G2A to firma, która od dawna działa na esportowym polu. Popularna platforma sprzedażowa w ciągu ostatnich lat współpracowała z takimi formacjami, jak Virtus.pro, Natus Vincere czy też wywodzące się z naszego kraju x-kom AGO. Zawsze jednak budziła ona sporo kontrowersji.

Powodem były liczne oskarżenia związane z nabywaniem kluczy, które potem były za pośrednictwem G2A sprzedawane. Pojawiały się zarzuty, że firma prowadzi sprzedaż gier, które wcześniej zostały poniekąd "skradzione', a konkretniej mówiąc takich, które zostały kupione bezpośrednio dewelopera za pomocą kradzionych kart kredytowych. To oczywiście miało narażać twórców gier na straty i doszło nawet do tego, że Mike Rose z No More Robots przyznał, iż woli, by gracze piracili jego produkcje, zamiast kupować je poprzez G2A. Na odpowiedź platformy nie trzeba było długo czekać i bez wątpienia jest ona dość zaskakująca. W swoim oświadczeniu osoby związane z key shopem napisały bowiem:

Wykładamy karty na stół. Zapłacimy deweloperom dziesięciokrotność tego, co stracili, zwracając klientom pieniądze za kupione na G2A klucze, które wcześniej zostały nabyte nielegalnie. Idea jest prosta: deweloperzy muszą po prostu udowodnić, że dana gra została kupiona w ich sklepie za pomocą kradzionej karty kredytowej.

Aby wszystko było przejrzyste i uczciwe, zaangażujemy renomowaną i niezależną firmę, która zajmie się audytem obu stron – zarówno sklepu dewelopera, jak i rynku G2A. Koszty trzech pierwszych audytów pokryjemy my, kosztami pozostałych dzielić się będziemy zaś po połowie.

Firma audytowa sprawdzi, czy jakikolwiek klucz sprzedany za pośrednictwem G2A został nabyty w sklepie dewelopera za pomocą kradzionej karty kredytowej. Jeżeli tak, G2A zapewnia, że zwróci wszystkie pieniądze, które deweloper stracił w ramach zwrotów. I to pomnożone dziesięciokrotnie.

Chcemy, by cały ten proces był transparentny, dlatego też opublikujemy raport dotyczący każdego kolejnego etapu kontroli. Dzięki temu dowiecie się, kto konkretnie się do nas zgłosił i jaki ostatecznie zapadł w danej sprawie werdykt. Chcemy, by wszyscy mogli to zobaczyć.

Jednocześnie G2A wcale nie zaprzecza, że niektóre gry, które zostały kupione z użyciem platformy, faktycznie zostały skradzione. Jednocześnie jednak podaje przykład sprzedaży roweru za pośrednictwem serwisu eBay – tam też nikt nie zweryfikuje czy wspomniany rower należy do sprzedawcy, czy też został on komuś nieuczciwe odebrany. Tak czy inaczej, cała inicjatywa key shopu spotkała się z umiarkowanym entuzjazmem i na ten moment trudno jednoznacznie stwierdzić, czy któryś z deweloperów zdecyduje się na skorzystanie z oferty audytu.