Przez wiele lat PRIDE utożsamiane było głównie z Counter-Strikiem, co nie dziwi – wszak to właśnie na tej scenie popularne Orły odnosiły największe sukcesy, zaznaczając nawet swoją obecność na arenie międzynarodowej. Z czasem jednak pozycja organizacji w CS:GO słabła coraz bardziej, aż wreszcie na początku 2019 roku podjęto odważną decyzję i porzucono grę Valve na rzecz League of Legends. W związku z tym od kilku miesięcy PRIDE oglądamy już w Ultralidze, gdzie podlegli formacji gracze walczą o awans na EU Masters, co jednak na razie się nie udało.

Czy przerzucenie się na LoL-a było dobrą decyzją? Dlaczego zawodnicy Ligi Legend są przyjemniejsi we współpracy niż zawodnicy CS-a? Jakie problemy trawią grę Valve i czy Orły jeszcze kiedyś się w nią zaangażują? O tym i nie tylko porozmawialiśmy z założycielem organizacji, Piotrem "neqsem" Lipskim.


Maciej Petryszyn: Od początku roku działacie na scenie LoL-a. W związku z tym zacznę od pytania, jak wrażenia z tej działalności, bo to było dla was zupełnie nowe środowisko?

Piotr "neqs" Lipski: To było dla nas duże ryzyko, musieliśmy na ten temat dokładnie porozmawiać ze sponsorami, z partnerami. To była też trochę zmiana tożsamości PRIDE i inwestycja w coś zupełnie nowego, czego nigdy w PRIDE nie było. Ogromnym plusem było natychmiastowe zaufanie ze strony sponsorów, nie było długiego przekonywania podczas rozmowy o planach na następny rok. Wiedzieli, że znamy się na tym. Pokazaliśmy już przy Counter-Strike'u, że możemy znaleźć młode talenty. Wejście na scenę LoL-a okazało się strzałem w dziesiątkę. To była najlepsza decyzja, jaką mogliśmy podjąć z początkiem roku.

Widać to też po tym, jak wygląda scena CS-a w tej chwili. To jak wyglądała kiedyś, a jak wygląda teraz... Dla mnie scena Counter-Strike'a w Polsce się sypie i nie wygląda to zbyt atrakcyjnie, więc tym bardziej jestem szczęśliwy, że zainwestowaliśmy w LoL-a. Przede wszystkim Ultraliga daje bardzo dużo i jest to bardzo solidny projekt, za którym stoją doświadczone osoby i wiedzą od razu, co jest potrzebne zespołom do tego, aby pokazać partnerów, zadbać o zawodników itd. To była najlepsza rzecz, jaką mogliśmy zrobić.

Stwierdzenie, że scena CS-a w Polsce “się sypie” to dość odważna teza. Kilka dni temu na scenę weszła przecież Wisła Kraków, nieco wcześniej weszło też CLEANT. Ogólnie mówiąc, te nowe marki się pojawiają, więc ktoś, patrząc z boku, mógłby uznać, że scena cały czas się rozwija, bo mamy nowe drużyny, nowe organizacje. Cały czas coś się dzieje.

Tak, pojawiają się nowe zespoły, nowe organizacje, tak było od zawsze. Tylko teraz spójrzmy na coś innego – my zrezygnowaliśmy z CS-a na rzecz LoL-a, AVEZ niedawno też zrezygnowało z CS-a. Okej, wzięli chłopaków, cały czas gdzieś tam się starają, ale myślę, że z tyłu głowy zdają sobie sprawę z tego, że scena CS-a w Polsce nie jest już tak atrakcyjna do pokazywania partnerom. Rozgrywki ligowe, które mamy cały czas wyglądają tak samo, tam nie ma tak naprawdę żadnego zaskoczenia w produkcji czy prezentacji zawodników. Z kolei Polsat i Ultraliga robią to tak – jedziemy na media day, wykonywane są zdjęcia, cała oprawa kolejek online'owych wygląda tak, jakby gracze na dobrą sprawę grali w studiu. Jest to przygotowane zupełnie inaczej i pod tym względem ta scena Counter-Strike'a tak naprawdę stoi w miejscu. Inna kwestia jest taka, czy my mamy nowe talenty w CS-ie? Cały czas pojawiają się te same nicki. Możemy mówić, że w Polsce CS ma jakiś poziom, ale względem tego poziomu międzynarodowego gdzie my jesteśmy? Pamiętam jak jeszcze za czasów, kiedy w PRIDE był CS, na europejskim Minorze byliśmy my, było AGO, a teraz? Okej, kwalifikacje nie są proste, naprawdę trzeba sporo gry i treningu, ale polskie drużyny nie przebijają się w żaden sposób do zamkniętych kwalifikacji. Dwa lata temu oglądaliśmy czy to AGO w zamkniętych kwalifikacjach do DreamHacka, czy to PRIDE, czy Kinguin, a teraz? Nie ma nic. Gramy w ESEA MDL, mamy tam polskie zespoły – zawsze mieliśmy. W ESL Pro League jest Aristocracy – no niestety teraz nie udało się bezpośrednio utrzymać, wielka szkoda. Myślę jednak, że, tak czy inaczej, powinniśmy chłopaków tam znowu zobaczyć, bo to jest solidny skład, ale widać, że nie idzie w takim kierunku, w jakim gracze by chcieli. Myślę, że Wiktor [TaZ – red.] jest na tyle doświadczony, że będzie wiedział jak to poukładać i co zmienić.

Ale wróćmy do LoL-a, nawet na przykładzie PRIDE. Co turniej zmieniamy skład, badając tę scenę przez cały rok, i po zebraniu zawodników, którzy są tak naprawdę mało znani, kończymy gdzieś w czołówce tabeli. Oczywiście daleka droga do tego, abyśmy byli na EU Masters, ale od czegoś trzeba zaczynać, coś trzeba budować. W LoL-u pojawiają się nowe nicki, cały czas jest bardzo duża rotacja. W CS-ie od dawna nie słyszałem o nowym talencie, który pojawi się i gra. Nawet o niedawno dobranych reprezentantach AGO mówiło się od dłuższego czasu, więc tak naprawdę można ich było wskazać na ślepo. Z F1KU, który jest na ławce rezerwowych, rozmawiałem już dawno temu, nawet graliśmy razem i były przymiarki do tego, żeby zagrał w akademii. Tak jak mówię, te nicki gdzieś już były, ale czy mamy na horyzoncie nowe osoby? No nie mamy. Inna kwestia, że pod względem mentalnym scena Counter-Strike'a bardzo się pogorszyła. Gracze w dużej mierze stali się opryskliwi i wymagający od całego świata, a nie od samych siebie. W przypadku LoL-a jest zupełnie odwrotnie. Zupełnie inny poziom rozmowy, ustalania pewnych rzeczy i jeśli osobom z LoL-a podaje się cel do zrealizowania, to one zawsze myślą o stawianiu go jeszcze wyżej. W CS-ie są cele, a jak się ich nie uda wykonać, to zawsze jest wymówka. To było dla mnie totalne zaskoczenie po przejściu na LoL-a. Ostatnio rozmawiałem z destru o tym, jak gracze LoL-a różnią się od graczy CS-a. Wiek – podobny, ale poziom rozmowy, nastawienie są zupełnie inne. Nie chcę tu obrażać sceny Counter-Strike'a, ale naprawdę nie wiem, czym to jest spowodowane. Czy chodzi o mechanikę gry, bo CS jest tak prosty i zawodnicy nie do końca analizują wszystkie rzeczy jak w LoL-u? Wiem tylko, że jest to zupełnie inny świat, jakby LoL-owcy byli bardziej dojrzali. I to dla mnie w przeciągu tego roku było niesamowite, że w ogóle jest tak duża różnica w zaangażowaniu i stawianiu sobie cały czas wysoko poprzeczki. I ten poziom gry w LoL-u jest bardziej stabilny niż w CS-ie. W CS-ie każdego dnia to jest rzut monetą.

Tak jak wspomniałeś, wasz pierwszy rok w LoL-u upłynął pod znakiem badania terenu i ciągłych zmian. Takie było założenie, że tych pierwszych kilka miesięcy to będzie sprawdzanie różnych opcji i dopiero potem będziecie starali się to jakoś ustabilizować?

Tak. Od samego początku mieliśmy to w głowie, że wchodzimy na nową scenę i trzeba jak najlepiej ją zbadać. Nie ma co ukrywać, Ultraliga była dla nas zawsze najważniejsza, zaś pozostałe rozgrywki były dodatkiem, a tak naprawdę sprawdzianem. Teraz również ogłosiliśmy skład LoL-a, którego zawodnicy mają się sprawdzić na PLE i pokazać, w jakim stopniu start w profesjonalnych rozgrywkach będzie dla nich stresujący, jak bardzo odbiegają od pozostałych drużyn. To było założenie od samego początku.

Oczywiście w przypadku pierwszego składu na Ultraligę chłopaki pokazały się z rewelacyjnej strony, nikt się nie spodziewał, że będziemy na trzecim miejscu w fazie zasadniczej, że uda nam się coś takiego osiągnąć. Każdy podchodził do tego na zasadzie "no okej, jest PRIDE, chłopaki coś tam grali, ale to nie będzie nic rewelacyjnego". Nagle z meczu na mecz eksperci w Ultralidze już mówili, że ten skład na pewno namiesza. Były rozmowy mające na celu zatrzymać tamten skład, przynajmniej na okres kolejnych turniejów, potem jeszcze na kolejny sezon Ultraligi. Skład miał ogromny potencjał, aby w drugim sezonie Ultraligi zakwalifikować się do EU Masters. Po drodze zawodnicy chcieli jednak sprawdzić się w drużynach międzynarodowych, a ja nie chciałem ich blokować, bo jednak gra za granicą to jest dla każdego priorytet. No i w końcu wyszło tak, że dwie osoby poszły do Illuminar, żeby dalej się rozwijać, a my postanowiliśmy kontynuować ten plan, który sobie założyliśmy, czyli testujemy, sprawdzamy scenę i patrzymy, jak duży jest wybór graczy. W porównaniu do sceny Counter-Strike'a jest przeogromny. Cały czas możemy posiłkować się nowymi zawodnikami, którzy nigdy nie grali w żadnej profesjonalnej drużynie, a pojawiają się na scenie i grają rewelacyjnie. Zrobiliśmy nowy skład na ESL Mistrzostwa Polski, chłopaki nie grali wcześniej w wielu drużynach i mało kto wierzył w to, że cokolwiek się uda, a nagle kończymy rozgrywki na trzecim miejscu. W LoL-u jest naprawdę ogromny potencjał. Fajne też jest to, że sezony ligowe są bardzo uregulowane. Nie tak jak w Counter-Strike'u, że w jednym momencie jest rozgrywanych osiem turniejów i jest straszne zamieszanie. W przypadku LoL-a jest to bardzo ustabilizowane, jest łatwy do określenia harmonogram i bardzo łatwo jest zaplanować pewne rzeczy. Dlatego też wymiany tych składów w przypadku LoL-a są dużo łatwiejsze i można wiele rzeczy przetestować. W ciągu roku przetestowaliśmy dużo więcej rzeczy, dużo więcej rozwiązań, niż przez dwa lata działalności w CS-ie.

fot. Maciej Kołek

Tylko ta stabilizacja ma też swoje minusy, bo z jednej strony jest wszystko ładnie ułożone, ale z drugiej w CS-ie jak jest się "underdogiem" to łatwiej jest się wybić międzynarodowo.

Oczywiście, tak. W przypadku LoL-a zdecydowanie trudniej jest się wbić na scenę międzynarodową, bo tak na dobrą sprawę EU Masters to jest pierwszy krok, trzeba więc dobrze się pokazać w sezonie zasadniczym i play-offach ligi regionalnej – czyli w Ultralidze, jeśli mówimy o Polsce – no i faktycznie to jest albo pierwsza połowa roku, albo druga, później nie mamy nic. Ale to też jest okres do tego, aby ewentualnie wymienić zawodników. Mnie LoL bardzo przypomina pod tym względem Ekstraklasę, gdzie mamy jeden sezon, potem przerwę i mamy drugi sezon. To samo jest w LoL-u – ta przerwa między jednym i drugim sezonem Ultraligi jest dla mnie jako właściciela okienkiem transferowym do testowania, sprawdzania, do sparingów. Te wszystkie poboczne turnieje w LoL-u są właśnie sparingowe. Bardziej oficjalne oczywiście, ale wciąż sparingowe. Tu nie ma co ukrywać, dla wszystkich graczy w Polsce liczy się wyłącznie Ultraliga, bo tylko dzięki niej można się pokazać na EU Masters. Mnie więc to, o czym wspomniałeś, nie przeszkadza. Wolę takie rozwiązanie, niż to, co obserwujemy w CS-ie.

Cały czas używasz sformułowania "skład na PLE". Ciekawi mnie, czy w przypadku np. jakiegoś potknięcia może jeszcze dojść w zespole do jakichś zmian?

To nie jest tak, że gramy na PLE, skończy się PLE i powiemy sobie "na razie". Chłopaki mają wolną rękę na wiele rozwiązań, mają tak naprawdę bawić się podczas PLE i pokazać się z jak najlepszej strony. Nie mają postawionych żadnych celów, że na przykład muszą być w top 4, żeby znaleźć się w zespole na Ultraligę. Po prostu muszą pokazać, że w profesjonalnych rozgrywkach potrafią trzymać pewien poziom. Później do czasu startu Ultraligi będzie bardzo dużo czasu, żeby doszlifować zawodników. Nie będę też ukrywał, że będziemy angażować się w pewien projekt scoutingowy i wyłonione poprzez niego osoby również zasilą PRIDE. Będziemy wtedy mieli szeroką kadrę do przygotowania pod Ultraligę. Październik, listopad, grudzień i styczeń – mamy cztery miesiące na to, aby dobrze się przygotować do sezonu i poprawić wyniki z 2019 roku.

Ilu zawodników przewinęło się przez tryouty, nim wykrystalizowała się nowa piątka, którą zaprezentowaliście na PGA?

Zgłosiło się bardzo wielu chętnych. Graczy, których braliśmy pod uwagę, była dwudziestka. Poziom między osobami z tego grona był bardzo zbliżony. Ja często powtarzałem ludziom odpowiedzialnym za tryouty, że zawodnicy powinni mieć możliwość wyboru swoich kompanów. Oni muszą się dobrze czuć między sobą. To nie może być tak, że przyjdzie trener, zobaczy, powie "Okej, ten jest dobry, ten i ten, cała reszta out", a w międzyczasie jeden członek zespołu nie będzie się dogadywał z drugim. Wolę wziąć słabszego gracza na danej linii, żeby atmosfera w zespole była dużo lepsza, bo ten słabszy gracz może być wytrenowany na tyle, aby wspierać drużynę, i ta różnica poziomów bardzo szybko się zniweluje. W LoL-u jest to dużo łatwiejsze niż w CS-ie – dzięki konsekwencji łatwiej jest nauczyć się pewnych nawyków, pewnej gry. Więc tak jak mówię, w dużym stopniu zostawiamy zawodnikom wolną rękę, słuchamy, kogo chcieliby w składzie, z kim dobrze by im się współpracowało i dopiero wtedy podejmujemy ostateczną decyzję.

Czy w związku z tą sporą zmianą, czyli porzuceniem jednego głównego tytułu na rzecz innego, jesteś w stanie powiedzieć, że PRIDE pod koniec 2019 roku jest w lepszym miejscu, niż było, powiedzmy, rok temu?

Nie mogę tak powiedzieć. Powiem inaczej – rok temu, kiedy testowaliśmy zawodników na scenie CS-a…

Końcówka waszej obecności w Counter-Strike’u była, lekko mówiąc, dość średnia.

W momencie, w którym Wiktor podczas naszych rozmów poinformował, że jednak nie wybierze PRIDE, tylko ówczesny Team Kinguin, wiedzieliśmy, że dojdzie do zmian i że zarówno MINISE, jak i reatz będą musieli odejść. Tak właśnie Wiktor wymyślił sobie swój wymarzony skład po powrocie do Polski, musieliśmy więc podjąć odpowiednie kroki. Zdecydowaliśmy się zostać przy CS-ie – w jakimś celu w końcu robiliśmy akademię, więc trzeba było wykorzystać tych graczy. Czy to był moment, w którym oni byli gotowi? Trudno powiedzieć, z upływem czasu można stwierdzić, że nie był to najlepszy czas, aby rzucać ich na głęboką wodę, bo wyniki nie były takie, jakich oczekiwaliśmy. Staraliśmy się z Luzem stworzyć jak najlepszy zespół. Maciek walczył o to każdego dnia i starał się, jak tylko mógł. No niestety nie udało się. My jako PRIDE nie chcemy mieć składu, który będzie poza czołówką albo który nie będzie trzymał formy. W tej młodej drużynie byli utalentowani zawodnicy, którzy potrafią grać. Tyle że to było dla nich za wcześnie, pojawiały się bardzo duże wahania formy, więc stwierdziliśmy, że trzeba iść dalej.

Zwłaszcza że marka PRIDE pewnie trochę im ciążyła.

Właśnie. Na pewno ten rok kończymy lepiej niż poprzedni, ale przed nami jeszcze daleka droga, żeby przebić to, co osiągaliśmy w CS-ie. Udało nam się przecież polecieć do Los Angeles na Legends Cup, który wygraliśmy, zagraliśmy na europejskim Minorze w Rumunii. Jeszcze daleka droga w LoL-u, aby zrównać się z tym poziomem. Ale na pewno nie jest źle. Ten rok był bardzo udany. Nasi sponsorzy są bardzo zadowoleni z tego, co osiągnęliśmy. Ja się cieszę, że z początkiem roku zaufali nam mimo zmiany tożsamości i głównego tytułu. Niektórzy mogliby powiedzieć, że na LoL-u się nie znamy, ale przed podjęciem decyzji o inwestycji monitorowaliśmy scenę przez co najmniej trzy miesiące, więc wiedzieliśmy, na co się porywamy.

Powiedziałeś, że wy jako PRIDE nie chcieliście mieć składu, który będzie poza czołówką. A gdyby pojawiła się możliwość zaangażować taki skład w CS-ie, wrócilibyście?

Nie. Na ten moment, biorąc pod uwagę obecny wygląd sceny CS-a, nie. Nie planuję takiej inwestycji w najbliższym czasie. Oczywiście to się może zmienić, jeśli coś fajnego się pojawi, ale teraz wolę skupić się na LoL-u i razem z zespołem menedżerskim pracować nad tym, by w tej grze wszystko wyglądało jak najlepiej. Na pewno Counter-Strike byłby dużo atrakcyjniejszy pod kątem mediów społecznościowych, bo na tamtejszej scenie więcej się dzieje. W LoL-u mamy długie przerwy, w których trakcie jest cisza, ale wolę bardziej zaplanowane rzeczy niż spontaniczne. Te dwa lata życia tylko przy Counter-Strike’u były wielokrotnie bardzo chaotyczne. Działanie z dnia na dzień, bo tak funkcjonuje scena, trochę mnie zmęczyło. Jak na razie nie chcę inwestować w CS-a.

Na pewno są osoby, które godnie reprezentowałyby PRIDE. Był na przykład adwokacik, z którym moglibyśmy rozpocząć rozmowę. Teraz do AVEZ dołączył bardzo atrakcyjny skład, do CLEANT również. Te zespoły więc są, ale mnie najbardziej boli, że to cały czas ci sami zawodnicy, którzy są tyle lat na scenie i nie obrażając ich, ale w jakim miejscu są?

Na polskiej scenie.

No właśnie o to chodzi. Jeśli miałbym ambicje, by być tylko na polskiej scenie, to mogę wziąć pięciu graczy, którzy reprezentują jakiś poziom i po prostu grać. Ale wolałbym inwestować w skład, który miałby szansę powalczyć na arenie międzynarodowej. Oczywiście życzę wszystkim zespołom jak najlepiej, ale od wielu lat nie widzimy czegoś tego. Pojawiają się tylko pojedyncze przebłyski. Na przykład TUDSON w międzynarodowym miksie prawie awansował na finały ECS, więc istnieje jakiś klucz, aby dostać się do najwyższych rozgrywek. Teraz stark też poszedł w podobnym kierunku. Krzysztof jest ciężką osobą, ale jest utalentowany i życzę mu sukcesów.

Nie chcę się rozdrabniać, ale na polskiej scenie coś jest nie tak, jest dużo kolesiostwa między zawodnikami, przez co jesteśmy, gdzie jesteśmy. Fajnie byłoby, gdybyśmy mieli trzy zespoły na międzynarodowej scenie. Kiedyś było Virtus.pro, przez dłuższy czas było AGO. W tej chwili cóż... To dobrze, że Virtus.pro wraca na dobrą drogę. Widać przebłyski, chociaż chłopaki potrzebują jeszcze czasu i pewnie w końcu wrócą na odpowiedni poziom. AGO w tej chwili nie wygląda tak kolorowo, jak kiedyś. Myślę, że przechodzi przez ten sam kryzys, który my mieliśmy w momencie odejścia MINISE'A i reatza. Starają się tam zmontować dobry skład – zarówno Jakub [Szumielewicz – red.], jak i sztab AGO mają dużo cierpliwości, bo wywodzą się ze sportu i wiedzą jak dużo czasu trzeba poświęcić młodemu graczowi, aby ten osiągnął zadowalający poziom. I na pewno przed AGO daleka droga, aby wrócić tam, gdzie byli. Życzę im z całego serca, żeby się to udało, ale to będzie ich kosztowało dużo cierpliwości. Myślę zresztą, że zaraz ogłoszą wejście na kolejną scenę, żeby trzymać poziom i szukać nowych rozwiązań, gdyby w CS-ie coś się jednak nie udało.

Porównałeś zawodników LoL-a i CS-a m.in. pod względem mentalności. A jakie są twoje wrażenia względem społeczności tych gier?

W LoL-u społeczność jest bardziej toksyczna. I to widać na socialach, że ludzie są tam bardziej zaczepliwi. Nie mówię, że jest to coś złego, bo jest to pewien plus. Ale społeczność CS-a, zanim wda się w jakąś dyskusję w mediach społecznościowych, to raczej myśli o tym, co opublikuje. W przypadku LoL-a mam wrażenie, że jest to bardziej impulsywne i później dopiero analizuje się, czy trzeba było to robić. Przez dłuższy czas większe dramy były właśnie w League of Legends. Ale nie od dziś wiadomo, że tamtejsza scena jest bardzo toksyczna. Widać to w raportach Riotu, który stara się zmniejszać liczbę tego typu zachowań i to mu się udaje. Wśród profesjonalistów to też występuje – to impulsywność, rywalizacja, frustracja młodych osób. Ale pod kątem mediów społecznościowych LoL jest bardziej toksyczny i zaczepliwy, jest trochę śmieszkowania, a w CS-ie tego nie ma. Tam mamy spokojniejszy tryb funkcjonowania w socialach. To jest zupełna odwrotność – gracze mają mentalność taką, jak opowiadałem wcześniej, a społeczność, która śledzi, pisze czy komentuje, jest ich przeciwieństwem.

fot. PRIDE/Marlena Pietrzak

Jako organizacja sami mieliście przecież problemy z uwagi na toksyczność jednego ze swoich graczy. Mówię tutaj oczywiście o Yashiro, który zdecydowanie nie przemyślał tego, co pisze.

Tak, mieliśmy. Zareagowaliśmy wtedy odpowiednio, przeanalizowaliśmy sytuację razem z Riotem i tyle. Sprawa jest taka, że wielu zawodników w Polsce jest bardzo toksycznych i piszą gorsze rzeczy niż w przypadku incydentu, który mieliśmy. Stało się, mi jest przykro, że to się stało, bo zawsze rozmawiałem o tym z graczami, ale tak jak mówię – myślę, że wiele osób po tej sytuacji zastanowiło się nad swoją przyszłością i co będą robić, bo zauważyli, że ktoś czuwa. Wielki brat patrzy.

Poza LoL-em skupiliście się też na bardziej niszowych tytułach. Mam tu na myśli ZULĘ, która w Polsce dalej jest niszowa. Co prawda pojawiło się w niej dużo polskich organizacji, ale popularności ten tytuł jako takiej nie ma. Jest też Clash Royale. Dlaczego obraliście kierunek na tytuły, które w Polsce są, nazwijmy to, anonimowe?

Zawsze analizujemy nowe rynki i nowe tytuły, które mają szansę na wybicie się. W momencie, w którym inwestowaliśmy w Clash Royale, pojawiały się fajne zapowiedzi tego, co się będzie działo. RedBull ze swoim eventem na PGA, który wygrał Wróbelek, wyjazd do Dortmundu w lutym tego roku, gdzie już nam się wygrać nie udało – widać było, że z tą sceną będzie dziać naprawdę coś fajnego. Niestety tak się nie stało. Gdzieś po drodze dystrybutor gry zwolnił i obecnie w Polsce nie ma nic, niemniej moment, w którym inwestowaliśmy, był w stu procentach odpowiedni. A ZULA? ZULA cały czas się stara. To jest też zupełnie inny target zawodników i odbiorca też jest zupełnie inny, bo w Polsce ZULA nie jest w ogóle popularna. W innych krajach to się cały czas zmienia. Jest też dobry kontakt z dystrybutorem gry i chyba dlatego cały czas jesteśmy na tej scenie. Mamy też fajny skład i bawimy się tym tytułem.

A nawiązując jeszcze do Clash Royale, spójrzmy na Fortnite'a, który też miał wielkie plany, dlatego w niego inwestowaliśmy. Aż w pewnym momencie okazało się, że nie ma to właściwie sensu. Fortnite miał szumnie działać na scenie profesjonalnej, a wielu zawodowych graczy obecnie mówi, że z najlepszej gry na świecie stał się najgorszą grą na świecie. Ten produkt nie jest skierowany do profesjonalnego esportu. Fajnie się w niego gra, ale to jest totalny casual. Widać, że Epicowi to się jednak opłaca i dlatego idą w tym kierunku. Nie ma co ich za to winić, ja to rozumiem, bo to dla nich biznes. Dostrzegają większy potencjał w kierunku amatorskim niż profesjonalnym w stylu cyklicznej ligi czy cyklicznych turniejów. Wobec tego zespoły za chwilę przestaną inwestować w graczy. Niedawno śmiałem się nawet, że obecnie lepiej jest mieć znanego youtubera grającego w Fortnite'a niż profesjonalnego gracza, bo daje on dużo większe zasięgi, dużo większą rozpoznawalność, a turnieje, które są, polegają na zapraszaniu znanych osób. Z perspektywy profesjonalnej organizacji to boli, ale tak wygląda ta scena – zaproszenia tylko dla rozpoznawalnych ludzi, którzy oczywiście reprezentują sobą jakiś poziom, ale... Myślę, że gdyby np. izak się spiął, to mógłby być w czołówce Fortnite'a i to w żaden sposób nie świadczy źle o Piotrku, ale o tym, w jakim kierunku idzie ta gra. AGO na ten przykład ma teraz Jarkosa – młodego zawodnika, który ma ogromny talent i nie jest influencerem. Ale pewnie, gdyby zaraz miał odbyć się jakiś turniej, to jest mała szansa, że dostanie on zaproszenie, bo te trafiają do osób takich, jak Ninja itd. To zupełnie inny kierunek.

Z nowymi tytułami trzeba więc być na bieżąco, badać je i ryzykować. Albo się uda, albo się nie uda. To jest też kwestia tego, czy gracze rozumieją, iż jest to inwestycja i trzeba do niej podejść z głową. Niektórzy zdają sobie sprawę, że w przypadku nowej gry jest to test i początkowo nie poświęca się w związku z tym zbyt wielkich środków, czekając na moment, w którym wszystko wypali. Wtedy zarówno ja, jak i gracze będziemy mieć z tego owoce. Inni myślą natomiast, że jeżeli tytuł staje się popularny, to od razu należy im się Bóg wie co. Wielu ma taką właśnie mentalność. A z inwestycją w nowe rejony trzeba uważać i cały czas analizować sytuację, bo to biznes.

My w Polsce jesteśmy jednak zamknięci głównie na Counter-Strike'a oraz League of Legends. Ciekawi mnie więc, czy nadal zamierzacie eksplorować nowe sceny i np. w przyszłym roku zaskoczycie jakimś kolejnym, nie tak oczywistym projektem?

W przyszłym roku na pewno będziemy skupiać się na LoL-u, będziemy kontynuować pracę w zakresie tej właśnie gry. A inne tytuły? Zobaczymy, trudno powiedzieć, bo to kwestia tego, co pojawi się na rynku i jakie informacje otrzymamy od dystrybutorów o ich planach. Dochodzą do nas słuchy o nowych grach, w których coś może się wydarzyć, będziemy więc to analizować. Będziemy zastanawiać się, czy warto znowu zaryzykować i sprawdzić jak to wyjdzie. Niemniej to League of Legends będzie w PRIDE głównym tytułem, a pozostałe będą po prostu dodatkiem czekającym na to, aż dana scena się rozrośnie.

Wydaje mi się, że pojawienie się w League of Legends pod względem PR-owym bardzo wam pomogło. Wspominałeś wcześniej o wygraniu Legends Cup – z punktu widzenia polskiego kibica ten turniej nie w ogóle atrakcyjny. A w LoL-u jest Ultraliga, wszystko ładnie opakowane, telewizyjna jakość transmisji itd. To moim zdaniem odbiło się na tym, jak postrzegane jest PRIDE.

Faktycznie tak jest. Legends Cup rzeczywiście nie było jakimś ogromnym turniejem, a zespoły, które tam były, dla polskiego widza nie były rozpoznawalne. Śledzenie tego przez rodzimych widzów nie było więc na takim poziomie, na jakim my byśmy chcieli w przypadku nowego odbiorcy, który miałby dzięki temu poznać PRIDE. Niemniej to były fajne zawody i dla wielu graczy spełnienie marzeń, bo polecieli do USA, odwiedzili Disneyland.

Ale tak, mówimy o opakowaniu i, jak wspomniałem, w Polsce przy wielu turniejach czy ligach CS-a brakuje mi tego. Tego opakowania nie ma. Z kolei w Ultralidze powstaje bardzo dużo materiałów, z których my jako organizacje możemy korzystać do zapowiedzi kolejek czy też przy okazji wsparcia dla sponsorów w formie świadczeń. Wystarczy porównać sobie transmisje z polskich rozgrywek w CS-a i z Ultraligi – w Counter-Strike'u mamy ciągle to samo. Jest gra, potem się kończy i nic więcej, przez co widz przychodzi, ogląda mecz i sobie idzie. Równie dobrze może później po prostu sprawdzić wynik. Z kolei w Ultralidze jest studio, wchodzi zapowiedź gry. Wiele nowych osób, które dopiero zaczynają śledzić rozgrywki, może mieć nawet wrażenie, że zawodnicy, którzy zaraz będą grać, znajdują się obecnie w studiu. Ok, nie widać ich na żywo w kamerkach, ale cała oprawa, materiały z media day'u, wywiady, wypowiedzi o każdym graczu i ogólnie stworzona otoczka sprawiają, że zarówno dla nas, jak i widzów to wszystko jest bardzo atrakcyjne.

Powiem jeszcze coś, co bardzo często mówię. W Counter-Strike'u mamy bardzo dużo rozgrywek i w jednym tygodniu zespoły polskie mogą spotykać się ze sobą trzy-cztery razy, więc po co kibice mają to śledzić? Jak drużyna Y i X grały ze sobą w poniedziałek i drużyna X wygrała, to w środę prawdopodobieństwo, że tym razem wygra drużyna Y, jest małe. Więc dlatego widzowie nie mają takiego parcia, by to oglądać. W LoL-u jest to z kolei na tyle zaplanowane, że zespoły nie mierzą się ze sobą tak często. Jest harmonogram, spotykają się dwa razy w sezonie zasadniczym i dzięki temu atrakcyjność jest cały czas zachowana.

To kończąc – które miejsce dla PRIDE w kolejnym sezonie Ultraligi, już z nowym składem? Tym bardziej że będą pewnie spore przetasowania, różnie może być też z devils.one, które dało swoim graczom wolną rękę w poszukiwaniu nowych miejsc pracy.

Z devils.one jesteśmy cały czas w kontakcie odnośnie do ich zawodników. Obserwujemy też scenę i wiemy, którze osoby szukają swojej szansy w kraju, a które patrzą bardziej w kierunku międzynarodowym. Czy zamierzamy z tego skorzystać? Wydaje mi się, że nie. Mamy teraz fajnych graczy, liczę na to, że dobrze się pokażą. Będzie też projekt, w którym na pewno pokażą się ciekawe perełki. A które miejsce w Ultralidze? Cel od zawsze jest ten sam – przynajmniej top 4. Jeżeli jednak uda się osiągnąć coś więcej, to będzie super.

Gdyby ci gracze, którzy grali z nami w pierwszym sezonie Ultraligi, z nami zostali, to pewnie w kolejnym sezonie udałoby nam się wywalczyć slot w EU Masters. Teraz jednak trudno jest mi jednoznacznie obstawiać, gdzie będziemy i rzucać jakieś wygórowane plany, że będziemy mieć pierwsze miejsce. Niech się dzieje, co ma się dziać, zobaczymy. Lokata w top 4 to będzie fajny sukces, który jest w naszym zasięgu. Chociaż nie powiem, że bez wysiłku, bo w LoL-u jest tak, i jest to bardzo fajne, że ten poziom między polskimi drużynami jest bardzo wyrównany. Pokazał to zresztą ostatni sezon, gdy trzy drużyny miały tyle samo punktów. I to cieszy widza, bo dzięki temu nie wie on, czego się spodziewać oglądając spotkanie.

Tak czy inaczej, w przyszłym roku startujemy jakby od zera, ale z dużo większym doświadczeniem.

Śledź rozmówcę na Twitterze – Piotr "neqs" Lipski
Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn