Świat to niezwykle skomplikowane miejsce. Ogrom informacji, które spływają na nas z niemal każdej strony, sprawia, że praktycznie nie jesteśmy w stanie ogarnąć tego wszystkiego naszymi umysłami. Wobec tego znacznie sobie obraz tego świata upraszczamy, formułując myśli, które na swój sposób szufladkują lub też stygmatyzują pewne grupy społeczne. Szkoci? Skąpcy z wężem w kieszeni. Rosjanie? Alkoholicy, którym policja po przyjeździe mierzy promil krwi w alkoholu. Żydzi? Pewnie jakieś niecne interesy, byleby tylko położyć łapy na naszych pieniądzach. Kobiety? No jak to, do garów, do kuchni! I o ile defekt generalizowania dosięga praktycznie wszystkich umysłów (niech rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie dopuścił się tego procederu), to już kierowanie się nim w ocenie pewnych zjawisk albo w ogóle budowaniu światopoglądu na podstawie nich to nie jest najlepsza droga.

Po co ten przydługi, nieco przeintelektualizowany wstęp? Cóż, odnoszę wrażenie, że temat kobiet w esporcie to nadal w dużej mierze tabu, a w najlepszym wypadku obiekt drwin. To sytuacja, w której panie, które pogardliwie określamy mianem "egirli", stają się elementarnym przykładem przedstawicielek płci pięknej. Co więcej, każda próba zmiany tego stanu rzeczy i ocieplenia wizerunku kobiecej części społeczności lub projekty związane z jej aktywizacją, spotykają się najczęściej z falą drwin, hejtu i ogólnego niezrozumienia przy dodatkowym tłumaczeniu wszystkiego wyświechtanym już dziś frazesem o straszliwej, lewackiej POLITYCZNEJ POPRAWNOŚCI. Z kolejnym etapem tego typu reakcji mieliśmy do czynienia w ubiegłym tygodniu, gdy ESL "śmiało" ogłosić plany stworzenia wraz ze Spritem ESL Mistrzostw Polski skierowanych właśnie do pań. Reakcje? "A po co turnieje specjalnie dla kobiet?!", "No jasne, coś takiego zamiast LoL-a!", "Niech sobie grają z mężczyznami!". Itp., itd., et cetera, et cetera. Wielki napływ czegoś, co normalnie określiłbym słowem na "g", a czego tak nie określę, bo jednak tekst pisany powinien trzymać się jakichkolwiek ram przyzwoitości. Tym bardziej że często tejże przyzwoitości nie trzymają się osoby, o których mówię.

Nie będę ukrywał – sam kiedyś także uważałem organizowanie lig, turniejów itp. tylko z myślą o zawodniczkach, za coś niepotrzebnego. Bo przecież skoro nie ma zawodów specjalnie dla mężczyzn, to nic nie stoi na przeszkodzie, by panie rywalizowały z panami i w ten sposób zbierały doświadczenie, rozwijały się. Jest to jednak spojrzenie niezwykle pobieżne i w ogromnym stopniu krzywdzące. Jaką bowiem naukę kobiety mają wyjąć z tego, że w eliminacjach odpadać będą w pierwszej, tudzież drugiej rundzie? Bo tak – zespoły kobiece w większości przypadków są słabsze od tych męskich. Wpływ na to ma jednak wiele czynników, jak choćby fakt, że my, jako faceci, posiadamy swoistą esportową kulturę rywalizacji, która wykształciła się przez kilkanaście ostatnich lat. Druga płeć natomiast na dobrą sprawę dopiero powoli się profesjonalizuje. Zresztą, niektóre męskie ekipy nadal potrafią zachowywać się w sposób nieprofesjonalny, ale to przykłady pań, które np. nie trenują albo skupiają się na innych rzeczach, są tymi najbardziej jaskrawymi i, jak zostało wspomniane wyżej, traktuje się jako przykłady typowe.

Przechodząc do sedna, sam miałem wątpliwości co do tej kwestii, ale już ich nie mam. Bo na ten moment wiele kobiecych drużyn dopiero "uczy się" esportu, więc lepiej, by robiły to we własnym gronie. Nikt z nas przecież nie poszedł od razu na studia. Najpierw byliśmy w podstawówce, niektórzy w gimnazjum, potem szkoła średnia. Nauka przebiegała etapami od samych podstaw. Nikt nie kazał nam bić się na olimpiadzie z matematyki z absolwentem klasy matematyczno-informatycznej. Nie miałoby to najmniejszego sensu. Dlaczego więc nie chcemy dać tego czasu paniom, tym bardziej że dotychczas nie miały one zbyt wielu okazji, by na szczeblu krajowym regularnie rywalizować w wewnętrznych i jednocześnie profesjonalnych rozgrywkach. A to też z kolei na pewno nie pomagało w zachęceniu kolejnych zawodniczek do regularnej rywalizacji, tym bardziej że każda kolejna porażka damskiego zespołu w turnieju zdominowanym przez ekipy męskie byłaby traktowana jako argument z gatunku "Ha! A nie mówiłem?!". Nie tędy droga, moi mili, chociaż część osób powie, że wcześniej nie było tego typu lig, bo przecież kobiety nie są zbyt skore, by zapisywać się do już istniejących żeńskich imprez. Znamy takie przykłady z przeszłości, gdy lista uczestników musiała być na gwałt ograniczana, bo zgłoszeń było mniej, niż się spodziewano. I faktycznie tak jest, tylko czy przypadkiem tworzenie kolejnych tego typu turniejów/lig, promowanie ich, sponsorowanie itp. nie będzie właśnie zachętą, by tego typu sytuacji było coraz mniej?

Nie chcę tutaj twierdzić, że pojawienie się ESL Mistrzostw Polski w wydaniu tylko dla pań nagle odmieni całą scenę i zmobilizuje ją do wytężonej pracy, bo na pewno tak nie będzie. Może być jednak impulsem, iskrą, która sprawi, że więcej organizacji pójdzie za AVEZ czy Warriors i zatrudni swój żeński skład, bo będzie to miało sens. Bo ten skład będzie miał gdzie grać.

Zacząłem ten wywód od ESL MP, ale teraz chcę spojrzeć nieco szerzej, na szczebel międzynarodowy, bo tutaj podobną dyskusję, co rozgrywki ESL, wywołał DreamHack Open Rotterdam. Przypomnijmy, że już jakiś czas temu slot na holenderskiej imprezie dostały triumfatorki DreamHack Showdown, co (a jakże) spotkało się z niezbyt przychylnym odbiorem, a reakcje w stylu "zmarnowany slot" były tymi najłagodniejszymi. Takiego szumu nie widziałem jednak w momencie, gdy DreamHack jedno z miejsc eliminacyjnych przyznało dla drużyny z regionu Beneluksu, który, lekko mówiąc, do najpotężniejszych nie należy. A prawda jest taka, że takie inicjatywy także są potrzebne, bo perspektywa występu na turnieju, który na scenie i tak ma miano drugorzędnego, to dla niektórych drużyn coś niesamowitego. Przecież dlatego ESL Pro League rozszerzyło się niedawno o dywizję azjatycką i oceaniczną. Z tego powodu te regiony świata regularnie otrzymują sloty eliminacyjne na kolejnych imprezach – bo coś takiego napędza rozwój całej sceny. Jeszcze jakiś czas temu wszyscy płakali, bo przecież ten fatalny region CIS ma na Majorze zbyt wiele miejsc, przez co formacje z Europy są poszkodowane. W Berlinie natomiast okazało się, że ten CIS wcale nie jest taki słaby, bo nawet te ekipy, które w teorii niewiele mówią niedzielnym kibicom CS-a, potrafiły utrzeć nosa faworytom.

Nie ograniczajmy się zresztą tylko do esportu – dlaczego na piłkarskich Mistrzostwach Świata, czyli najważniejszej imprezie na świecie, pojawiają się też kadry narodowe z Azji czy Afryki? Przecież na tego typu zawodach powinni grać tylko najlepsi, więc dawajcie – wszystkie miejsca zgarniają Europa i Ameryka Południowa. Czasami odnoszę wrażenie, że niektórzy czegoś takiego chcieliby w Counter-Strike'u, a to przecież nie o to chodzi, by się zamykać, a właśnie otwierać się. Na nowe regiony, ale także na nowe grupy społeczne, takie jak np. panie. Bo przecież nic nie dzieje się tutaj kosztem czegoś – to nie jest tak, że ESL MP otwiera rozgrywki kobiece i dlatego rezygnuje z LoL-a. To nie jest tak, że gdyby Intel nie wspierał corocznie Intel Challenge w Katowicach, to sponsorowałby zawody w Quake'u. To wszystko element strategii będącej częścią rozwoju esportu i zachęcania do niego nie tylko tych już przekonanych, ale też tych, których przekonać dopiero trzeba. A żeby ich przekonać, trzeba dać im szansę, bo nie każdy jest gotowy od razu przyjąć na twarz kolejne razy, bo przecież przyjemność z tego żadna. I to właśnie dlatego powstają rozgrywki specjalnie z myślą o paniach, które są solą w oku tak wielu. A przecież nie różnią się one niczym od turniejów typu Invitational, gdzie też organizator ściśle określa, które ekipy wezmą udział. Ale to nie powoduje oburzenia, bo uznajemy to za coś normalnego. Tak jak normalne jest organizowanie eventów tylko dla amatorów. Akceptowalnym dla nas warunkiem jest ograniczanie grona uczestników do wyselekcjonowanych przez kogoś drużyn, ale jednocześnie nie potrafimy zaakceptować tego, że owa selekcja może zostać przeprowadzona z uwagi na płeć.

Bo tak zwyczajnie trzeba. Esport zaczynał się przecież od turniejów graczy z reguły amatorskich, którzy dopiero z czasem nabierali umiejętności, ogłady. A ich skill rozwijał się wraz z całym otoczeniem, dzięki czemu wraz ze wzrostem poziomu przychodził wzrost pieniędzy, które były do wygrania. Dziś zdecydowanie jest łatwiej i łatwiej można wygrać górę dolarów. Weźmy takie WESG, gdzie do tej pory pula była nieprzyzwoicie wysoka, chociaż poziom większości drużyn kompletnie tego nie usprawiedliwiał. Ale nie było to problemem – stało się nim dopiero w momencie, gdy część banknotów przeznaczano na poczet turniejów żeńskich.

Może to niektórych zaskoczy, ale życie nie jest sprawiedliwe. Nie zawsze w parze z największymi osiągnięciami idą największe pieniądze i nie zawsze wszyscy dostają tyle samo. Nie zawsze też wszystkie strony są traktowane równo, bo np. jedną ze stron trzeba potraktować bardziej ulgowo. Bo jest słabsza. Nikt przecież nie zmusza do oglądania damskich zawodów WESG, Copenhagen Games, Intel Challenge czy też ESL Mistrzostw Polski. Jeżeli kogoś to nie interesuje, to przecież spokojnie może nawet udawać, że tego nie ma. Ale do cholery, dajcie szanse także innym – tym, którzy by chcieli, ale na ten moment jeszcze nie mogą. Nie bez powodu hasło ESL określa esport jako "miejsce, gdzie każdy może zostać kimś". Każdy. I mężczyźni, i kobiety.

Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn