Dla znacznej części młodych osób granie to bardzo istotny element codziennego życia. Nastolatkowie próbują swoich sił w różnych tytułach, przeważnie tych, które w danym momencie są najbardziej popularne. Wraz z upływem czasu gracze poszerzają swoją wiedzę na temat mechaniki danego tytułu, poprawiają własne umiejętności czy zaczynają interesować się esportowym wymiarem ulubionej gry. Osiągnięcie wysokiego poziomu czy rangi to jeszcze za mało, aby zostać profesjonalnym zawodnikiem, ale pozwala to na puszczenie wodzy fantazji. Kariera gracza utożsamiana jest z możliwością zarabiania dużych pieniędzy czy oddania się temu, co naprawdę kochamy. Jak ze wszystkim, istnieje również druga strona medalu.

W ostatnim czasie swoją przygodę z profesjonalnym Counter-Strike'em zawiesił reprezentant Fragsters, Lucas "Bubski" Andersen. 20-latek przez długi czas zmagał się z problemami zdrowotnymi, aż wreszcie sytuacja wymknęła się spod kontroli. Nie można bowiem lekceważyć problemów z oddychaniem czy regularnych ataków paniki. Nie chciałbym po raz kolejny rozpoczynać dyskusji pod tytułem "czy esport to sport", ale nie ulega wątpliwości, że wspomniane dziedziny mają ze sobą wiele wspólnego. Przede wszystkim obie wymagają poświęcenia i oddania na wielu płaszczyznach. Końcowy sukces jest wypadkową kilku elementów, a tylko od danej jednostki zależy jak wiele zrobi w kierunku jego osiągnięcia.

fot. DreamHack/Adela Sznajder

Chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć, że kontuzje w sporcie są jego nieodzownym elementem. Nie raz dobrze zapowiadający się piłkarz przepadał na dobre po poważnym urazie, po którym nie był w stanie powrócić do optymalnej pozycji. Zarówno w sporcie jak i esporcie poza talentem potrzebna jest odrobina szczęścia. Przypadek byłego gracza Fragsters potwierdza, że profesjonalne granie nie jest przeznaczone dla każdego. O ile po operacji kontuzjowanego nadgarstka zawodnik może wrócić do gry (jak zrobił to na przykład Richard "shox" Papillon) , tak w przypadku bardziej złożonych zaburzeń mogą okazać się one czynnikiem powodującym odwieszenie myszki na kołek. Taka jest brutalna prawda.

Esportowe treningi nie należą do najłatwiejszych. Drużynowe sesje potrafią trwać do 10 godzin, a nie należy zapominać o treningu indywidualnym. Wychodzi więc na to, że gracze znaczną część dnia w domowym zaciszu spędzają przed biurkiem. A to z pewnością ma negatywny wpływ na ich ogólną kondycję zdrowotną. Abstrahując od kondycji zdrowotnej, esport może oddziaływać na psychikę danego gracza. Nagle okazuje się, że nie jest on w stanie znaleźć czasu na spotkanie ze znajomymi czy odpowiedni wypoczynek. Właśnie o tych aspektach wspomniał Bubski w swoim oświadczeniu. – Całe to życie profesjonalnego gracza z częstymi lotami i dużą presją, wieloma godzinami treningów, brakiem kontaktu z przyjaciółmi spowodowało medyczne i psychologiczne problemy w moim mózgu. Aż do turnieju, nawet na 30 dni przed jego startem ledwo spałem i nie potrafiłem dobrze wypocząć. Nieustanny stres uczynił ze mnie gorszą wersję samego siebie. 

Dlatego tak ważne są ruchy podejmowane przez profesjonalne organizacje. Rozumienie potrzeb graczy i zapewnianie im godnych warunków do treningu to już absolutny standard. Ale czy organizacje dbają o zdrowie swoich pracowników? Na naszym rodzimym podwórku kroki w tym kierunku podjęło AGO Esports, zatrudniając trenera od przygotowania fizycznego Sebatiana Krzepotę. Jastrzębie co jakiś czas dzielą się zdjęciami czy nagraniami z zajęć, które odbywają się nawet podczas zagranicznych wyjazdów. Niby mała rzecz, a w istocie determinuje poczynania zawodników na mapie. Ci czują się zrelaksowani, mają więcej energii, przez co mogą podejmować trafne decyzje na serwerze. Przy okazji organizacja buduje pozytywny wizerunek w mediach społecznościowych.

fot. ESL

Osoby traktujące esport jako pracę na pełen etat muszą liczyć się z presją otoczenia. Kibice drużyn esportowych i sportowych mają jedną wspólną, negatywną przypadłość. W okresie chwały oczywiście wspierają swoich ulubieńców, identyfikują się z barwami oraz poszczególnymi zawodnikami. Gorzej, gdy drużyna wpadnie w kryzys. Wtedy ulubieńcy przekształcają się w zagorzałych krytyków żądających roszad personalnych. Rzecz jasna pierwszymi kandydatami do opuszczenia szeregów organizacji są gracze z najgorszymi liczbami. Słabiej dysponowany zawodnik jest po prostu gazelą pośród stada drapieżników. Można go obrażać czy atakować za pośrednictwem różnych kanałów przekazu, a sam zainteresowany jest bezbronny. I wbrew pozorom gracze widzą co się o nich pisze. Myśląc o zawodzie gracza trzeba być przygotowanym na tego typu komentarze. Są one chlebem powszednim, a to jak strzelec radzi sobie z krytyką zależy od indywidualnych cech charakteru.

Odchodząc od wątku presji, na horyzoncie pojawia się kolejny potencjalny problem. Czy istnieje złoty środek na pogodzenie edukacji z profesjonalnym graniem? W teorii jak najbardziej – przy odpowiednim samozaparciu popartym rozsądnym planem zadań w ciągu dnia jest to wykonalne. Warto w tym miejscu wziąć na rozkład przykład Robina "ropza" Koola. 18-latek swego czasu z przytupem wdarł się do FACEIT Pro League, bez kompleksów rywalizując z najlepszymi na świecie. Estończyk prezentował się na tyle dobrze... że sprawą zainteresował się sam organizator ligi i zaprosił ropza do swojej siedziby, aby raz na zawsze rozwiać wątpliwości dotyczące tego, czy ten oszukuje, czy też nie. Młodzieniec potwierdził swoją niewinność, a wkrótce otrzymał szansę od mousesports. Kool z czystym sumieniem mógł kolokwialnie rzucić szkołę i oddać się graniu. Pensja pobierana od niemieckiej organizacji zapewniłaby mu i jego rodzinie wysoki standard życia, ale ropzowi zależało na zdobyciu wykształcenia. To bardzo dojrzałe wyjście z całej sytuacji zapewniające zabezpieczenie na przyszłość. Tak samo postąpił Mathieu "ZywOo" Herbaut z Teamu Vitality.

fot. DreamHack/Adela Sznajder

Żebyśmy się dobrze zrozumieli – celowo nakreśliłem negatywny obraz życia gracza. Nie chcę odradzać wyboru takiej drogi, a wolałbym, żeby zostało to potraktowane jako przestroga. Często i gęsto wymienia się niezliczone pozytywy płynące z możliwości życia dzięki graniu. Rzeczywiście to kusząca ścieżka dla młodych osób kochających gry komputerowe i rywalizację. Pamiętajmy o tym, że nic nie zostanie nam podane na tacy, za darmo. Na dołączenie do szeregów topowej drużyny trzeba zapracować, oddać rozgrywce całego siebie. Nie ma miejsca na półśrodki. Tylko nieliczni dostąpią zaszczytu występowania na największych scenach przy dopingu tysięcy gardeł.

Śledź autora tekstu na Twitterze – Tomasho