W sobotni poranek Virtus.pro zaskoczyło wszystkich i ogłosiło, że po zakończeniu FACEIT Major London 2018 z drużyną pożegna się Paweł "byali" Bieliński. 24-latek był związany z rosyjską organizacją od stycznia 2014 roku i jego odejście wywołało ogromną falę spekulacji co do przyszłości polskiej formacji. My o komentarz poprosiliśmy Adama "destru" Gila, byłego zawodnika Venatores oraz menadżera Illuminar Gaming, który w kilku słowach odniósł się do zaistniałej sytuacji:


Jak oceniasz ogłoszoną wczoraj decyzję byaliego, który po londyńskim Majorze opuści szeregi Virtus.pro. Jesteś zaskoczony tym ruchem?

Nie do końca jest to zaskoczenie, sam bialy mówił o tym wielokrotnie. Przestańmy mydlić sobie oczy – VP jest w tragicznym, głębokim dole. To nie podważa ich osiągnięć, ale skłania do zastanowienia się nad składem zespołu. Jedni ratują się z tonącego okrętu, drudzy chcą ten okręt odbudować. Oba wyjścia są dobre, ponieważ kolejna ekipa może zyskać poparcie polskich fanów na wzór mousesports i Snaxa.

Teraz Virtusi muszą znaleźć kogoś, kto za kilka tygodni wskoczy na zwolnione miejsce. Kogo ty widziałbyś jako następcę byaliego?

Jest wielu graczy. Jeden z nich był już nawet testowany. Morelz mógłby odnaleźć się w takiej roli, musiałby przede wszystkim zwalczyć problemy które pojawiają się w głowie podczas gry z takim zespołem i przeciwko takim zespołom. Mogłoby dojść też do kolejnych dużych transferów – Furlan, GruBy, rallen, reatz. Z młodszych czy mniej znanych zawodników może Goofy, ToM? Możliwości jest sporo, wierzę że decyzja będzie przemyślana.

A jaka przyszłość czeka byaliego? Gdzie byś go widział?

byali ma spore możliwości. Jest scena NA, która z przyjemnością przyjmie doświadczonego i stosunkowo jeszcze młodego gracza, jakim jest bialy. Nie musi nawet szukać tak daleko, o jego przyszłość bym się nie martwił.


Ostatnim turniejem, na którym byali wystąpi w barwach Virtus.pro, będzie FACEIT Major London, który startuje już 5 września. Po więcej informacji na temat zawodów zapraszamy do naszej relacji tekstowej.