Transferowa karuzela nigdy się nie zatrzymuje. Co jakiś czas z szybkością karabinu maszynowego bombardują nas kolejne newsy na temat potencjalnych wzmocnień lub osłabień w składach poszczególnych drużyn. Zwłaszcza ostatniego lata liczba graczy, którzy padli ofiarami ciągłej rotacji, była znacząca. Na bruku wylądowało kilku uznanych zawodników, którzy tym samym dołączyli do innych, znajdujących się na marginesie już od dłuższego czasu. Poniżej prezentujemy pięć nazwisk, które potencjalni chętni mogliby przygarnąć za darmo lub za teoretycznie niewielką opłatą. Można zatem zadać sobie jedno zasadnicze pytanie – dlaczego profesjonaliści tej klasy nadal nie znaleźli sobie nowych ekip? I chociaż w każdym wypadku powód jest inny, wszystko sprowadza się do tego samego: scena, pozbawiona tego typu indywidualności, jest wyraźnie uboższa. I w emocje, i w tematy do żywiołowych rozmów.

Lincoln "fnx" Lau

fot. ESL/Patrick Strack

W przeciągu zaledwie dwunastu miesięcy awansował z drużyny bijącej się w regionalnych brazylijskich rozgrywkach do formacji, która sięgnęła po triumf na Majorze. Lincoln "fnx" Lau po wielu latach posuchy zdołał odbudować swoją pozycję z CS-a 1.6 z nawiązką, zostając członkiem mistrzowskiego składu Luminosity Gaming. Wydawało się wówczas, że przed Latynosem jeszcze wiele lat sukcesów u boku swoich kolegów z zespołu. Los jednak lubi płatać figle. Pod koniec 2016 roku 27-latek został usunięty z ekipy występującej wtedy już w barwach SK. Dokładnej przyczyny tego ruchu nie poznaliśmy nigdy, chociaż nieoficjalnie mówiło się, że w grę mógł wchodzić nawet skandal obyczajowy. – Będąc szczerym, tak naprawdę nie zdawałem sobie sprawy, że będę musiał pożegnać się z SK. Dowiedziałem się tego z artykułu na HLTV, po czym zapytałem chłopaków czy to prawda i niestety właśnie tak doszło do zakończenia naszej współpracy – mówił później Brazylijczyk w wywiadzie dla Cybersportu.

Szansa na rehabilitację przyszła szybko, bo już w lutym. Właśnie wtedy rękę do znajdującego się na uboczy zawodnika wyciągnęło zaprzyjaźnione z SK Immortals, które dopiero co pożegnało João "felpsa" Vasconcellosa. fnx miał zostać jego następcą i do pewnego momentu szło mu całkiem nieźle. Na początku marca dotarł wraz ze swoją nową ekipą do półfinału Intel Extreme Masters Katowice 2017, pokonując po drodze Astralis, Fnatic oraz North, czyli całkiem uznane marki. Pod koniec kwietnia natomiast drużyna Brazylijczyka zajęła 2. miejsce podczas DreamHack ASTRO Open Austin 2017, uznając wyższość tylko Gambit Esports. I znowu wszystko szło ku lepszemu, ale do czasu, aż złośliwy pech jeszcze raz uderzył w Laua. Nieporozumienia, które trawiły zespół od środka sprawiły, że w połowie maja brazylijski lurker został (jak zaznaczał, na własne życzenie) przeniesiony na ławkę rezerwowych. I tak siedzi na niej do dziś. Jeszcze kilka tygodni temu plotkowano, że może dołączyć do nowo formowanego składu OpTic Gaming, jednak ostatecznie nic z tego nie wyszło. Niemniej możliwe, że przygoda fnxa z Immortals jeszcze się nie zakończyła – organizacja straciła ostatnio jednego gracza, a na wylocie jest dwóch kolejnych. Być może zrozpaczeni włodarze, pozbawieni lepszych opcji, podejmą decyzję, by przeprosić się z byłym zawodnikiem SK.

Fabien "kioShiMa" Fiey

fot. ESL

"Kio was the problem" to wśród członków społeczności CS:GO już na tyle popularny mem, że jego pochodzenia nie trzeba nikomu tłumaczyć. Byli koledzy Francuza z Teamu EnVyUs nie mieli żadnych oporów z pozbyciem się go i ponownie uczynili także zawodnicy FaZe Clanu. Na początku 2017 roku Fabien "kioShiMa" Fiey zanotował z europejską drużyną bardzo dobry okres, docierając wraz z nią do strefy medalowej kilku różnych imprez, w tym m.in. StarLadder i-League StarSeries Season 3 czy też finałów ESC Season 3. Wystarczyło jednak jedno załamanie formy, by kio znów stał się problemem z hukiem wyleciał z zespołu. Kompletnie nieudany krakowski Major był gwoździem do trumny byłego gracza LDLC, który zresztą także indywidualnie kulał. I to do tego stopnia, że pod względem ratingu był drugim od końca najsłabszym uczestnikiem imprezy! W tym momencie na horyzoncie zamajaczyła możliwość zatrudnienia Olofa "olofmeistera" Kajbjera, którzy przeżywał ciężkie chwile we Fnatic. Wobec tego nie ma się co dziwić, że włodarze organizacji zdecydowali się pozbyć 23-latka bez mrugnięcia okiem.

Zresztą, nie był to pierwszy raz, gdy w FaZe pokazano kioShiMie drzwi. Jeszcze w październiku ubiegłego roku francuski support musiał pogodzić się z rolą rezerwowego, gdyż wówczas do ekipy trafił nowy lider, Finn „karrigan” Andersen. Nie trwało to co prawda długo, bo już po niespełna miesiącu gracz znad Sekwany został przywrócony do składu. Niemniej było to pierwsze ostrzeżenie i zarazem ostatnie. Drugiego już nie było, bo miesiąc po zakończeniu PGL Major Kraków 2017 Fiey jeszcze raz został odesłany w niebyt. Jego umowa z organizacją nadal pozostaje ważna, ale wydaje się, że tym razem powrotu już nie będzie. Zresztą sam kio przyznał na jednym z ostatnich streamów, że otrzymał już kilka ofert. – Coś już się pojawiło, ale jeszcze niczego nie zaakceptowałem. Teraz czekam aż skontaktuje się ze mną jakaś dobra drużyna – stwierdził Francuz. Wygląda na to, że trochę sobie poczeka. Zdecydowana większość czołowych formacji dopiero co dokonała roszad, nierzadko bardzo konkretnych. Kolejny okres transferowy przyjdzie zatem dopiero po kilku większych turniejach, gdy część faworytów nie spełni pokładanych w nich oczekiwań. Dopiero wtedy być może ktoś zainteresuje się kioShiMą.

Jordan "n0thing" Gilbert

fot. ESL/Adela Sznajder

Myślisz Cloud9, mówisz n0thing. Nie da się ukryć, że Jordan Gilbert przez ostatnie kilka lat był najbardziej rozpoznawalną postacią amerykańskiej ekipy. Zresztą, on i Michael "shroud" Grzesiek byli ostatnimi reliktami składu, który jeszcze w 2014 roku został przejęty z rąk compLexity Gaming. Sympatyczny Amerykanin przeżył ze swoją drużyną wiele pięknych chwil, takich jak m.in. triumf podczas finałów 4. sezonu ESL Pro League, ale także i kilka rozczarowań, jak chociażby fatalny występ podczas MLG Columbus 2017. Ogólna forma C9 przypominała w ostatnich latach swoistą sinusoidę, z taką samą liczbą wzlotów i spadków. Oczywiście, zespół zza oceanu stale pozostawał w okolicach formacji, które określilibyśmy mianem topowych, ale nigdy na stałe nie wbił się do tej ścisłej czołówki, zawsze znajdując się o krok za nią. Wreszcie czara goryczy przelała się w czerwcu, gdy podopieczni Sohama "valensa" Chowdhury'ego kolejny już raz nie byli w stanie zapewnić sobie na Majorze statusu legendy.

Brak oczekiwanych rezultatów wpływał także destrukcyjnie na atmosferę wewnątrz drużyny. – Kilka tygodni przed końcem lata definitywnie czułem, że coś jest nie tak. Oczywiście rzeczy tego typu się zdarzają, różnimy się od siebie pod względem wieku i dojrzałości. (...) Czułem, że to nadchodzi. Nie wiedziałem jaką ona przybierze postać, ale wiedziałem, że zmiana się zbliża – przyznał Amerykanin we wrześniu tego roku. Kilka tygodni wcześniej on i wspomniany już shroud zostali odsunięci od składu kosztem dwóch graczy pozyskanych z OpTic Gaming. Dla wielu obserwatorów sceny był to szok, bo wydawało się, że zarówno Gilbert, jak i Grzesiek są nienaruszalni, niezniszczalni. Okazało się inaczej. Krótko później Kanadyjczyk zrobił to, co zapowiadał już od dawna, czyli porzucił karierę zawodowego gracza na rzecz streamowania. Z kolei n0thing, który nadal pozostaje związany umową z C9, nie zawiesił myszki na kołku, ale obecnie pozostaje nieaktywny. Bynajmniej jednak nie oznacza to, że kompletnie odciął się od CS:GO – jakiś czas temu mogliśmy go oglądać jako jednego z analityków podczas DreamHack ASTRO Open Montreal 2017.

Mikail "Maikelele" Bill

fot. DreamHack/Adela Sznajder

Istnieją na pewno dwie rzeczy, które łączą Zlatana Ibrahimovicia oraz Mikaila "Maikelelego" Billa. Przede wszystkim obaj są Szwedami, to nie ulega wątpliwości. Niemniej zarówno piłkarz, jak i esportowiec nie są także specjalnie kojarzeni z lojalnością w stosunku do barw i w trakcie swoich karier odwiedzili już zatrważającą liczbę ekip. O ile jednak obecny napastnik Manchesteru United najczęściej sam decydował się na zmianę pracodawcy, tak byłego gracza Ninjas in Pyjamas najczęściej zmuszały do tego okoliczności. Aby zliczyć ile razy 26-latek był wyrzucany, nierzadko nawet ze sformowanych przez siebie składów, potrzeba palców nie u jednej, a u dwóch rąk. Nie ma się więc co dziwić, że do skandynawskiego snajpera przylgnęła łatka toksycznego zawodnika, z którą jednakże on sam zupełnie się nie zgadza. – Zrobiłem małe rozeznanie, by sprawdzić, czy którakolwiek z moich byłych drużyn oświadczyła kiedykolwiek, że jestem toksyczną osobą, która ma zły wpływ na atmosferę, ale niczego takiego nie znalazłem – przyznał jakiś czas temu, odpowiadając na nieprzychylne mu głosy.

Tak czy inaczej nie da się ukryć, że Miakelele ma jakiś problem. Mamy wrzesień, zaś on zdążył w tym roku zaliczyć występy w barwach trzech zespołów. Zaczął w stworzonym przez siebie qwerty, z którym wystąpił nawet na DreamHack ASTRO Open Leipzig 2017. Potem cały projekt się rozpadł, zaś Szwed spędził kolejne dwa miesiące na składaniu do kupy składu, który ostatecznie został przyjęty pod skrzydła Teamu Dignitas. I tam Bill nie zagrzał zbyt długo miejsca, rozgrywając zaledwie pięć spotkań. Aż wreszcie przyszła pora na zaskakujący krok – Red Reserve. Grający tam zawodnicy zdążyli już wcześniej pokazać się światu jako passions, więc dołączenie tak sławnego zawodnika mogło tylko pomóc, prawda? Niby tak, bo ekipa dotarła nawet do wielkiego finału DreamHack ASTRO Open Valencia 2017, ale koniec końców wraz z ostatnim dniem sierpnia Maikelele ponownie wylądował na bezrobociu. Ostatnio jednak zaczęły krążyć słuchy, że były gracz NiP-u może być częścią drużyny, w której znajdą się także m.in. Markus „pronax” Wallsten oraz Jacob „pyth” Mourujärvi.

Jacob "Pimp" Winneche

fot. ESL/Patrick Strack

Zanim trafił do Teamu Liquid, Jacob "Pimp" Winneche zdążył pokazać się szerszej publiczności jako zawodnik Teamu Dignitas oraz SK Gaming. I to dodajmy, że pokazał się ze strony całkiem niezłej. To właśnie dzięki temu w połowie 2016 roku Duńczyk wyjechał za ocean, gdzie miał wejść w buty po nie byle kim. Typowano go na następcę Oleksandra "s1mple'a" Kostylieva, który na dwóch kolejnych Majorach doprowadzał drużynę do strefy medalowej (w tym raz do wielkiego finału), by następnie przejść do wymarzonego Natus Vincere. Zatem wyzwanie, jakie stało przed skandynawskim zawodnikiem, było ogromne i trudno nie odnieść wrażenia, że Winneche nie do końca sobie z nim poradził. I nie chodzi nawet o fakt, że z nim w składzie Liquid nie osiągało już tak spektakularnych sukcesów. Po prostu sam Pimp niespecjalnie się wyróżniał, wtapiając się raczej w szarą rzeczywistość – raz lepiej, a raz gorzej.

– Wydaje mi się, że gra w Liquid nie spełniałaby już moich osobistych oczekiwań oraz nie pozwalała osiągnąć założonych przeze mnie celów, z kolei ja sam nie mógłbym zagwarantować zaangażowania, które byłoby niezbędne do tego, by tę współpracę przedłużyć – przyznał 22-latek, gdy pod koniec marca został odsunięty od składu. Wtedy wydawało się, że rychło uda mu się znaleźć nowy zespół, zwłaszcza, że sama organizacja poinformowała, iż prowadzi już rozmowy z potencjalnymi chętnymi. Niemniej miesiące mijały, a sytuacja Duńczyka się nie zmieniała. W międzyczasie występował jako stand-in m.in. w Teamie Dignitas oraz Tricked Esport, a także definitywnie rozstał się z Liquid. Obecnie Winneche zajmuje się głównie streamowaniem, a jego jedyny kontakt z profesjonalną sceną ogranicza się do faktu, że Heroic zgłosiło go jako rezerwowego podczas 6. sezonu ESL Pro League.


Oczywiście na tym lista nazwisk się nie kończy. Na rynku znajdziemy także wielu innych zawodników o uznanych nickach, którzy od jakiegoś czasu pozostają poza głównym obiegiem. Denis "denis" Howell, Markus "pronax" Wallsten, Vlаdуslаv "bondik" Nеchуроrchuk – to tylko kilku graczy z ogromnego zbioru tych, którym w pewnym momencie zabrakło szczęścia albo którzy zwyczajnie się nie sprawdzili. Nie ma się jednak co martwić, większość z nich zapewne w przeciągu najbliższych kilku miesięcy znajdzie nową bezpieczną przystań. Wszak transferowa karuzela nigdy się nie zatrzymuje.

Śledź autora tekstu na Twitterze – MaPetCed