Praca w esporcie, przynajmniej dla mnie, to połączenie przyjemności z obowiązkami. Sport w wydaniu elektronicznym budzi we mnie jeszcze większe emocje niż tradycyjny, a to głównie dlatego, że w większości przypadków jest znacznie bardziej dynamiczny, mniej zharmonizowany, a przez to znacznie mniej przewidywalny. No właśnie, mniej przewidywany...

O tym, że jednego dnia coś jest, a dzień później już tego nie ma, przekonaliśmy się w poniedziałek. I o ile wszyscy przywykliśmy, że rzeczywiście w esporcie sprawy nierzadko nabierają obrotu szybciej niż powinny, tak ubiegła doba przyniosła nam tyle wydarzeń, że spokojnie można by było nimi obdzielić kilka następnych miesięcy.


Kiedy będą do kupienia koszulki devils.one – pisałem z nutką humoru, ale całkiem szczerze, gdy okazało się, że Diabły są pewne awansu do drugiej fazy ESL Pro League. Bo o ile niektóre polskie drużyny lubię bardziej, niektóre nieco mniej, tak w przypadku rywalizacji na międzynarodowej arenie kibicuję naszym rodakom bez wyjątku. Dlatego też bez dwóch zdań solidny występ Wiktora "TaZa" Wojtasa i kompanów w Leicerster sprawił mi niemałą radość, bo rywalizacji z najlepszymi na świecie dawno w polskim CS-ie brakowało. devils.one wyrastało bowiem na drużynę, która przynajmniej w jakimś stopniu może w najbliższych miesiącach nawiązać do pięknych czasów rodzimych formacji.

Wstając w poniedziałek rano doznałem jednak szoku.

Dobra, może czasami jestem nieco naiwny i patrzę na świat przez różowe okulary, ale nie znając sytuacji od środka, nic nie zwiastowało, że wkrótce organizacja z siedzibą w Warszawie rozstanie się ze swoim składem CS:GO. Były wyniki, były świetne warunki i była świetna komunikacja z kibicami. D1 miało swój plan, który wydawać by się mogło idzie w parze z oczekiwaniami samych zawodników. Byłem szczerze mówiąc podniecony całym tym projektem, bo devils.one naprawdę niczym nie ustępowało na płaszczyźnie organizacyjnej europejskim markom. Aż nagle czar prysł.

Po części jestem w stanie zrozumieć TaZa i spółkę. Ci mieli swoje zdanie i nieco inną wizję współpracy. Pozostaje zatem pytanie: co dalej? Bo skoro, jak napisałem, devils.one z europejskimi standardami i ciekawym pomysłem na przyszłość nie jest w stanie zaakceptować zadowolić w pełni polskiej piątki, to kto będzie? Dołączenie pod skrzydła zagranicznej organizacji? Pewnie wchodzi w grę, ale niewątpliwie także wiąże się z pewnymi problemami i kwestiami, do których Wojtas i koledzy musieliby się dostosować. A jeśli nie, to co? Pytań jest wiele, ale z pewnością nad zespołem w tym składzie nastały czarne chmury. Mam nadzieję, że nie dojdzie do najgorszego, czyli rozpadu, bo potencjał jest naprawdę spory.

fot. Kamil Nowakowski / Games Clash Masters

Równocześnie nasz serwis poinformował także o możliwości opuszczenia Virtus.pro przez Pawła "byaliego" Bielińskiego. I nawet jeśli część z obserwujących scenę uznało to za zwykłe plotki, to niech potwierdzeniem tych wiadomości będzie nieobecność Bielińskiego w składzie VP w meczu ESL Mistrzostw Polski. No właśnie, w dniu startu najbardziej prestiżowych rozgrywek w Polsce, dochodzi do kolejnych zawirowań. I jak tu patrzeć poważnie na esport w naszym kraju, gdy z dnia na dzień wszystko wywraca się do góry nogami?

W przypadku popularnych Niedźwiedzi, jeśli faktycznie dojdzie do odejścia byaliego, decyzja ta chociaż trochę wydaje się zrozumiała. Ale i tak nie przeszkodziło to wielu osobom wypisywać niepochlebne komentarze na temat rodzimej sceny. I wiecie co? Czytając je całkowicie je popieram. Tego samego nie można natomiast napisać o pamiętnych przygodach Pompy Teamu, który bezskutecznie próbował znaleźć idealny skład, czy chociażby ostatnie wydarzenia, gdy x-kom team zaraz po sporym sukcesie, jakim niewątpliwie był awans do ESEA Mountain Dew League, odsunął od pierwszej drużyny dwóch autorów tego osiągnięcia. Trudno inaczej przyjmować takie zdarzenia niż śmiejąc się przez łzy.

Z racji, że staram się być obiektywny i nie wysuwać pochopnych wniosków, próbowałem za każdym razem w głębi ducha racjonalnie wytłumaczyć samemu sobie zaistniałe na polskiej scenie sytuacje. Ale zaczynam dochodzić do wniosku, że głaskanie się po głowie i udawanie, że wszystko jest dobrze, niczemu nie służy. I znowu nawiąże do sytuacji z devils.one. Pojawia się szansa, że Polacy znowu pokażą się na europejskich salonach. Zrobiło to zresztą kilka tygodni temu AGO Esports. Miałem wrażenie, że w końcu idziemy do przodu. A wszystko znów dzieje się po staremu.

I jak tu nie tracić wiary w ten nasz esport? Kiedy wreszcie pod postami o wydarzeniach na rodzimej scenie będą królować komentarze z gratulacjami, wyrażające radość, a nie, jak to bywa ostatnio zdecydowanie częściej – pełne krytyki, prześmiewczych tekstów, a niekiedy nawet zażenowania?

Śledź autora na Twitterze – RobinEsport


To kolejny felieton z cyklu Zdaniem Suskiego. Wszystkie dotychczasowe możecie znaleźć pod tym linkiem. Następne ukazywać będą się cyklicznie co tydzień, w każdy wtorek.