Z dużej chmury mały deszcz. Tak w skrócie opisać można postawę nadwiślańskich drużyn w czterech, powtarzam czterech turach otwartych kwalifikacji do Minora przed StarLadder Major Berlin 2019. Krajowe piątki trzykrotnie dochodziły do najlepszej czwórki eliminacji, lecz tylko raz, w ostatnim przypadku, którejkolwiek z nich udało się wywalczyć przepustkę do kolejnej fazy. Powiedzmy otwarcie, polska scena nigdy nie była w gorszym położeniu.

Okres poprzedzający start otwartych kwalifikacji do Minora przeważnie przepełniony jest złudnymi nadziejami na to, że tym razem będzie lepiej, że będziemy mieli powody do ogólnokrajowej radości. Myślimy sobie, że może i rodzime zespoły w ostatnich miesiącach nie prezentowały się najlepiej, ale z drugiej strony nie są aż tak słabe, żeby nie poradzić sobie z miksami czy też niżej notowanymi ekipami. Jak się okazuje, jednak są. Mówiąc szczerze, w żadnej z tur eliminacji nie było drużyny, która byłaby kompletnie poza zasięgiem naszych rodaków. Powiem więcej, AGO Esports czy Aristocracy były najwyżej sklasyfikowanymi formacjami w światowym rankingu, które brały udział w zmaganiach, a mimo to ani Jastrzębie, ani pozostający bez pracodawcy zawodnicy nie przebrnęli przez pierwszy odcinek drogi na Majora w Berlinie. Ból jest tym większy, że oba zespoły pokazywały w przeszłości, że potrafią rywalizować z dużo lepszymi przeciwnikami jak równy z równym. Wiktor "TaZ" Wojtas i spółka dotarli do drugiej fazy grupowej 9. sezonu ESL Pro League i byli o jedno zwycięstwo od awansu na światowe finały w Montpellier. Z kolei AGO zajęło drugie miejsce podczas World Electronic Sports Games 2018. Konia z rzędem temu, kto wytłumaczy mi, skąd wynika ów niesystematyczność.

Tonując nastroje, awans Virtus.pro też nie powinien rozpalać wyobraźni kibiców. Virtusi nie dokonali przecież niczego wybitnego, a bardziej obronili resztki honoru i nie splamili swoich koszulek wstydem. Czy naprawdę naród z tak bogatą przeszłością w CS-ie może pozwolić sobie tylko na jednego przedstawiciela w ZAMKNIĘTYCH KWALIFIKACJACH DO MINORA? Poza tym na liście uczestników kolejnego etapu odnajdziemy chociażby mousesports, Fnatic, North czy BIG, a więc uznane europejskie marki. Z całym szacunkiem do Niedźwiedzi, ale w aktualnej kompozycji nie mają one podjazdu do żadnej z wymienionych ekip. Będę naprawdę zdziwiony, jeśli podopieczni Jakuba "kubena" Gurczyńskiego unikną popularnego "eurowpie...olu", bo ich ostatnie wyniki w internetowych rozgrywkach nie dają nam żadnych przesłanek, by liczyć na coś więcej.

Wracając do składów, które nie zdołały wywalczyć jednego z ośmiu miejsc w zamkniętym etapie eliminacji, z dużą dozą prawdopodobieństwa zostaną one poddane przemeblowaniu. Szufla – to słowo już na dobrze zakorzeniło się w słownikach polskich sympatyków CS:GO. Kibice domagający się większych przetasowań na scenie mogą powoli zacierać ręce, gdyż wszystko wskazuje na to, że przez nasze krajowe podwórko przejdzie małe tornado.

W przypadku lokalnej sceny możemy mówić o swego rodzaju efekcie kuli śnieżnej. Początkowo małe problemy wraz z upływem czasu zaczęły się nawarstwiać i wymykać spod kontroli. Obecny stan rzeczy to efekt nieporadności włodarzy, którzy jako kapitanowie swoich statków nie potrafili dostrzec góry lodowej z odpowiednim wyprzedzeniem. Zbyt późno reagowali na niezadowalające rezultaty oraz sięgali po nieodpowiednich zawodników. Jeszcze dwa lata temu mieliśmy silne Virtus.pro w czołowej dziesiątce notowania i Team Kinguin w drugiej, a teraz? Od dawna żadna nadwiślańska formacja nawet nie zbliżyła się do TOP10, co nakazuje zadać sobie pytanie: czy nad Wisłą jest potencjał na to, żebyśmy mieli piątkę mogącą choćby nawiązać do sukcesów Virtusów sprzed lat?

Tu odpowiedź:

Po pierwsze, wszystko zależy od tego, czy każdy zawodnik jest dostępny na sprzedaż i można go pozyskać. Po drugie, czy znajdzie się organizacja lub też sponsor, który byłby w stanie wyłożyć niemałe pieniądze na pokrycie klauzul wykupu czołowych strzelców.

Taką osobą mógłby być Roman Dvoryankin, ale nie oszukujmy się, w przypadku bardzo prawdopodobnego niepowodzenia jego podopiecznych w kolejnym etapie kwalifikacji możemy spodziewać się zamknięcia polskiego projektu w szeregach rosyjskiej organizacji. I tak podziwiam Dvoryankina za cierpliwość do Polaków, bo dostarczyli oni mu już wielu powodów, by skierować swoje działania gdzieś indziej, chociażby na region CIS. W każdym z naszych czterech-pięciu eksportowych składów drzemie spory potencjał, ale odnoszę wrażenie, że przy jednej trafionej zmianie mogłyby one wskoczyć na wyższy poziom. Gdyby do Aristocracy trafił pewniejszy, a zarazem agresywniejszy od Jacka "MINISE'A" Jeziaka snajper pokroju Michała "snatchiego" Rudzkiego, gdyby do AGO oraz VP trafili prowadzący z prawdziwego zdarzenia... Gdybać można w nieskończoność, ale jedno jest pewne. Działacze większych drużyn, co nie budzi zdziwienia, uderzą w stół, bo skoro płacą, to mają również prawo wymagać i oczekiwać. Z pewnością ich oczekiwania przewyższają zbieranie regularnego oklepu w rozgrywkach online i przebłyski od wielkiego dzwonu.


Śledź autora tekstu na Twitterze – Tomek Jóźwik