Witam serdecznie i zapraszam przez podróż po krainie malkontenctwa, niezadowolenia, zwiedzionych oczekiwań i wiecznego zgorzknienia. Zapraszam do społeczności Counter-Strike: Global Offensive, która śmierć gry Valve wróżyła już tysiąckrotnie, a każdy kolejny update uważa za ostateczny gwóźdź do trumny. Witam wśród ludzi targanych najwyraźniej syndromem sztokholmskim, którzy mimo bezustannego narzekania nie potrafią dać sobie z CS-em spokoju.

Ekhm, po tym słowie wstępu przejdźmy do rzeczy. Wczoraj na serwerach publicznych zupełnie niespodziewanie (bo i kto mógł się tego spodziewać? No kto?!) zadebiutowała najnowsza aktualizacja, która przenosi Counter-Strike'a w stylistkę battle royale. Cel takiego ruchu nie jest raczej tajemnicą – wszak wielu ludzi wychowanych czy też nadal grających w CS-a bawi się też w tytuły pokroju PUBG lub Fortnite. Dlaczego więc nie wyciągnąć do nich ręki? Zapewne tak myśleli sobie panowie Bellevue i trudno nie oddać im racji. A to czy CS:GO Danger Zone zostało wykonane dobrze, czy też nie, zostawmy na inną dyskusję, bo nie o to tutaj chodzi. Rzeczą, która nas wprawiła w osłupienie, nieco zasmuciła, a też nieco rozbawiła były jednak reakcje ludzi, którzy uznali za stosowne skomentować pojawienie się czwartkowej aktualizacji. Mój Boże, czego w tych komentarzach nie było.

Począwszy od nawoływania do całkowitego porzucenia Counter-Strike'a (który, jak powszechnie wiadomo, umiera od kilku lat śmiercią długą i bolesną), poprzez ograniczanie się do minimalistycznych liter XD, mających oddać całą głębię cierpienia i rozgoryczenia związanego z kierunkiem, w jakim rozwija się gra, a skończywszy na żądaniach zwrotu pieniędzy. Bo jak to tak?! Cztery lata temu zapłaciłem za grę grube pieniądze, dlaczego ktoś ma dostać ją teraz za darmo?! I to słuszna postawa, sam gdy chodzę do ulubionej księgarni i widzę, że cena książki, którą nabyłem jakieś trzy lata temu, spadła o 15 zł, wysyłam pismo upominające o wyrównanie różnicy i grożąc owej księgarni sądem. Tylko, cholera, jakoś nikt jeszcze mi tych pieniędzy nie oddał...

Tak czy inaczej, trzeba zwrócić uwagę na kilka rzeczy. Po pierwsze Counter-Strike jest nieco archaiczny względem nowych FPS-ów i mimo swojej legendy może mieć problemy z przyciąganiem młodych graczy, którzy obecnie oczekują czegoś innego niż pojedynki 5v5. W tym celu wprowadzono tryb battle royale, który jest DODATKOWYM TRYBEM – matchmakingi nadal istnieją, nadal możecie próbować wyjść z silvera wraz ze swoimi kumplami, nikt wam tego nie zabiera. Ba, zakładanie, że Valve kompletnie zaniedba teraz dotychczasowy korpus gry nazbyt skupione Danger Zone, też można włożyć między bajki. Po pierwsze, wszyscy wiemy jak wyglądało tempo kolejnych aktualizacji, a wyglądało ono raczej marnie. Po drugie, można z całą pewnością założyć, że firma Gabe Newella dysponuje na tyle dużymi zasobami ludzkimi, że może spokojnie sprawować pieczę nad klasycznym CS-em oraz nad jego battle royale'ową odmianą. Nie ma tu więc mowy o końcu Counter-Strike'a, a raczej o jego ewolucji – ewolucji koniecznej, chociaż dopiero czas pokaże czy dającej wymierne efekty.

Chyba jeszcze większe głosy oburzenia wzbudził fakt, że gra przeszła na model free to play. Zdaniem wielu od teraz po serwerach hasać będzie od pięciu do dziesięciu nawet odpalonych gości, którzy będą ładować sobie głowy z odległości kilometra i to celując cały czas w podłogę! Nie, kochani, nie będzie tak, o co możemy się założyć. I to z kilku powodów – po pierwsze dotychczasowa cena CS:GO i tak nie była żadną przeszkodą dla kogoś, kto chciał cheatować. 15 dolarów to nie jest zaporowa kwota, zwłaszcza dla kogoś, kto wcześniej był w stanie zapłacić za cheaty. Po drugie, aby zyskać status prime i tak trzeba będzie dobić do 20 poziomu, co zajmuje trochę czasu. Inteligenci, którzy będą próbowali dokonać tego za pomocą darmowych, prostych programów do oszukiwania, z pewnością zostaną w większości wyłapani już wcześniej. A ci, którzy wyłuskają ze swoich portfeli nieco dolarów na bardziej konkretne wspomagacze to... cóż, oni cheatowaliby tak czy inaczej.

Zresztą spójrzmy jakie tytuły dominują obecnie na rynku esportowym? League of Legends – darmowe. Dota 2 – darmowa. Fortnite – darmowy. Duża część wiodących tytułów dostępna jest za darmo od ręki, a CS:GO i tak w większości nabył już każdy, kto chciał, teraz więc pora zainteresować tych nieco bardziej niezdecydowanych, którzy mając do wyboru zakup CS:GO albo nabycie nowego skina do Fortnite'a wybierają to drugie. Może nam się to podobać, może nam się nie podobać, ale Valve to korporacja, która nie pozostanie w epoce kamienia łupanego tylko po to, by zadowolić weteranów serii. Rynek gier komputerowych się zmienia i wchodzą na niego nowi, młodsi nabywcy. I to właśnie ich trzeba ściągnąć do gry, a trudno o większą zachętę niż tryb battle royale i to dostępny za darmo. W takiej sytuacji jest większa szansa, że młody człowiek przełknie wszelkie niedociągnięcia i zostanie w CS-ie na dłużej. A potem może postanowić kupi jakieś klucze do skrzynek, kto wie?

Jeżeli ktoś zagrał już w CS:GO Danger Zone i uznał je za słabe – proszę bardzo, warto mieć swoją opinię, ale opartą na własnym doświadczeniu z tytułem. A tymczasem już kilka sekund po wyjściu wczorajszej aktualizacji pojawiły się niezliczone ilości głosów krytycznych. Niemniej ze sporą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że wielu z tych ludzi wieściło koniec Counter-Strike'a, gdy na rynku pojawiła się o wiele lepiej wyglądająca od wersji 1.6 edycja Global Offensive. Potem te same osoby odsyłały CS-a na emeryturę wraz z wejściem skinów do broni i tak ciągle i ciągle przy każdej kolejnej aktualizacji. Bo fan CS-a taki jest – gdy nic się nie zmienia, zarzuca Valve opieszałość i wypinanie tyłka do gracza. Gdy natomiast Amerykanie wprowadzają jakieś większe modyfikacje, to zawsze spotyka się to z ogromnymi głosami krytyki tych, którzy chcieliby, by Counter-Strike rozwijał się inaczej. A może nawet nie rozwijał się wcale?

I oczywiście, jest ogrom rzeczy do poprawy – serwery nadal mają urągające rozumowi i godności człowieka tickrate, a Source 2, mimo że zapowiadany, wciąż wydaje się tylko odległym marzeniem. Niemniej odpowiedzmy sobie na pytanie: Czy gdyby Valve nie spędziło ostatnich miesięcy na pracach nad battle royale to zamiast tego otrzymalibyśmy wyższy tickrate lub też nowy silnik? Bo naszym zdaniem otrzymalibyśmy to, co zawsze – świąteczne swetry dla kurczaków.

Śledź autora na Twitterze – MaPetCed