Trwa DreamHack Open Montreal 2018, w którym udział biorą aż dwie polskie formacje – AGO Esports oraz Team Kinguin. Dziś nawet obie zmierzą się ze sobą w bezpośrednim pojedynku. Nim jednak to nastąpi, Wiktor "TaZ" Wojtas postanowił odpowiedzieć na kilka pytań dziennikarzy serwisu HLTV.

Mimo, że 32-latek już od kilku miesięcy związany jest z Kinguin, nadal większość osób kojarzy go z niezwykle owocnego okresu spędzonego w Virtus.pro. Nic więc dziwnego, że doświadczony polski zawodnik, który od dłuższego czasu pełni rolę prowadzącego, został poproszony o porównanie tego, jak dowodziło mu się jego poprzednim składem, a jak to wygląda obecnie. Wojtas przyznał jednak, że ciężko mu o takie zestawienie:

Ciężko powiedzieć, tym bardziej, że nie pamiętam już nawet jak to wyglądało w VP – zaczął swoją odpowiedź TaZ. – Mogę więc tylko powiedzieć jak to wygląda w Kinguin. Myślę, że trafiłem na świetnych gości, którzy w trakcie rund mogą wydawać polecenia, ale ustaliliśmy też, że przez większość czasu to ja zajmuję się prowadzeniem i tak to wygląda. Drużyna naprawdę mnie wspiera i mi ufa, jestem tego pewny, nawet mimo faktu, że czasami zdarzy mi się wpaść na zły pomysł i wpakować nas w prawdziwe gówno, to w kolejnej rundzie nikt nie jest na mnie zły. Jestem jedynym, który denerwuje się na własne polecenia, ale chłopaki wiedzą, że ciągle nad tym pracuję, ciągle rozmyślam, wiedzą też, że czasami jestem w stanie zaufać ich poleceniom. Przychodzą do mnie z pewnymi pomysłami, a zawsze mamy też za nami Loorda, który w trakcie przerw zawsze wydaje nam polecenia i podrzuca pomysły. Mamy dobrą paczkę i jestem szczęśliwy, że reszta wierzy w moje dowodzenie – dodał.

Po wielu latach zagranicznych wojaży członek legendarnej Złotej Piątki powrócił na polskie podwórko, występując m.in. w ESL Mistrzostwach Polski oraz Polskiej Lidze Esportowej. Z uwagi na to poproszono go o ocenę obecnego stanu rodzimej sceny, zaś Wojtas zauważył, że obecnie nie prezentuje się to zbyt korzystnie z uwagi na wiele złych nawyków polskich graczy. Na koniec jednak zauważył pewne światełko w tunelu, wynikające m.in. ze zmian w Virtus.pro:

Sądzę, że polskiej scenie brakowało i nadal brakuje ambicji – stwierdził 32-letni Polak wprost. – Wydaje mi się, że ludzie w Polsce, gracze w Polsce nie są wystarczająco ambitni. Grają dla zabawy, grają, żeby zapewnić sobie miejsce w półfinale czy też ćwierćfinale. Przyjeżdżają na zawody żeby pozwiedzać okolicę, poimprezować i inne tego typu rzeczy. Uważam, że jedynie myślenie o zwycięstwach może mentalnie pomóc wygrywać w przyszłości, wszystko poniżej tego powinno być traktowane jako rozczarowanie. A pomiędzy tym powinno być więcej wkładanego wysiłku. Praca to nie tylko granie deathmatchów czy aim-map, bardziej chodzi o oglądanie spotkań, naukę używania granatów, naukę odpowiedniego ustawiania się, naukę w jaki sposób można pomóc drużynie. Zawodnicy w Polsce są okropnie skillowi jeśli chodzi o aim, ale brakuje im głębszej wiedzy o Counter-Strike'u, podstawowych zasad gry drużynowej. Brakuje im także, jak już powiedziałem, ambicji. Mogę mieć tylko nadzieję, że to się zmieni. Jest mi jednak przykro, że to zaczęło się dziać, gdy VP zaczęło się rozpadać. Jest mi przykro, że najwspanialsza rzecz, jaką Polska miała do zaoferowania, musiała upaść, aby inni gracze zobaczyli światełko w tunelu. Wydaje mi się, że ta zmiana powinna wydarzyć się nawet bez tego, wierzę jednak, że polską scenę Counter-Strike'a czeka świetlana przyszłość – zakończył.

Pełny zapis rozmowy z Wiktorem "TaZem" Wojtasem w języku angielskim znaleźć można pod tym adresem.