Do popełnienia tego tekstu zmusiły mnie raz - okoliczności - nowy net z kablówki z przydziałem na jeden komputer, co pozwoli ominąć nowy router, który wpadł w moje ręce, wraz z kartą sieciową wireless N na USB i dwa - ciekawość, ta zresztą powinna znaleźć się na pierwszym miejscu no i obowiązek - czyli trzy. Modem kablowy i router będą nam potrzebne, gdy zechcemy łącze rozdzielić, bez dodatkowych kosztów stałych, nie licząc oczywiście kosztu samego routera, który nie jest wcale mały, na więcej komputerów - w moim przypadku 5 + konsola xbox360.

    Gwoli wyjaśnienia jeszcze należy powiedzieć, że wszystko zaczęło się od małego nieporozumienia. Router WRT160NL Linksys'a zareklamowany został jako router przeznaczony dla linuksa - "Przedstawiamy nowy, wyczekiwany przez rynek router Linksys by Cisco dla fascynatów pracy w Linuksie". Te słowa mnie zaintrygowały z paru powodów, jeden to wyraźne nieporozumienie - wiedziałem o co chodzi, czytałem gdzieś wcześniej, choć wcale nie jestem znawcą, o czym będzie niżej, drugie, to sporo, jak nie większość, routerów pracuje na linuksie, a z jakimi komputerami będzie router współpracował, w zasadzie nie powinno go obchodzić, i najczęściej nie obchodzi, bez względu na to czy i co po niego podepniemy? Działa i łaski nie robi.

   Nieporozumienie polegało zatem na tym, że router, tak zresztą jest reklamowany na zachodzie, to router "open source", co znaczy mniej więcej tyle, że ma możliwość zmiany firmware na inne, nie firmowe, a właśnie open soure'owe, właśnie i również w tym przypadku linuksowe. Sam zresztą też jest "powered by Linux"
   
   Oprogramowania zresztą do różnych routerów, bo i D-link (np. D-Link DIR-320) robi swoje modemy "open source" i Netgear (WGR614L Open Source Router) i pewnie wiele innych, jest całkiem sporo.  Najpopularniejsze to Tomato, HyperWRT, DD-WRT, oraz OpenWRT. Nietrudno zgadnąć z czym powiązane są "magiczne literki" WRT?  Tu posłużę się leniwie "skompilowanymi" cytatami z wikipedii:

    "HyperWRT to projekt firmware'u na licencji GPL dla routerów Linksysa WRT54G i WRT54GS, bazujący na oryginalnym oprogramowaniu Linksysa. Pierwotnym zamiarem projektu HyperWRT było dodanie zestawu funkcji, jak np. zwiększenie mocy nadajnika WiFi, do najnowszego firmware'u Linksysa, rozszerzającego jego możliwości, ale jednocześnie pozostającego blisko oficjalnego firmware'u. Pierwotny projekt HyperWRT został rozpoczęty w 2004 roku przez Timothy'ego Jansa (ksywa Avenger 2.0), kontynuował on jego rozwój do początków 2005 roku. Później pracę nad HyperWRT przejął programista nazywany Rupan, uaktualniał on projekt do nowych wersji firmware'u Linksysa. Następnie, również w 2005 roku, dwóch programistów tofu i Thibor przejęli opiekę nad projektem i stworzyli dwie jego wersje. HyperWRT +tofu dla routera WRT54G i HyperWRT Thibor dla WRT54GS. Obaj często ze sobą współpracowali, wymieniali się poprawkami i nowymi funkcjami oprogramowania. Również obaj stworzyli firmware dla routera WRTSL54GS. Po lutym 2006 roku, tofu zaprzestał prac nad swoim projektem, a kod źródłowy został włączony do projektu HyperWRT Thibor.
Aktualnie HyperWRT Thibor jest najnowszą wersją HyperWRT i obsługuje następujące routery: WRT54G/WRT54GL/WRT54GS i WRTSL54GS. Oprogramowaniem HyperWRTR jest niekompatybilne z routerami WRT54G i WRT54GS od wersji 5.0 wzwyż. W modelach tych zmieniono system operacyjny z Linuksa na VxWorks i zredukowano pamięci flash do 2MB. (WRT160NL ma 8MB na flashu i 32 ram)

    Rozwijanie otwartej implementacji oprogramowania wbudowanego (ang. firmware) jest możliwa ponieważ Linksys użył kiedyś i znów używa w swoich routerach oprogramowania rozpowszechnianego na zasadach licencji GNU GPL. Zgodnie z zasadami tej licencji opublikował wszelkie zmiany wprowadzone do kodu niezbędne do jego działania na urządzeniach Linksysa. W oparciu o te modyfikacje entuzjaści otwartego oprogramowania stworzyli dystrybucję Linuksa zawierającą wiele narzędzi niedostępnych w oryginalnym oprogramowaniu."

    Nie inaczej wygląda sprawa z pozostałymi projektami oraz oprogramowaniem, które zresztą "spokojnie" można zastosować w innych, niż linksysowe, urządzeniach, szczególnie, że spora ich część jest niemal dokładnie taka sama (bez obrazy żadnej z nich), a różni się tylko nazwą skośnookiego "producenta" i ewentualnie obudową.
Największe możliwości otwiera alternatywne oprogramowanie oparte na Linuksie w routerach z portem USB, a takim jest WRT160NL, choć wcale nie tak łatwo je wgrać jakby się wydawało, co zresztą można wyczytać na wielu forach. Uda się albo i nie? Takie informatyczne być albo nie być.  Niczym zabawa w podkręcanie, na szczęście bez ciekłego azotu.
[center]

[/center]

    Można sobie wyobrazić bardzo wiele zastosowań routera, który staje się prostym komputerem, i w zasadzie nim jest - wystarczy popatrzeć na specyfikację, a na którym można zainstalować wiele popularnych pakietów znanych z linuksowych serwerów. Taki mały routerek może być serwerem www, czy ftp, a port USB posłużyć jako print serwer dla podłączenia drukarki sieciowej, albo, jak w moim przypadku, jako dysk sieciowy lub media serwer, co znaczy prawie to samo, choć nie do końca. Dalej, są tacy, którzy wykorzystując prosty hub USB robią i jedno i drugie. Tu jako wyjaśnienie, port USB, oprócz literki N, zwany fachowo "Storage Link (USB 2.0)" szczególnie  mnie w tym routerze intrygował, ile w końcu można się bawić z przenoszeniem dysków między komputerami, nie bawiąc się w stawianie specjalnie serwera, wszak filmów ci u nas dostatek. Małe co nieco na dysku 500GB.

    Najpierw wróćmy jednak do naszego N.

    Próbowałem już kilku routerów wi-fi, ale "testu" paru ścian nie przeszedł żaden, na standardowych antenach oczywiście. Miałem cichą nadzieję, że N sobie poradzi z tym lepiej, ponoć to i większe pasmo, i tak jest rzeczywiście, i większy zasięg, jednak ściany to ściany. Mur. I zwykły Pentagram "Cerberus"  i ponoć gamingowy D-Link DGL-4300, nie dały rady trzem ścianom i dwóm piętrom mojego domu.  Linksys WRT160NL zresztą również im nie sprostał, choć trzeba przyznać, że nie sprostał w trochę lepszym stylu, dzięki magicznej literce N.

    Tu wypadałoby wspomnieć, że by nasze magiczne N zadziałało, trza wpierw w opcjach wi-fi "channel width" włączyć "wide 40 mhz channel", bo jako default mamy 20 mhz, co pozwoli nam przesyłać dane tylko z szybkością 52 Mb/s - sponsorowaną przez magiczną literkę G.  Tyle zresztą mamy w większości laptopów, note i net booków, również.  G, duże, przy dwóch ścianach, a w zasadzie nawet półtorej, bo po skosie, zwalnia tragicznie i to tak , że oglądane z sieciowego dysku filmy zaczynają naprawdę ostro "przycinać", choć połączenie wskazuje ok 20 Mb/s, co w takim razie jest wartością grubo przekłamaną, bo na papierze wystarcza i musi wystarczyć również w rzeczywistości, a jednak nie! Przez te same ściany N uzyskuje łączność na poziomie 240 Mb/s, co jest wartością dużo większą niż standardowy "lan" 100 Mb/s i to pozwala nam oglądać bez problemu popularny ostatnio w niektórych kręgach serial "The Unit", bez ograniczeń i "przycięć". Jak widać N ma swoje zalety, choć by sam dysk USB zadziałał trzeba się trochę pobawić, a to trochę, jest bardziej niż trochę drażniące, choć jest to raczej "zaleta" systemów, którymi dysponowałem - XP, vista, ubuntu i win7.
[center]

[/center]

    Dysk raz był widziany raz nie i to w zasadzie nie wiadomo dlaczego, a przynajmniej wykraczało to poza moją znajomość tematu, choć jako pomysłowy Dobromir jakoś sobie poradziłem z każdym z komputerów. Najprościej było na linuksie - zobaczył router, wpisałem usera i hasło i zadziałało. Windows 7 miał opory, ale wystarczyło wpisać w wyszukaj (slash, slash ) wrt160NL(slash) dysk (ukośników strona nie wyświetla dlatego ten slash) i ruszyło, bez haseł. Po zaznaczeniu, by odnajdywało sieć i udostępniało pliki nawet zapamiętały okna ścieżkę dostępu. Laptopowa Vista, która służy w moim domu jako centrum rozrywki (łączy się przez wi-fi z routerem i udostępnia net xboxowi), nie od razu chciała widzieć dysk, wpisanie ścieżki i potem loginu i hasła zmusiło ją do kolaboracji. W XP router jest widziany jak komputer w sieci, a klikniecie na niego otwiera udostępniony dysk.

    Mała dygresja - praca z Windows przypomina mi czasem postać z opowiadań s-f stworzoną przez Henry Kuttnera o nazwisku Gallagher. Otóż Gallager był geniuszem wynalazcą, z tym że genialna była jego podświadomość, która budziła się po wypiciu sporej ilości alkoholu. Na trzeźwo Gallagher nie pamiętał po co daną rzecz stworzył i jak ona działa. Podobnie chyba było z twórcami microsoftowego systemu.

    Wróćmy jednak do routera i jego wyjątkowych, ponadprzeciętnych możliwości. Może nie są one już takie wyjątkowe, bo podobnych urządzeń jest już sporo, jednak "empirycznie" dla całości zestawu udało mi się znaleźć zastosowanie. Po sklonowaniu MacAdresu już mogłem podłączyć do sieci więcej niż jeden komputer. Sieć wi-fi posłała mi sygnał piętro wyżej do laptopa, ten zaś do xboxa, a dysk podłączony do portu USB zaczął służyć zgodnie ze swoim przeznaczeniem, jako małe domowe FTP.

    Tu kolejna uwaga - dysk można skonfigurować jako media serwer, ale wtedy spotkamy się z upierdliwym włączaniem WMP i bedziemy mieli problem z innymi plikami niż multimedialne, tę funkcję zatem pozostawiłem wyłączoną, choć i tak, przyznaję bez bicia, z dysku korzystam najczęściej wtedy, gdy oglądam filmy. Również "Unit", obecnie sezon 2.

   Jako Postscriptum do tekstu powyżej należałoby chyba jeszcze powiedzieć słowo o oprogramowaniu dołączonym do routera, które przydaje się, ale wcale nie jest konieczne. Router Linksysa, jak 99% pozostałych, konfiguruje się z poziomu przeglądarki, do tego to, co dostajemy na płycie, czyli "Network Magic" nie jest wcale darmowy, a wersja testowa działa przez tydzień. Z kolei to, co widzicie na screenach, to niemal to samo, ale w wersji darmowej, choć nie tak funkcjonalnej, jak płatna wersja i jest to wspominany przez niektórych Linksys EasyLink Advisor, inaczej LELA, którego na płytkach dołączonych do zestawu wcale nie ma i obarczone upierdliwym błędem zgłaszania co chwilę tych samych urządzeń podłączających się do sieci, czego nie ma "Network Magic".

    Jako drugie PS., które równocześnie będzie kolejnym po "Unit" nawiązaniem do tytułowego filmoznawstwa, wypadałoby wspomnieć o nowej akcji Linksysa. Otóż każda osoba, która zakupi w wakacje router tej marki, otrzyma bilet na darmowy seans w kinie internetowym "Cineman".

    Jak obejrzeć film? Wystarczy zalogować się na stronie www.linksys-cineman.pl, wybrać dowolny tytuł filmu, a następnie, zamiast dokonania płatności, wpisać swój kod promocyjny - ten ze zdrapki, którą widzicie obok. Serwis Cineman udostępnia filmy na dwa sposoby: natychmiastowego odtwarzania - streaming oraz pobrania na komputer - download. Promocją, oprócz wielu innych, oczywiście objęty jest także nasz bohater WRT160NL. Bohater nasz, a nie jest nim "Bohater ostatniej akcji", byłby ideałem, gdyby jeszcze miał gigabitowego lana, ale cóż, nie można mieć wszystkiego, a przynajmniej nie od razu, ale za to można iść do kina i to bez ruszania się z domu.