Dzisiejszego popołudnia poznaliśmy szczegóły dotyczące ósmego sezonu Esports Championship Series. Międzynarodowe rozgrywki powracają w niemal identycznym formacie, co w sezonie ubiegłym. Na start internetowych zmagań wieńczonych lanowymi finałami musimy jednak jeszcze trochę poczekać – ich inauguracja zaplanowana jest dopiero na 16 września.

Mimo wszystko polscy kibice już teraz mogą ostrzyć sobie apetyty na jesienną rywalizację, a to przede wszystkim z uwagi na fakt, że wśród rozstawionych ekip znalazło się między innymi Virtus.pro, które poprzedni sezon zakończyło na 10. lokacie. Występy te nie zostaną jednak najlepiej zapamiętany przez Polaków, bowiem ci na przestrzeni pięciu tygodni walki tylko raz dotarli do półfinału danego etapu fazy zasadniczej. Ekipa Janusza "Snaxa" Pogorzelskiego może za to mówić o niemałym szczęściu, bo dzięki nagrodom finansowym, głównie z uwagi na udział w każdej z pięciu części rywalizacji, uplasowała się na miejscu, które w ostatecznym rozrachunku pozwoliło uniknąć jej walki o rozstawienie.

Ale o co w tym wszystkim chodzi? Jeśli nie śledziliście poprzedniego sezonu ECS, śpieszymy z odpowiedzią. Faza zasadnicza podzielona jest na pięć tygodni, w których trakcie rozgrywane są spotkania w drabince pojedynczej eliminacji pomiędzy 8 zespołami. Podczas ubiegłej edycji turnieju miejsca na finałach lanowych przypadły zwycięzcom trzech pierwszych stage'ów oraz ekipie, która zgromadziła w trakcie nich i kolejnych dwóch odsłon rywalizacji najwięcej gotówki. W ten sposób poznaliśmy czwórkę finalistów z Europy oraz Ameryki.

Od 8. sezonu ECS zaszła w tej kwestii kosmetyczna, choć bez wątpienia bardzo zasadna zmiana. Tak oto schemat przyznawania biletów na finały będzie dokładnie odwrotny – teraz awans poprzez zgarnięcie najbardziej pokaźnej sumy gratyfikacji finansowych będzie można wywalczyć podczas pierwszych dwóch tygodni, z kolei pozostałe trzy spoty zostaną obdzielone pomiędzy triumfatorów kolejnych etapów. W ten sposób organizatorzy chcą uniknąć sytuacji, w której przed startem ostatniego stage'u znamy już komplet finalistów, przez co pozostałe gry nie wzbudzają już za wiele emocji.

Warto wspomnieć jeszcze kilka słów o uczestnikach zbliżającego się sezonu, jak i o sytuacji Virtus.pro. Z racji tego, że w ramach każdego tygodnia zmagań oglądać będziemy jedynie osiem formacji, nie ma pewności, że od startu rozgrywek zobaczymy VP. Polacy są jednak drudzy w "kolejce", by zastąpić którąś z wyżej rozstawionych ekip. I bez wątpienia dostaną swoją szansę, bo jeśli nie konflikt terminów, to awans na finały i brak konieczności dalszej rywalizacji sprawi, że wkrótce na liście uczestników zacznie pojawiać się coraz więcej wakatów.

Rozstawione ekipy z obu regionów prezentują się następująco (kolejność według miejsc zajętych w ubiegłym sezonie):

Europa Ameryka Północna
  • Team Vitality
  • Astralis
  • Ninjas in Pyjamas
  • North
  • OpTic Gaming
  • AVANGAR
  • Fnatic
  • FaZe Clan
  • mousesports
  • Virtus.pro
  • FURIA Esports
  • NRG Esports
  • Complexity Gaming
  • MIBR
  • Team Liquid
  • INTZ Esports
  • Luminosity Gaming
  • Cloud9
  • eUnited
  • Spacestation Gaming

Co ciekawe, Virtus.pro to niejedyna nadzieja kibiców znad Wisły. Każda formacja, nawet ta amatorska, może wszakże wziąć udział w otwartych kwalifikacjach do Pinnacle Cup (pierwsze z nich odbędą się już 12 sierpnia). W tych rozgrywkach z kolei zobaczymy 8 zaproszonych ekip oraz kolejne 8 wyłonionych w eliminacjach. Stawką zmagań w Pinnacle Cup będzie zaś jak najwyższe rozstawienie w nadchodzącym sezonie ECS i maksymalizacja szans na wzięcie udziału w którymś z etapów.

Polskich fanów być może elektryzować będzie także gra FaZe Clanu, jednak nadal nie ma potwierdzenia, czy w międzynarodowym składzie jesienią zobaczymy jeszcze naszego rodaka, Filipa "NEO" Kubskiego.