Po blisko dwóch latach Rogue znika z esportowej mapy Counter-Strike’a. Wydarzenie to smutne i dość niespodziewane, zwłaszcza że zespół, który od lipca 2017 roku przeszedł szereg zmian, radził sobie całkiem nieźle i już za kilka dni wystąpić miał na pierwszym w tym roku międzynarodowym lanie. Ostatecznie jednak na nim zagra, chociaż przecież jeszcze kilka tygodni temu wydawało się, że będzie on przystawką przed większymi wyzwaniami, które będą czekać w kolejnych miesiącach. A teraz nie będzie niczego – nawet pożegnania.

Według oświadczenia, które w sobotę opublikował założyciel organizacji, Franklin Villareal, Rogue do rezygnacji z dywizji CS:GO przekonały problemy z ustabilizowaniem składu. Brzmi poważnie i wydaje się być naprawdę sporym zagrożeniem. Gdy przyjrzymy się bliżej, uznamy, że facet faktycznie ma rację – wszak już pod koniec roku jego zespół stracił dwóch graczy, w tym prowadzącego, i obecnie zanosiło się na podobny manewr. A to jest przecież równoznaczne z budowaniem wszystkiego od nowa. Z odmienionymi 2/5 drużyny, z nową osobą wydającą polecenia i w ogóle z wszystkimi innymi związanymi z tym kwestiami. Dramat. Ale wtedy przychodzi refleksja: ale zaraz, zaraz, czy przypadkiem to nie właśnie w ten sposób funkcjonuje większość formacji nie należących do ścisłego topu?

Nie czarujmy się – chociaż Rogue miewało przebłyski naprawdę dobrej gry, tak jak wtedy, gdy awansowało na Majora w Londynie, albo gdy sięgnęło po wicemistrzostwo DreamHack Open Austin 2018. Nigdy jednak ekipa ta nie należała do czołówki chociażby na swoim kontynencie i wiadomym było, że gdy tylko któryś z reprezentantów zacznie się wybijać, zaraz zgłoszą się po niego możniejsi, którzy akurat będą szukać remedium na swoje problemy. Niespodzianką nie jest również fakt, że prawdopodobnie po raz kolejny skład opuścić mieli gracze z Europy. Cofnijmy się pamięcią. Trudno jest nam znaleźć zbyt wielu zawodników ze Starego Kontynentu, którzy zabawili za oceanem na dłużej. Z reguły raczej przybywali oni na chwilę, osiągali jakieś tam sukcesy (bądź nie) i wracali do siebie z tęsknoty za rodziną i przyjaciółmi. Nikt więc do Mathiasa "MSL-a" Lauridsena i Nikolaja "niko" Kristensena większych pretensji mieć nie powinien.

Zresztą, na ten moment nie jest nawet do końca jasne czy obaj Duńczycy faktycznie gdziekolwiek odejdą. Co prawda wiele mówiło się o ich przenosinach do OpTic Gaming, ale ruch ten uzależniony był od poczynań Cloud9, które miało być zainteresowane aż dwoma członkami zespołu OG. Tymczasem kilkanaście godzin temu Jack Etienne potwierdził, iż do jego organizacji nie trafił żaden z anonsowanych wcześniej graczy, a... Daniel "vice" Kim, który w wyniku rezygnacji Rogue mógł swobodnie poszukiwać nowego pracodawcy. Pewną ciekawostką jest też fakt, że nawet w przypadku przenosin swoich dwóch duńskich zawodników, Villareal i spółka mogli spokojnie znaleźć ich zastępstwo i to jeszcze przed upłynięciem terminu rejestracji w ESL Pro League. Wszak gotowość do przywdziania charakterystycznych niebieskich barw mieli wyrazić pozostający na bezrobociu Niels Christian „NaToSaphiX” Sillassen i Asger „AcilioN” Larsen.

Jak więc widzimy, wszystko mogło potoczyć się inaczej, ale właściciele Rogue zwyczajnie zniechęcili się tym, że kolejny raz ktoś wyciągnął ręce po ich pracowników. I trochę to wygląda jak dziecięcy foch. Możemy przecież przywołać losy takich ekip, jak chociażby NRG Esports, Heroic czy North. One też w pewnym okresie musiały godzić się z tym, że w każdej chwili jeden z członków drużyny może zdecydować się na przenosiny. Nikt nie znał dnia, ani godziny, ale pewne było, że to się wydarzy. A mimo to zespoły te nadal trwają i chociaż nie zawsze możemy wymieniać je jednym tchem wraz z innymi przedstawicielami światowego topu, to jednak bezustannie kręcą się one w jego obrębie. Czyli da się – potrzebna jest tylko wytrwałość i świadomość realiów esportu. A nie wątpię, że tę Villareal, jako osoba działająca w branży już od kilku lat, posiada. A jednak Rogue znika z CS-owej mapy.

Najbardziej w tym wszystkim szkoda Spencera "Hiko" Martina. Doświadczony zawodnik na przestrzeni swojej wieloletniej kariery zaliczał już wiele wzlotów i upadków. Świętował pierwsze sukcesy z compLexity Gaming, by potem nie sprawdzić się w Cloud9. Dwukrotnie docierał wraz z Teamem Liquid do finału Majora, by następnie, już po rozstaniu z TL, przez wiele miesięcy nie móc znaleźć dla siebie nowego miejsca. A przecież mówimy tu o osobie, która w ogromnym stopniu przyłożyła rękę do wykreowania bestii, jaką dziś jest Oleksandr "s1mple" Kostyliev. Przecież to właśnie pod skrzydłami Amerykanina najlepszy gracz 2018 dojrzał jako osoba i jako gracz, prezentując nam ogromną paletę swoich umiejętności, którymi zachwycał już potem w Natus Vincere. Tego nikt Hiko nie odbierze, ale teraz 29-latek znowu musi borykać się z widmem bezrobocia. I na ten moment nie zanosi się, by ktokolwiek z czołówki był zainteresowany jego usługami. – Źle mi z tym, że tak to się skończyło, zwłaszcza w momencie, gdy ostatnio zaczęliśmy osiągać naprawdę dobre rezultaty – napisał krótko po oświadczeniu Rogue Martin w mediach społecznościowych. Nam też z tym źle, Hiko, nam też...

Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn