O grze dla międzynarodowego składu, problemach z komunikacją, dotychczasowych wynikach, szansach na Minorze i Kinguin porozmawialiśmy z Pawłem "innocentem" Mockiem z PENTA Sports, którego odwiedziliśmy na bootcampie w Berlinie. Sponsorem wyjazdu był STS, legalny polski bukmacher.

Po kilku miesiącach w PENTA Sports widzisz jakieś różnice pomiędzy grą dla polskiego, a zagranicznego składu?

Największą różnicą jest to, że zagraniczni gracze przykładają się do tego co robią. Mówię z własnego doświadczenia, bo nie wiem jak jest w Virtus.pro. W PENCIE widać to, że ludzie chcą wygrywać, a nie liczą na to, że będą dobrze strzelać i to wystarczy. Nie bazujemy na tym, że ktoś będzie miał formę, zrobi 30 fragów i wygramy mapę, tylko po prostu trzeba mieć jakąś podstawę do tego, by w przypadku gorszej formy mieć coś w zapasie – taktyki, dobre przygotowane. W polskich drużynach mieliśmy tak, że graliśmy „tak o” i jak ktoś zrobił 30 fragów, albo jak każdy grał indywidualnie dobrze to wygrywaliśmy, a jak mieliśmy gorszy dzień to nie było szans, żeby cokolwiek ugrać. Jest to taka największa różnica.

To wynika z podejścia mentalnego?

Patrząc przez pryzmat gry dla PENTY, to wydaje się, że za czasów Kinguin wszyscy myśleli, że są najlepsi i lepsi być nie mogą. Nie wiem skąd się to brało. Tutaj mamy bardzo mocny indywidualnie skład i nie spodziewałem się, że będzie aż tak skillowy. Mimo tego, że zawodnicy są mocni, to codziennie przed, w trakcie i po treningu jest udoskonalanie czegoś. Kiedy ktoś zrobił coś źle, to od razu na ten temat rozmawiamy. Dzięki temu na następnym pcw widać poprawę. A w dotychczasowych składach błędy cały czas się powtarzały i jak oglądam mecze Kinguin to widzę, że dzieje się to do dziś.

A z racji tego, że w PENCIE występują gracze z czterech krajów, nie macie problemów z komunikacją?

Tak szczerze mówiąc to nie jest problem. Do samego grania nie jest potrzebny niesamowity angielski. Jedynym problemem na początku były nazwy miejsc. W każdym kraju inaczej nazywa się różne miejsca na mapach. Kiedy tylko udało nam się dojść do tego samego nazewnictwa, to problem się skończył. Nie gramy też tak bardzo skomplikowanie, więc unikamy tych problemów językowych. Trudno jest tylko tak na szybko zrozumieć spontaniczną taktykę.

Pojawiły się jakieś różnice kulturowe?

Chyba nie. W sumie to nawet się fajnie dobraliśmy. Bałem się tego, że będziemy się nudzić w swoim towarzystwie, bo jednak ze SZPEREM, mouzem, MICHEM i minisem znaliśmy się sporo lat i każdy miał podobne poczucie humoru. Przez to wydawało mi się, że nie da się osiągnąć lepszej atmosfery, ale myślę, że obecnie jest porównywalnie.

Jako PENTA udało Wam się wygrać jeden turniej lanowy. Był on wyznacznikiem miejsca, w którym znajduje się ten skład?

Był to raczej wstępny sprawdzian. Wiadomo, że chcieliśmy wygrać ten turniej, ale tak naprawdę priorytetem było zakwalifikowanie się do ESL Pro League, co zepsuliśmy. Ten lan był jednak czymś fajnym dla mnie, bo mimo wszystko żadna polska drużyna, oprócz Virtus.pro, nie wygrała takich zawodów. Zawsze chciałem wygrać międzynarodowy lan na jakimś tam poziomie, więc ESEA była dla mnie boostem motywacyjnym, bo jeśli jesteśmy w stanie wygrać taki turniej, a żadna moja poprzednia drużyna tego nie potrafiła, to myślę, że idziemy w dobrym kierunku.

Z czego wynikała ta porażka z BIG w barażach do ESL Pro League?

Z BIG graliśmy chyba sześć meczów i wygraliśmy na nich na lanie, a spotkania online przegrywaliśmy. Wygraliśmy jedynie w kwalifikacjach do Minora. Wydaje mi się, że oni bardzo skupiają się na analizie przeciwnika. My wolimy bardziej grać swoje i bazować na tym, co dzieje się w meczu. Nie przygotowujemy się pod rywala, bo to czasem jest strzał w stopę, kiedy próbujesz skontrować coś, co oni robią, a oni nagle robią coś innego. To prowadzi do przegranej. Nie wiem czy oni w taki sposób ryzykują i ustawiają się pod nas, czy nie pasuje nam ich styl, czy może grają lepiej na necie. Trudno powiedzieć. Dziś mamy kolejny mecz na nich (wywiad przeprowadzony był 8 czerwca, PENTA pokonała BIG – przyp. red.), więc może warto zmienić styl.

To była jedna z niewielu porażek w ważnym meczu, ale od czasu kiedy dołączyłeś do PENTY udało Wam się pokonać zarówno Virtus.pro, jak i Team Kinguin. Czy to dla Ciebie duża satysfakcja?

Byłaby to duża satysfakcja, gdyby to było w normalnych warunkach. Ostatnimi czasy Virtus.pro w internecie nie radzi sobie zbyt dobrze. Mimo że zawsze chciałem ich pokonać w BO3, to już przed tym meczem byliśmy pewni wygranej. Nie było tak, że byliśmy jakoś bardzo skupieni czy przygotowani, ale wiedzieliśmy w jakiej są dyspozycji. Trudno byłoby przegrać, kiedy od kilku miesięcy grają tak słabo. Chyba każdy z nas miał takie nastawienie, że im nie idzie dobrze, my radzimy sobie lepiej, więc wygramy. No i raczej nie był to trudny mecz, co aż dziwnie brzmi w przypadku pojedynku przeciwko Virtusom.

Jeśli chodzi o Kinguin, było podobnie – pierwszy mecz grali z Loordem, więc nie za bardzo cieszyłem się z wygranej. Po tym ostatnim zwycięstwie BO3 byłem zadowolony, bo grali już w podstawowym składzie. Wcześniej wiedziałem, że będą komentarze o tym, że grali z Loordem, więc chciałem zagrać na pełny skład i w sumie chyba było łatwiej, niż wcześniej. Myślę, że mniejszy opór postawili nam teraz, niż z Loordem. To też wynika z ich słabszej dyspozycji, więc trudno powiedzieć, że to było satysfakcjonujące zwycięstwo. Było raczej spodziewane.

Mimo wszystko te zwycięstwa pokazały Ci, że dojście do PENTY było dobrym ruchem i w tym składzie jest potencjał?

Na początku najbardziej bałem się tego, że zrobię duży krok w tył i będę grał w jakimś teamie, który radzi sobie dużo słabiej. Przez to też dużo czasu zajęło mi wybieranie drużyny. Mam po prostu takie podejście, że nie lubię robić kroku w tył i grać słabo. Przez to zrobiłem sobie przerwę, by wszystko przemyśleć. Już po wspólnych pcw i kwalifikacjach widziałem, że mają fajne podejście do gry. Wtedy nie sądziłem, że są też mocni indywidualnie. Uznałem, że przyjemnie będzie się grało i jako drużyna możemy osiągnąć dużo, więc zdecydowałem, że dołączę. I póki co widać, że to był dobry ruch, bo do tej pory przegraliśmy bardzo mało meczów, może 10 przez cztery miesiące. To chyba dobry wynik i jestem zadowolony, bo cały czas się rozwijamy. Na pewno trochę wolniej niż na początku, ale jest progres.

W jakim zakresie rozwinęliście się jako drużyna?

Przede wszystkim na początku brakowało nam taktyk, zagrań. Wykorzystywaliśmy komunikację i indywidualności do wygrywania tych meczyków, a z tygodnia na tydzień dodajemy nowe zagrania i gramy jako drużyna. To mi się bardzo podoba i tego brakowało mi w polskim składzie. Tutaj nie tylko gramy razem jako terro, ale i CT. Mamy sporo wspólnych zagrań flashami, a jak sprawdzamy pozycję to we dwójkę, by w przypadku śmierci pierwszego, drugi mógł odpowiedzieć fragiem. Musimy mieć słabszy dzień, by w CT zagrać słabo, a w terro to wiadomo, że dużo zależy od przeciwnika. Myślę, że najbardziej rozwijamy się pod względem współpracy i teraz musimy jak najwięcej grać, by mieć stabilną formę indywidualną i móc dodać to, nad czym cały czas pracujemy jako drużyna. Jest spory potencjał.

A Ty indywidualnie co zyskałeś?

Nadal mi się wydaje, że obecnie gram słabiej niż w 2014-2015 roku, kiedy miałem pasującą mi rolę. Przede wszystkim zyskałem powrót pewności siebie, bo pod koniec przygody z Kinguin grałem jako popychadło. Nawet nie jestem w stanie powiedzieć jaką miałem rolę. Po prostu byłem podkładaczem bomb, rzucałem flashe i przez to aż zapomniałem jak się gra. Teraz nie boję się wychylić i sam coś zrobić, a wtedy nie miałem takiej pewności. Skupiłem się na tym, by pomóc drużynie. To było bardzo głupie i ponownie na pewno bym tak nie zrobił.

Od dołączenia naSu zmieniło się coś w Waszej drużynie?

Postanowiliśmy używać go w taki sposób, by notował nam to, co robimy źle, a następnie razem próbujemy dojść do wspólnych wniosków. Trener raczej nie wtrąca się w to jak gramy, bardziej stara się robić notatki, analizy przeciwników, a cała gra leży w naszych rękach. Nie pomaga nam też w prowadzeniu, ale na pewno ta współpraca sporo nam dała. Dołączył do nas jakoś tydzień przed lanem ESEA i od tego czasu w naszej grze dużo się zmieniło, na pewno miał spory wpływ na poprawę naszej dyspozycji.

Jaki jest cel samego bootcampu, na którym obecnie przebywacie?

Głównie chcieliśmy się skupić na graniu razem. Ostatnio zauważyliśmy, że mamy problem, kiedy mamy jakieś fajne ustawienie, to po prostu działa gorzej niż jeszcze niedawno. Przez to teraz poprawiamy tę współpracę w dwójkach. Dodatkowo zrobiliśmy też dużo jeśli chodzi o pistoletówki, force’y i anty-eco. Na niczym innym się nie skupiamy i gramy to, co wcześniej. Nawet podczas meczów gramy po prostu standard i nie trenujemy specjalnych zagrań. Wiadomo, że na Minora mamy przygotowane taktyki.

Na Minorze będą zespoły, które pokonywaliście w internecie. Nie graliście tylko z dignitas i EnVyUs. Dzięki temu jesteście pewni siebie?

Jeśli indywidualnie będziemy grać dobrze to na pewno jesteśmy jednym z faworytów do zajęcia top3. Trudno mówić o zwycięstwie w całym turnieju. Wydaje mi się, że przy dobrej dyspozycji każdego z nas i przy wykorzystaniu tego nad czym pracujemy, będziemy w stanie wygrać Minora. Wiadomo też, że wszystko może się zdarzyć – możemy przegrać dwa mecze i odpaść.

Która z tych drużyn może być dla Was najtrudniejszym rywalem?

Wcześniej powiedziałbym, że nie ma takiej drużyny, ale ostatnio graliśmy pcw na dignitas i zauważyłem, że ich styl nam nie leży. Trudno nam się na nich gra, mimo że nie są jakimś wybitnym teamem. Dodatkowo EnVy zamieszało na ESL Pro League – wygrali chyba na SK i Immortals, a spodziewałem się raczej tego, że nie będą nawet walczyć o awans na Minora. Te sytuacje powodują, że trudno określić najtrudniejszego rywala. Dużo zależy od grup, ale wydaje mi się, że w play-offach, poza nami, będą też BIG, EnVy i Kinguin lub dignitas.

Kinguinom w obecnej formie dajesz jakieś szanse na awans?

Oni teraz z powrotem zmienili prowadzenie na SZPERA i zauważyłem, że od tego czasu Hyper gra bardzo dobrze. Widocznie bardziej im pasuje prowadzenie SZPERA, dlatego po tej zmianie trudno określić jak im pójdzie. Mają jeszcze ponad tydzień na przygotowania. Jeśli każdy z nich będzie grał dobrze indywidualnie to na pewno mają szansę. Zresztą każdy team, może poza iGame i fnatic Academy, ma szansę na awans. Zapowiada się dość zacięty turniej.

Patrząc już na kolejną fazę drogi do Majora – zamknięte kwalifikacje. Nie ma tam aż tak mocnej obsady, by nie dało się awansować. Zgadzasz się z tym?

Zawsze mówiłem, że najtrudniejszą częścią w awansie na Majora, jest awans do samych kwalifikacji. Ta droga jest naprawdę długa i trudna – trzeba dobrze zagrać w otwartych eliminacjach, a później przejść jeszcze przez kolejne etapy i Minora. Później to już tak naprawdę jest normalny turniej i gra się tylko BO1, więc wszystko może się zdarzyć. Spośród wszystkich drużyn, które są na zamkniętych eliminacjach, każdy ma szansę na awans.

Poza awansem na Majora stawiacie sobie jakieś długoterminowe cele?

Nie ma żadnej rzeczy, o którą walczylibyśmy tak bardzo, jak o Majora. Nie dość, że to taka ranga, to jeszcze turniej odbywa się w Polsce. Poza tym cały czas chcielibyśmy grać lepiej. Jeśli dostaniemy się na Majora to na pewno przyjdą zaproszenia do innych turniejów, albo chociaż do zamkniętych kwalifikacji. Odkąd powstał ten skład to chyba ani razu nie graliśmy w zamkniętych eliminacjach, a droga przez piekło otwartych turniejów powoduje, że Major jest priorytetem. Awans może nam ustawić najbliższe trzy, cztery miesiące.

W swoim centrum treningowym będziecie bywać często?

Nie jestem fanem robienia bootcampów bez konkretnego celu, więc wydaje mi się, że tylko w przypadku jakiegoś turnieju będziemy chcieli tu przyjechać. Nawet nie chodzi o poprawę błędów, ale jeśli jest się w tym samym miejscu, to każdy stara się grać jak najlepiej. Dużo czasu spędza się przy CS:GO, więc ta forma indywidualna rośnie. Każdemu bardzo się tu podoba, mamy super sprzęt, więc na pewno przed ważnym turniejem będę za tym, by tu przyjeżdżać.