Każdy z nas, fanów League of Legends, przez cały rok czekał na ten niesamowity turniej, jakim są Mistrzostwa Świata. W zasadzie, to dlaczego są one tak wyczekiwane? Co jest w nich takiego magicznego, że regionalne ligi, Rift Rivals, a nawet Mid-Season Invitational nie dorastają Worldsom do pięt i nie zaspokajają naszych kibicowskich potrzeb? I przede wszystkim, czego oczekujemy od tegorocznych Mistrzostw?

Międzynarodowe pojedynki

To chyba najważniejszy pretekst do oglądania tych prestiżowych rozgrywek. Mimo tego, że namiastkę międzykontynentalnej rywalizacji możemy doświadczyć podczas Mid-Season Invitational, to tak naprawdę dopiero na Mistrzostwach Świata rozgrywane są te najważniejsze spotkania. Któż nie lubi oglądać europejskiej drużyny niszczącej amerykańską na Worldsach? No właśnie – prawie wszyscy to kochamy. To dopiero tutaj możemy poznać, który region rzeczywiście jest najlepszy.

W tym roku najciekawszą rywalizacją wydaje się być konfrontacja Royal Never Give Up z koreańską czołówką. Wygrana chińskiej formacji podczas tegorocznego MSI zapowiadała zmianę warty na szczycie League of Legends. Aby jednak na stałe przejąć tytuł najlepszych, Jian "Uzi" Zi-Hao i kompani muszą udowodnić swoją siłę w najbliższych tygodniach. Pierwsza okazja pojawi się już podczas fazy grupowej, kiedy mistrzowie LPL 2018 Summer będą musieli sprostać ubiegłorocznym mistrzom świata – Gen.G (ex-Samsung Galaxy).

Inne pojedynki, które będą mogły nas zainteresować to oczywiście Fnatic i 100 Thieves w grupie D. Akurat w tym przypadku każdy inny wynik niż 2-0 w bezpośrednich meczach ze strony Martina "Rekklesa" Larssona i jego kolegów będzie dla nas, europejskich fanów, rozczarowaniem. Oprócz tego, w grupie B Team Vitality zmierzy się z Cloud9. Na inne konfrontacje Ameryki z Europą będziemy musieli poczekać do fazy puchar... to znaczy do następnego roku.

Niespodzianki

Czymże byłyby Worldsy bez jakiejkolwiek niespodzianki? Jeszcze lepiej, jeśli niespodziankę sprawia drużyna ze Starego Kontynentu. Świadkiem takiej sytuacji byliśmy chociażby przed rokiem, kiedy Misfits postawiło się SKT T1 i wytrwało w walce z Koreańczykami do piątej gry. Dodatkowo, Fnatic z wyniku 0-4 zdołało awansować do play-offów, co także było niesamowitym oraz niepowtarzalnym wyczynem.

Dwa lata temu duże wrażenie na wszystkich wywarł reprezentant Wspólnoty Niezależnych Państw – Albus NoX Luna. Nikt nie oczekiwał od niego dobrego występu na Worldsach, a rosyjsko-ukraińska piątka zdołała pewnie wyjść z grupy z drugiego miejsca. Na tym zakończyła się ich przygoda z turniejem, ponieważ już w ćwierćfinale nie podołali H2k-Gaming, ale i tak każdy zapamięta ich występ jako ogromne zaskoczenie.

Oprócz tych pozytywnych niespodzianek zdarzają się także te negatywne. Niestety, takowe od kilku lat zdaje się sprawiać G2 Esports, które kolejno rok za rokiem nie wychodzi z grupy. Może to w tym roku Marcin "Jankos" Jankowski i spółka przełamią tę złą passę i zdołają zająć przynajmniej drugie miejsce w tej fazie turnieju. Nie będzie to łatwe zadanie, ponieważ Polak z kolegami wcale nie mają łatwej grupy, ale walka na pewno będzie toczyła się do ostatniego Nexusa.

Atmosfera

To jest to, co od zawsze zawdzięczamy Worldsom – atmosfera. To, co się dzieje podczas finału jest nie do opisania. W tym roku najważniejszy mecz turnieju zostanie rozegrany na ponad 50-tysięcznym stadionie. Wszystkie miejsca rozeszły się jak świeże bułeczki, więc możemy spodziewać się kompletu widzów. Ubiegłoroczna konfrontacja SKT T1 z Samsung Galaxy wyglądała podobnie, gdyż mecz także był rozgrywany na ogromnym, jak na esportowe realia, stadionie. Hałas dziesiątek tysięcy ludzi cieszących się po legendarnym błysku oraz ulti Varusa w wykonaniu Parka "Rulera" Jae-hyuka nawet przez internet mógł przyprawić o ciarki, a możemy sobie tylko wyobrazić, jak to wszystko wyglądało na żywo. Sama otoczka i ceremonia rozpoczęcia także bardzo mi się podobała, więc liczę na dobrą powtórkę w tym roku.

Również pod względem organizacyjnym nie miałem zastrzeżeń do zeszłorocznych Mistrzostw Świata. Wtedy jeszcze jako zwykłemu obserwatorowi całe Worlds 2017 bardzo przypadło do gustu i nie wiem czy jest coś, co zmieniłbym w organizacji tamtego turnieju. Jedynym minusem w tym roku jest brak komentatorów na miejscu podczas poszczególnych faz turnieju. Głos publiki zagłuszający komentujących spotkanie naprawdę pozytywnie wpływa na odbiór całego meczu. Czujemy się prawie tak, jakbyśmy rzeczywiście tam byli. Może Riot Games postanowi coś z tym zrobić, jednak na razie nie mamy pewności, jak dokładnie będzie to wyglądało.

Osobiście mam nadzieję, że któraś z europejskich drużyn sprawi nam pozytywną niespodziankę. Najlepszym kandydatem do tego wyczynu jest chyba Team Vitality, który przy ewentualnym awansie z tej grupy śmierci zostałby zapamiętany prawdopodobnie do końca istnienia Ligi Legend, ale to już temat na oddzielny tekst.