Tuż przed inauguracyjnym meczem grupy B (Kongdoo Monster kontra Unicorns of Love) porozmawialiśmy z jednym z najbardziej rozpoznawalnych i utytułowanych zawodników w historii StarCraft 2, który dziś, po zakończeniu kariery e-sportowca, spełnia się jako trener. Jang "MC" Min Chul znalazł się w zupełnie nowym środowisku. Koreańczyk charakteryzujący się niezwykłą otwartością i przyjaznym stosunkiem do zachodniej kultury, wypowiedział się o swojej nowej funkcji i o wypełnianiu obowiązków trenerskich.

Jak dziś czujesz się w roli trenera, a nie profesjonalnego zawodnika?
Kiedyś musiałem się skupić wyłącznie na sobie i własnej grze, a nie na relacjach z innymi zawodnikami. Teraz, jako trener, muszę poświęcić swoją uwagę także innym ludziom, co jest już sporym wyzwaniem dla indywidualisty takiego jak ja.

Skupiasz się na rozwijaniu indywidualnych umiejętności graczy, czy raczej na ich mentalności i podejściu do kariery?
Koreańczycy i obcokrajowcy mają ze sobą jedną wspólną rzecz: niemal zawsze są to młodzi, niedoświadczeni ludzie, którzy nie wiedzą jeszcze jak wypowiadać się publicznie, jak komunikować się z widzami ani jak być prawdziwymi gentlemanami. Moi podopieczni są ode mnie lepsi w League of Legends, mają zdecydowanie wyższe umiejętności, ale ja wiem jak sprawić, by ich kariera rozwinęła się poza samą grą. Uczę ich jak optymalnie trenować, jak zaplanować swój dzień i jak żyć własnym życiem.

Uczysz ich także angielskiego?
Nie, w ogóle nie chcą się uczyć języków! (śmiech)

Jak twoje doświadczenia z czasów StarCraft 2 przekładają się na League of Legends. Czy to dla ciebie zupełnie nowe doświadczenie?
Tak, jest bardzo dużo różnic, ale z drugiej strony wszystkie e-sporty są do siebie bardzo podobne jeśli chodzi o mentalność zawodników. W StarCraft 2 rywalizuje się samotnie, a w League of Legends drużynowo, ale ostatecznie i tak wszystko sprowadza się do indywidualnej formy zawodników. Zawsze staram się uczyć swoich graczy jak rozwinąć swoje własne umiejętności, a współpraca powstaje w sposób naturalny.

Byłeś jednym z największych e-sportowców w historii, ale dziś przyjechałeś do Polski nie jako zawodnik, a jako trener. Czy tęsknisz za starymi czasami?
Oczywiście, że tak. Tęsknie za czasami swojej świetności, ale z drugiej strony wiem, że kiedyś nie pracowałem tak ciężko, jak dziś. Poza tym po zawieszeniu kariery praktycznie w ogóle nie trenowałem, ale gdybym wciąż nad sobą pracował, to zdobyłbym jeszcze więcej trofeów. I tego żałuję. Zawsze to podkreślam rozmawiając ze swoimi podopiecznymi: jeśli jeszcze jesteście w stanie grać, to trenujcie najciężej, jak tylko możecie i kontynuujcie swoją karierę.

Czy wciąż interesujesz się StarCraftem? Śledzisz jeszcze wydarzenia tej społeczności?
Czasami tak, głównie gdy grają moi dawni koledzy z drużyny CJ Entus albo po prostu zawodnicy, z którymi byłem i wciąż jestem zaprzyjaźniony. Teraz jednak mając dużo obowiązków jako trener nie mam zbyt wiele wolnego czasu i nie mogę sobie pozwolić na oglądanie wszystkich transmisji.

Jesteś trenerem Kongdoo Monster od kilku miesięcy. Mimo że twoi podopieczni nie radzą sobie aktualnie zbyt dobrze w LCK, to niedawno zajęliście 2. miejsce zarówno na ubiegłorocznym KeSPA Cup, jak i IEM Gyeonggi. Czego oczekujesz od swojej formacji na finałach 11. sezonu IEM?
Myślę, że na KeSPA Cup i IEM Gyeonggi poradziliśmy sobie świetnie, ale uważam, że mieliśmy po prostu dużo szczęścia. W rozgrywkach LCK mamy problem z komunikacją i przegrywaniem wygranych gier, więc zawsze ich przed tym przestrzegam. Wydaje mi się, że gramy teraz na około 40% naszych możliwości, a ja chcę żebyśmy dawali z siebie 100%. Jednak myślę, że na tym turnieju uzyskamy dobry rezultat.

Jak przygotowywaliście się do meczu ze swoim pierwszym przeciwnikiem - Unicorns of Love?
Analizowaliśmy ich gry przeciwko G2 Esports, H2K i innym europejskim drużynom. LCK i EU LCS różnią się niesamowicie. Wiemy, że uwielbiają grać Shenem i Ivernem, więc przygotowaliśmy się specjalnie, aby móc skontrować te postacie.

Czym według Ciebie różni się EU LCS od LCK?
Myślę, że picki i bany. Oprócz tego LCK ma dużo lepsze makro od europejskiego odpowiednika. W koreańskiej lidze jeden mały błąd może przesądzić o przegranej, a w EU LCS można zrobić ich o wiele więcej, a rozgrywka wciąż jest do odratowania.

Jankos w wywiadzie dla Cybersport.pl powiedział: "Bo jeśli najlepsze europejskie drużyny są gorsze, niż najsłabsza koreańska, to…"  – ucinając w połowie zdania. Czy rzeczywiście "najgorsza" koreańska drużyna może okazać się silniejsza od najlepszych europejskich?
O tak... (śmiech). Uważam, że Koreańczycy są OP w e-sporcie i mam nadzieję, że będziemy w stanie pokonać najlepsze drużyny z Zachodu.