Już w drugiej połowie roku wystartuje kolejny sezon ESL Pro League. Dodajmy od razu, że sezon wyjątkowy. Dlaczego? Otóż w szóstej edycji sygnowanych przez ESL rozgrywek po raz pierwszy w historii zabraknie przedstawiciela polskiego Counter-Strike'a. I to mimo faktu, że jeszcze kilka miesięcy temu w gronie uczestników znajdowały się dwie formacje znad Wisły.

Z przeciętniaka do chłopca do bicia

Spadek Teamu Kinguin, mimo że dosyć przykry, nie był jednak aż tak sporym zaskoczeniem. O wiele więcej sensacji wywołuje zaś to, co wydarzyło się z Virtus.pro. Trudno jednoznacznie opisać to słowami. Finaliści ELEAGUE Major 2017, zwycięzcy DreamHack Masters Las Vegas 2017. Zespół, który jeszcze na początku roku znajdował się w absolutnym światowym topie. Niemniej wystarczyło kilka miesięcy, by ten sam skład z tymi samymi zawodnikami sięgnął swego rodzaju dna, skazując się samemu na degradację do mało prestiżowych i nieco pomijanych zawodów ESEA Premier.

Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że nic tak naprawdę nie zapowiadało aż tak fatalnego wyniku. Oczywiście, od samego początku piątego sezonu Virtusi radzili sobie ze zmiennym szczęściem, najczęściej obdarowując swoich kibiców dosyć typowym dla siebie rezultatem 1:1. Nie bez powodu przecież przyjęło się, że VP online to zupełnie inna drużyna niż VP na lanach. Toteż kilka porażek, które wpadło na konto Polaków w pierwszych kolejkach nie było traktowane jako powód do niepokoju. Zwłaszcza, że jeszcze pod koniec marca bilans podopiecznych Jakuba "kubena" Gurczyńskiego był nadal dodatni. Było przeciętnie, ale stabilnie.

Wszystko zaczęło się sypać dopiero na przełomie marca i kwietnia. To właśnie wtedy rezultaty przestały przysłaniać słabą grę, bo stały się równie słabe. Nie można już było udawać, że nic się nie dzieje, tym bardziej że Filip "NEO" Kubski i Wiktor "TaZ" Wojtas, czyli do niedawna dwa największe filary ekipy, zdawali się mentalnie na część spotkań w ogóle nie docierać. I tak jak jeszcze do 23 marca Virtus.pro miało na swoim koncie siedem wygranych, tak już do końca sezonu dołożyło ich tylko dwie. Ponadto polskiej piątce przydarzyło się kilka upokarzających rezultatów, jak 1:16 z Heroic czy 4:16 z FaZe Clanem. Co ciekawe, oba mecze rozegrane zostały na Nuke'u, czyli niegdyś najlepszej mapie VP. Punkty Virtusom zabierali wszyscy - czy to beniaminek z Teamu LDLC.com, czy przechodzące fatalny okres Ninja in Pyjamas. Każdy mógł być niemal pewny, że z pojedynku wyjdzie przynajmniej z jedną wygraną.

Komplet wyników Virtus.pro w ESL Pro League Season 5 wygląda następująco:

08.02 Natus Vincere 10:16 Train 16:8 Cobblestone
09.02 Team Kinguin 15:19 Overpass 16:9 Cobblestone
08.03 Astralis 16:8 Inferno 19:15 Nuke
15.03 Fnatic 2:16 Train 16:5 Mirage
22.03 HellRaisers 10:16 Mirage 10:16 Overpass
23.03 mousesports 16:5 Inferno 16:11 Nuke
30.03 Team EnVyUs 5:16 Nuke 22:25 Inferno
11.04 Team LDLC.com 5:16 Nuke 13:16 Inferno
13.04 Ninjas in Pyjamas 16:6 Nuke 9:16 Cobblestone
19.04 Heroic 1:16 Nuke 9:16 Train
25.04 FaZe Clan 11:16 Inferno 4:16 Nuke
26.04 G2 Esports 13:16 Nuke 16:10 Inferno
11.05 North 6:16 Inferno 7:16 Cache

Gdzie jest NEO, gdzie jest TaZ?

Wystarczy jednak dokładnie przyjrzeć się statystykom, jakie wykręcili gracze polskiej formacji, by dojść do wniosku, że degradacja bynajmniej nie jest dziełem przypadku. Dość powiedzieć, że żaden z zawodników nie osiągnął ratingu przekraczającego 1,00! Najbliżej byli Jarosław "pasha" Jarząbkowski i Janusz "Snax" Pogorzelski. Zresztą od kilku miesięcy to właśnie pasha jest jednym z jaśniejszych punktów całej drużyny. Za swoją postawę w ubiegłym roku zebrał od całej społeczności kibicowskiej solidne baty, ale teraz prezentuje się już znacznie lepiej (chociaż i tak nadal zdarzają mu się akcje rodem z "funny moments"). Niestety jego pozostali koledzy rzadko kiedy przychodzili mu w sukurs.

Nie najgorzej wypadł jeszcze Paweł "byali" Bieliński, ale to, co prezentuje pozostała dwójka już jakiś czas temu powinno dać reszcie solidnie do myślenia. Nie ulega wątpliwości, że zarówno NEO, jak i TaZ dysponują ponadprzeciętnymi umiejętnościami. Kubski jeszcze do niedawna samodzielnie ugrywał nieprawdopodobne rundy, zaś TaZ zawsze imponował swoim opanowaniem. Niestety to gdzieś zniknęło, a najstarsi członkowie składu stali się delikatnym ciężarem dla reszty. Szczególnie regres Wojtasa jest nieprawdopodobnie przykry. Jeszcze do czasu Intel Extreme Masters Katowice 2017, mimo widocznych wahań, dawał on zespołowi całkiem sporo, również pod kątem mentalnym i dopiero po nieudanej polskiej imprezie coś się załamało, a Wiktor stał się cieniem samego siebie. Żeby nie być gołosłownym - ze wszystkich zawodników, którzy wystąpili w ponad 10 meczach tego sezonu, to właśnie Polak osiągnął najgorszy rating.

Statystyki składu Virtus.pro w ESL Pro League Season 5 wyglądają tak:

pasha Snax byali NEO TaZ
Fragi 469 461 447 391 370
Śmierci 488 472 470 479 482
K/D 0,96 0,98 0,95 0,82 0,77
HS% 45% 39,9% 50,8% 35,8% 54,3%
Rating 0,98 0,98 0,96 0,84 0,79

Wyjść z impasu

Czy Virtus.pro wystartuje w ESEA Premier Season 25? Tego jeszcze nie wiadomo, chociaż można podejrzewać, że Polakom nie w smak będzie rywalizować z formacjami z tier 2 czy tier 3. Jakby jednak nie patrzeć, VP znalazło się w takim gronie nieprzypadkowo. I bynajmniej nie znaczy to, że nagle zespół NEO i spółki został zdegradowany w światowej hierarchii do miana drużyny drugiej kategorii. W żadnym wypadku - Virtusów nadal się szanuje, Virtusów nadal się poważa (no, może nie w Polsce). Ale samym szacunkiem czy wielkością swojej legendy nie ma się co podpierać, to nie daje wyników. A tych nie ma już od kilku miesięcy. Warto byłoby zatem, by polska piątka potraktowała degradację jako zimny prysznic, który pomoże jej powrócić do dawnej formy i wyjść z trwającego impasu.

Zasłużyliśmy... – napisał na Twiterze pasha chwilę po przegranym meczu barażowym z PENTA Sports. I faktycznie, tutaj nie można się z nim nie zgodzić. Kwestia tylko, by za świadomością własnej winy przyszła szczera chęć odkupienia.

Śledź autora tekstu na Twitterze - MaPetCed