Dotychczas w Polsce swego rodzaju regułą było korzystanie tylko z graczy i szkoleniowców z Polski. Rzadko kiedy ktoś decydował się wyłamać z tego schematu i najczęściej były to dość krótkotrwałe próby. Pod prąd postanowił jednak pójść x-kom team, który dziś potwierdził, iż nowym trenerem zespołu CS:GO został znany m.in. z The Imperial Neil "NeiL_M" Murphy. Irlandczyk zastąpił na stanowisku pożegnanego niedawno Adriana "IMD" Piepera i ma pomóc zawodnikom we wskoczeniu na wyższy, międzynarodowy poziom. Na temat tej roszady porozmawialiśmy z menadżerem x-komu, Mateuszem "Sówkiem" Kowalczykiem, który opowiedział nam jak wyglądało pożegnanie z IMD, wyjaśnił dlaczego w ogóle organizacja sięgnęła po szkoleniowca z zagranicy oraz wspomniał o oczekiwaniach związanych z tą roszadą.


Maciej Petryszyn: Po ponad roku żegnacie się się z waszym trenerem, IMD. Z czego wynika ta zmiana?

Mateusz „Sówek” Kowalczyk: Ja z Adrianem współpracowałem przez cztery miesiące. Pracowało nam się dobrze, strasznie go polubiłem jako osobę. Wydaje mi się, że ma wysokie kompetencje trenerskie pod względem taktycznym, a także udowodnił, że jest w stanie prowadzić projekt jak x-kom team przez długi okres. Aczkolwiek nie ukrywamy, że taka zmiana wisiała w powietrzu już jakiś czas ze względu na to, że x-kom chce mierzyć w najwyższe cele, chce rywalizować nie tylko z polskimi drużynami, ale też z tymi zagranicznymi. A Adrian na zagraniczne drużyny nie miał takiego dużego doświadczenia jak Neil, którego zatrudniliśmy. To była czysto kadrowa decyzja, nic złego się nie wydarzyło na linii Adrian – organizacja. Adrian wykonywał swoją rolę najlepiej jak potrafił i po prostu w pewnym momencie stwierdziliśmy, że tutaj potrzeba trochę świeżości z organizacyjnego punktu widzenia.

Pod koniec roku, na krótko przed twoim przyjściem do organizacji, doszło do takiej małej rewolucji kadrowej. Wiesz może czy już wtedy zmiana IDM była rozważana, czy może jest to temat, który pojawił się niedawno?

Tamte zmiany były stworzone z pomysłu Adriana. To Adrian był prowodyrem tych zmian i nie ukrywam, że wydaje mi się, iż rozważano wtedy nawet zawieszenie projektu. Wydaje mi się, że były wtedy naprawdę różne myśli, które miał ówczesny zarząd x-kom teamu po różnego rodzaju ekscesach, które gdzieś tam się wydarzyły. Akurat był taki skład, a nie inny, który uczył się tego esportu, zarówno zawodnicy, jak i sztab trenerski oraz menadżerski. To była pierwsza profesjonalna drużyna, którą Adrian prowadził jako trener, jednocześnie też to była pierwsza drużyna starka i reszty ówczesnej ekipy. I tam nie było po prostu osoby, która potrafiłby to poukładać, a jeżeli już ktoś próbował to ułożyć, to na pewno nie tą drogą, którą powinno to być robione. Organizacja powinna dać wszystkim zawodnikom narzędzia, by osiągnęli oni swój cel, ale zawodnik też musi znać swoje cele. I one nie były wyznaczone. Zawodnicy nie wiedzieli czego się od nich oczekuje itd., zostali tak trochę zostawieni samym sobie. I przez to rozwinęli się w ten sposób, w który się rozwinęli, a potem rynek to zweryfikował. Tak czy inaczej, te zmiany były wykonane wtedy przez Adriana, ale to nie utwardziło jego pozycji w organizacji, bo ta pozycja była nawet pod koniec bardzo mocna. Po prostu zmiana Adriana wynikała z zupełnie czegoś innego niż jego kompetencje.

To znaczy z czego?

Z tego, że szukaliśmy kogoś, kto ma większą wiedzę na temat takiego zagranicznego prowadzenia drużyny – jak to wygląda za granicą, jak te drużyny się przygotowują na siebie. Oczywiście przyda się też fakt, że Neil ma bardzo duże kontakty, co ułatwia dostęp do turniejów i do PCW. Nie ukrywam, że za Adriana też graliśmy na bardzo dobre drużyny, ale w pewnym momencie, gdy zaczęło nam gorzej iść w styczniu, to było już mniej chętnych z tej czołówki, co wynikało po prostu z naszej słabszej gry. Jednak teraz, gdy tylko przyszedł Neil, to się okazuje, że spokojnie możemy grać na drużyny z top 20 i wręcz prezentować bardzo dobry poziom na tych sparingach. Niestety bootcamp zaczęliśmy od officiali, bo zagraliśmy ECS-a, a tak naprawdę dopiero teraz zaczęliśmy taki prawdziwy trening i on potrwa jeszcze przez kilka dni. Dziś np. zagraliśmy siedem sparingowych meczów i wszystkie wygraliśmy. Oczywiście sparing sparingiem, ale to już pokazuje jakiś tam rezultat, bo w końcu mogliśmy skupić się na poprawie błędów, a nie takim szybkim łataniu dziur, które miało miejsce podczas rozgrywania ECS.

Kto w ogóle wpadł na pomysł, by zatrudnić trenera z zagranicy, bo u nas w kraju nie jest to raczej zbyt częsta praktyka?

Pomysł był trochę zbiorowy, zrobiliśmy po prostu burzę mózgów. W momencie, gdy mieliśmy taką informację, że możemy się pożegnać z Adrianem, zacząłem się rozglądać. Po pierwsze przyjrzałem się rodzimej scenie i z wielką przykrością stwierdzam, że w Polsce nie ma trenerów, są za to świetni analitycy. Są ludzie z zamiłowania, z pasji. To nie są ludzie z mocnymi kompetencjami, popartymi studiami, czy badaniami, czy czymkolwiek innym, jak na przykład lata doświadczeń. To są ludzie, którzy po prostu dużo grali, mają pojęcie na temat gry, są pasjonatami esportu i chcą być trenerami. Na świecie jest dużo większe urozmaicenie i są po prostu dedykowani trenerzy. W innych grach, np. w League of Legends, są trenerzy, którzy w ogóle nie wyszli pod względem umiejętności manualnych na poziom mogący chociaż w ułamku być tak wysoki jak u profesjonalnych zawodników, a jednak są świetnymi trenerami, mają wachlarz kompetencji z innych dziedzin, które wnieśli do świata esportu. Moim takim wzorem trenera esportowego jest trener Vitality, YamatoCannon. To widać nawet na jego filmach i po rozmowach z osobami z jego otoczenia – okazuje się, że on poza elementem taktycznym po prostu potrafi zmotywować drużynę. Jest taki świetny film na YouTubie, w którym on udziela wywiadu po tym, jak przegrali ostatni mecz na Mistrzostwach Świata i wygłasza mowę motywacyjną do innych drużyn europejskich. I jak się słucha tej mowy to ciary przechodzą. On takim tonem mówi, widać, że to jest wyuczone, że on tak oddziałuje na tych graczy na co dzień. Jeżeli na widza jest w stanie tak oddziaływać, to co się dzieje, gdy odbywa prywatne rozmowy z zawodnikami?

Docelowo szukaliśmy kogoś takiego i nagle się okazało, że w Polsce nie ma. Zaczęliśmy szukać za granicą – popytałem, poszukałem, miałem też trochę własnej wiedzy z rynku. Padło na Neila Murphy'ego, który prowadził Imperial, wygrał dwa duże turnieje, w tym DreamHacka, więc był to ktoś, kto ma już doświadczenie i przetartą opinię na rynku. Może nie z drużyny tier jeden, jak na przykład z Astralis, ale jest to człowiek, który już wie jak na te drużyny wygrać, jak na nie grać i przede wszystkim jak ten schemat treningu powinien wyglądać. Potrafi podzielić grę na kilka faz i opisać co w danej fazie powinno być robione, w jaki sposób, kiedy, jak reagować.

Poza Neilem mieliście jeszcze jakieś konkretne nazwiska na liście, gdy szukaliście następcy Adriana?

Tak szczerze powiedziawszy było trzech trenerów, z czego Neil był pierwszą osobą, z którą porozmawiałem dłużej. Rozmawialiśmy jeszcze z jedną osobą, która teraz trenuje drużynę Majorową, ale jeszcze się nie ogłosił, więc nie wiem czy mogę powiedzieć. W każdym razie, ten drugi był strasznie drogi, pensja sięgała dziesięciu tysięcy dolarów, a to już jest mimo wszystko pensja, na którą my sobie nie mogliśmy pozwolić. Oczywiście to też nie jest tak, że Neil był tańszym trenerem i dlatego go wzięliśmy. Po prostu kompetencje były na podobnym poziomie, a Neil wykazywał olbrzymią inicjatywę, by do nas dołączyć. Znał się z Oskarem i wcześniej próbował go wkręcić do Epsilon, mieli tam iść we dwójkę. Niestety nie wyszło z jakichś wewnętrznych powodów.

Czyli nie było problemu, by przekonać go do tego projektu, który sygnuje x-kom?

Od samego początku był chętny. Chociaż nie ukrywam, że powiedział mi, iż dużo osób podważa tę jego decyzję i pyta czy to dla niego na pewno dobry kierunek. Dostawał propozycje od różnych drużyn, ale zdecydował się na x-kom. Gdy wszedł do nas do x-komu, to dwa dni zajęło nam załatwienie całego uniformu, obrandowanych koszulek. Wszedł w dobrym momencie, bo zawodnicy dostali najnowsze komputery od organizacji i został wrzucony w nasza akcję z Acerem, bardzo mu się to spodobało. Mimo że w przeszłości pracował już z innymi organizacjami, to stwierdził, że to jest niespotykane, że nigdy nie miał do czynienia z tak szybko działającą organizacją – dołącza i tego samego dnia dostaje wszystko czego potrzebuje.

A nie boicie się trochę bariery językowej?

Wiele osób zadaje mi to pytanie, więc odpowiem tak chronologicznie – Daniel mieszkał w Danii prawie rok i zna angielski, Oskar mieszka za granicą i zna angielski, grał z zagranicznymi drużynami, jedqr mieszkał w Anglii przez ponad pół roku i też zna angielski, mono przez większość swojej kariery grał w rank S, komunikował się po angielsku i zna ten język bardzo dobrze. Ostatnią osobą jest Goofy, o którego faktycznie się najbardziej martwiłem, ale szkolny warszawski poziom spokojnie wystarcza, by się dobrze komunikować. Wielokrotnie pytamy go czy wszystko rozumie itd., aż do znudzenia, a on mówi, że tak, że wszystko jest zrozumiałe, że nie ma problemu. Sam Neil swoją dykcją też powoduje, że jest łatwiejszy do zrozumienia niż by się wydawało, bo jest Irlandczykiem i ten czysty akcent ma dość ciężki, ale gdy coś tłumaczy, to robi to bardzo, bardzo spokojnie.

Gdy już było pewne, że Neil do was trafi, to jak zareagował na to sam zespół? Wszak dla zawodników to naprawdę duża zmiana.

Oczywiście było trochę zawirowań, bo nie ukrywam, że to była nagła sytuacja dla nas wszystkich. To nie było tak, że się spodziewaliśmy takiej decyzji, a o zmianie wiedzieliśmy na przykład od pół roku. Mówiłem, że Adrian miał dość ugruntowaną pozycję. Swoją drogą, pożegnaliśmy się z Adrianem bardzo poprawnie tak, by nie czuł się zagrożony. Zaproponowałem mu pomoc w szukaniu nowej organizacji, ale z tego co słyszę to nie ma takiej potrzeby. Złożyliśmy mu także propozycję pracy w x-komie, jednak odmówił. To zostało docenione, zawodnicy sami z siebie też zrozumieli tę decyzję. Po zobaczeniu dokumentów, które przygotował dla nas Neil, bardzo porządnie wyprodukowanych taktyk przygotowanych w pliku PDF, wszyscy stwierdzili, że “ok, próbujemy”. Oczywiście Goofy i STOMP długo pracowali z Adrianem, bardzo się zżyli, ale mimo wszystko finalnie ta decyzja została zrozumiana i nie było żadnych nagłych zwrotów akcji w stylu, że ktoś chce odejść.

Chciałbym spytać jeszcze o jedną kwestię, chociaż Neil mówił już o tym we wcześniejszym wywiadzie dla Cybersportu – jak wygląda wasz plan na współpracę? To będzie wszystko toczyć się z sposób zdalny czy jest jakiś pomysł, by w przyszłości przetransportować Neila do Polski na stałe?

Plan jest taki, by nawiązać długoterminową współpracę w Kleszczowie. Jesteśmy już w trakcie wdrożeń, więc tak naprawdę będziemy niedługo dopinać ten temat do końca. Chcemy tam być od siedmiu do dziesięciu dni w miesiącu – w zależności od różnego rodzaju innych eventów czy zobowiązań rodzinnych. STOMP niedługo bierze ślub, więc będziemy mieć jakiś okres wyjęty. Akurat przypada to trochę na przerwę wakacyjną, więc dobrze wycyrklował z terminem. Tak czy inaczej, raz w miesiącu będziemy się zjeżdżać na tydzień, potem Neil wraca do Irlandii, Oskar wraca do Niemiec i co miesiąc powtórka. Taki cykl najlepiej nam odpowiada, a między zawodnikami nie generuje się niepotrzebne zmęczenie sobą nawzajem.

Jak wcześniej wspomniałem, to nie jest częsta sytuacja, że w Polsce pojawia się trener z zagranicy. Jesteście w sumie trochę takimi prekursorami jeśli o to chodzi. Jak sądzisz, z czego wynika ta niechęć czy też brak zainteresowania szkoleniowcami spoza Polski?

Z kwestii finansowej. Polacy przez długi czas mało zarabiali na esporcie. Było Virtus. pro, było Kinguin, a potem był... nikt. Dopiero AGO czy Illuminar trochę rozruszały ten rynek budżetowy, Izako Boars również poprzez Fantasy Expo przyciągnęło sporo sponsorów, ESL także. Jesteśmy teraz w okresie, w którym więcej finansów spływa do esportu i to dało nam możliwość, by trenerzy z zagranicy zaczęli napływać. Ja tylko czekam aż AGO czy Kinguin posuną się do takiej decyzji, bo w Polsce po prostu nie ma tych kompetencji. Nikomu nie ubliżając, bo to nie o to chodzi – brakuje nam osób, które doszkalają się zewnętrznie, które chodzą na różnego rodzaju kursy, które chcą się rozwijać. Może za wyjątkiem hatchý'ego, który, jak widziałem, chodzi na różnego rodzaju eventy poświęcone np. psychologii sportowej. Nie wiem jak to jest u Veggiego, ale w CS-ie to jest niespotykane.

Czyli sądzisz, że to może być początek jakiegoś nowego trendu wśród polskich drużyn?

Tak. Wiesz co, ja lubię tworzyć nowe trendy <śmiech>. Półżartem to mówię, ale uważam, że jak najbardziej będzie to trend. Rozmawiałem już z właścicielami innych organizacji, ciut mniejszych niż te wcześniej wymienione, i one też rozmawiają z zagranicznymi trenerami. Tam jednak jest ta bariera językowa, u nas tego nie było, dlatego to był naturalny ruch. Na przykład w AGO są osoby, które gorzej mówią po angielsku, mogą czegoś nie zrozumieć. U nas każdy rozumie. Ja też się dobrze komunikuję po angielsku, więc nie ma tu najmniejszego problemu.

Mimo wszystko nie boicie się trochę tego, że wraz z przyjściem trenera z zagranicy ta presja, która narośnie wokół x-komu będzie większa niż dotychczas? Bo wszyscy będą oczekiwać, że skoro prowadzi was obcokrajowiec, to wyniki pojawią się z miejsca.

Do presji trzeba się przyzwyczajać, więc będziemy nakładać ją coraz większą. x-kom to nie jest mała organizacja, która ma grać na małych lanach. Dążymy do tego, by być formacją, która będzie reprezentować Polskę na bardzo wysokim poziomie, na poziomie międzynarodowym i która będzie uczestniczyć w najważniejszych turniejach. Dotychczas bez problemu dostawaliśmy się przez eliminacje tych turniejów, teraz musimy tylko sfinalizować te nasze występy i pokazać, że oprócz dostania się, jesteśmy w stanie też coś wygrać. Pierwszy taki większy turniej, który mamy w kalendarzu, to GG League w Poznaniu i to też taki nasz cel. Chcielibyśmy, by wszystkie oczy były skierowane na nas, my się bardzo dobrze przygotowujemy do tego turnieju.

Abstrahując od tego, wy sami stawiacie na taki spokojny rozwój czy liczycie, że te postępy czy ten progres w drużynie przyjdzie względnie szybko?

Po pierwsze, obecnie pracujemy nad fundamentami. Mieliśmy w jakiś sposób wykreowaną grę przez Adriana i Oskara, bo obaj tę grę prowadzili. Neil przyszedł i od razu poprawia te fundamenty, o których mówiłem. Czy to będzie spokojne? Może być trochę nieporozumień na początku. Niektóre mecze będziemy przegrywać, niektóre będziemy wygrywać, ale to jest proces, który potrwa maksymalnie miesiąc, a potem oczekujemy większej stabilności w wynikach. Taki naszym celem jest dotarcie do osiemdziesięciu procent wygranych na HLTV w ostatnich trzech miesiącach i to jest taki wyznacznik drużyny, która jest gotowa. Do tego momentu chcemy trafić. Do tej pory mieliśmy tylko dwie mapy, gdzie byliśmy w stanie osiągnąć tak wysokie win ratio, ale chcemy mieć to także na większej ich ilości. I oczywiście grając na lepsze zespoły.

Czyli można powiedzieć, że przed waszą drużyną zupełnie nowy start.

Tak, dokładnie. Nie było zmiany składu, zawodników, ale zmiana trenerska i to można traktować jako nowy start.

Wobec gdzie w najbliższym czasie dane nam będzie zobaczyć was na lanie? Wiadomo coś już na ten temat?

Najbliższy turniej z tych istotniejszych, ale nadal nie taki z najwyższego pułapu, to Legend Series. Gramy go 20-21 marca i tam będą bodajże cztery drużyny. Turniej będzie rozgrywany online, ale awansuje się z niego na lana w Kalifornii z pulą stu tysięcy dolarów.

Pozostaje mi więc na koniec życzyć wam i waszemu nowemu trenerowi powodzenia.

Dziękujemy!

Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn
Śledź rozmówcę na Twitterze – Mateusz Kowalczyk