Raz, dwa, trzy – Brazylijczycy opuszczają Berlin. Jest to żartobliwe nawiązanie do tytułu tekstu, który napisałem przed rozpoczęciem pierwszej fazy StarLadder Major Berlin 2019. Major w Berlinie był historyczny dla brazylijskiej sceny, gdyż nigdy na turnieju najwyższej rangi nie wystąpiły trzy drużyny z Kraju Kawy. Jak się okazało, ilość nie poszła w parze z jakością.

Weźmy pod uwagę dwie kluczowe statystyki – w Fazie Nowych Legend obserwowaliśmy tylko jedną latynoską formację, która już wcześniej miała zapewnione miejsce na tym etapie rozgrywek. Łącznie składy rodem z Brazylii wygrały zaledwie dwa spotkania na jedenaście możliwych. Wstyd, hańba, kompromitacja, nie wracajcie do domu... a właściwie, to nie. Na pewno więcej wymagaliśmy od FURII Esports, lecz INTZ eSports i MIBR były niejako skazane na niepowodzenie. Trudno przy takich liczbach szukać jakichkolwiek pozytywów płynących z występu południowoamerykańskich piątek w stolicy Niemiec, ale nie oznacza to, że ich w ogóle nie ma.

Zacznijmy od MIBR-u. Gabriel "FalleN" Toledo i spółka wykonali cel minimum, czyli uniknęli przebijania się przez cykl kwalifikacyjny do następnego Majora. Ktoś zasugeruje, że gdyby osłabiona w Berlinie ekipa nie trafiła w pierwszej rundzie na jeszcze słabsze Ninjas in Pyjamas, to nie odniosłaby żadnego triumfu. Jestem w stanie się z tym zgodzić, ale szczęściu trzeba pomagać. Skoro los połączył Brazylijczyków z zawodnikami z północnej Europy, to należało wykorzystać tę szansę w 100 procentach. Powiedziałbym nawet, że to NiP znajdował się w korzystniejszej sytuacji, bo w swoim składzie posiadał pięciu nominalnych graczy, a nie tylko czterech. Niemniej jednak w kolejnych pojedynkach dwunasta siła świata nie miała żadnych argumentów. Ani taktycznych, ani strzeleckich, przez co wszystko skończyło się zgodnie z przewidywaniami. Przy każdym spotkaniu z udziałem MIBR-u oczywiście liczyłem na zwycięstwo, lecz w głębi duszy wiedziałem, że to mało prawdopodobny scenariusz.

Przejdźmy teraz do zespołu, z którym wiązano największe nadzieje, jeśli chodzi o Brazylię. Rozkwitająca w 2019 roku FURIA miała bić się o status legendy, a ostatecznie nie dostała się nawet do drugiej fazy rozgrywek. Tak jak pisałem w sierpniu, możliwe, że podopieczni Nicholasa "guerriego" Nogueiry nie udźwignęli presji oczekiwań, co może mieć związek z ich wciąż nikłym doświadczeniem na imprezach offline. Zauważam jeszcze jedną przyczynę przeciętnej postawy finalistów 7. sezonu Esports Championship Series za naszą zachodnią granicą. Przeciwnicy mieli zdecydowanie więcej materiału do analizy gry Yuriego "yuuriha" Santosa i kompanów, wobec czego lepiej rozpracowali zagrywki FURII. Sukcesy dziesiątej formacji światowego rankingu w maju i czerwcu mogły wynikać właśnie, z nazwijmy to, "elementu zaskoczenia". Teraz pomysły taktyczne Andreia "arTa" Piovezana nie kryją już tak wielu sekretów. Tak czy inaczej, Faza Nowych Legend była w moim odczuciu absolutnie w zasięgu graczy brazylijskiej organizacji i nie do końca wiem, jak wytłumaczyć sobie ostatnie niepowodzenie FURII.

Na koniec zostało INTZ, czyli drużyna, na którą warto było mieć oko nie z powodu wyśmienitej gry zespołowej, a pojedynczego strzelca. Domyślacie się pewnie, że mam na myśli Vito "kNg" Giuseppe. Były reprezentant Immortals zdecydowanie wyróżniał się na tle kolegów i jako jedyny z INTZ nie zawiódł na całej linii. Tylko Giuseppe zakończył Majora z dodatnim stosunkiem K/D, ale jego indywidualne starania nie wystarczyły do tego, by rywalizować z solidnymi kolektywami. 26-latek to jeden z tych graczy, o których możemy powiedzieć, że przerastają swoje aktualne kluby. Na szczęście dla jego kariery już wkrótce powinniśmy doczekać się ogłoszenia transferu kNg do MIBR-u, gdzie będzie mógł pracować w zdecydowanie ciekawszym środowisku. Wrzesień będzie przełomowym miesiącem dla INTZ, ponieważ oprócz kNg zespół mogą opuścić także inni jego członkowie. Bez swojego głównego carry drużyna przypuszczalnie spadnie w krajowej hierarchii.

Nie spodziewałem się fajerwerków i nie wiadomo czego po brazylijskich uczestnikach Majora, ale czuję pewien niedosyt. Od ESL One Katowice 2015 na każdym Majorze przynajmniej jedna latynoska piątka meldowała się w fazie pucharowej. W Berlinie, pomimo obecności rekordowych trzech ekip, ten wyczyn nie stał się udziałem żadnej z nich. Krótko mówiąc, decepção – rozczarowanie.


Wszystkie felietony z cyklu „QuickScope” można znaleźć pod tym adresem. Kolejny tekst już w następną środę w godzinach wieczornych.

 Śledź autora tekstu na Twitterze – Tomek Jóźwik