze budowanie, portale, high ground i bronie, które potrafią zadziwiać nie tylko swoim wyglądem, ale i samą zasadą działania. Zatem Fortnite bez dwóch zdań może być niezrozumiały w niektórych sytuacjach dla osoby, która gry nie uruchomiła ani razu. Tylko trzeba jednak wziąć pod uwagę to, że ta różnorodność, ubrana w bajkową wręcz grafikę, przyciąga widza. Na dodatek mnogość wszystkich elementów rozgrywki sprawia, że jest ona o wiele bardziej dynamiczna, a wszystkie najważniejsze akcje wyglądają na epickie, nawet jeśli nie do końca wiemy, co zobaczyliśmy na ekranie. Poza tym Epic Games regularnie modyfikuje rozgrywkę, wprowadzając cotygodniowe aktualizacje i nowe sezony, co sprawia, że gra cały czas żyje i ma się dobrze. Teraz tylko trzeba te wszystkie plusy przekuć na esport, a z tym niestety Epic Games wydaje się mieć problemy.

Podsumowując, obie gry mają swoje plusy i minusy jeżeli chodzi o samą rozgrywkę, ale to deweloperzy PUBG na ten moment lepiej radzą sobie pod względem rozwoju esportowych zmagań w swojej produkcji. W przypadku PUBG mamy konkretne działania, jasną strukturę i ewidentne plany, z drugiej strony mamy Fortnite’a i piękne 100 milionów dolarów na turnieje, tylko nikt tak naprawdę nie wie kto będzie uczestniczyć w tych turniejach i czy kiedykolwiek zobaczymy jakieś ustrukturyzowane ligi lub zawody. Na ten moment słyszymy dużo o pieniądzach i innych pięknych liczbach, co omamiło niektórych na tyle, że turnieje influencerów są dla nich ważniejsze od tych, w których występują esportowcy.