Maciej Petryszyn: Zacznijmy od twojego odejścia z AGO. Jakie były powody, że na początku roku po tylu latach opuściłeś organizację?

Maciej Opielski: Przede wszystkim rozmawialiśmy z właścicielami, co można zmienić. Przez chwilę był nawet plan, by zrobić organizację międzynarodową. Nie całkowicie, tylko skupić się wokół kilku zawodników z Polski i dodać do tego tych zagranicznych. Wtedy to nam nie wypaliło i dalej budowaliśmy z polskimi nazwiskami. A dla mnie kolejna taka wizja nie miała sensu. Miałem wrażenie, że przez ponad 5 lat w AGO przeszedłem przez wszystkich zawodników, których można było mieć w zespole. Od starych wyjadaczy po nowych, do tego dochodziło znalezienie F1KA, mhL-a, a był też mwlky. To już nie było dla mnie. Stwierdziłem, że czas wybrać coś nowego. Zobaczyć, w jakim stopniu przez projekt AGO ROGUE i wygranie EU Masters zbudowałem rozpoznawalność międzynarodową. Dlatego najlepszym rozwiązaniem było, żeby AGO szło swoją drogą, którą właściciele obrali, a ja swoją.

Z czego wynika, że jeszcze za twojej kadencji przejście na zespół international nie wypaliło? Kwestie finansowe?

Planowaliśmy wtedy nazwiska, które nie były może tier 1, ale bardzo dobre nicki z tier 2. To rzeczywiście wiązało się z... Może nie przekroczeniem, ale zwiększeniem przynajmniej 2,5- czy 3-krotnie budżetu w porównaniu do tego, który dawaliśmy na polskich graczy. Pamiętam, że na IGL-a planowaliśmy wtedy Duńczyka.

Którego Duńczyka?

O ile się nie mylę, to był TMB. Tak więc stawki były w euro, do tego kolosalne podatki. I nagle, jeżeli zawodnik chciał zarabiać 3 tysiące euro, co nie było specjalnie dużym wymogiem – w Polsce mieliśmy już zawodników, którzy tyle zarabiali – ale gdy dokładaliśmy do tego podatki, ubezpieczenia itd., to robiło się z tego 6-7 tysięcy euro na gracza. To już były kwoty, na które w tamtym momencie nie mogliśmy sobie pozwolić. To nie był czas, gdy mieliśmy dziewięciu partnerów i wszyscy chętnie wykładali pieniądze na esport. Zamiast tego był to moment, gdy esport przechodził przez proces sprawdzenia. Dlatego international skład wtedy nie wypalił.

Miałeś poczucie, że dotarłeś już do sufitu w kwestii tego, kogo możesz ściągnąć do AGO przy ówczesnych możliwościach?

Nie chciałem jeszcze raz robić czegoś, co już próbowałem i się nie sprawdziło. Przechodziliśmy przez ścieżkę szukania nowych, wielkich testów. Odkurzania starych zawodników. Łączenia tych dwóch filozofii.

Była też akademia.

Dokładnie. I stwierdziłem, że jeżeli ktoś ma na to jeszcze siły i chęć, bo w to wierzy, to jak najbardziej można. Ja nie chciałem zostać w AGO dla samego wynagrodzenia. Chciałem wziąć udział w projekcie, który według mnie może wypalić i stwierdziłem, że na dotychczasowym stanowisku nie będę dawał z siebie tyle, ile powinienem.

Jesteś generalnie zadowolony z tego, co podczas twojego pobytu w AGO udało się osiągnąć? Czy może bardziej dominuje uczucie niedosytu z uwagi na to, czego osiągnąć się nie udało?

Gdy pierwszy raz miałem styczność z zawodnikami AGO, to spotkałem się z nimi na Minorze w Bukareszcie. Byliśmy jeden mecz, jedną mapę od awansu na Majora. Pamiętam, że to był mecz z EnVyUs, gdzie grał chyba jeszcze SIXER. Żałuję, że jednak nam się wtedy nie udało. To był moment, gdy byliśmy najbliżej. Uważam, że po drodze trafiliśmy na zespoły, z którymi mogliśmy śmiało awansować, ale w jakimś stopniu to nie zagrało. Dlatego też w kwestii wyników sportowych pozostaje niedosyt. A jeżeli chodzi o aspekt personalny czy biznesowy, to czuję, że przeszedłem kolosalną wręcz metamorfozę. Wcześniej nie miałem styczności ani z biznesem, ani z esportem. Moja kariera przez 10-15 lat wiązała się z pracą w policji. Także tutaj żadnego niedosytu nie ma. Czasami nawet się zastanawiam, jak to się wszystko potoczyło, że jestem tutaj, gdzie jestem.

Zgodzisz się chyba ze mną, że AGO jako organizacja przez lata mocno polaryzowało społeczność. Albo się AGO kibicowało, albo się AGO hejtowało. Uważasz, że jeszcze przed twoim odejściem udało wam się to zmienić?

Wydaje mi się, że udało się nam to zażegnać. Ja sam byłem, a przynajmniej mam takie wrażenie, bardziej otwarty do ludzi. Chętnie udzielałem się w mediach społecznościowych. Gdy ktoś mnie pytał, czy będą zmiany albo kogo planujemy, to po drugiej stronie nie było ciszy. Pisałem, że jesteśmy w trakcie rzeczy X, albo myślimy nad rzeczą Y. Starałem się być otwarty dla fanów i też dla hejterów. Jeżeli chodzi o tę polaryzację, to faktycznie była, trochę zniknęła.

Teraz to w ogóle mam wrażenie, że czasami nie ma komu kibicować. Wtedy mieliśmy dwa obozy. W jednym byli starzy fani Virtus.pro, do których sam się zaliczałem. Byłem ogromnym kibicem VP i Filipa "NEO" Kubskiego, do dziś zresztą jestem. A do tego w drugim obozie dochodziło AGO, które jako organizacja chciało ich podgonić. Wygrywaliśmy przecież na lanach, więc to też budziło emocje. I fajnie, że te emocje były tworzone, tylko szkoda, że wykorzystywano je nie w ten sposób, w jaki się powinno. A teraz przez to, że nie ma emocji, to nie ma też polaryzacji.

Śledzisz nadal to, co dzieje się w AGO?

Wiem, że jest międzynarodowy zespół z zawodników mniej znanych i takich, którzy gdzieś się przebijali. Wiem też, że wygrali pierwszy mecz i przegrali drugi. O ironio, przeciwko Furlanowi i phr-owi. Nadal też wiążą mnie kontakty z Kubą Szumielewiczem. Znamy się, bo przecież te pięć lat to nie jest coś, co da się zapomnieć. Mamy ze sobą kontakt. Nadal rozmawiamy, także z Arkiem Madeńskim czy Mikołajem "miniroxem". Czasami złapiemy się np. na piwo czy lunch.

Właśnie, międzynarodowy skład. Wspomniałeś, że jeszcze za twoich czasów były takie myśli, a teraz faktycznie do tego doszło. Uważasz, że to może być znak tego, że w Polsce brakuje już graczy, z których można byłoby czerpać i stworzyć coś sensownego?

Patrząc na zagranicznych zawodników, których znam albo obserwuję na scenie... Może to będzie niechlubne stwierdzenie wobec polskich graczy, którzy ciężko pracują, żeby coś osiągnąć, ale mam wrażenie, że takich chłopaków jest garstka. Wielu dojdzie do organizacji, dostanie pierwszą i to wcale nie kolosalną wypłatę, a potem czują się jak panowie życia. Jakby byli już na finiszu. Nie ma dalej ambicji. A zawodnicy z Ukrainy, Niemiec, Estonii czy Litwy wiedzą, iż to dopiero początek przygody. Dlatego też jestem ogromnym fanem projektu AGO, kibicuję mu. Kolejne kombinowanie z polskimi zawodnikami może coś by przyniosło, trudno stwierdzić. Ale fajnie, że spróbowaliśmy z zagranicznymi, z miksem kultur i różnych narodowości. No, nadal mówię "my". Stary nawyk pozostaje (śmiech).

W kwestii polskich graczy, to problemem jest nie skill, a właśnie ta mentalność?

Tak, mam wrażenie, że to jest problem mentalności.

Ale przecież w wielu organizacjach zatrudnia się psychologów sportowych, którzy powinni pomagać także w tym aspekcie. A jednak nie jesteś pierwszą osobą, która mi to mówi. Ta rzecz stale powraca w rozmowach z ludźmi z różnych organizacji.

To, że na etacie jest zatrudniony psycholog czy trener mentalny, to jedno. Dana osoba może przeprowadzać z nim rozmowę, żeby ją po prostu odbębnić i nic sobie z tego nie robić. Jak ktoś jest z natury takim egoistą, to trudno mu wytłumaczyć, że nie liczy się jego performance, tylko dobro i wynik drużyny. Nieważne, że wykręcił dobre statystyki, skoro przegraliśmy. Ważniejsze jest, żebyśmy wygrali, nawet gdyby on sam miałby być na minusie. Wydaje mi się, że w tym leży problem, że, mimo iż ta pomoc jest, to nie każdy z niej korzysta.

Gdy w lutym opuszczałeś AGO, to wiedziałeś już, że idziesz do GG League?

Nie, ta opcja pojawiła się później. Ja zresztą z GG League i z Mateuszem bardzo dobrze żyłem. Znaliśmy się z uwagi choćby na wcześniejsze projekty, gdzie AGO było zapraszane na turnieje. Czasami też go odwiedzałem, bo mieszkamy w tym samym mieście. Dostałem więc telefon, żebym wpadł pogadać o tym, co można by razem porobić i tak jakoś do tego doszło, że spodobało mi się to. Propozycja była na stole, z tym że nadal mogłem rozglądać się za pracą w esporcie. Jedno z drugim nie gryzło się za bardzo. Na dodatek mam kontakty biznesowe z markami i podmiotami, które inwestują w esport albo chcą w niego zainwestować. Dlaczego więc miałem nie pomóc Mateuszowi w pozyskaniu sponsorów do jego projektów?

Czyli teraz, gdy jesteś zatrudniony w KOI, nadal współpracujesz z GG League?

Nie pracuję tam już full time. Ale są projekty, które rozpocząłem i nadal je prowadzę. Dlatego, jeżeli ktoś myśli o zrobieniu wydarzenia gamingowego, to ze szczerą otwartością polecam Mateusza, bo wiem, jakie rzeczy GG League robi.

Jeszcze kilka lat temu GG League potrafił organizować własne lany esportowe, eliminacje w różnych miastach. Podczas pandemii to zniknęło i po pandemii jak dotychczas nie wróciło. Wiesz, czy są jakieś plany, by GG League znowu robił coś swojego z podobną pompą?

Musiałbyś o to zapytać GG League (śmiech). Mogę powiedzieć, co mi się wydaje, bo nie wiem, jakie jest ich podejście w tym temacie. Ale kiedy robili oni wydarzenia esportowe, to był okres wielkiego boomu na esport. Po pandemii przyszła weryfikacja finansowa wszystkich firm i cięcia budżetowe, w szczególności w marketingu. Dlatego też nie ma już na tyle pieniędzy, by robić tego typu wydarzenia esportowe. Ale został gaming i wydaje mi się, że GG League mocno się właśnie na gaming przebranżowił. To przekłada się też na turnieje, które robione są dla influencerów czy znanych zawodników w aspekcie rozrywkowym.

Uważasz, że po wspomnianej przez ciebie weryfikacji przyjdzie w dłuższym okresie jakieś odbicie? Że marki zaczną znowu chętniej "przepalać" pieniądze na esport?

Trudno mi powiedzieć. Mam nadzieję, że tak. Liczę, że w Polsce marki zdadzą sobie sprawę, że jest to fajna gałąź do rozwijania i pokazywania się. Ale pamiętajmy też, że podmioty, które szukają partnerów, muszą przygotować coś nowego. Nowe formaty. Powiększyć portfolio o nowe rzeczy. Bo wszystko to, co aktualnie mamy, jest już oklepane. Nic na nas jako widzach nie robi wrażenia. Nie pamiętam już z kim o tym rozmawiałem, ale gdy był natłok wszystkich turniejów, to nie odróżniałem już powoli, jaką imprezę oglądam. Widziałem znowu te drużyny, które widziałem już trzy dni temu. Ok, nie grają teraz w Rio, ale są np. w Kopenhadze. Tak naprawdę komentatorzy też prawie ci sami. Nie widziałem różnicy.

Gdzie zatem organizatorzy mają ze sobą konkurować? Dlatego, jeżeli będą, w szczególności w Polsce, wprowadzone nowe rzeczy, żeby przyciągnąć nowego widza, to myślę, że odbicie przyjdzie. Spójrzmy na to, co teraz ESL robi na globalnych transmisjach. Sadzają zawodników ze sobą, robią taki "tunel" drużyn, gdzie te drużyny ze sobą siedzą, widzą siebie. Słychać krzyki. Panele też są śmieszne, rozbudowane, bo zawodnicy nie rozmawiają online czy gdzieś przy mikrofonie, tylko są od razu zapraszani na kanapy, gdzie zadawane są im pytanie. To jest coś, co mnie przykuwa.

Teraz możemy przejść do tematu KOI. Zacznijmy od tego, jak w ogóle doszło do twojego angażu w hiszpańskiej organizacji?

Nie jest tajemnicą, że z KOI, czyli wcześniejszym Rogue przez trzy lata pracowaliśmy przy projekcie. Mimo zmiany nazwy osoby zarządzające projektem w Europie się nie zmieniły. Nadal są to więc Anna Baumann i Tomislav Mihailov. Znamy się z nimi bardzo dobrze. Mimo że w AGO ROGUE w kolejnych latach nie do końca udało się osiągnąć wyniki, które osiągnęliśmy w pierwszym roku, to nadal był to projekt zakończony sukcesem. Praktycznie trener oraz wszyscy zawodnicy poza jednym wypłynęli do najwyższych lig, czyli LEC i LCS. I nie jest tajemnicą, że Rogue na tych transferach zarobiło kolosalne pieniądze, dlatego można to było nazwać sukcesem.

O naszej współpracy rozmawialiśmy już jakiś czas temu. Zastanawialiśmy się, gdzie byłaby przestrzeń dla takiej osoby jak ja, z moim doświadczeniem. Zostałem przedstawiony Stephenowi O'Shea, prezesowi iR Sports, czyli spółki, która zarządza wszystkim. Po 2-3 rozmowach Stephen zapytał, czy mógłbym pomóc im prowadzić departament sprzedażowy/sponsorski i pomagać też operacyjnie w Europie z uwagi na swoje doświadczenie, bo prowadziłem tu organizację.

Jeżeli chodzi o tryb pracy, to wszystko odbywa się zdalnie? Czy może byłeś już albo planujesz jechać do siedziby organizacji, by podziałać też co nieco na miejscu?

Tak śmiesznie się złożyło, że teraz mam bliżej do KOI niż miałem do AGO. Przez to, że mieszkam w Poznaniu, to podróż ta jest 40 minut krótsza. Na ten moment pracuję zdalnie, ale rzeczywiście jestem tak dogadany z władzami KOI, że będę w siedzibie w Berlinie co najmniej 3-4 dni w tygodniu. Czyli jest to dokładnie ten sam model, który miałem w AGO.

Zakładam, że gdy funkcjonowało jeszcze AGO ROGUE, to miałeś okazję zajrzeć, jak Rogue funkcjonuje od środka. Czy teraz, gdy mówimy już o KOI, coś się w tej kwestii zmieniło?

Nie, wydaje mi się, że jest tutaj dokładnie to samo. Wiadomo, że mamy trochę większe obligacje względem LEC oraz także VCT. Jedna liga jest franczyzowa, druga... Nie wiem, jak ją nazwać, bo chyba nie ma być franczyzowa, tylko partnerska, już nie pamiętam. A tak niczym się to tak naprawdę nie różni. Mamy więcej dywizji i są zawodnicy międzynarodowi, więc jest przy tym więcej pracy, ale też każda dywizja posiada swojego team managera, który stara się to ogarnąć. Generalnie więc funkcjonowanie przebiega na tym samym poziomie.

Macie więcej dywizji. Ale CS2 nadal nie ma.

Tak, nie ma CS2. (śmiech)

Coś się w tej materii może dzieje albo może się wydarzyć?

Nie jesteś pierwszą osobą, która mnie o to pyta, bo sam wywodzę się z CS-a. Nie rozmawialiśmy na ten moment o tym. Zaznaczałem, że jestem bardzo CS-owo powiązany. Mam też swoje zdanie i jest to zdanie moje, nie całego KOI. Uważam, że ten moment nie ma sensu wchodzić jako nowa organizacja w CS2. Dopóki nie rozwiążą się drużyny partnerskie tak, jak zapowiedziało Valve. Mają bodajże czas do końca 2024 czy początku 2025. Myślę, że właśnie pod koniec 2024 będzie można myśleć o tym, by zacząć sklejać dywizję i być gotowym na kolejny sezon, gdy drużyn partnerskich i turniejów dla nich nie będzie, a możliwości rywalizacji będą otwarte.

Spodziewasz się, że ucięcie tego pomysłu na organizacje partnerskie może zweryfikować niektóre marki, które funkcjonowały tylko w oparciu o te partnerstwa? Nie chcę tutaj podawać przykładów, ale pewnie wiesz, kogo mogę mieć na myśli.

Na pewno zweryfikuje. I sądzę, że myślimy tutaj o tych samych markach. Sądzę, że o taką weryfikację Valve chodzi. Ostatni Major pokazał dosadnie, że duże nazwiska już od jakiegoś czasu nie grają tak dobrze. Są oczywiście też duże nazwiska, które prezentują się dobrze i systematycznie dochodzą do top 4, ale nie mierzyły się z tymi mniejszymi markami. Nagle okazuje się, że takie drużyny, jak GamerLegion, Into the Breach, Apeks...

Monte.

Monte jest akurat świetnym przykładem, bo w ESL Pro League też zrobili top 4. W GamerLegionie z kolei trochę się teraz zamieszało, ale mamy przykład siuhego, który dołączył z powrotem do MOUZ, które gra większością zawodników z akademii. I co? I wygrało Pro Ligę. Trzeba po prostu dawać przestrzeń młodym zawodnikom. Trzeba dawać im możliwości, środowisko i nie zamykać ich w niższych tierach, bo oni mogą już teraz być gotowi. Decyzja Valve ma oczywiście dobre i złe strony. Biznesowo z perspektywy finansowej te partnerskie układy widocznie się opłacały i dla organizacji, i dla organizatorów.

No i dla sponsorów.

Tak, dla sponsorów też. Ale zabijały ducha prawdziwej rywalizacji, gdzie może być każdy. Mam nadzieję, że Valve w tej całej rewolucji, którą wprowadziło, dorzuci kilka groszy od siebie, żeby wspomóc organizatorów i organizacje. Żeby np. sponsorsko było to możliwie do lepszego ogrania. Wiem też, że w Docie całkowicie usuwane jest DPC, bo też nie są zadowoleni. Osobiście uważam, że to był bardzo dobry format, a i tak im to nie pasuje. Jestem więc ciekaw, co mają dalej w planach.

Wobec tych zmian uważasz, że kolejnym takim krokiem może być np. wycofanie się Riotu z franczyzy np. w takim LEC? Czy może to już zbyt daleko idące przewidywania?

Przede wszystkim jest taka różnica, że Riot ma dedykowane zespoły odpowiedzialne za to, co się dzieje aktualnie we franczyzie i za jej rozwój. A Valve... Jest żartobliwa plotka, która mówi, że w zespole CS-a jest pięć osób na krzyż i niech robią co chcą. Wydaje mi się Riot kładzie na to za duży nacisk, by z tego zrezygnować. Mają rozbudowane franczyzy na całym świecie. Co najwyżej wprowadzą dodatkowy turniej gdzieś pośrodku, żeby nie było sytuacji, jaka jest teraz w przypadku np. KOI. Zawodnicy skończyli drugą fazę LEC, nie awansowali do trzeciej. I nagle okazuje się, że skończyli grać w sierpniu i dla nich najbliższe rozgrywki są w styczniu. Bo jest turniej promocyjny dla tych, którzy się dostali. Potem jest przerwa, potem Worldsy, potem znowu przerwa i dopiero kolejny split. Wydaje mi się, że muszą coś zrobić dla drużyn, które się nie dostały i to musi być atrakcyjne, żeby fani chcieli to oglądać. Bo taka przerwa nie powinna mieć miejsca dla drużyn franczyzowych.

W VALORANCIE jest podobnie. Valorantowe Worldsy już za nami, a ekipy, które się nie dostały, tak naprawdę od czerwca-lipca nie mają co robić.

Trzeba nad tym pomyśleć. My jako organizacja nie jesteśmy w stanie zapewnić wyniku. Możemy powiedzieć, jakie mamy ambicje. Za tym mogą iść jakieś ruchy transferowe, ale sam najlepiej wiem, że pomimo zatrudniania najlepszych zawodników, jakich można zatrudnić np. w Polsce, nie masz nigdy gwarancji sukcesu. Czasami wygra underdog, więc sponsorowi też tego nie zagwarantujesz. A nie wyobrażam sobie, by sponsor chciał wejść w roczny deal, gdzie ekspozycję ma zapewnioną tylko do lipca.

Wracając jednak do KOI, bo trochę odeszliśmy od tematu – ligi franczyzowe to główne oczko w głowie organizacji?

Szczerze powiem, że na razie jestem skupiony na przygotowaniu oferty sprzedażowej i kontaktowaniu się z potencjalnymi podmiotami, z którymi można by współpracować. Wydaje mi się, że naszymi głównymi assetami są jednak drużyny franczyzowe z uwagi na gwarantowaną ekspozycję. Ale jest też skupienie na choćby Rainbow Six, gdzie wygraliśmy Majora, czy też na żeńskich dywizjach, czy na pozostałych drużynach. Każda ma dedykowanego menadżera, więc na pewno nie odstaje niczym od tych franczyzowych.

Ciekawi mnie kwestia twoich rozmów ze sponsorami. Gdy sprzedajesz mi, że jest tutaj Gerard Piqué albo, jeżeli to ktoś bardziej zorientowany gamingowo, że jest tutaj Ibai, to te rozmowy są odczuwalne łatwiejsze? Magia nazwisk działa?

Dla mnie ważne jest, by pokazać potencjalnej marce czy sponsorowi, czym my się różnimy od pozostałych organizacji na rynku. Fajnie, gdy budujemy well-awareness dla marki w społeczności, do której faktycznie docieramy. Tutaj mamy społeczność hiszpańską. Gerard Piqué to jedna osoba, która jest powszechnie znana starszej widowni. Ale mamy też Ibaia, który trzy lata z rzędu wygrywał nagrodę streamera roku. To świadczy o skali jego zasięgu. Automatycznie mamy więc portfolio i coś, co nas wyróżnia na tle innych organizacji, co moim zdaniem jest bardzo ważne. Bo to daje nam przewagę w rozmowach między nami a EXCEL, MAD Lions czy kimkolwiek innym.

Gdybyś miał jakoś zareklamować KOI mi, to powiedz – czym jeszcze różnicie się od innych organizacji?

Prosisz mnie, żebym sprzedał ci mój know-how. Tak łatwo to się nie da (śmiech). Przede wszystkim, jeżeli chodzi o KOI, to mamy ambicje, które już raz zostały spełnione, ale mierzymy jeszcze wyżej. To nie jest tak, że jesteśmy w ligach tylko po to, żeby być. Chcemy je wygrywać tak, jak wygraliśmy LEC czy Majora w Rainbow Six. Takie same ambicje mamy np. w kwestii dywizji VALORANTA. Mamy też za sobą community połączone z siatką streamerów, które działa na naszą korzyść. Ci streamerzy co-streamują nasze mecze czy to w LEC, czy VCT. Myślę, że to społeczność jest naszą najmocniejszą stroną.

KOI jest nadal młodą organizacją. Twoim zdaniem ta marka jest już szerzej rozpoznawalna?

Przez to, że jest mocno związana z Gerardem Piqué i Ibaiem, jest nastawiona głównie na hiszpańskie community. Przez wchłonięcie Rogue ta społeczność połączyła się z fanami Rogue, którzy, jak mi się wydaje, w większości nie byli z Hiszpanii. Ale nadal zdecydowana większość naszych kibiców jest hiszpańska.

Mamy październik, jeszcze trochę 2023 przed nami. Ale już za moment mamy 2024. KOI snuje już jakieś plany pod kątem tego, co będzie działo się w przyszłym roku pod kątem dywizji, gier, najważniejszych celów itd.?

Ponieważ oficjalnie nie było informacji, co będziemy robić z drużynami, to nie chciałbym zdradzać, czy będziemy zmieniać, czy pozostaniemy przy tych, z którymi jesteśmy. Poczekam aż oficjalny profil organizacji o tym poinformuje.

Mówisz o hiszpańskim community. Niemniej ty sam jesteś z Polski. Macie też w VALORANCIE polskiego gracza, starxo. Myśleliście o tym, by np. jego jakoś wykorzystać w ramach promowania KOI w naszym kraju? Jak dobrze wiemy, takie G2 na Jankosie zbudowało sobie w Polsce ogromny fanbase.

Słuszna uwaga. W planach jest budowanie zaangażowania community danego kraju, jeżeli mamy zawodnika pochodzącego właśnie z tego kraju. Przykład Jankosa jest akurat bardzo fajny i wydaje mi się, że tak, skoro starxo jeszcze z zeekiem w Acend zbudowali rozpoznawalność w VALORANCIE, to warto byłoby to wykorzystać. Zobaczymy, co czas przyniesie i jeżeli będzie to możliwe, to na pewno takie działania lokalne będziemy starali się przeprowadzać. Czy to meet-upy, czy spotkania w trakcie targów, czy gier, czy innych eventów.

Na koniec – w Polsce organizacje raczej znikają niż się pojawiają, a finansowania są ucinane. Gdybyś miał bawić się w przewidywania, to sądzisz, że są perspektywy, by myśleć, że w przyszłym roku coś pójdzie ku lepszemu, czy czeka nas kolejny rok na przeczekanie tego trudnego okresu?

Powiedziałbym tak. Mam nadzieję, że to się ruszy, a mam obawy, że przez brak finansowania i nowych partnerów będzie organizacji ubywać. I finalnie zostanie taka liczba organizacji, dla której nie będzie się opłacało robić turniejów. To są moje obawy, ale mam nadzieję, że się mylę. Liczę, że się odbijemy. Organizacje znikają, ale tworzą się nowe. Może nie zawsze na takim samym poziomie, ale fajnie, że są ludzie, którzy tworzą te organizacje i wiedzą, że na początku trzeba zacząć grać za przysłowiową koszulkę, serwer na TS-ie i 500 zł kieszonkowego. Że od razu Rzymu nie zbudowano. Że to jest proces i postęp będzie przychodził wraz z wynikami. Jeżeli każdy będzie cierpliwy, to można coś zbudować. Jeśli ktoś myśli, że zbuduje drugie Kinguin, AGO czy Virtus.pro w rok, to nie, to się nie uda.

Granie za koszulkę... Brzmi, jakbyśmy jako polski esport cofnęli się w rozwoju o jakieś 10-15 lat.

Jak mówię, rzuciłem to tylko przysłowiowo, bo zdaję sobie sprawę, że pensje są. Nie zawsze są takie, by pozwolić zawodnikowi utrzymać się z tego. Ale też pamiętajmy, że to nie jest tak, że każdy 17- czy 18-letni chłopak, który gra w gry i ma potencjał, musi od razu wyprowadzić się z domu od rodziców. Nadal może studiować czy pracować gdzieś dorywczo. Może dzięki temu skupić się na graniu i mieć pieniądze, którymi może dzielić się z rodzicami i pomagać za to, że jeszcze u nich mieszka. A możliwości na profesjonalne granie nadal wtedy są.

Śledź rozmówcę na X – Maciej Opielski
Śledź autora na X – Maciej Petryszyn