Zamieszanie z Professional eSports Association, które od kilku tygodni elektryzuje całą profesjonalną scenę CS:GO, znalazło w końcu swój finał. W myśl przysłowia, że "chytry dwa raz traci", PEA będzie zmuszona obejść się smakiem, a możliwe nawet, że w ogóle zawiesi swoją działalność. Ale po kolei.

Przypomnimy, że cała afera wybuchła pod koniec grudnia. Wtedy to na jaw wyszło, że założona przez właścicielki północnoamerykańskich drużyn organizacja chce zmusić podległe sobie ekipy do rezygnacji z udziału w 5. sezonie ESL Pro League. Wszystko dlatego, że PEA chciało zorganizować własne rozgrywki i nie miało zamiaru dzielić się z nikim kawałkami swojego tortu. Jak można się domyślić, graczom nie spodobał się taki obrót spraw. Więcej na ten temat można znaleźć pod tym adresem.

Koniec końców, zawodnicy otrzymali możliwość wyboru w której lidze chcą na co dzień występować. Biorąc pod uwagę to, co miało miejsce wcześniej, czyli usunięcie z TSM Seana "seang@resa" Garesa, wzajemnie obrzucanie się oskarżeniami itp., wynik nie mógł być inny - zawodowcy opowiedzieli się za pozostaniem w ESL Pro League, przy jednoczesnej rezygnacji z udziału w zawodach PEA. Informacje te potwierdził za pośrednictwem Twittera właściciel Cloud9, Jack Etienne:

Nie wiadomo co w takiej sytuacji stanie się z PEA. Organizacja miała skupiać się głównie na Counter-Strike'u: Global Offensive, a teraz najprawdopodobniej wycofa się ze wspierania tej produkcji. Możliwe zatem, że Professional eSports Association, przynajmniej na razie, zniknie z profesjonalnej sceny. Jest to dosyć smutny finał inicjatywy, która u samego swojego początku zapowiadała się całkiem ciekawie. Niestety, późniejsze poczynania ludzi odpowiedzialnych za jej rozwój, doprowadziły do stopniowego upadku i utraty zaufania zawodników oraz opinii publicznej. Jest to dosyć wartościowa nauczka na przyszłość oraz swoisty precedens, który mówi, że gracze, mimo teoretycznie związanych umowami rąk, mogą mieć wpływ na ostateczny kształt swoich terminarzy.