Zbliżają się ćwierćfinały Worldsów. W stawce pozostały ekipy z Europy, Chin i Korei i wielu zadaje sobie pytanie – jaki będzie ostateczny wynik decydujących starć? Trudno mi przewidzieć finałowy rezultat, jednak jest kilka rzeczy, które przykuwają moją uwagę. Część mnie martwi, część zastanawia, a co do niektórych drużyn, które awansowały do play-offów, mam naprawdę duże wątpliwości.

Nie takie Chiny straszne, jak je malują

Wiele się mówiło o tym, jak silne są chińskie zespoły, ba! Ile to ja się nie nasłuchałem o potężnym FunPlus Phoenix, które miało być ulepszoną wersją ubiegłorocznego mistrza świata, Invictus Gaming. Szczerze? Nie do końca mnie ten zespół przekonał. OK, w Chinach zrobił kawał dobrej roboty, jednak nie oszukujmy się – grupa B, do której trafił, powinna być dla FunPlus praktycznie bezproblemowa. Przeciwników – przykro mi to mówić  – nie mieli specjalnie wymagających. A tu pojawiły się znaczne trudności – czy to w grze z tajwańskim J Team, czy też trzecią drużyną z Europy, czyli Splyce. Jasne, wyszli z pierwszego miejsca (po tiebreaku z wcześniej wspomnianym przedstawicielem Starego Kontynentu), ale osobiście czuję spory niedosyt. Wiem, że mistrzów LPL stać na więcej, jednak po tym, co zaprezentowali w swojej grupie, nie czuję się jakoś specjalnie przekonany. I nie zdziwiłbym się, gdyby odpadli już w ćwierćfinale, jeżeli Fnatic zagra tak, jak w swoim ostatnim meczu przeciwko SK Telecom T1. Trzeba jednak pamiętać, że po stronie Feniksów znajduje się Kim "Doinb" Tae-sang, który w moim odczuciu spisuje się wręcz fenomenalnie i jest najsilniejszym filarem drużyny.

Wspomniane Invictus Gaming także nie zachwyciło. Pałeczkę pierwszeństwa w grupie oddało trzeciej drużynie z Korei, przegrywając z nią oba spotkania. I choć nie ulega wątpliwości, że Korea to silny region, to jednak czegoś brakowało. Nie jest to występ, z którego Chińczycy mogliby być w 100% dumni, a to, co pokazali w fazie grupowej to za mało, żeby zapowiadać powtórzenie sukcesu sprzed roku. Skoro problemem było dla nich DAMWON... to strach pomyśleć, co ich czeka w pojedynku z Griffin, które wygrało grupę A, gdzie większość stawiała je raczej na drugim miejscu, tuż za G2 Esports. Ktoś mógłby powiedzieć: "OK, ale przecież nie bez powodu w play-offach znalazły się dwie drużyny z tego regionu!". I tu się całkowicie zgadzam. Niemniej pragnę ponownie zaznaczyć, że to, co na chwilę obecną pokazują reprezentanci Chin to w moim odczuciu za mało, żeby myśleć o wielkim finale. Korea ustawi ich do pionu, a w przypadku Europy szala przechyla się na korzyść Starego Kontynentu (przykład: Royal Never Give Up). No, chyba że drużyny z LPL przebudzą się w ćwierćfinałach, bo póki co wydają się nieco ospałe.

fot. Riot Games

G2 – kolos na glinianych nogach?

Z pewną troską, którą ktoś mógłby określić mianem matczynej, patrzę na mistrza Europy. Ostatnie gry G2 przeciwko Griffin pokazały, że zespoły z Korei nadal są dla niego bardzo niewygodnym przeciwnikiem i jak nikt inny są w stanie zanegować wszystkie atuty Samurajów. A już wcześniej pewne znaki na niebie i ziemi wskazywały, że może w Europie Marcin "Jankos" Jankowski i spółka grają pierwsze skrzypce, jednak drużyny ze wschodu brutalnie wyrywały im instrument z rąk i zaczynały grać własną melodię. Mam tu na myśli rezultaty sparingów przed MŚ, które nawet sam Carlos "ocelote" Rodriguez... wolał przemilczeć.

G2 zmierzy się teraz z trzecią drużyną z Korei, która zaskoczyła sporo osób, zajmując pierwsze miejsce w swojej grupie. I tu mam pewna obawę. Obawę o to, że DAMWON powtórzy to, co Griffin zrobiło w ostatnich meczach grupy A, czyli nie będzie bawiło się w półśrodki, co zaowocowało dwukrotnym zmasakrowaniem europejskiego oponenta. Niemniej nie zapominajmy, że nadchodzące mecze to serie BO5, w których mistrzowie Europy czują się komfortowo, i z których niejednokrotnie wychodzili zwycięsko.

Tak czy owak, jeżeli Jankosowi i spółce uda się wygrać i awansować, to później wcale nie będzie  łatwiej, wszak w półfinale może ich czekać mecz z SK Telecom T1, a ten porównałbym zaciętością do starć rodem z Władcy Pierścieni przy ataku na Mordor. Ale póki co – trzymajmy się ćwierćfinałów, bo to właśnie na starciu z DAMWON powinno się teraz skupić G2. Rywal przedstawicieli LEC wydaje się być bardzo zmotywowany i pewny siebie, dodatkowo podbudowany podwójnym zwycięstwem w fazie grupowej z zeszłorocznymi mistrzami świata. Wierzę jednak w Jankosa i chłopaków z G2, ale przeczucie podpowiada, że będzie to dla nich niezwykle ciężka przeprawa.

Splyce – drugie Misfits?

Starcie Węży z SK Telecom T1 można porównać do biblijnego starcia Dawida z Goliatem. Trzeci zespół z Europy podejmie tytanów LoL-a, jedną z najlepszych drużyn w historii całej gry. Drużynę, która według wielu, jest całkowicie poza zasięgiem Splyce. I w sumie... też tak uważam, niemniej obstawiam, że będzie to najbardziej emocjonujące spotkanie z wszystkich czterech, które rozegrają się w najbliższy weekend.

Dlaczego? Już śpieszę z wyjaśnieniem. Splyce przystępuje do rywalizacji z pozycji underdoga i... w tym poniekąd tkwi przewaga ów ekipy. Zabrzmi to dziwnie, ale w oczekiwaniu na ten pojedynek staje mi przed oczami sytuacja sprzed dwóch lat, kiedy dokładnie w tej samej fazie Worldsów SKT podejmowało Misfits. Wtedy również wydawało się, że Lee "Faker" Sang-hyeok i jego drużyna będą potrzebowali tylko trzech starć, aby rozprawić się z rywalem. Nie sposób oddać słowami tego, co działo się w tej serii BO5: pięć potyczek, napięcie i emocje aż do samego końca. Oto na oczach widzów zgromadzonych w arenie, a także przed ekranami rozgrywał się prawdziwy spektakl, który do złudzenia przypominał walkę zawodowych bokserów, w której ktoś miał wygrać na punkty – i to minimalną różnicą. Tutaj niestety Europa poległa, ale myślę, że ten mecz pozostał w pamięci fanów jako jeden z najbardziej zaciętych w historii wszystkich edycji Mistrzostw Świata w League of Legends. Emocje na twarzach zawodników mówiły wszystko – po jednej stronie królowało zmęczenie, ulga i radość, po drugiej natomiast smutek i niedowierzanie, przemieszane z uczuciem, że dałeś z siebie absolutnie wszystko, a i to nie wystarczyło.

Dlaczego w ogóle wspominam o tym meczu? Bo w moim odczuciu teraz może się stać to, co stało się dwa lata temu – zlekceważenie teoretycznie słabszego rywala. Splyce nie będzie miało nic do stracenia i zagra na 200% swoich możliwości, stawiając wszystko na jedną kartę, bo już przed startem tego ćwierćfinału istnieje spore prawdopodobieństwo, że będzie to ostatni mecz Wężów na tym turnieju. A SKT będzie musiało zagrać swoje i jednocześnie zachować siły na kolejne rundy... No i oczywiście nie wyprztykać się ze wszystkich asów, jakie mogą mieć jeszcze schowane w rękawie. Niemniej najważniejsze pytanie, jakie pojawia się w tym momencie w mojej głowie, brzmi: z jakim nastawieniem zawodnicy Splyce wyjdą w niedzielę na esportową murawę? Naprawdę życzę im tego, żeby zawalczyli z pretendentami do czwartego już mistrzostwa świata jak równy z równym. I żeby zaskoczyli wszystkich, bo też nie ma co się oszukiwać – są trzecią drużyną w Europie i nikt nie daje im zbyt dużych szans na dalszy udział w Worldsach. Nawet sami zawodnicy w wywiadach wypowiadają się raczej ostrożnie i trudno się dziwić. Trochę jakby nie wierzyli, że mogą podołać... ale ja w nich wierzę i wierzę w to, że w weekend pokażą nam Ligę Legends najwyższej klasy. Ligę Legend, która będzie w stanie zagrozić koreańskiej potędze.

fot. Riot Games

Fnatic w finale? Bardzo możliwe

Ostatnie mecze Fnatic w fazie grupowej mogły przyprawić nawet najwytrwalszych fanów o palpitacje serca. A sposób, w jaki na sam koniec rozprawiło się z SK Telecom T1 i Royal Never Give Up spowodował u mnie opad szczęki. Martin "Rekkles" Larsson, który w pierwszych dwóch meczach był cieniem samego siebie, w późniejszych meczach nareszcie był Rekklesem, jakiego chciałem zobaczyć na Worldsach. I myślę, że w dużym stopniu było to spowodowane tym, że nareszcie wrócił do gry "tradycyjnymi" ad carry (ile można grać Garen + Yuumi!?). Tim "Nemesis" Lipovšek nagle jakby przebudził się ze snu zimowego i bez problemu radził sobie z Fakerem, eliminując go w starciach 1 na 1. Drużyna nareszcie zaczęła działać jak dobrze naoliwiona maszyna i po fazie grupowej na pewno dostała spory zastrzyk motywacji i energii. W końcu wyeliminowała formację, która od 2016 roku zawsze meldowała się w play-offach największej imprezy w League of Legends! Fnatic zatarło po siebie niemiłe wrażenie z początku fazy grupowej... ale czy demony nie czyhają za rogiem?

To jest coś, czego najbardziej się obawiam w przypadku wicemistrzów LEC: że znowu zabraknie zgrania, pewności siebie, odpowiednich draftów (które, moim zdaniem, były w niektórych spotkaniach naprawdę słabe), a gra Rekklesa będzie pozostawiać wiele do życzenia. Jeśli jednak FNC utrzyma formę z końcówki pierwszego etapu Worlds 2019, to bez dwóch zdań będzie w stanie dotrzeć na sam szczyt.

A wiecie, co jest najlepsze? Tak naprawdę wszystko to, co piszę, ma prawo się nie wydarzyć. Może wygrają zupełnie inne zespoły? Może zobaczymy upragniony przez wielu europejski finał? A może to Korea zawalczy z Chinami o Puchar Przywoływacza? W tym momencie każdy scenariusz wydaje się realny i niczego nie możemy być w 100% pewni – i to dodaje smaczku całej rywalizacji.

Worldsy, trwajcie!