Grudzień to czas rozliczeń, a sami na pewno przyznacie, że w esporcie jest co podsumowywać. Tylko w kontekście CS:GO można teraz poruszyć dziesiątki tematów, ale spokojnie, ja nie będę aż tak zachłanny. Skupię się mianowicie na dokładnie dwóch kwestiach.

Na przestrzeni ostatnich dwunastu miesięcy miałem niebywałą przyjemność odwiedzić większość najważniejszych krajowych lanów (PLE – przepraszam, może w przyszłym roku się uda!) i powiem wprost: jest dobrze. Dobrze nie znaczy wprawdzie idealnie, ale nie oszukujmy się – zorganizowanie perfekcyjnej imprezy, esportowej czy też nie, to mission impossible. 

Swój skromny Tour de Pologne zacząłem dosyć późno, bo dopiero w połowie lipca. To właśnie wtedy wybrałem się na finały GG League, podobnie zresztą, jak i Aristocracy, x-kom team, x-kom AGO, innocent i spółka, Virtus.pro oraz HellRaisers czy… G2 Esports. Sama obecność takiej marki w Poznaniu to nie lada osiągnięcie organizatorów, którzy mogli skakać z radości, gdy po zakończeniu zmagań w rozmowie z Weszło Esport Kenny "kennyS" Schrub chwalił efekty ich pracy. – Wszystko pod względem organizacyjnym wyszło bardzo dobrze. Nie ma więc powodu, by za rok czy dwa turniej ten nie stał się jeszcze większy – twierdził wtedy francuski snajper, choć trzeba przyznać, że akurat jego nie dotknęły spore opóźnienia, które miały miejsce podczas pierwszego dnia zmagań. 

Słowa uznania w kierunku organizatorów płynęły z ust zagranicznych gości również podczas Games Clash Masters. W pamięć szczególnie mocno zapadła mi zakulisowa rozmowa Jakuba Janaszka z jednym z przedstawicieli Sprout, który serdecznie zapraszał go do Niemiec. Oczywiście nie była to czysto towarzyska propozycja – działacz zza naszej zachodniej granicy wprost przyznał wówczas, iż w jego kraju brakuje takich turniejów, jak choćby ten w Gdyni. Naturalnie nie twierdzę, że nad Bałtykiem obyło się bez absolutnie żadnych problemów. Co prawda wyciągnięto wiele wniosków po ubiegłorocznej odsłonie zmagań, ale niektóre kwestie okazały się nie do przeskoczenia – zaczynając od wszechobecnego zimna panującego na obiekcie, a kończąc na problemach technicznych i w konsekwencji opóźnieniach.

Wydaje się zresztą, że to właśnie płynny harmonogram wciąż jest największą bolączką polskich imprez; często niestety na własne życzenie organizatorów. Wierzcie mi, przy czterech BO3 zaplanowanych na jeden dzień na pewno coś się prędzej czy później wysypie – tak, patrzę na was ESL Mistrzostwa Polski. Krajowy czempionat w tym roku na dobre zadomowił się przy ulicy Żeliwnej w Katowicach, wiosną goszcząc otwarcie nowej ESL Areny, a jesienią dość niespodziewanie wracając do starszego obiektu. Przetasowania ta nie wpłynęły jednak na prestiż rozgrywek, który rośnie z ich każdą kolejną odsłoną. To zasługa nie tylko coraz bardziej emocjonującej rywalizacji między możnymi krajowego CS-a, ale też starań organizatorów, którzy skrócili przecież nowym mistrzom ścieżkę na Intel Extreme Masters Katowice. A w przyszłym roku będzie jeszcze lepiej!

No dobrze, a jak na wyżej nakreślonym tle wypadają rodzime zespoły? Nie odkryję Ameryki, twierdząc, iż w ostatnich miesiącach nie byliśmy świadkami widocznego progresu – w przeciwieństwie do poziomu organizowanych w Polsce lanów. Okej, w pierwszej połowie roku więcej niż przyzwoicie prezentował się skład Wiktora "TaZa" Wojtasa, po wakacyjnej przerwie w górę wystrzeliła forma Illuminar Gaming, a i Virtus.pro czy jeszcze wtedy AGO Esports raz czy dwa zaskoczyły nas rezultatami ponad stan. Ale liczyliśmy na pewno na więcej. Nie udało się wystąpić na żadnym turnieju z tych najbardziej prestiżowych (mówię tutaj o imprezach z cyklu ESL One, IEM czy DreamHack Masters), nie udało się odwiedzić żadnego z Minorów, nie udało się nawet dotrzeć do finału któregoś DreamHacka Open. Mission impossible.

Czas się w końcu przełamać.

9-10 stycznia.

Zamknięte europejskie eliminacje do IEM Katowice 2020.

Osiem drużyn, w tym co najmniej dwie polskie. Trzy przepustki na turniej główny.

Tak, wiem, co działo się w ubiegły weekend.

Tak, jestem niepoprawnym optymistą.