Historia stara jak świat - jeśli nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze. Nie inaczej jest też w Stanach Zjednoczonych, gdzie przed kilkoma dniami na tamtejszej scenie CS:GO rozpoczął się konflikt, w który zaangażowane są najbardziej znane drużyny. Nazwy takie jak Cloud9, Team SoloMid czy Immortals kojarzy każdy, a to właśnie członkowie tych zespołów postanowili zaprotestować przeciwko szantażowi, jaki w stosunku do nich zastosowała PEA.

Najpierw warto byłoby sobie w ogóle wyjaśnić czym jest PEA. Professional eSports Association, bo tak rozwija się ten skrót, to powstała w 2016 organizacja, skupiająca wokół siebie najbardziej znane zespoły Ameryki Północnej. Pierwotnym założeniem tego tworu było powołanie do życia nowej ligi CS-a, w której "właściciele oraz gracze będą pracować ramię w ramię, by stworzyć najbardziej atrakcyjne widowisko dla wszystkich fanów e-sportu" (cytat z oficjalnej strony internetowej). Idea szczytna, pomysł ciekawy.

Założyciele PEA zaraz po powstaniu organizacji

Niestety, miło przestało być w połowie grudnia, gdy na światło dzienne wyszły niepokojące doniesienia. Jak podawało wielu twitterowych informatorów, z Jarkiem "DeKayem" Lewisem na czele, PEA nie chciała zadowolić się rolą zaledwie jednego z wielu. Organizacja próbowała wymóc na podległych sobie drużynach rezygnację z udziału w 5. sezonie ESL Pro League. Professional eSports Association chciało mieć monopol i niby trudno się dziwić, wszak chodzi o wiele milionów dolarów, ale metody, jakie zdecydowano się zastosować, pozostawiały wiele do życzenia. Bo jak inaczej można nazwać szantaż na zasadzie "albo jesteś z nami, albo nie ma Cię wcale". Tak, PEA stwierdziło, że każdy zespół, który wystartuje w lidze EPL, automatycznie zostanie wykluczony z jej szeregów.

Wtedy jeszcze można było zakładać, że informacje te są przesadzone, wyolbrzymione. Wszak nie było oficjalnego potwierdzenia, a tajemniczy dziennikarze, czerpiący informacje z równie tajemniczych źródeł, potrafią wyolbrzymiać. Jak się jednak okazało, to nie była jedna z takich sytuacji. Nowe światło na konflikt (przy jednoczesnym jego potwierdzeniu) rzucił otwarty list, pod którym podpisali się zawodnicy TSM, Cloud9, CLG, Immortals oraz Team Liquid. Pełną jego wersję znaleźć można pod tym adresem.

Jak można się z niego dowiedzieć, mimo pierwotnych obietnic o zacieśnieniu współpracy między PEA a graczami, e-sportowcy mieli tak naprawdę minimalny wpływ na większość kwestii, a wielu z nich o samym powstaniu organizacji dowiedziało się już po fakcie. Niemniej, pierwotnie zapewniano, że nie będzie przymusu - kto będzie chciał, ten w nowej lidzie wystartuje, reszta nie musi. Informacje takie pojawiały się bezpośrednio i w prywatnych rozmowach, i w oficjalnych ogłoszeniach. Dopiero w okolicach IEM Oakland do zawodników zaczęły docierać niepokojące sygnały, że PEA próbuje wymóc na nich rezygnację z ESL Pro League.

W tej sytuacji skontaktowano się ze Scottem "SirScootsem" Smithem, jednym z bardziej znanych e-sportowych dziennikarzy, który zdecydował się reprezentować interesy graczy. Niestety, mimo chęci ESL do rozmów, PEA pozostało niewzruszone i nie miało zamiaru podejmować żadnych negocjacji. W końcu do spotkania doszło, ale żądania amerykańskiej organizacji były niedorzeczne - chciała ona przejąć rejon Ameryki Północnej i zmusić EPL do wycofania się stamtąd. Padła propozycja kompromisu - ESL chciało podzielić się z PEA częścią dochodów, ale wtedy to Amerykanie się wycofali.

Najgorsze jest to, że zawodnicy zostali z tym wszystkim pozostawieni sami sobie. Nie mogli liczyć na wsparcie właścicieli swoich organizacji, którzy ciągle zapewniali, że cała sprawa ma miejsce tylko dla ich dobra, jednocześnie naciskając na nich, by w końcu się ugięli. Ci jednak nie mieli zamiaru tego zrobić i opublikowali wspomniany już otwarty list. Solidarność ze swoimi kolegami zza oceanu wyraziło wielu członków europejskiej sceny CS-a, jak chociażby Dan "apEX" Madesclaire czy Jesper "JW" Wecksell. Na reakcję drugiej ze stron nie trzeba było długo czekać. Ledwie dzień później jak grom z jasnego nieba pojawiła się informacja, że Sean "seang@res" Gares został usunięty z drużyny TSM z powodu swojego udziału w proteście.

Kolejne nieoficjalne doniesienia były jeszcze bardziej niepokojące. Twitter eksplodował od plotek, DeKay zasugerował nawet, że właściciele próbują wymóc na zawodnikach deklarację, że nie byli świadomi co podpisują i treść listu poznali dopiero po jego publikacji. Wreszcie głos zabrał też Andy "Reginald" Dinh. Założyciel TSM poinformował w swoim oświadczeniu (pełna wersja tutaj), że wyrzucił seang@resa z drużyny, gdyż ten manipulował pozostałymi kolegami z zespołu. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać - swój komentarz opublikował (tutaj link) inny z graczy amerykańskiej drużyny, Skyler "Relyks" Weaver, który w imieniu swoim i reszty kategorycznie zaprzeczył jakoby doszło do jakiejkolwiek manipulacji, dodając przy tym, że wszyscy byli w pełni świadomi tego, pod czym stawiają parafki.

Także sam Sean postanowił odnieść się do zarzutów swojego byłego już pracodawcy (link). Gares ujawnił, że już po przesłaniu maila od zawodników do PEA, spotkał się z Reginaldem. Obaj panowie rozmawiali ze sobą przez dwie godziny i zdaje się obalać teorię, jakoby Amerykanin nie zdecydował się uprzednio na bardziej klarowne rozwiązanie sprawy, co Dinh zarzucił mu w swoim piśmie. Co więcej, właściciel TSM miał zapewniać, że nie ma żadnego problemu z faktem, że gracze wybrali SirScootsa na swojego reprezentanta, chociaż później wyglądało to zupełnie inaczej. Na sam koniec seang@res zapewnił, że ani on, ani reszta podpisanych nie mieli na celu nabruździć komukolwiek. W całym tym bałaganie chodzi tylko o jedno - walkę o prawa graczy do głosu. Stąd też pojawienie się mediach społecznościowych trendującego hashtaga .

Nie wiadomo jak dalej potoczy się ta kwestia. Jest to swego rodzaju sytuacja bez precedensu i przyszłe decyzje którejkolwiek ze stron mogą ten precedens stworzyć. Tak czy siak, od dłuższego czasu do Counter-Strike'a napływają coraz większe pieniądze, czy to od sponsorów, czy też widzów i można było się spodziewać, że wraz ze wzrostem dochodów zaczną pojawiać się coraz większe, zakrojone na szerszą skalę konflikty na tym właśnie polu. Szkoda jednak, że w tej pogoni za liczbą zer na koncie brakuje odrobiny zdrowego rozsądku i chęci porozumienia na innych niż tylko własne warunkach.

Śledź autora tekstu na Twitterze - MaPetCed