Maciej Petryszyn: Zanim przejdziemy do nowego, międzynarodowego składu, chciałbym się cofnąć do los kogutos. Wasza współpraca była dość krótka. To wynikało tylko z kwestii wyników, czy może miało też jakieś inne podłoże?

Arek "Maden" Madeński: Nie, raczej decydowały tutaj aspekty sportowe. Po jakimś czasie, gdy dołączył już Sidney, usiedliśmy z drużyną i ustaliliśmy cele na najbliższy okres. Uważam, że ta drużyna miała naprawdę sensowny potencjał i te cele nie były dla niej nierealne. Ci gracze już wcześniej pokazywali, że są w stanie wygrywać z dobrymi drużynami. Oni sami też uważali, że wygranie jednego z turniejów, czy PLE, czy ESL Mistrzostw Polski, jest spokojnie w ich zasięgu i że to zrobią.

Koniec końców wyszło, że z trzech celów na dobrą sprawę tylko jeden został zrealizowany. Po prostu było widać brak większego progresu w grze. I głównie z tych względów zdecydowaliśmy się na zmianę. Założyliśmy sobie, że chcemy zbudować później roster międzynarodowy. Chłopacy, którzy grali w Kogutach, też byli u nas na testach. Pokazali się w miarę dobrze, natomiast nie był to nie wiadomo jak rewelacyjny poziom i sami gdzieś oni stwierdzili, że chcą jeszcze popróbować wspólnie. Uszanowaliśmy więc ich decyzję i skupiliśmy się na innych zawodnikach.

Uważasz, że kwestia gry w organizacji pętała im nogi? Bo gdy wcześniej nie mieli pracodawcy, to wszystko wyglądało w ich wykonaniu lepiej.

Myślę, że trzeba byłoby zapytać o to chłopaków. Mi natomiast wydaje się, że na pewno jest to trochę inna gra. Gdy jest się pod organizacją, to są wymagania. Sami zawodnicy, gdy u nas byli, zauważyli ten profesjonalizm, jaki staramy się utrzymać na możliwie wysokim jak na polskie warunki poziomie. Doceniali oni to i według mnie na pewno chcieli odpłacić się w jakiś sposób organizacji za to, że ta daje im odpowiednie warunki do rozwoju, bootcampy sprzęt itd. Do tego trenera, którego oni przede wszystkim bardzo chcieli. To, by w drużynie był trener, było ich życzeniem, a z mojej perspektywy miało to jak największy sens. Stąd też decyzja, by dołączył Sidney.

Na pewno jednak granie bez organizacji wiąże się z tym, że nie grasz pod żadną presją. To po prostu kumple, spotykają się, grają i nie ma wielkiego ciśnienia. Jak się uda to fajnie, a jak nie to trudno. Z kolei w organizacji, gdy pojawia się porażka, to są spotkania, rozmowy. To zdecydowanie coś innego i być może dla nich było jeszcze za wcześnie. Może potrzebują jeszcze przejść przez kilka organizacji, zanim poczują swobodę, luz i będą w stanie pokazywać na serwerze 100 procent swoich możliwości.

Mówisz o trenerze. Tylko że sami los kogutos to nie są gracze, którzy mają specjalnie duże doświadczenie. I dostali Patryka, który, jeżeli chodzi o pracę szkoleniową, dopiero zaczyna. Może zatem warto było w tamtym momencie postawić na kogoś bardziej doświadczonego, kto swoim doświadczeniem pomógłby zawodników progresować, a nie wraz z nimi uczył się "na żywym organizmie"?

Z jednej strony może i tak. Ale z drugiej sam długo rozmyślałem w kwestii trenera dla chłopaków. Myślałem o szkoleniowcach, którzy byli wolni na rynku. Myślałem też o tych, którzy pracowali za granicą. Zdecydowałem się natomiast na Sidneya z tego względu, że go znałem, bo przez jakiś czas był u nas IGL-em. Znałem jego etykę pracy, jego myślenie i wiedzę o grze. Odbyłem kilka rozmów z różnymi potencjalnymi trenerami i to w nim zauważyłem największy potencjał, jeżeli chodzi o rozumienie gry. A aspekty szkoleniowe, można powiedzieć psychologiczne, rozumienie, że nie jest już zawodnikiem, tylko trenerem, i tak uważam, że łapał bardzo szybko. Miał też koniec końców fajną relację z chłopakami i z tego, co mi mówili, to oni sami uważali, że to dobry wybór. Że czują, że Sidney jest po prostu dobrym trenerem.

Polscy trenerzy, którzy pracowali za granicą… Poza np. Loordem czy bogdanem nikt więcej nie przychodzi mi teraz do głowy. Dobry traf?

Dobry. Całkiem niezły <śmiech>.

Potem chłopaki odeszli, a Sidney został. Nie chcieliście go karać za wyniki, ponieważ był z zespołem za krótko? Czy może współpracowało wam się z nim na tyle dobrze, że dostrzegliście potencjał na to, by ta współpraca trwała?

Zdecydowanie to drugie. Można zresztą zauważyć, że u nas w organizacji jest taka filozofia, że trenerzy są raczej stali. Zawodnicy się zmieniają, ale trenerzy nie. Sidney wcześniej był naszym graczem i zna filozofię oraz struktury organizacji. My też dobrze go znamy. I uważam, że tworzenie duetu trenerskiego w postaci miniego i Sidneya daje miniroxowi pole do rozwoju, a Sidneyowi do nauki od miniego.

Według mnie będą się oni fajnie zgrywać, bo minirox nie ma wiedzy z perspektywy bycia profesjonalnym graczem. A czasami rzeczy z perspektywy gracza na serwerze obserwuje się inaczej, niż robi to trener. On widzi tylko aspekty taktyczne – że coś można było zrobić inaczej. Sidney z kolei często rozumie perspektywę zawodnika, dlaczego mógł podjąć taką decyzję, bo sam grał. I dlatego taki duet ma sens. Chłopaki fajnie ze sobą współpracują. Widać, że nie zawsze się ze sobą we wszystkim zgadzają, ale to jest dobre, bo ich boostuje i sprawia, że jeden może się od drugiego czegoś nauczyć.

Kiedy w ogóle pojawił się temat powrotu miniroxa do AGO?

W zasadzie chwilę po tym, jak pożegnaliśmy się z Kogutami. Zaczęliśmy wtedy o tym myśleć. Nie da się ukryć, że długo z minim pracowałem. Uważam go za najlepszego fachowca w Polsce, jeżeli chodzi o Counter-Strike’a. I stąd moja decyzja, żeby mini do nas wrócił. Sam Mikołaj też koniec końców stwierdził, że to dobry pomysł. I razem doszliśmy do wniosku, że to odpowiedni czas, żebyśmy po sześciu czy siedmiu latach w organizacji spróbowali czegoś innego. Być może to trochę za późno, ale też uważam, że lepiej późno niż wcale. Przynajmniej spróbujemy.

A Patryk jak zapatrywał się na to, że jego rola zostanie zmniejszona względem tego, co było dotychczas?

Nie chciałbym się wypowiadać za Patryka. Natomiast na podstawie tego, jak z nim rozmawiałem, mogę powiedzieć, że zrozumiał to doskonale. On też uważa, że to dobry pomysł. Że mogło mu brakować pewnej wiedzy o pracy z drużyną i że z minim stworzą dobry duet. Od razu, jak tylko zaproponowałem mu taką możliwość, był on za tym pomysłem. Powiedział, że wchodzi w to na sto procent, bo to dobry plan i on go chce.

W waszym komunikacie nie było to jednak wprost zaznaczone. Jaka więc oficjalnie jest relacja i zależność pomiędzy minim a Sidneyem? Główny trener i asystent?

mini jest pierwszym trenerem, a Sidney drugim. To mini jest na serwerze, gdy gramy mecze, więc to on jest head coachem. Natomiast nie nazwałbym Sidneya asystentem. To po prostu drugi trener, któremu mini rozdysponowuje pewne zadania. Staram się jednak, by w ramach tej współpracy byli oni na równi.

Masz pewnie świadomość, że dla kogoś z zewnątrz może to wyglądać tak, że mini odszedł, przez pół roku nie znalazł nigdzie zatrudnienia i teraz, mówiąc pejoratywnie, wraca do AGO z podkulonym ogonem?

mini w tym czasie nie próżnował. Dbał o swój rozwój osobisty i w kwestii angielskiego, i w kwestii innych swoich zainteresowań. Więc to nie była przerwa takiego rodzaju, że Mikołaj przez pół roku leżał i nic nie robił. Ze swojej perspektywy uważam, że czasami taka przerwa jest dla trenera dobra, bo dzięki niej może on złapać trochę inną perspektywę. Spojrzeć na wszystko szerzej, podsumować lata pracy i zastanowić się, co robił dobrze, a co można było zrobić lepiej.

I według mnie po tym półroczu mini na pewno jest lepszym trenerem niż był, gdy odchodził. To pół roku dało mu dużo refleksji w kwestii tego, co można było wcześniej poprawić. Teraz już tych błędów nie popełni. Na pewno dobrze mu zrobił też odpoczynek od codziennej pracy, bo nabrał trochę dystansu. I rozwijał się indywidualnie, cały czas był przy grze. Nie wraca więc z podkulonym ogonem, tylko z wypiętą klatą i celami, które sam sobie założył. A my wierzymy, że będzie je w stanie zrealizować wraz z drużyną.

Jak w ogóle wyglądał proces doboru zawodników, których testowaliście? Te testy trwały przecież dość długo, nim przedstawiliście ostateczną piątkę.

Na dobrą sprawę testy trwały dwa miesiące. Może trochę ponad. A wyglądało to tak, że mieliśmy na liście bodajże 45 zawodników z całej Europy. W większości byli to gracze bez wielkiego doświadczenia drużynowego.

Tę listę stworzyli minirox z Sidneyem?

Tak. Była to lista na bazie ich obserwacji sceny, rankingów faceitowych. Patrzyli oni głównie pod kątem indywidualnych umiejętności takich zawodników. Chcieli przede wszystkim skupić się na tym, żeby mieć stosunkowo młody zespół. Nie przesadnie doświadczony, ale z dużym potencjałem strzeleckim. Bo wiedzą, że w perspektywie niedalekiej przyszłości wychodzi nowa gra. Wydaje mi się, że oni też uważali, iż zawodnikom skillowym będzie zdecydowanie łatwiej przejść do nowego środowiska. Tym bardziej zawodnikom młodym, bo będą oni zdecydowanie szybciej łapać wszystkie rzeczy niż gracz, który ma np. 26-27 lat i zjadł zęby na CS:GO. A jakby nie patrzeć, gra się trochę zmieni.

Patrzyliście tylko na graczy wolnych albo będących na ławce, czy braliście też pod uwagę takich, którzy są aktywnymi członkami innych zespołów?

Braliśmy pod uwagę. Natomiast tam często wchodziły w grę kwestie kontraktowe, umowy, blokowanie ze strony organizacji. Dlatego skupialiśmy się raczej na graczach wolnych albo takich, którym niedługo kończą się umowy.

Mówiłeś, że było około 45 osób. Jak wielu było na tej liście Polaków?

Koło 10.

A ostatecznie w składzie nie znalazł się żaden.

Ostatecznie tak. Myśleliśmy o tym w drużynie. Nie ukrywam, że też nam początkowo zależało, żeby chociaż jeden Polak był w składzie. Ale usiedliśmy i stwierdziliśmy, że nie chcemy robić castingu na najlepszego Polaka, tylko wybrać możliwie najlepszą piątkę. Jeżeli jakiś Polak będzie najlepszy wśród rywali na swojej pozycji, to będzie miał miejsce. Nie nastawialiśmy się jednak, że koniecznie musi być ktoś z Polski. Nie miało to sensu, bo nie chcieliśmy rozdawać miejsca tylko za narodowość. Muszę też przyznać, że były osoby, które się całkiem nieźle zaprezentowały. Był jeden zawodnik, który wypadł naprawdę sensownie, ale wybrał po prostu inną drogę. A na to nie mamy do końca wpływu.

Kto to był?

Pomidor.

Mówisz o nowej grze. Tak więc testy, które prowadziliście, trwały tylko w CS:GO czy też w CS2?

W CS:GO. Wtedy nie było jeszcze bety. Ta wychodziła dopiero, kiedy praktycznie kończyliśmy testy. Natomiast, jak mówię, w dużym stopniu skupialiśmy się na aspektach skillowych, movementowych. Bo reszty nauczą tych zawodników trenerzy. I z ich perspektywy to strzelanie jest obecnie najważniejsze. Można trochę gorzej myśleć, można czasami zagrać trochę gorzej pozycyjnie. Natomiast często to, jak szybki jesteś i to, czy dasz heada, decyduje o tym, czy zrobisz przewagę.

W waszych testach brał np. udział jakiś gracz, którego możemy kojarzyć z turniejów top tier, a który ostatecznie się nie dostał?

Chyba raczej nie. Takiego kogoś nie było. Skupialiśmy się na tym, żeby ci zawodnicy byli młodzi. W zasadzie wszyscy około 22. roku życia. A z Dementorem, czyli naszym IGL-em z Kosowa wyszło tak, że sam się do nas odezwał. Usłyszał, że coś się u nas dzieje i zaproponował, że może się sprawdzić. Zrobiliśmy potem research wśród organizacji i drużyn, w których grał ostatnio i każdy się dobrze o nim wypowiadał. Dlatego stwierdziliśmy, że bylibyśmy wariatami, gdybyśmy nie spróbowali. I co się okazało? Wypadł bardzo fajnie. I jest to lider z prawdziwego zdarzenia, nie tylko w grze, ale i poza nią, co jest rzadko spotykane. W Polsce trudno byłoby znaleźć taką osobę.

Mówisz, że w AGO być może trochę za późno weszliście w międzynarodowy model. Dodatkowo w składzie nie ma żadnego Polaka. Czy to zatem oznacza, że w Polsce nie ma już odpowiednich graczy, by zbudować z nich dobry skład?

Nie, na pewno nie. Na pewno są dobrzy zawodnicy, jestem przekonany. Natomiast patrząc szerzej z perspektywy czasu uważam, że większość graczy, którzy obecnie byli do wzięcia, po prostu już u nas była. Po naszych doświadczeniach wychodzimy z założenia, że lepiej nie wchodzić dwa razy do tej samej rzeki. Dlatego też lista potencjalnych zawodników, których jeszcze nie znaliśmy i których mogliśmy sprawdzić, trochę się zmniejszyła.

Taki snatchie był u was nawet trzy razy.

Teraz też moglibyśmy tego spróbować, tylko czy miałoby to sens, żeby trzeci raz robić to z tymi samymi zawodnikami? Z naszej perspektywy trzeba patrzeć trochę dalej i sięgać po trochę młodszych zawodników. Oczywiście z Polakami też rozmawialiśmy, bo np. był u nas na testach zawodnik z ThunderFlash.

Mówisz pewnie o Majsterze.

Tak. Ale nie wypadł aż tak dobrze, żeby mieć miejsce w składzie.

Chciałbym poruszyć kwestię mentalności, bo to jest coś, na co w innej mojej rozmowie na PGA zwracał też uwagę Maciek Opielski. Ale też wiele innych osób narzeka na podejście polskich graczy do zawodu. Czy względem tego, jak wygląda to u zawodników z zagranicy, to naprawdę jest spora różnica?

Myślę, że z mojej perspektywy jest jeszcze za szybko, by to oceniać. Na razie mieliśmy naszych zawodników przez tydzień na bootcampie. Oczywiście rozmawiałem z nimi przed, rozmawiałem w trakcie testów, teraz też. Natomiast znamy się i tak stosunkowo krótko, nie chcę więc wróżyć trochę z fusów. To, co mogę powiedzieć, to tyle, że na razie z tymi zawodnikami współpracuje się bardzo fajnie. Są bardzo konkretni, ale przy tym też bardzo otwarci, co jest dużą różnicą względem składów, które mieliśmy dotychczas. Są mniej wyalienowali, bardziej swobodni w rozmowach. Jak coś się dzieje, to nie muszę ich ciągnąć za język, żeby coś mi powiedzieli, tylko sami przychodzą i mówią, że coś potrzebują. To jest duży ich plus. Robią oni naprawdę dobre wrażenie.

Byliśmy np. razem na kolacji. I te kolacje wcześniej wyglądały tak, że polscy zawodnicy czasami bali się coś powiedzieć. Czuli się zwyczajnie skrępowani, bo nie czują się komfortowo, gdy rozmawiają z drugim człowiekiem, patrząc mu w oczy. A ci gracze... Zdecydowanie jest pod tym kątem znacząca różnica.

Ci zawodnicy są otwarci na nowe rzeczy, doceniają to, że są w organizacji, dostaną ubranie, sprzęt i opiekę trenera mentalnego, jeżeli coś się dzieje. Że jest dwóch trenerów. Że są możliwości bootcampów. To jest duża różnica, bo rzadko kiedy polscy gracze potrafili doceniać takie małe rzeczy. A tutaj zawodnicy są zwyczajnie wdzięczni za to, że dostali od nas szansę.

A pod kątem finansowym też jest różnica? Często mówiło się przecież, że Polacy są przepłacani. Czy zatem różnica między tym, co płaci się Polakom, a tym, co płacicie teraz graczom z zagranicy, jest znacząca?

Nie, nie jest. Myślę, że to jest średnia z ostatnich składów, które u nas były. Nie są to większe kwoty niż płaciliśmy niedawno 2-3 ostatnim zespołom. Są to sumy bardzo porównywalne.

Nie ma u was obawy, że skoro nie macie polskich graczy, to polscy kibice nie do końca będą was wspierać? Na HLTV nie będzie polskiej flagi itd. Z drugiej strony za granicą nie jesteście jeszcze tak znani jako organizacja. W efekcie może być tak, że będziecie grać trochę dla nikogo.

Wydaje mi się, że nie obawiamy się tego, bo koniec końców, jak będą wyniki, to kibic przyjdzie. Wtedy nie będzie patrzył, czy w składzie jest Polak, tylko będzie wiedział, że, tak czy siak, to polska organizacja. Jesteśmy na rodzimej scenie, komunikujemy się z kibicami po polsku, jesteśmy na stoiskach na PGA itd. Jesteśmy po prostu polską organizacją i to, że obecnie nasi gracze są z zagranicy, to nie oznacza, że tak będzie cały czas. Może za pół roku czy za rok pojawi się zawodnik, który będzie wart wzięcia i będzie z Polski. I my to wtedy zrobimy. Co więcej, zrobimy to z wielką przyjemnością. Teraz z kolei jest jak jest, ale myślę, że daje nam to inne możliwości na rynkach w krajach zawodników, którzy u nas są. Może tam będzie trochę większe zainteresowanie.

Miałem właśnie pytać o to, o czym przed chwilą powiedziałeś. Czyli o plany związane z budową fanbase'u w krajach, z których pochodzą wasi gracze.

Bylibyśmy głupi, gdybyśmy tego nie spróbowali. Widać to na przykładzie zawodnika z Kosowa. On u siebie w kraju jest naprawdę rozpoznawalny. To nie jest tak, jak u nas, że np. gdyby zawodnicy Kogutów czy ktokolwiek podobny przyszli na PGA, to, nie umniejszając im oczywiście, raczej niewiele osób by ich poznało. A ten gracz z Kosowa potrafi w swoim kraju iść po ulicy czy w centrum handlowym i ludzie podchodzą do niego po zdjęcia. Fajnie, bo można się dzięki temu dowiedzieć, jak wygląda u nich zainteresowanie esportem i na pewno będziemy chcieli to wykorzystać.

I tak samo, jak my możemy to wykorzystać, że są u nas, tak samo oni mogą zbudować swój fanbase poprzez to, że grają w AGO. Bo, jakby nie patrzeć, AGO jest na rynku już od wielu lat i jest w Europie jakąś marką. Taki też dostawałem odbiór od zawodników. Gdy się do nich odzywałem, to nie było pytania "kto", tylko raczej "o, AGO, super, fajnie, z chęcią". Dzięki temu zdajemy sobie sprawę, że my nie jesteśmy malutcy i raczej znaczymy coś na kontynencie, jesteśmy kojarzeni.

Wrócę jeszcze do miniroxa, bo wspominałeś, że w okresie, gdy nie było go u was, szlifował swój angielski. Teraz Mikołaj czuje się już swobodnie, jeżeli chodzi o komunikację z zawodnikami po angielsku?

Tak, zdecydowanie tak. Bylibyśmy trochę wariatami, gdybyśmy nie czuli, że jesteśmy w tym swobodni i rzucali się na tak głęboką wodę. Oceniałbym, że angielski miniego jest na bardzo dobrym poziomie i problemów komunikacyjnych z zawodnikami na ten moment nie ma żadnych. U zawodników zresztą podobnie – bardzo sprawnie sobie radzą z angielskim. I fajnie, bo to, co mi się spodobało na bootcampie, gdy przyjechali, to to, że byli ciekawi siebie.

Nie było podejścia "no dobra, pogramy razem, ale cholera wie, jak długo, więc może nie będę się w to specjalnie angażował". Zamiast tego cały czas jedli razem posiłki, chociaż nikt ich do tego nie zmuszał. Mieliśmy też media day i nie trzeba było im mówić, że muszą założyć koszulki czy nasz merch. Sami przychodzili na śniadanie i byli już przebrani. Widać, że cieszą się z tego, w jakim miejscu są. Uważam, że tylko tak można coś zbudować. Że organizacja wierzy w swoich zawodników, a zawodnicy wierzą w swoją organizację. I tutaj jest duża różnica w porównaniu do tego, co było przez ostatnie lata.

Biorąc pod uwagę, że to dla was nowa droga, to czy od razu związaliście się z graczami na dłużej, czy też można mówić o swego rodzaju "okresie próbnym", by przekonać się, jak to wypali?

Raczej nie jest to okres próbny, bo przez coś takiego rozumiem standardowe trzy miesiące. Tutaj tak nie jest, bo umowy są dłuższe niż trzy miesiące. Tyle mogę powiedzieć. Nie są nie wiadomo jak długie, ale dadzą drużynie czas razem popracować, pograć, zagrać X turniejów i, mam nadzieję, dostać się na Majora w przyszłym roku.

Macie już zaplanowane działania marketingowe związane z tym, by przedstawić ludziom tych graczy? Bo nie oszukujmy się, dla osób, które nie są na bieżąco ze sceną tier 2, te nicki nie są specjalnie rozpoznawalne.

Jasne, że tak. Mieliśmy na bootcampie media day i w zasadzie poświęciliśmy dwa dni na to, żeby powstawały materiały z zawodnikami. To, że zawodnicy nie będą co chwilę na bootcampie, w jakimś stopniu utrudnia zbliżenie zawodnika do kibica organizacji. Będziemy jednak wiele rzeczy robić zdalnie, np. materiały wideo od nich z domów, wywiady przedmeczowe, pomeczowe. Po prostu filmiki od nich, żeby ludzie mogli się do nich zbliżyć i dowiedzieć się, kim oni są, co robią, gdzie mieszkają, jak wygląda życie u nich w kraju.

Skoro mowa o bootcampach, to zamierzacie często ściągać ich do Polski na takie zgrupowania?

To zależy, co masz na myśli mówiąc "często". Planujemy, by te bootcampy były raz na kwartał, coś w tym stylu.

Macie zespół, macie wszystko ustalone. Co teraz? Jakie cele na najbliższe miesiące, bo zakładam, że już coś zdążyliście sobie założyć?

Konkretnych celów na razie nie ustalaliśmy. Tym bardziej że to wszystko będzie nowe. Nowa gra. Wszyscy startują trochę z punktu zero. My już wcześniej przygotowywaliśmy się do Counter-Strike'a 2, bo gdy tylko wyszła beta, to chłopaki zaczęli razem grać. Jako jedna z pierwszych drużyn zaczęliśmy też prakować w CS2, bo chcemy być o kroczek do przodu w porównaniu do innych drużyn, które nadal trenują lub jeszcze do niedawna trenowały w CS:GO.

Poza zmianą z polskiej drużyny na międzynarodową zmodyfikowaliście też wasze barwy. Rozumiem, że to kwestia umowy sponsorskiej z MediaMarkt?

Dobrze kombinujesz, ale nie, nie jest to kwestia sponsorskich ustaleń z MediaMarkt. Bardziej chodzi o to, że chcieliśmy mieć w AGO jeszcze więcej "polskości". Żeby ludzie wiedzieli, że, mimo iż jest drużyna międzynarodowa i nie ma Polaków w składzie, to jesteśmy polską organizacją. To był główny powód tego, że zmieniliśmy barwy na biało-czerwone. I myślę, że wyglądają fajnie.

I zgrało się to z waszym nowym sponsorem na koszulkach.

Dokładnie. Przypadek? Nie sądzę <śmiech>.

Dużo rozmawialiśmy o CS-ie, ale macie też LoL-a, który nie gra jako AGO, a jako Alior Bank. W kolejnym sezonie nadal będziecie występować pod tym tagiem?

Są już jakieś plany na przyszły rok, ale wszystko będzie się rozstrzygać w najbliższym czasie. Na razie nie chcę mówić nic konkretnego. Chociaż na pewno chcielibyśmy, żeby AGO zaistniało zarówno w nazwie, jak i na koszulkach. Myślę, że coś takiego wydarzy się raczej szybciej niż później, natomiast oficjalnie poinformujemy o tym we właściwym czasie.

Z czego wynika to, że w CS-ie zawsze byliście obecni jako AGO, tak w LoL-u najpierw było AGO ROGUE, teraz Alior Bank. Zawsze potrzebne wam było jakieś wsparcie. To kwestia większych kosztów prowadzenia dywizji League of Legends?

Myślę, że w dużej mierze jest to właśnie kwestia kosztów. Współpraca z Rogue... Nie chcę też tutaj za dużo mówić, bo wtedy nie byłem za bardzo w temacie. W tamtym okresie znajdowałem się bliżej drużyny CS-a. A z LoL-em oczywiście współpracowałem, ale nie znałem szczegółowych ustaleń z rozmów z Rogue. Natomiast ta współpraca była fajna dla obu stron. Oni mieli akademię w Ultralidze, na czym im zależało, a my... mieliśmy drużynę w Ultralidze, na tym nam zależało. Mogliśmy też dawać im nasz background, a oni wierzyli w naszą wizję współpracy z zawodnikami. Jakby nie patrzeć, parę pucharów do gabloty ta współpraca przyniosła.

Teraz mamy Alior Bank Team, bo Alior chciał mieć swoją drużynę esportową. Wcześniej byli sponsorem całej ligi i chcieli pójść w organizację. Wybrali nas i my się z tego bardzo cieszymy. Współpraca ta bardzo fajnie się układa i mam nadzieję, że będzie dłuższa. Natomiast czy nadal będzie mieć taką formułę, jak do tej pory? Być może od przyszłego roku się to delikatnie zmieni.

Jak wrażenia Aliora po roku współpracy? Macie od nich jakiś feedback?

Myślę, że patrząc na same wyniki raczej pozytywne. Pierwszy split może nie był rewelacyjny, ale czwarte miejsce też nie było złe. A drugi split już naprawdę dobry – drugie miejsce, mając samych Polaków w składzie. W porównaniu do innych organizacji wydaje się to bardzo, bardzo dobrym wynikiem. Dostaliśmy się też na EMEA Masters, dzięki czemu chłopaki mogli się sprawdzić w Europie. Przekonać się, jaki jest poziom i ile jeszcze nam brakuje, żeby radzić sobie lepiej na tak wysokim szczeblu. Dlatego myślę, że z perspektywy Aliora ten rok można podsumować jako udany. Tak mi się przynajmniej wydaje. My jesteśmy zadowoleni.

Sportowo. A marketingowo? Liczby się zgadzają?

Trzeba bardziej pytać Aliora. Ja sam bardziej odpowiadam za aspekty sportowe.

Niemniej na pewno dotarły do ciebie plotki, że Ultraliga może stracić akredytację Riotu. Nie martwi was to trochę? Może to przecież wpłynąć na wiele aspektów, w tym na kwestię przyciągania sponsorów.

Może tak być. Aczkolwiek ja uważam, że takie coś może być też swego rodzaju czyśćcem. I koniec końców może to dla sceny ultraligowej wyjść na dobre. Bo jakby nie patrzeć, z roku na rok zainteresowanie Ultraligą malało i możliwe, że teraz jest odpowiedni moment, by zacząć wszystko od nowa. Zbudować od nowa markę tej ligi i organizacje, bo było wiele drużyn, które funkcjonowały "od 1 do 30". Czyli "jest grant, to bądźmy w tej lidze, z grantu opłacimy zawodników, a może jeszcze coś dla nas zostanie". To ich trzymało, a nie sama idea czy wiara, by mieć drużynę w League of Legends, przyłożyć się do tego i budować markę całej ligi. A tak przy tworzeniu wszystkiego od zera zostaną organizacje, które chcą budować esport i mają jakieś zaplecze. Bo to też jest istotne.

Pytam o to, bo wystarczy spojrzeć, co się działo w Wielkiej Brytanii i Skandynawii. Tam liga też straciła akredytację, sponsorzy się powycofywali i wiele organizacji zaczęło mieć problemy. Podobna sytuacja może zdarzyć się w Polsce i nawet, jak ubędzie organizacji żyjących, jak mówisz, "od 1 do 30", to pytanie, czy będzie ktoś na ich miejsce?

Mam taką nadzieję, że ktoś wskoczy. Dochodzą do nas słuchy, że drużyna, która miała odchodzić, jednak zostanie, co też jest dobre dla tej ligi. Bo ta drużyna prezentuje fajny poziom, widać, że jest tam fajne zaplecze. Tak więc myślę, że przyszły sezon może być ciekawy. Na pewno liga według mnie wiele nie straci. A jest też istotna kwestia organizacji, żeby budować swoją markę z pomysłem i tym przyciągnąć sponsorów. Może niekoniecznie samymi liczbami czy wyświetleniami, ale pomysłem na to, jak funkcjonować, budować media społecznościowe, jak pokazywać zawodników. To też na pewno będzie istotne z perspektywy partnerów, którzy będą chcieli wejść w esport.

Zbliża się koniec roku, więc zadam ci pytanie, które zawsze w tym okresie zadaję ludziom z różnych organizacji. W 2024 roku zamierzacie skupiać się tylko na CS-ie na LoL-u, czy może macie jakieś, choćby wstępne plany na inne gry?

Nie mówię nie. Natomiast myślę, że na razie będziemy oscylować wokół tych dwóch dywizji, czyli League of Legends i Counter-Strike 2. Jeżeli jednak wyjdzie tytuł, który wejdzie na esportowy rynek i będzie nim zainteresowanie, to czemu nie? Ale to raczej melodia nieokreślonej przyszłości.

Spodziewałem się takiej odpowiedzi, bo obaj dobrze wiemy, jak wygląda obecnie sytuacja finansowa w esporcie. Ta sytuacja z pewnością też odbiła się na AGO, jeżeli chodzi o aspekt finansowy?

Jasne, że tak. To nie jest tak, że jesteśmy oddzielni od wszystkiego i u nas jest wszystko pięknie i kolorowo. Staram się jednak zawsze patrzeć na to wszystko pozytywnie. Jesteśmy już siedem lat na rynku. Bywały okresy lepsze, bywały i gorsze, aczkolwiek myślę, że naszym plusem jest to, iż cały czas idziemy z pewną naszą ideą. Cały czas mamy pomysł i nie zmieniamy z miesiąca na miesiąc wizji organizacji. Staram się utrzymywać nasz profesjonalizm na określonym poziomie.

I myślę, że gdy spyta się zawodników, którzy u nas grali, niezależnie od tego, czy było to 5 lat temu, 1 rok temu czy pół roku temu, to powiedzą oni, że jeżeli chodzi o zaplecze i możliwości, to dajemy najlepsze warunki w Polsce. Z mojej perspektywy jako osoby, która odpowiada za tę organizację, jest bardzo istotne, że gracze czują się tutaj zaopiekowani. Czują, że mają odpowiednie zaplecze. I przede wszystkim dostają też na czas wynagrodzenia, co jest istotne.

Esport bardzo cofnął się w rozwoju i jeżeli chodzi o kwestie finansowe, i o kwestie marketingowe, i o ekspozycję, i o liczbę lanów. Z twojej perspektywy nie jest frustrujące to, jak ta sytuacja wygląda np. w porównaniu do tego, co było cztery lata temu?

Oczywiście, że jest. Przychodząc do esportu i zaczynając tutaj pracę widziałem, jakie jest zainteresowanie. I spodziewałem się, że esport będzie się u nas rozwijał zdecydowanie szybciej. Że zainteresowanie będzie zdecydowanie większe. Że z roku na rok będą się pojawiały dużo większe pieniądze. Czemu tak się nie wydarzyło? Trudno mi powiedzieć. Może to też kwestia tego, że były organizacje, które nie potrafiły zainteresować czy utrzymać sponsorów na dłużej czymś ciekawym. I przy okazji zniechęcały trochę inne firmy, które potencjalnie mogłyby się tym zainteresować.

Tutaj też prośba do esportowego community, żeby doceniać i wspierać tych partnerów, którzy interesują się esportem. Którzy wkładają tutaj swoje pieniądze, które mogliby zainwestować gdzie indziej. A jednak chcą dalej inwestować w esport. Proszę o to, by to doceniać, a nie tylko szykanować w stylu "o, kolejny badziewny post". Gdy organizacja wrzuca post sponsorski, to po prostu dać czasami lajka. To da organizacjom dużo większe możliwości, a jak możliwości finansowe będą większe, to łatwiej będzie ściągać lepszych zawodników. A co za tym idzie, łatwiej będzie o spektakularnie dobre wyniki sportowe.

Pewnie czuć różnicę, jeżeli chodzi obecnie o skalę trudności podczas rozmów z potencjalnymi partnerami.

Oczywiście, że tak. To nie są łatwe rozmowy. Natomiast cieszę się, że od pewnego czasu sponsorów u nas nie ubywa, a wręcz przychodzi ktoś nowy. I jest światełko w tunelu, że po okresie, gdy byliśmy na topie i później trochę zjechaliśmy, teraz znowu będziemy powoli wspinać się ku górze. I ja mocno w to wierzę. Ale dużo będzie zależeć od tego, jak będzie to wyglądać sportowo. Jeżeli będą wyniki, turnieje lanowe i awanse na duże imprezy, to zainteresowanie potencjalnych sponsorów na pewno będzie zdecydowanie większe.

A są perspektywy, by w waszej piramidzie sponsorskiej pojawił się ktoś, kto będzie pełnić podobną rolę, jak wcześniej x-kom?

Myślę, że na to za wcześnie. Fajnie by było, ale trzeba dać sobie czas. Zróbmy najpierw fajny wynik, czy to w CS-ie, czy w LoL-u. I wtedy rozmowy z potencjalnym sponsorem będą z naszej perspektywy łatwiejsze.

Rozmawialiśmy o CS-ie, gdzie ESL Mistrzostwa Polski znikają, zostaje samo PLE. Rozmawialiśmy o LoL-u, gdzie Ultraliga może stracić akredytację. Jak w takim razie widzisz perspektywy na przyszły rok, jeżeli chodzi o polski esport? To może być okres przejściowej wegetacji?

Może tak być. Trudno mi trochę wróżyć z fusów, ale może to faktycznie być okres przejściowy, żeby później zaczęło się dziać na scenie esportowej coś dobrego. Nie ukrywam, że jest mi szkoda i przykro, że nadchodzący sezon ESL Mistrzostw Polski będzie ostatnim. To jednak kawał historii, kawał turniejów lanowych. Sam na kilku byłem i zawsze organizacyjnie była to topka. Będzie tego brakowało. Ale może da to możliwości innemu organizatorowi? Będzie tam większe zainteresowanie, powstanie jeden, dobry turniej, który skumuluje zainteresowanie z ESL MP i PLE. I może coś takiego da nam coś jeszcze ciekawszego. Wierzę w to mocno.

Śledź rozmówcę na X – Arek "Maden" Madeński
Śledź autora na X – Maciej Petryszyn