Gdy Adam "destru" Gil w kwietniu dołączał do AVEZ Esport, na pewno wiedział, że zespół, który bierze pod swoje skrzydła, nie jest w najlepszej kondycji. Niemniej jednak szybko okazało się, że problemy są o wiele poważniejsze niż mogłoby się wydawać. I choć Ośmiornice nie zdążyły jeszcze na dobre zadomowić się na polskiej scenie, to już pożegnały się z dwójką zawodników, którzy byli pionierami powstałej w styczniu formacji. O emocjonalnych pożegnaniach, przyczynach niepowodzeń pierwotnego składu i poszukiwaniach nastepców opowiedział nam w szerej rozmowie sam destru.


Od pojawienia się AVEZ Esport na scenie minęło już kilka miesięcy. Ten czas podsumować można jednym słowem – falstart.

Jeśli wziąć pod uwagę to, co zostało powiedziane na początku, w styczniu, to faktycznie jest to falstart, natomiast w moim odczuciu nie ma jakiegoś absolutnego dramatu, ale kolorowo na pewno też nie jest. Te wyniki, które osiągamy, to jest ciągła przeplatanka. Niektóre z nich są istną tragedią jak chociażby nasz występ w Kielcach, choć akurat od tego turnieju nie wymagałem za wiele, ze względu na to, co stało się ze składem, albo też na przykład kwalifikacje do ESL Mistrzostw Polski. A wszystko to po to, by potem zagrać dobre inne eliminacje – do Polskiej Ligi Esportowej czy Esportal Global Cup. W samej Szwecji było już nieciekawie, natomiast kwalifikacje były naprawdę nieźłe. Jak na razie jest to rollercoster i trzeba w jakiś sposób to wszystko ustabilizować.

Oczekiwania były spore. Podsycali je sami zawodnicy w mediach i tu mam na myśli chociażby to słynne już top 4 Polski, o którym mówił stark na łamach Weszło espor. Może nałożyliście na siebie trochę za dużą presję na początku?

Możliwe, na pewno ta presja była spora. Pytanie: kto reaguje na to, co się dzieje w mediach tak w 100 procentach na serio? Ja to traktuje nieco z przymrużeniem oka, szczególnie wypowiedzi od kolegi, o którym wspomniałeś. Oczywiście, Krzysztof ma takie tendencje i to też jest fajne, humorystyczne i troszeczkę nasyca tę polską scenę.

Krótko mówiąc: tak, oczekiwania były duże, presja była duża, mamy koniec czerwca i jak na razie nic z tego, co założyliśmy, nie zostało osiągnięte.

A czego zabrało w tym składzie? Było w nim pięciu już ogranych na scenie chłopaków, z potencjałem, utalentowanych, gotowych podbijać polską scenę.

Chemii, na pewno. Nie było tam dobrej atmosfery, na początku też może równego zaangażowania. U różnych zawodników trochę rozjechały się priorytety i musieliśmy, a w zasadzie dalej musimy, to naprawiać. Od samego początku, przychodząc do AVEZ, wiedzieliśmy wszyscy, że 80, jak nie 90 procent problemów z tym składem jest poza grą, a nie w niej samej. Przez moment tak bardzo zachłysnęliśmy się rozwiązywaniem tych spraw, że zapomnieliśmy o całej reszcie, a to nie o to chodzi. Dlatego postanowiliśmy podjąć takie dość radykalne kroki, bo rozstanie z zawodnikami, których znasz prywatnie, na pewno nie było łatwe. Myślę jednak, że to była dojrzała i przemyślana decyzja, ale też z pewnością nie taka, która miała w bardzo krótkim czasie przynieść jakieś niesamowite rezultaty.

Ja też uczuliłem wszystkich na to, że musimy patrzeć długoterminowo na nasz zespół. Historie drużyn, które w trzy miesiące osiągają nie wiadomo jakie wyniki, to możemy policzyć na palcach jednej ręki, a i tak w takich przypadkach zazwyczaj niewiele później coś zaczyna się sypać. Perspektywa się zmieniła. Czas, po jakim stawiamy w stan wymagalności pewne rzeczy od zawodników, też się zmienił. Po prostu został wrzucony taki granat do środka i teraz budujemy wszystko od nowa.

Odnoszę takie wrażenie, że wasze problemy, jeśli chodzi o samą grę, rozpoczęły się od kwalifikacji do ESL MP, kiedy nie udało się dostać do głównych rozgrywek. To wydarzenie podłamało ten zespół?

Na pewno. Na myśl od razu przychodzi ta pamiętna kanapka z Mc Donalda [chodzi o drwala na ostro – drużynę występującą w fazie zasadniczej pod nazwą ERROR 404 by Codewise Gaming – przy. red.], która pokrzyżowała nam plany. Zresztą w kwalifikacjach wcześniej też nie było za kolorowo. Tak jak wspomniałem na początku, od samego startu to jest rollercoster – były super spotkania, a po nich przychodziły te tragiczne. Problematyczne jest jednak to, że dominują te drugie.

fot. ESL

To dlaczego tak trudno jest wam znaleźć tę stabilizację?

No to jest dobre pytanie, jeśli ktoś mi na nie odpowie, to zrewanżuje się naprawdę solidnie. (śmiech) Teraz już na poważnie, ciężko to w ogóle ocenić, a możemy to sprawdzić jedynie metodą prób i błędów. Możemy badać, czy potrzebne jest więcej gry, czy mniej. Czy więcej aktywności poza grą, czy mniej. Czy potrzebujemy jeszcze kogoś do pomocy, czy nie. Czy ten skład jest optymalny, czy nie. To jest taka checklista, którą trzeba przelecieć z góry na dół, a jak wiadomo, to zajmuje sporo czasu. Próbujemy wszystkiego, ale pewnych rzeczy nie przeskoczymy.

Tak się teraz zastanawiam, czy wolałbym drużynę, która od samego początku ma miesiąc miodowy i w pierwszych tygodniach wygrywa wszystko, żeby na samym starcie bardzo wysoko zawiesić poprzeczkę, czy jednak taką drogą męczarni dochodzić powoli, acz sukcesywnie do jakichś sukcesów. Z doświadczenia, z tego, co ja pamiętam z czasów, gdy sam grałem, to jednak długoterminowo lepiej działała ta druga droga. A to wymaga niesamowitej determinacji, zaangażowania, odporności na presję, odporności na napięcie, jakie budują inni zawodnicy czy media. Jest to na pewno ciężka droga, która kształtuje charakter.

Mówiłeś o tych wahaniach formy i niewątpliwie jednym z tych z gorszych wyników były kwalifikacje do Games Clash Masters, po których nastąpiły zmiany. To był taki gwóźdź do trumny tamtego składu?

Tak, chociaż to wisiało już w powietrzu już wcześniej. Zastanawialiśmy się tak naprawdę, kiedy przeprowadzić te zmiany i oczywiście nigdy nie ma dobrego momentu na to. Jeżeli nie kwalifikacje do GCM, to Szwecja, jak nie Szwecja, to kwalifikacje do PLE i tak można wymieniać długo. Co dwa tygodnie jest jakiś turniej, kolejne eliminacje i kolejna ważna rzecz, i w zasadzie można było to tak odciągać w nieskończoność. Najwyższa pora było to przeciąć, biorąc odpowiedzialność za wszelkie konsekwencje w postaci tego, co wydarzyło się na przykład w Kielcach. Dobrego momentu nigdy nie znajdziemy, bo za chwilę znów są finały PLE, później znów będą kwalifikacje do Gdyni i to właściwie jest takie błędne koło, z którego kiedyś trzeba się najzwyczajniej w świecie wyplątać.

A dlaczego z tych pięciu zawodników padło akurat na starka?

To jest decyzja absolutnie niedotycząca jego indywidualnego performance'u jako gracza, tylko wszystkiego, co było poza grą. Siadaliśmy, zastanawialiśmy się ile czasu potrzeba poświęcić, by naprostować pewne rzeczy i na początku to się udawało. Myślę więc, że nie rozstawaliśmy się w jakiś dramatycznych okolicznościach, szczególnie w relacjach między zawodnikami a osobami z zarządu, ze względu na to, że ci bardzo ludzko podchodzą do tego, pomagają, wspierają, rozmawiają. Ale w pewnym momencie to musi się jakoś spinać, to jest w końcu biznes i nie nasza rola w tym, żeby uczyć ich życia.

Nie miałeś takiej myśli, że w końcu to wszystko zaskoczy?

Może, tylko zastanawialiśmy się, ile jeszcze minie czasu. Czy to będzie dziewięć, czy dwanaście miesięcy? Bo jeżeli minęły już trzy i w zasadzie niewiele się nie zmieniło, to ile jeszcze potrzeba? To naprawdę są małe rzeczy, które po zebraniu w jedno, mają ogromny wpływ na to, jak funkcjonuje drużyna. Jeżeli ludzie nie potrafią ze sobą współgrać, współpracować na innych płaszczyznach niż tylko gra, to wymaga to pewnej zmiany i ona właśnie nastąpiła.

Do Szwecji poleciał z wami RaveR, ale po tym turnieju zdecydowaliście się nie podejmować dalszej współpracy z tym zawodnikiem. To było podyktowane właśnie występem na tych zawodach czy jakimś ogólnym obrazem samego gracza?

Ogólnym obrazem. Ja nie ukrywam, że my dalej jesteśmy w fazie testów i akurat przyjechaliśmy do Kielc z Ortelem i Czapelem, ale to absolutnie nie jest jeszcze finalne zestawienie. Rozmawiamy jeszcze z kilkoma innymi zawodnikami. Jest teraz taki moment na scenie, że ta szufa gdzieś tam wisi w powietrzu i pewne rzeczy się wydarzą. Gracze, którzy są aktualnie wolni, też czekają na rozwój wydarzeń, nie każdy chce na siłę grać i podejmować jakieś wiążące decyzje.

Wracając do RaveRa, z niego będzie zawodnik, tylko to jeszcze nie jest ten moment. Akurat Czapel jest bardziej elastyczny, bardziej przystosowany do gry w drużynie i po prostu lepiej się sprawdził. Szkoda tylko, że te testy wypadają wtedy, gdy mamy turnieje, chociaż z drugiej strony w takich warunkach też jest fajnie sprawdzić graczy, co niestety przypłacamy kiepskimi wynikami, ale kiedyś to trzeba zrobić.

fot. GG League/Marceli Kaźmierczak

Czyli rozumiem, że alternatywy są?

Alternatywy są, czekamy na rozwój wydarzeń.

Wracając jeszcze do tych roszad w waszym zespole, to całkiem niedawno rozstaliście się z myniem. Sam zawodnik napisał na swoim fanpage'u, że jego odejście jest spowodowane problemami zdrowotnymi. Wiedzieliście o tych kłopotach już wcześniej?

Tak, wiedzieliśmy. Co więcej, pomagaliśmy je rozwiązać. Myślę, że to jest na tyle prywatna strefa, że jest to temat do dyskusji z Wiktorem. Tutaj była bardzo podobna sytuacja jak w przypadku starka, to była decyzja bardziej strategiczna niż emocjonalna. Na pewno nie było łatwo rozstać się z zawodnikiem, którego znasz prywatnie, ale jeśli założyliśmy sobie pewną wizję tego zespołu, to nie zważając na to, jakie mamy relacje z graczami, staramy się jej trzymać. I miejmy nadzieje, że nie jest to błąd.

Po tych zmianach dużo krytyki spadło na wasz zespół i pewnie po części trudno się z nią nie zgodzić. Wasz przypadek znów potwierdził tę niestabilność polskiej sceny, o której tak dużo się mówi. Jak wy radziliście sobie z tą presją wywieraną przez fanów, czytaliście w ogóle te komentarze, czy raczej omijaliście je szerokim łukiem?

Ciężko mi odpowiadać za wszystkich zawodników. Ludzie mówili, mówią i będą zawsze mówić i to najczęściej negatywnie, bo to ich nasyca i czują się spełnieni. O dziwo od nikogo w prywatnej rozmowie, a nawet w większym gronie, nie słyszałem takich rzeczy, jakie czytam w internecie, no ale to jest już charakterystyczna cecha tego medium. Poniekąd mogę się zgodzić z konstruktywną krytyką, a tę niekonstruktywną po prostu olewam i się tym nie przejmuję. I mam nadzieję, że takie podejście mają też gracze, bo to męczy na pewno głowę i to nie tylko ludzi, którzy grają na polskim podwórku, męczy to każdego, nawet najlepszych graczy na świecie. Naprawdę jest wielu zawodników, którzy mają nie 5-10 tysięcy, ale pół miliona fanów i też się tym przejmują. Z tego miejsca mogę tylko apelować o pewną rozwagę i przemyślenie tego, co ludzie mówią i piszą.

O ile się nie mylę, to nadal pracujecie z analitykiem w osobie juniora. Jak wygląda jego udział w budowaniu drużyny?

Tak, junior pracuje zdalnie i podczas naszego wyjazdu do Szwecji wykonał bardzo fajną robotę. Naprawdę dużo informacji byliśmy w stanie wyciągnąć z jego analiz. Była nawet jedna taka nieco zwariowana runda na Trainie, która potem z perspektywy spektatora wyglądała wręcz komicznie. W sytuacji 4 na 5 po stronie CT zaryzykowaliśmy, że ustawimy się całym zespołem pod bombsitem A, podczas gdy nasi rywale sfejkowali B, gdzie nie było nikogo i na ostatnie 20-30 sekund zaatakowali na A. I to wynikało z analizy, było słychać kroki pod bombsitem zamkniętym, kilka granatów, które były dość charakterystyczne i to wszystko pozwoliło nam podjąć właściwą decyzję. Więc tak, z całą pewnością ta jego praca się przydaje, choć na pewno przydawałaby się bardziej, gdybyśmy mieli więcej przeciwników nadających się do przeanalizowania.

To już na sam koniec, ostatnio pod waszymi skrzydłami znalazła się dyzwizja LoL-a. Miałeś związek z tym projektem jako koordynator w AVEZ?

(śmiech) Byłem w to wplątany, tak powiem. Gdzieś pojawiła się okazja, a tak naprawdę to wszystko zainicjował Michał Durczok z Illuminar Gaming. Zastanowiliśmy się nad tym, pogadaliśmy z chłopakami, no i zakontraktowaliśmy dywizję LoL-a, która gra teraz w Ultralidze. I to chyba jeszcze nie koniec. W najbliższym czasie będziemy probówać innych rzeczy, bo budowanie organizacji, kontraktowanie nowych drużyn, poznawanie nowych ludzi, to zawsze jest dobra zabawa. Do tego właśnie dążymy, żeby każdy, kto uczestniczy w tym naszym projekcie, mógł też czerpać z tego przyjemność, bo o to w tym wszystkim chodzi. Ta branża powstała na podwalinach dobrej zabawy, rozrywki i to trzeba kultywować i dalej się na tym opierać.


Obserwuj rozmówcę na Twitterze – Adam "destru" Gil
Śledź autora na Twitterze – Adam Suski