Jego początki na profesjonalnej ścieżce kariery nie należały do najłatwiejszych. Dzisiaj jest on zawodnikiem jednej z najsilniejszych formacji w Polsce, Sferis PRIDE, oraz dumnym reprezentantem kadry narodowej. Poniżej prezentujemy rozmowę z Pawłem "reatzem" Jańczakiem.

Mam w pamięci LAN w Tarnowskich Górach na początku 2014 roku, kiedy razem z HyperShots udało Ci się zająć czwarte miejsce. Jak na debiut, to wynik chyba nie mógł być lepszy. Wyżej była tylko ekipa Filipa "NEO" Kubskiego (CIOS), drużyna Pawła "innocenta" Mocka (e-rodzinka) i noMERCY. Jak w ogóle wspominasz tamten turniej? Czy reatz z tamtego okresu przypomina w ogóle tego, który gra dzisiaj dla Sferis PRIDE?

Był to nie tylko debiut LANowy w moim wykonaniu, ale i pozostałych chłopaków z mojej drużyny. W półfinale przyszło nam zmierzyć się z drużyną NEO. Udało nam się wywalczyć bodajże dziesięć czy jedenaście rund - najwięcej z wszystkich zespołów. Było to dla nas wszystkich spore zaskoczenie. O trzecie miejsce graliśmy z noMERCY. Przegraliśmy wówczas na pierwszej mapie, na drugiej zrobiliśmy comeback z 2:13, natomiast na trzeciej sytuacja się odwróciła i to my, mając prowadzenie 13:2, przegraliśmy całe starcie. Cały ten turniej wspominam bardzo pozytywnie, zresztą nie tylko ja, bo reszta chłopaków z HyperShots również. Były to nasze początki.

Od tamtego czasu minęło sporo i nie da się ukryć, że jestem teraz dużo lepszym zawodnikiem. W każdej drużynie, w której miałem okazję grać, zdobyłem sporo doświadczenia. Najwięcej dała mi gra w PRIDE - to oczywiste. To co zostało na pewno z tamtego czasu to to, że czasami się stresuje, ale nie ukrywam też, że i ten aspekt na przestrzeni lat udało mi się ogarnąć.

Kolejne miesiące nie należały do najstabilniejszych. Ekipa, z którą zająłeś czwarte miejsce w Tarnowskich Górach się rozpadła. Po jakimś czasie dołączyłeś do LastHope, jednak i ten epizod nie trwał zbyt długo. Można zauważyć, że następstwem każdego turnieju z udziałem Twojej drużyny była informacja o rozpadzie. 

Tak było zawsze. W przypadku HyperShots graliśmy ze sobą jeszcze tydzień bądź dwa po zakończeniu turnieju w Tarnowskich Górach. Wtedy KYF powiedział, że nie zamierza już dłużej grać. Próbowaliśmy go zastąpić, jednak wyniki były dalekie od zadowalających i zwyczajnie się rozstaliśmy.

Po epizodzie w HyperShots miałem sporą przerwę. Pojechałem do Anglii i pół roku pracowałem nie skupiając się w ogóle na CS-ie. Po pewnym czasie, wciąż przebywając na Wyspach, zdecydowałem się na powrót do gry. Był to dla mnie jeden z najgorszych okresów w karierze. Powiedziałem sobie, że chcę grać w CS-a. Codziennie w pracy myślałem: "muszę się w końcu wybić". Moje życie wyglądało tak, że wstawałem o piątej rano, wracałem o szesnastej i po krótkiej drzemce zabierałem się za grę, która z reguły trwała do późnych godzin nocnych. Tak było przez rok i nie ukrywam, że było cholernie ciężko. No ale cóż, w końcu się udało.

W czym tak naprawdę tkwi problem, jeśli chodzi o te nagłe zmiany w składach? Polskim graczom brakuje cierpliwości?

Wydaje mi się po prostu, że jak nie ma wyników to drużynie się coraz mniej chce. Na początku jest w porządku, bo są rezultaty, ale potem coś się dzieje i nagle jedna czy druga osoba znajduje wymówkę i powoli się wykrusza. W ten sposób dochodziło do rozpadu drużyny. Wielu graczom zwyczajnie brakuje poświęcenia.

Razem z mattym, morelzem, sanym i mono byliście o krok od zakwalifikowania się na minora. Wtedy jednak przeciwnicy zauważyli, że właśnie matty został w przeszłości zbanowany za ustawienie meczu. Dla mnie to było nie do końca zrozumiałe. Zdawaliście sobie w ogóle sprawę z tego, że ma on bana na koncie?

Z tego co nam się wydawało, to miał on dostać unbana. Jeśli dobrze pamiętam, miał on określony termin ważności i miał wygasnąć po roku czy dwóch. Bodajże tego samego dnia pojawiła się jednak informacja, że wszyscy, którzy brali udział w ustawianiu meczów, zostali zbanowani dożywotnio. Nasz przeciwnik, PuLse, od razu zgłosił protest i zostaliśmy zdyskwalifikowani. A szkoda, bo mam wrażenie, że to była spora szansa na wybicie. W decydującym meczu mieliśmy grać z LDLC i wszyscy z nas wierzyli w to, że się uda.

Jaka była Twoja reakcja?

Byłem załamany. To był nasz moment. W tym samym okresie wybili się zawodnicy Epsilon i równie dobrze moglibyśmy uczynić to samo. Było nam bardzo smutno. Nie było wyjścia i musiała zajść zmiana. Do składu wszedł NEEX.

To właśnie z NEEXem składzie udało wam się zwyciężyć podczas Płońsk E-Sport Challenge Winter Edition. Kiedy wydawało się, że powoli wychodzicie na prostą, z drużyny odszedł sany. Co tym razem stało za taką decyzją?

Nie chcę za dużo mówić na ten temat i wydaje mi się, że lepiej żeby to pozostało tak jak jest. Sam osobiście lubiłem sanego i było mi go szkoda. Tak to niestety czasami jest.

Nie miałeś czasami wrażenia, że decyzje o zmianach były podejmowane zbyt pochopnie?

Prawdę mówiąc, to były moje początki. Tak naprawdę nie chciałem się wtrącać. Dla mnie gra z czołówką naszej sceny to było coś nowego i doceniałem to, bo nie miałem wcześniej takich możliwości. Nie chciałem wtykać nosa w sprawy dotyczące zmian. Kiedy dochodziło do takiej decyzji, to oczywiście nie stałem przeciwko. Byłem jednak świeżakiem i takie sprawy mnie nie interesowały.

[caption id="attachment_51862" align="aligncenter" width="600"]Fot. Pride Fot. Pride[/caption]

Jakiś czas później do składu dołączył EXUS, który wówczas zastąpił mono. W tym składzie wystąpiliście na Insomnia57 w Birmingham. Już nie w barwach Team Refuse, a PRIDE...

Tydzień, a może nawet parę dni przed rozpoczęciem turnieju w Birmingham odezwało się do nas PRIDE. Nasz ówczesny manager, Apaxi, powiedział, że pojawiła się fajna oferta od polskiej organizacji. Byliśmy bardzo podekscytowani. Będąc jeszcze teoretycznie w Refuse wybraliśmy się na bootcamp organizowany przez PRIDE.

A jak w ogóle przebiegała decyzja o dołączeniu do PRIDE. Różnie to przecież bywa z polskimi organizacjami. Nie mieliście pewnych uprzedzeń?

Oczywiście mieliśmy pewne obawy, ale jak po pierwszym dniu zaproponowano nam bootcamp to spojrzeliśmy jednak na to trochę inaczej i uwierzyliśmy, że to jest właśnie ta organizacja. No i jesteśmy tutaj już spory kawał czasu. Jak na razie wszystko działa bez zarzutów.

Drugie miejsce w Birmingham to bez wątpienia udany występ. Jakie mieliście oczekiwania wobec tego turnieju tuż przed wyjazdem? Wierzyłeś, że uda wam się zajść tak daleko?

Wcześniej graliśmy w meczach online z fm.TOXiC, które było chyba numerem jeden jeśli chodzi o zespoły z Wysp. Z nimi udało nam się wygrać w półfinale, jednak polegliśmy w wielkim finale turnieju z Rasta.Infused. Jechaliśmy tam z przekonaniem, że wygramy. Było czuć lekki niedosyt, jednak mimo wszystko zdobyliśmy tam bardzo dużo doświadczenia.

Zanim doczekaliśmy się oficjalnej prezentacji składu w nowych barwach, dowiedzieliśmy się o kolejnej rotacji w składzie. NEEXa zastąpił SooN. Tym razem nie zapytam o powody zmiany, jednak o sam schemat doboru następców. Jak Ty na to patrzyłeś?

Zawsze chciałem dawać szansę tym, z którymi chociaż trochę grałem w przeszłości. Na polskiej scenie zmiany były z reguły dość przewidywalne. Zawodnik A opuszczał jedną drużynę i dołączał do drugiej. W jego miejsce przychodził zawodnik B. I tak wymieniali się w kółko. Nigdy nie było czegoś nowego.

A jak było w przypadku SooNa?

W tamtym czasie nie miałem z nim najlepszych kontaktów, zresztą on o tym wie. Nie byłem za tym, żeby to właśnie on dołączył, ale nie zdradzę też kogo bym widział zamiast niego. Wyszło jednak tak, że to on dołączył do składu. W sumie to teraz go bardzo lubię (śmiech).

Udało Wam się wygrać Let’s Play Częstochowa i zająć drugie miejsce na X-KOM Clash, na którym zresztą pokonaliście uznawany za faworytów Team Kinguin. Był to chyba jeden z lepszych okresów dla Waszego zespołu. 

Sami się nie spodziewaliśmy, że możemy pokonać chłopaków z Kinguin. Oni grali wtedy bez Loorda za plecami i to udało nam się wykorzystać. Zdawaliśmy sobie sprawę, że zarówno oni, jak i Team AGG byli od nas wyżej. Tak naprawdę pojechaliśmy do Częstochowy, żeby z nimi powalczyć. Wiedzieliśmy, że potrzebujemy dużo czasu, żeby wskoczyć w rankingu wyżej od nich. Zresztą nawet teraz ciężko tak naprawdę powiedzieć, którą drużyną w Polsce jesteśmy.

Były sukcesy, a mimo to doszło do kolejnej zmiany. Do Twojej drużyny dołączył były gracz AGG, Repo.

Potrzebowaliśmy prowadzącego. Coś w naszym zespole nie do końca grało tak, jak chcieliśmy. Co zresztą ciekawe, Repo dowodzi naszą drużyną aż do dziś. Wiele osób myśli, że prowadzącym jest Hyper.

Zostałeś powołany przez NEO do naszej kadry narodowej na mecze nieoficjalnych Mistrzostw Świata. Zagrałeś w spotkaniach z Portugalią i Szwecją. Jakie to uczucie? W końcu był to Twój debiut.

Dużo osób mówiło mi wcześniej, że bardzo możliwym jest to, że otrzymam powołanie. Nie myślałem o tym za bardzo. Może inaczej - domyślałem się, że mogę dostać powołanie, ale nie sądziłem, że rozegram jakiś mecz. Dla mnie to było mega przeżycie. Jeszcze osiem miesięcy temu nikt by się chyba nie spodziewał, że będę mógł zagrać w reprezentacji.

Wróćmy do zawirowań transferowych. Pod koniec sierpnia na polskiej scenie doszło do przetasowań, w których zresztą brałeś udział. Skąd decyzja o dołączeniu do AGG? 

Kamil był wtedy trenerem w AGG. Napisał do mnie z zapytaniem, czy nie chcę pograć w jego drużynie. Trochę się nad tym zastanawiałem, bo było mi żal chłopaków z PRIDE.

Czy AGG po odejściu Furlana i rallena nie było w gorszej pozycji od Twojej dotychczasowej drużyny? Chodzi mi o to, czy ta decyzja w ogóle miała sens.

Ja patrzyłem głównie na to, że mogę zdobyć doświadczenie. Wiedziałem, że Hyper jest osobą, która lubi grać taktycznie no i chciałem nauczyć się czegoś nowego. Minęły jednak niecałe dwa tygodnie i na nowo dołączyłem do PRIDE.

No właśnie, dlaczego?

Sam w sumie nie wiem co się stało. Dostałem informację, że prawdopodobnie idę z Kamilem i Hyperem do PRIDE. Mi to w sumie pasowało, bo bardzo lubię chłopaków z PRIDE. Nie dopytywałem o szczegóły.

Chłopacy nie mieli do Ciebie żalu?

Nie (śmiech). Od razu jak wszedłem na TeamSpeaka to nawet się ze sobą nie przywitaliśmy, tylko zaczęliśmy się śmiać. Chyba nie mają do mnie żalu. Chciałem spróbować czegoś nowego i tyle.

W obecnym składzie trenujecie pod okiem Hypera. Bierzecie udział w wielu rozgrywkach internetowych i próbujecie swoich sił w kwalifikacjach na lany. Dzięki wygranej na finałach ligi CSCenter zapewniliście sobie awans na ESWC w Paryżu. Jakie były Wasze oczekiwania względem turnieju we Francji?

Motywacja była. Liczyliśmy, że trafimy na łatwą grupę, niestety się nie udało. Nasi przeciwnicy grali naprawdę dobrze w ostatnim czasie i baliśmy się, że możemy nawet nie wyjść z grupy. Chcieliśmy jednak walczyć i dać z siebie sto procent. No i się udało.

W pierwszej rundzie fazy pucharowej trafiliście na jeden z silniejszych zespołów w stawce, Gambit Gaming. Nie ma co ukrywać – Wasze szanse były dość mizerne.

Po raz kolejny liczyliśmy, że trafimy na kogoś słabszego. Wówczas wydawało nam się, że przyszło nam zmierzyć się z najsilniejszym zespołem w turnieju. Na pierwszej mapie zostaliśmy zniszczeni, na drugiej udało nam się wyrównać, a na trzeciej - gdyby nie jedna głupia runda - byliśmy o krok od zwycięstwa. Teraz nie ma już co gdybać...

Dust2 był naprawdę wyrównany. Jak myślisz, czego zabrakło w końcówce? Brak doświadczenia odegrał najważniejszą rolę?

Na pewno doświadczenie było po stronie Gambit. W dogrywce Zeus wiedział, jak grać, żeby nas pokonać. W ostatnich rundach sam miałem spory stresik. Zresztą każdy z nas chyba go miał.

Pomimo tego, że trafiliście na trudnego rywala, to nie okazaliście się zwykłymi chłopcami do bicia. Ba, byliście bardzo blisko wygranej. Pozostał pewien niedosyt?

Był niedosyt. Uwierzyliśmy, że możemy wygrać ten mecz po drugiej mapie, Mirage'u. Tak naprawdę jeden błąd zadecydował o wyniku na Duście.

Po powrocie z Paryża zabraliście się do ciężkich treningów. W jakiej pozycji widzisz obecnie swoją drużynę?

Chcemy pokazać, że jesteśmy w stanie walczyć z tymi najlepszymi ze sceny europejskiej. Brakuje nam więcej ogrania. Hyper ogarnie więcej taktyk i myślę, że będzie lepiej (śmiech). Wiadomo, najbardziej potrzebny jest nam w tym momencie czas oraz możliwość mierzenia się z tymi najlepszymi.

Sądzisz, że jesteście w stanie w najbliższym czasie strącić Kinguin z drugiego miejsca w Polsce?

Staramy się raczej o tym nie myśleć. Kinguin na ten moment jest TOP2 i będzie TOP2 przez dłuższy czas. Jeżeli udałoby się nam pokonać ich kilka, a może nawet kilkanaście razy, to wtedy można śmiało mówić o przejęciu drugiej lokaty.