Konieczność przekładania spotkań i niekończąca się saga problemów z ich natłokiem czy wycofywaniem się z rozgrywek – to zdecydowanie jeden z najpoważniejszych problemów, z jakim muszą radzić sobie czołowe organizacje w Counter-Strike'u. Przykładów nie trzeba szukać daleko. Takim przeciwnościom musieli stawić czoła zawodnicy AGO Esports czy Teamu Kinguin, a więc topowych drużyn na polskiej scenie. Rozwiązania nie znaleziono. Pingwiny musiały poświęcić sezon w Polskiej Lidze Esportowej, a Jastrzębie wywołały burzę wśród esportowej społeczności, próbując za wszelką cenę dograć do końca wszystkie spotkania w kwalifikacjach online.

Napięty harmonogram nie bierze się z niczego. Co rusz przypływają do nas informacje o nowych ligach i turniejach. Organizacje zostały więc postawione przed trudnym zadaniem – wyborem tych najkorzystniejszych dla zespołu rozgrywek. Ligi rozgrywane w internecie zaczynają powoli odchodzić do lamusa. – Przy tylu świetnych turniejach z coraz większą liczbą BO3, ligi online stały się przestarzałe – twierdzi Janko "YNk" Paunović – trener MIBR-u i nie sposób się z Serbem nie zgodzić. Szczególnie, że w przypadku tych największych rozgrywek zmagania przez sieć mają niezwykle sztywny kalendarz i choć jest on przystosowany do wyjazdów na turnieje lanowe, nieraz spotykamy się z sytuacją, że drużyny muszą rozgrywać swoje spotkanie po wyczerpującej podróży lub grając zza granicy. A wszystko po to, aby uniknąć walkowera. Dokładnie tak było w jednym z najważniejszych pojedynków dla Teamu LDLC.com w ESEA Mountain Dew League. Zespół z Europy niedługo po ponad 15-godzinnym powrocie z turnieju w USA musiał stawić się na serwerze celem rozegrania pojedynku w ćwierćfinale ligi.

W czym więc leży źródło omawianego problemu? Na pewno jednym z aspektów jest wejście na scenę coraz większej liczby firm. Do pewnego czasu organizacją turniejów międzynarodowych zajmowali się tylko ci najwięksi – ESL, DreamHack czy StarLadder. Dziś konkurencja jest absolutnie nieporównywalna, co akurat z punktu widzenia poziomu zmagań jest korzystne, bowiem każda z firm chce zaprezentować coś unikatowego, wyróżniającego ją na tle innych. Z drugiej jednak strony kalendarz jest aż przesycony turniejami, szczególnie tymi, których pula nagród oscyluje wokół 100 tysięcy dolarów. Liczby nie kłamią: w 2018 roku odbyło się lub odbędzie o 12 więcej turniejów z nagrodami od 100 tysięcy wzwyż niż w w roku ubiegłym. To absolutna przepaść. W 2017 na jeden miesiąc przypadało średnio 2,9 takiej imprezy (ciągle zdecydowanie za dużo), kiedy w tym roku ta przeciętna wynosi już 3,9 turnieju przypadającego na każde 30 dni.

Porównanie liczby turniejów w ostatnich dwóch latach
Pula nagród 2017 2018*
100 - 199 tys. $ 16 19
200 - 299 tys. $ 7 12
300 - 499 tys. $ 4 6
500+ tys. $ 8 10
Suma 35 47
* Uwzględniono wszystkie zapowiedziane do końca roku turnieje

Idąc dalej, w obecnej sytuacji kibice mogą emocjonować się statystycznie prawie w każdym tygodniu jednym turniejem z pulą nagród wynoszącą co najmniej 100 tysięcy dolarów. Z racji, że rok liczy sobie 52 tygodnie, wynik 47 wydarzeń CS-owych sprawia, że czysto teoretycznie tylko w 5 tygodniach fani strzelanki muszą obejść się smakiem. Jedni powiedzą, że to bardzo dobry trend, ponieważ nie mogą narzekać na nudę. Inni zaś zaczną odczuwać przesyt spotkań, a każde takowe wydarzenie prawdopodobnie zdecydowanie straci na prestiżu. I wśród tego drugiego grona jestem ja. Siadając przed ekranem monitora i śledząc rozgrywki czołowych zespołów na świecie nie czuje już tej ekscytacji co dawniej. Zmagania drużyn na scenie stały się tak pospolite, że czasem na siłę próbuję podnieść swoją ekscytację przed meczami, by z wypiekami na twarzy być świadkiem danego meczu. Ale z każdym kolejnym eventem staje się to coraz trudniejsze.

Potencjalny odbiorca stał się bardziej wymagający. Jeśli ma już zasiąść przed transmisją i emocjonować się CS-em w najlepszym wydaniu, to oczekuje czegoś ponadprzeciętnego. Czasem wystarczy po prostu aktualna dyspozycja obu stających naprzeciw siebie ekip. Wiele razy było tak, że średnio zorganizowany turniej "sprzedawał się" wrażeniami, jakie zapewniali nam gracze znajdujący się na serwerze. W ostatnim jednak czasie zdecydowanie rzadziej dochodziło do takich sytuacji. W gruncie rzeczy większość spotkań była rozstrzygana w sposób jednostronny, szczególnie gdy na scenie meldowali się zawodnicy Astralis, a więc absolutni dominatorzy tego roku. Sam FACEIT Major – najważniejszy turniej ostatniego półrocza, mimo sporych problemów technicznych na początku imprezy, reklamował się świetną rozrywką, którą zapewniały nam stykowe mecze, nierzadko kończące się kilkukrotnymi dogrywkami. Odmienny obraz przyniosła natomiast faza play-off, podczas której obserwatorzy żartowali, że najciekawszym pojedynkiem był... showmatch poprzedzający wielki finał imprezy w stolicy Anglii.

scena IEM Katowice Spodek
fot. ESL/Adela Sznajder

Na kwestię dostarczanych nam emocji organizatorzy nie mają jednak wpływu. Co innego na sposób ich przedstawienia, bowiem na tym polu absolutnie można bardzo wiele udoskonalić. I faktycznie, wojna technologiczna przeniosła się także na ten obszar, sprowadzając nas do roli świadków niezwykle prężnie rozwijającej się metody transmitowania meczów czy wzbogacania streamów o drobiazgowe nowinki i kwestie, które umożliwiają łatwiejszy i przyjemniejszy odbiór widowiska. Współczesny kibic nie poprzestaje na śledzeniu walki w grze, ale chce wiedzieć o wszystkich aspektach, które decydują o przebiegu meczu. Dlatego wielkie firmy organizujące imprezy kładą coraz większy nacisk na szatę graficzną prezentowanych danych w trakcie gry, ale także na to, aby przekazać fanom jak najwięcej informacji. Bardziej zaawansowani specjaliści od danego tytułu swoją uwagę skupiają chociażby na ekonomii zespołów czy decyzjach taktycznych, które na tak wysokim poziomie nieraz potrafią zmienić oblicze pojedynku.

Pod lupę warto wziąć także częstotliwość spotkań między czołowymi zespołami. Obecnie są one czymś powszednim. Zespoły te, z wyjątkiem Teamu Liquid, spotykają się w ESL Pro League oraz Esports Champoionship Series. Ponadto bardzo często los kojarzy je ze sobą w turniejach offline, a nierzadko do takiego pojedynku dochodzi nawet w finale. W tym przypadku wziąłem pod uwagę tylko pojedynki rozegrane od startu DreamHack Masters Stockholm, czyli pierwszej dużej imprezy po przerwie wakacyjnej. Jak nietrudno zauważyć,  niektóre pary znają się od podszewki. 

Liczba map rozegranych pomiędzy drużynami z czołówki (29.08.2018 –  18.11.2018)
vs vs vs vs vs vs
6 6 9 8 6 8

Rekordzistami tego okresu są Astralis oraz FaZe Clan. Te dwie piątki walczyły między sobą aż na 9 mapach, z czego aż 5 z nich rozgrywanych była na dużych turniejach. Do ich starć dochodziło najpierw na FACEIT Majorze w Londynie, później na BLAST Pro Series w Kopenhadze, aż wreszcie na Intel Extreme Masters w Chicago. Co ciekawe były to wszystkie wydarzenia, na których jednocześnie pojawiły się wspomniane drużyny. Jeśli Astralis i FaZe znajdą się wśród uczestników jednej imprezy, to prędzej czy później możemy spodziewać się ich batalii. Niewiele rzadziej w ostatnich miesiącach ekipa Ladislava "GuradiaNa" Kovácsa mierzyła się z Natus Vincere czy mousesports. W obu przypadkach rywalizacja odbywała się na 8 mapach. Wszystko to zdarzyło się mniej niż w trzy miesiące. Czy jednak renoma takich meczów nie powinna być budowana poprzez gorączkowe wyczekiwanie na okazję jednej ze stron do dokonania rewanżu?

Przemieszczanie się z miejsca na miejsce to kolejny aspekt, który powoduje, że zespoły prezentują słabszą dyspozycję na miejscu imprezy. Jako dobry przykład może posłużyć rodzime Kinguin, które w listopadzie zalicza prawdziwe interkontynentalne tournee. I choć absolutnie nie zamierzam narzekać na to, że polska ekipa coraz częściej zapraszana jest na różnego rodzaju wydarzenia, to jednak fakt rozmieszczenia ich w czasie i poddaniu się przez Pingwiny swoistej męce, jest dla mnie kompletnie niezrozumiały.

Podróże Kinguin w listopadzie i grudniu
Data Miejsce Nazwa turnieju Odległość od Warszawy (w km) Pula nagród (w $)
1 – 4.11 Los Angeles (USA) cs_summit 3 9 650 150 000
20 – 24.11 Bangkok (Tajlandia) Toyota Master Bangkok 2018 8 100 100 000
29.11 – 02.12 Saint Julian's (Malta) SuperNova CS:GO Malta 1 900 150 000
05.12 – 09.12 Dallas (USA) ESEA Global Challenge + baraże o awans do EPL 8 800 50 000 + 3 miejsca w EPL

Nieco ponad miesiąc – cztery duże, jak na warunki Kinguin, turnieje. Pomijając już czas spędzony w przestrzeni powietrznej, a ten z racji wycieczek do USA i Tajlandii jest naprawdę pokaźny, ekipa Wiktora "TaZa" Wojtasa przejdzie niesamowitą próbę wysiłkową. Z uwagi na liczne rozjazdy polska formacja poświęciła sezon Polskiej Ligi Esportowej i choć ciągle nie mamy jednoznacznej odpowiedzi ze strony organizatorów, to jednak należy oczekiwać, że nasza najwyżej notowana w rankingu piątka, zostanie zdegradowana do drugiej dywizji. To zresztą nieodosobniony problem. Z bardzo podobnymi trudnościami spotkało się wspomniane wcześniej AGO. Jastrzębie w dość kiepskim stylu nie zdołały zdobyć awansu do zamkniętych kwalifikacji do europejskiego Minora. I mimo wcześniejszych niepowodzeń mieliby jeszcze jedną szansę, aby tej sztuki dokonać, jednak w czasie ostatnich eliminacji... będą w Tajlandii – na tym samym turnieju co Pingwiny. Oczywiście nic nie usprawiedliwia wcześniejszych niepowodzeń drużyny, ale czy najważniejszy turniej sezonu, dodatkowo rozgrywany na polskiej ziemi, nie powinien być priorytetem i znaleźć się wyżej w hierarchii niż jedna z wielu imprez roku 2018?

Niestety, prawdopodobnie trendu pojawiania się coraz większej liczby turniejów nie da się zatrzymać. W końcu na scenie pojawia się coraz więcej firm, które skutecznie rywalizują w walce o organizację kolejnych wydarzeń na skale światową. Ci mniejsi muszą jednak liczyć się z tym, że nagrodami w postaci 100 czy 150 tysięcy dolarów raczej nie zachęcą zarówno drużyn do startu, jak i kibiców do wypełnienia hal czy licznego stawienia się podczas transmisji. Ligi internetowe także powoli odchodzą do lamusa i nic dziwnego, że coraz mniej elektryzują fanów. Są jednak szansą dla mniej znanych drużyn na pokazanie się i zyskanie międzynarodowej renomy. Giganci światowego esportu coraz częściej będą zmuszeni powiedzieć pas i bez najmniejszego wzruszenia przejść obok proponowanych turniejów. A kibice postąpią tak samo jak ich ulubieńcy. Bo i po co oglądać zespoły tieru 2 czy 3 walczące o śmieszne, w obecnych czasach, nagrody finansowe.

Śledź autora tekstu na Twitterze – RobinEsport