Virtus.pro z polskim składem

Filip "NEO" Kubski i jego koledzy z Virtus.pro do stolicy Górnego Śląska przybywali zaledwie dwa miesiące po nawiązaniu współpracy z rosyjską organizacją. A wcześniej przebili się zarówno przez online'owe, jak i offline'owe eliminacje. Polacy chcieli też zmazać plamę na honorze, jaką pozostawił ich występ na DreamHack Winter 2013. Wszak tam nie udało im się nawet wyjść z grupy.

Osobiście nie lubię stawiać sobie celów, skupiam się w każdym meczu tak samo. Już nieraz graliśmy przy zdzieranych gardłach przez naszych oddanych kibiców. Pamiętamy mecz finałowy na SEC vs Na`Vi. Nasi polscy wojownicy pod sceną wbili dopingiem Na`Vi w ziemię. Snax? Biały? Presja? Nie w tym życiu – zapewniał Jarosław "pashaBiceps" Jarząbkowski w rozmowie z naszym serwisem na kilka dni przed startem zawodów. Nastroje w rodzimej ekipie były więc bojowe, ale trudno było odnieść wrażenia, że los nie był dla niej łaskawy. Już w fazie grupowej trafiła ona na jednego z głównych faworytów całego EMS One, czyli Titan.

NEO, TaZ i spółka pokonują kolejne przeszkody

Francusko-belgijski zespół wydawał się jedynym, który mógł w tamtym momencie jak równy z równym mierzyć się z Ninjas in Pyjamas. Zanim jednak Virtusi trafili na Richarda "shoxa" Papillona i spółkę, przyszło im zmierzyć się z nowym składem HellRaisers. Ten pod skrzydła formacji trafił na cztery dni przed rozpoczęciem turnieju. Tak czy inaczej, dla NEO i spółki miał to być najpoważniejszy konkurent do walki o drugie miejsce w grupie. I rzeczywiście starcie było niezwykle wyrównane i dopiero po dogrywce VP zatriumfowało 19:16. Przyszła więc pora na wspomniane Titan, które... niespodziewanie okazało się rywalem o wiele łatwiejszym od HR. Polacy cały ten pojedynek zamknęli w zaledwie dwudziestu trzech rundach, szczególnie miażdżąc swoich oponentów po stronie broniącej. Niespodzianka stała się więc faktem, zaś Virtus.pro zakończyło zmagania w grupie A na pierwszym miejscu!

Francuski ślad pojawił się także w pierwszej rundzie play-offów, w której graczom znad Wisły przyszło zmierzyć się z Teamem LDLC.com. Niemniej i to starcie miało gładki przebieg. Ani na Mirage'u, ani też na Inferno rodzima drużyna nie musiała się szczególnie napocić, by sięgnąć po zwycięstwo. Dopiero LGB eSports, w którym wówczas brylowali m.in. Olof "olofmeister" Kajbjer i Freddy "KRIMZ" Johansson, było jakkolwiek w stanie postawić się uważanym już wtedy za kandydata do gry w finale Virtus.pro.

Jednakże opór ten ograniczył się tylko do jednej z trzech rozegranych ostatecznie map. Na Mirage'u to Szwedzi mogli świętować wygraną, chociaż wydartą dopiero po ciężkim boju i dogrywce, ale była to dla nich jedynie forma pocieszenia. Wcześniej bowiem polegli na Inferno 8:16, zaś w trzecim starciu poradzili sobie jeszcze gorzej i przegrali na Trainie 7:16. Wtedy było już pewne, że na własnym terenie Virtusi zakończą grę w najlepszej dwójce. To samo w sobie było sporym i nieco niespodziewanym osiągnięciem.

Historyczny triumf Virtus.pro w Spodku

Ale to polskiej piątce nie wystarczyło. A przecież w decydującym meczu trafiła ona na Ninjas in Pyjamas, które podobnie jak VP nie poznało jeszcze na EMS One goryczy porażki. Dla Christophera "GeT_RiGhTa" Alesunda i jego kolegów był to zresztą drugi z rzędu finał Majora. Podczas wspomnianego DH Winter nie dali oni jednak rady swoim rodakom z Fnatic i dopiero teraz mieli sięgnąć po historyczny dla siebie triumf. I pewnie tak by się stało, gdyby na drodze NiP-u nie stanęli niesieniu rykiem rodzimej publiki NEO i spółka. Polacy już wcześniej udowodnili, że stać ich na godną rywalizację.

Ale chyba nikt nie oczekiwał, że w aż takim stopniu zdominują oni swojego utytułowanego rywala. Szwedzi momentami wyglądali na serwerze jak zagubieni, a o wyrównanym pojedynku nie mogło być mowy. Reprezentantom gospodarzy nie robiło nawet różnicy czy grają w ataku, czy w obronie, bo po obu stronach radzili sobie fantastycznie. Wszystko zaczęło się na zakończonym wynikiem 16:9 na korzyść VP Mirage'u, a zamknęło na Inferno, gdzie to także Virtusi wygrali, chociaż tym razem 16:10.

Ogromną rolę zarówno w tym, jak i w pozostałych spotkaniach odegrał wspomniany pashaBiceps. I to on przez serwis HLTV został nagrodzony tytułem MVP. Niemniej w końcowym rozrachunku wszyscy dołożyli swoją cegiełkę do tego ogromnego sukcesu. Jak wyjaśnił Wiktor "TaZ" Wojtas, było to efektem ogromnej pracy, jaką cały zespół włożył w przygotowania do tego niezwykle ważnego turnieju.

"Ciężka praca popłaca"

Ciężka praca popłaca. Wielu graczy posiada talent, ale tylko naprawdę wytężone treningi mogą wydobyć z ciebie to, co najlepsze. Wydaje mi się, że zyskaliśmy pewność siebie po wygranej z Titan w fazie grupowej. Od tego momentu wszystko było już znacznie prostsze. Oczywiście publika bardzo nam pomogła, niezależnie od tego, czy wygrywaliśmy, czy przegrywaliśmy, była z nami. To było coś specjalnego – przyznał już po meczu Wiktor "TaZ" Wojtas w wywiadzie z HLTV. A to wszystko rzeczywiście popłaciło, bo dzięki zwycięstwu w EMS One Katowice 2014 Polacy wzbogacili się aż o 100 tysięcy dolarów. W tamtym czasie jak na CS-owe standardy było to naprawdę sporą kwotą.

  Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn


Więcej treści dotyczących triumfu Polaków takich jak ich wypowiedzi, najlepsze akcje czy skrót całego Majora znajdziecie pod tym adresem.