Za PRIDE i Virtus.pro ostatnie już mecze w europejskiej dywizji ESEA Mountain Dew League. Ci pierwsi tym razem nie powiększyli swojego dotychczasowego dorobku, dotkliwie przegrywając z Asterion. Z kolei Virtusi po ciężkim boju pokonali Nexus Gaming, dzięki czemu zrównali się punktami z liderującymi Windigo Gaming i Teamem Spirit.

Asterion 16 : 5 PRIDE

(ESEA Premier Season 27)
16 12 Mirage 3 5
4 2

Występujące z konieczności wraz z Piotrem "neqsem" Lipskim PRIDE ewidentne nie potrafiło napocząć teoretycznie niżej notowanych rywali. Nie pomagała w tym na pewno przegrana runda pistoletowa, która wyraźnie wpłynęła na ogólny obraz pierwszej połowy. Polacy bardzo długo mieli problem z doprowadzeniem swojej ekonomii do akceptowalnego stanu, a gdy wreszcie im się to udało i tak nie zmieniło to zbyt wiele, bo wtedy Hugo "Xaisty" Lindvall i jego koledzy byli już rozpędzeni. Ekipa znad Wisły podejmowała co prawda nieśmiałe próby dojścia do głosu, ale nie zdały się ona na wiele, przez co do przerwy przegrywała ona aż 3:12!

By w ogóle marzyć o comebacku, polska drużyna musiała wpisać na swoje konto drugą rundę pistoletową. Ta jednak padła łupem Asterion, przez co zwycięstwo tego zespołu wydawało się być już tylko kwestią czasu. I faktycznie po chwili było po wszystkim – PRIDE jeszcze dwukrotnie ukuło swoich przeciwników, ale zdołało tym zmniejszyć tylko rozmiary i tak dotkliwej porażki. Wynik końcowy tego meczu to aż 16:5 na korzyść Xaisty'ego i spółki.

Nexus Gaming 14 : 16 Virtus.pro

(ESEA Premier Season 27)
14 7 Cobblestone 8 16
7 8

Po raz drugi tego wieczoru Virtus.pro przyszło mierzyć na Cobblestonie. Tym razem rywalem polskiej formacji mieli być Rumunii z Nexus Gaming, którzy od pierwszych minut rozpoczęli sukcesywne powiększanie swojego dorobku. Znowu kluczowym czynnikiem, który utrudnił start Virtusom, była runda pistoletowa. Z jej powodu Filip "NEO" Kubski wraz z kolegami w początkowej fazie meczu znajdowali się o krok za rywalami i dopiero z czasem udało im się zniwelować całą stratę. Co więcej, Polacy tuż przed przerwą wyszli nawet na prowadzenie, ale skromne, bo zaledwie jednopunktowe.

Tuż po starcie drugiej połowy nic jednak z niego nie zostało, bo VP kolejny raz okazało się słabsze w strzelaniu z pistoletów. Kolejne minuty to wyrównana walka łeb w łeb, w trakcie której żadna z drużyn nie była w stanie na dobre przejąć inicjatywy. W efekcie do samego końca spotkania trudno było określić, kto wygra. W pewnym momencie wydawało się zresztą, że o wszystkim przesądzi dogrywka i dopiero w ostatniej rundzie regulaminowego czasu gry Virtusi przechylili szalę zwycięstwa na swoją stronę wynikiem 16:14.


Po tej serii spotkań Virtus.pro zajmuje trzecie miejsce z trzydziestoma punktami zdobytymi na przestrzeni szesnastu rozegranych dotychczas spotkań. Z kolei PRIDE plasuje się ósmej lokacje, czyli ostatniej gwarantującej stary w play-offach. Konrad "EXUS" Jeńczeń i spółka potrzebowali szesnastu spotkań, by zgromadzić dwadzieścia siedem punktów. Teraz los Polaków pozostaje w rękach ich rywali i dopiero za jakiś czas dowiemy się czy zobaczymy ich w fazie pucharowej.