Choć nie każdy przestał już myśleć o tym, co działo się podczas ostatnich tygodni poprzedniego sezonu, to wyścig o miejsce podczas Mistrzostw Świata powoli nabiera już prędkości. Każdy zespół chciał być częścią najważniejszej imprezy w roku, dlatego wiele z nich zdecydowało się na ogromne zmiany w składach. Widząc niektóre transfery od razu mogliśmy wytypować zespoły, które już przed startem sezonu wydawały się być czarnymi końmi swoich lig. Po paru tygodniach zmagań możemy zauważyć, że niektóre z nich osiągają oczekiwane wyniki, a niektóre wręcz przeciwnie...

Dwa różne bieguny

Wielu może nie zgodzić się z tą tezą, ale gdy Golden Guardians ogłaszało swój skład, można było odnieść wrażenie, że skład ten ma ogromną szansę na to, żeby dorównać Team Liquid, 100 Thieves czy Cloud9 w walce o tytuł mistrza Ameryki Północnej. Postawienie na takich graczy jak Henrik "Froggen" Hansen, Kim "Olleh" Joo-sung czy Kevin "Hauntzer" Yarnell miało pomóc dostać się Golden Guardians do czołówki, tymczasem zespół ten wciąż nie jest w stanie zdobyć swojego pierwszego zwycięstwa. Choć rywale wcale nie byli łatwi, gdyż GGS zmierzył się z m..in. Cloud9 czy 100 Thieves, to podczas inauguracyjnej kolejki zdarzyły się wpadki z FlyQuest czy Echo Fox. Nie da się ukryć, że rozczarowująca postawa ekipy Froggena z jednej strony sprawia zawód, a z drugiej rozwiewa wszelkie wątpliwości – choć dla wielu z nas była ona jednym z faworytów, to należy w końcu przyznać, że dużo jeszcze do tego brakuje.

fot. Riot Games

Zupełnie inaczej wygląda sytuacja drużyny, którą na swój sposób porównuję do Golden Guardians pod pewnymi względami. Misfits Gaming, bo to o nim mowa, prezentuje się bardzo dobrze od początku zmagań League of Legends European Championship. I choć zdarzyły się wpadki z Team Vitality i Excel, to wciąż pozostaje w gronie najlepiej prezentujących się ekip. Wielu decyduje się nawet na określenie formacji Stevena "Hansa samy" Liva mianem superteamu. Podobieństw pomiędzy Misfits a GGS szukałbym jednak w kontekście budowania zespołu. Golden Guardians nie jest ekipą, która miała zmieść wszystkich uczestników LCS, lecz zdecydowano się na odważne postawienie na weterana, młodych i utalentowanych graczy, a także tych bardziej doświadczonych. Podobnie wygląda to w MSF, lecz tutaj postanowiono dodać także mistrza świata. I co tu dużo mówić, zespół z Europy potrafił odnaleźć się w całkowicie nowej sytuacji, a jego odpowiednik z Ameryki Północnej, nie do końca.

Negatywne lustrzane odbicie

Golden Guardians od samego początku sezonu musi radzić sobie z wieloma problemami. Mało kto jest w tym momencie przekonany, że zespół ten to ekipa mająca ogromny potencjał z szansami na wyjazd na Mistrzostwa Świata. Głównym rywalem GGS w tym sezonie miał być Team Liquid, który jako główny faworyt zdominował ostatni rok w Ameryce Północnej. Drużyna ta pomimo swoich osiągnięć zdecydowała się na zmiany, które wzniosły ją na jeszcze wyższy poziom. Ekipa Froggena miała z kolei pewnie stąpać po powierzchni i iść krok w krok za mistrzami, jednak na ten moment nadal szuka swojego charakteru. Pomimo tego, że gracze nie mają większych problemów indywidualnych, to zespół z końca tabeli nie jest w stanie zdominować przeciwników, ani tym bardziej zostawić ich w pokonanym polu. W zamian otrzymujemy pokaz pojedynczych zagrań, o których i tak nikt wkrótce nie będzie pamiętać. A szkoda, bo pomysł ze stworzeniem nowego składu bazującego na mieszance weteranów i młodych zawodników w organizacji, która okupowała przez ostatni rok ostatnią pozycję w NA LCS, był naprawdę bardzo dobry. Wydawało się, że będzie rewolucją na północnoamerykańskiej scenie, a zamiast nabierać tempa, zwalnia z każdym kolejnym spotkaniem.

fot. Riot Games

O wiele lepiej zadziałało to w Misfits Gaming. Tam, choć założenie było nieco inne, wytworzyła się bardzo pozytywna atmosfera, która wydaje się być jednym z najważniejszych czynników w kwestii budowania zespołu. Ekipa Paula "sOAZA" Boyera nie wygląda tylko jak profesjonalny zespół, ale też jak grupa przyjaciół chcąca osiągnąć wspólny cel. Sądząc po mediach społecznościowych graczy i organizacji, wywnioskować możemy, że każdy odnalazł swoje miejsce w ekipie. Nawet Kang "Gorilla" Beom-hyeon idealnie wpasował się do nowego projektu, a przecież poza barierą kulturalną i językową, mógł nastąpić problem z adaptacją do nowego środowiska. A to właśnie on powoli staje się twarzą i ulubieńcem kibiców Misfits. Wiadomo, że do końca sezonu jest jeszcze bardzo daleko, ale jeśli zespół ten dalej będzie prezentować się w taki sposób, to każdy z nas będzie mógł być dumny z tego, że to właśnie taki skład reprezentuje Europę na najważniejszym turnieju w roku.

Choć każdy z nas chciałby, aby emocje związane z profesjonalną sceną Ligi Legend były jak największe, to nie każda drużyna jest w stanie nam to zapewnić. Czasem najlepiej prosperujące składy zawiodą najbardziej, a te, które miały zaskoczyć negatywnie, stanowić będą o sile swojego regionu. Chciałbym, aby każdy kolejny zespół mający ogromne ambicje mógł chociaż zaprezentować się na miarę swojego potencjału, lecz nie zawsze będzie to możliwe. Dotychczasowa historia Golden Guardians pokazuje nam, że nie wystarczy zebrać do kupy miksu utalentowanych i doświadczonych graczy, aby osiągnąć sukces. Choć mamy dopiero początek sezonu, walka o wyjazd na Mistrzostwa Świata już się rozpoczęła. Nawet jeśli ostateczne rozstrzygnięcia pojawią się dopiero podczas letniego splitu, to każdy zespół już teraz musi udowodnić swoją wartość i przekonać wszystkich o tym, że to on będzie godnie reprezentować dany region. Ekipa która prześpi choć jedną kolejkę, może przedłużyć swoją drzemkę do listopada, bo na Mistrzostwach Świata nie ma miejsca dla leniwych drużyn.

Śledź autora na Twitterze – Mikołaj Bryła