Projekt #ARRMY autorstwa piratesports opiera się na trzech członkach sztabu szkoleniowego. Jednym z nich jest Jakub "inwood" Salwa, z którym porozmawialiśmy o początkach esportowej kariery, okresie spędzonym pod banderą Actina PACTU, planach na przyszłość oraz obecnej kondycji polskiej sceny CS:GO.


Marcin Gabren: Jak zaczęła się twoja przygoda z esportem?

Jakub "inwood" Salwa: Moja przygoda z esportem generalnie zaczęła się w 2015 roku. Wybrałem się wtedy do Krakowa na event, bo koledzy mieli pewne problemy i zastąpiłem jednego z nich. Później miałem jednak bardzo długi przestój, choć podejmowałem oczywiście nieudolne próby gry drużynowej. Dopiero na początku zeszłego roku spróbowałem swoich sił w roli analityka i od tego tak naprawdę wszystko się zaczęło. Wcześniej grałem jeszcze w piłkę ręczną, ale przytrafiła się kontuzja i po niej w stu procentach poświęciłem się esportowi.

Dlaczego wybrałeś rolę analityka, a nie np. trenera, menedżera czy innego działacza?

Moim zdaniem nie można od razu zostać trenerem. Wszystko trzeba osiągnąć sukcesywnie. Ja nie miałem doświadczenia drużynowego na tyle, żeby od razu dołączyć do graczy na wyższym poziomie ode mnie i być w stanie im tłumaczyć grę. Najpierw sam musiałem ją w pełni zrozumieć. Gdy byłem częścią PACTU, bardzo pomagał mi w tym lunAtic. Teraz powoli wszystko zmierza jednak właśnie w kierunku przebranżowienia się na trenera na pełen etat. Analitykowi jest dużo ciężej wybić się niż szkoleniowcowi, choć i w przypadku trenera nie jest to wcale łatwe. 

Wspomniałeś o lunAticu i jego drużynie. Jak w ogóle trafiłeś do PACTU, nie mając zbyt bogatego CV? 

Marcin "padre" Kurzawski zapowiedział na Esportowych Świrach, że planuje otworzyć nową sekcję – chodziło o coś w rodzaju akademii, choć nie pamiętam już szczegółów. Napisałem do niego z pytaniami na temat tego projektu, który finalnie wówczas jednak jeszcze nie wypalił. 

Jestem osobą zawsze otwartą na nowe doświadczenia w różnych branżach, a mogąc liczyć na wsparcie rodziny oraz szkoły chciałem się po prostu sprawdzić. Na co dzień jestem instruktorem narciarstwa i opiekunem na obozach sportowych, więc mam styczność z nauczaniem. Naprawdę kręci mnie, gdy mogę widzieć efekty swojej pracy. Lubię wykorzystywać swój zmysł analityczny, patrząc na coś z boku.

Wracając do pytania, PACT nie miał wtedy trenera CS:GO, więc po rozmowie z padre wysłałem kilka analiz lunAticowi. Na początku nasza współpraca była bardzo zdystansowana, ale z tygodnia na tydzień coraz bardziej się z Dawidem lubiliśmy. Po miesiącu testowym oficjalnie dołączyłem więc do zespołu – to stało się na ESL Mistrzostwach Polski, na których zajęliśmy trzecie miejsce i dostaliśmy się do ESEA MDL. 

Jak dokładnie wyglądał zakres twoich obowiązków? 

Jeśli chodzi o analizę, to tworzyłem ją w całości ja. Na samym początku lunAtic oczywiście mówił, na co głównie zwracać uwagę, co mogę poprawić. Otrzymywałem od Dawida dużo cennych rad – uważam, że on będzie w przyszłości jednym z lepszych szkoleniowców, bo jest świetnym prowadzącym i bardzo dużo można się od niego nauczyć. 

Odpowiadałem za wygląd analizy, który Dawidowi się spodobał. Naturalnie pewne rzeczy były do poprawy i nad tym wspólnie pracowaliśmy. Finalnie dokładne analizy tworzyłem sam, a lunAtic je kondensował i wyciągał z nich najważniejsze informacje czy schematy, których potrzebował przed danym spotkaniem. 

Moja praca skupiała się głównie na analizach przeciwników, ich grze, wybieranych mapach. Grę PACTU analizowałem sporadycznie, bo Dawid bardzo lubi sam wyłapywać błędy swoje i drużyny. 

Co zmieniło się, gdy do ekipy w roli trenera dołączył mhl?

mhl prowadził zespół bardzo krótko, pojechał z nią tylko na turniej w Danii. Z tego co kojarzę, to nie bardzo rozumieli się z Dawidem. Oczywiście po przyjściu mhl-a początkowo zostałem odsunięty na boczny tor, miałem mniej zadań. Zawodnicy myśleli, że trener przejmie moje obowiązki, ale finalnie wyszło tak, że mimo jego obecności dalej to ja z lunAticiem działaliśmy na wszystkich analizach. Nie odczułem tego, że mhl się pokazał; nigdy z nim nie rozmawiałem, co moim zdaniem jest dziwne. Nie miałem z nim żadnego kontaktu. 

Ja odbieram to tak, że wprowadzenie nowej osoby stworzyło zbyt duże zamieszanie. Oczekiwania przerosły to, co ta osoba wniosła do drużyny. Dawid nie mógł ustawiać gry tak, jak lubi i mieć kogoś tylko do pomocy, bo w takich warunkach najlepiej się odnajduje. A mam wrażenie, że mhl chciał wprowadzić swoje rzeczy. To nie odpowiada każdemu prowadzącemu, a moim zdaniem Dawid ma taką głowę, że niepotrzebne są mu osoby wnoszące zbyt wiele.

Jesteś kolejną już osobą, która nie może przestać komplementować lunAtica. Gdzie widzisz sufit możliwości jego oraz jego obecnej drużyny?

Uważam, że trenerskie i szkoleniowe możliwości Dawida są bardzo wysokie; podobnie zresztą jak i umiejętność ustawienia drużyny. Wydaje mi się, że problem PACTU obecnie leży w psychice, a nie w samej grze. Z lunAticiem jako prowadzącym spokojnie zespół ten jest w stanie wskoczyć w okolice najlepszej trzydziestki czy czterdziestki świata. Skład jest bardzo mocny indywidualnie, nie ma w nim słabego zawodnika. 

fot. ESL 

Wróćmy do ciebie. W jakich okolicznościach pożegnałeś się z PACTEM? 

Do rozstania doszło zaraz po finałach ESL MP w Poznaniu. Mogę wyjść teraz na osobę nieco zarozumiałą, ale to, jaki miałem wpływ na drużynę i ile do niej wnosiłem, nie było zbyt doceniane. Po kilku miesiącach inwestowania czasu i pieniędzy – bo musiałem opłacać wszystkie swoje wyjazdy prócz noclegów; resztę musiałem zapewnić sobie sam, otrzymując co miesiąc kieszonkowe – zderzyłem się ze ścianą. Byłem wtedy przed maturą, której nie chciałem zaniedbać przez poświęcanie 100 godzin miesięcznie na analizy. Zimą mogłem pracować jako instruktor i coś zarobić, więc stwierdziłem, że uciekają mi pieniądze, bo wsparcia od najbardziej rodzinnej organizacji nie ma. Mam wrażenie, że w moim przypadku praca analityka była bardzo lekceważona. A przecież drużyna zdobyła wtedy wicemistrzostwo Polski – to już jest poziom, na którym taką pracę trzeba w jakimś stopniu docenić. 

Gdyby chcący się szkolić ludzie w moim wieku otrzymywaliby jakieś wsparcie – takie, jakie zapewnia piratesports, dzięki któremu utrzymuję się obecnie z esportu – to uważam, że w Polsce trenerów byłoby dużo więcej. Coraz częściej narzeka się, że tych trenerów brakuje, ale kto ma ich szkolić; jak oni mają chcieć się szkolić, skoro ich naprawdę ciężka praca często nie jest doceniana, również w aspektach finansowych. 

Nie da się ukryć, iż różnica między największymi polskimi organizacjami, a tymi z drugiego szeregu wciąż jest ogromna. 

Oczywiście, że tak. Chodzi mi po prostu o to, że za moich czasów PACT miał bardzo wysoki peak. Radziliśmy sobie z topowymi zespołami, a ja jako analityk nie byłem na przykład na najważniejszym turnieju z tego okresu, czyli Games Clash Masters. Oczywiście zawodnicy i tak dostawali wówczas analizy, ale lepiej jest, gdy rozmawiasz twarzą w twarz; masz wówczas możliwość dokładnego wytłumaczenia danego zagadnienia czy nawet przekazania wsparcia mentalnego w postaci dobrego słowa. Od lunAtica wiedziałem przecież, że moje analizy są na dobrym poziomie; tym bardziej, że nie robiłem ich w ramach pracy, tylko w ramach hobby. Za pracę dostaje się wynagrodzenie; ja dostawałem kieszonkowe. 

Czyli na dzień dobry w profesjonalnym esporcie trafiłeś do jednej z najbardziej szanowanych organizacji w kraju, ale i tak czułeś pewny niedosyt.

Po prostu zderzyłem się z rzeczywistością esportu, ale zamiłowanie do tej branży nie umarło i wciąż jestem jej częścią. Czas pokazał, że można z tego się utrzymywać – może po prostu trafiłem do PACT w złym momencie i może nie było wtedy jeszcze takich możliwości. Oczywiście w każdej branży nie powinno dostawać się od razu pieniędzy, gdy nie ma się żadnego doświadczenia, ale uważam, że dobre wyniki zespołu, np. podium ESL MP czy awans do MDL-a, powinny zostać dostrzeżone przez pracodawców. Sukcesy powinny być w jakimś stopniu wynagradzane, choćby nawet tym nieszczęsnym zwrotem za przejazd na najbardziej prestiżowy turniej w kraju. 

Podsumowując, w PACT przeszkadzały mi tylko opisane wyżej warunki. To one skłoniły mnie do odejścia, bo myślę, że jakbym nie podjął takiej decyzji, to współpraca z lunAticiem mogłaby trwać do dzisiaj. Uznałem po prostu, że nie mogę sobie pozwolić na pracę charytatywną. 

W takim razie co działo się potem?

Na wiosnę przez około miesiąc współpracowałem z DrPepperem, ale po zakończeniu sezonu zimowego pracowałem też w weekendy jako barman. To naturalnie wykluczało jakąkolwiek aktywność, bo CS-owe życie toczy się głównie w weekendy.  Później była jeszcze czysto koleżeńska współpraca z miksem grzes1xa, na którą poświęcałem kilka dni w tygodniu. Kolejny gorący okres to już natomiast przełom sierpnia i września, gdy byłem testowany przez AVEZ, od którego otrzymałem nawet koniec końców ofertę. Wtedy pojawiła się jednak propozycja od piratesports, którego przedstawiciele pokazali mi, jak wygląda profesjonalne podejście. W ciągu tygodnia na moim stole leżała oferta, wiedziałem, jak w całości ma wyglądać przedsięwzięcie. AVEZ jest w stanie zagwarantować świetne warunki, ale Piraci swoim profesjonalizmem i stylem bycia zdobyli moje serce. Mam wrażenie, że jeśli chodzi o social media, są krok przed resztą stawki na rodzimej scenie. Podejście medialne i tworzenie swojej marki jest teraz bardzo ważne.

Kto ściągnął cię w szeregi piratesports –  Kubik czy przedstawiciele organizacji?

Muszę tutaj powiedzieć, że Kubik też przyczynił się do mojego rozwoju, jeśli chodzi o umiejętności analityczne. Kontaktowałem się z nim zaraz po odejściu z PACTU, podsyłałem swoje prace, a on sugerował, co poprawić. Myślę, że wtedy zauważył, że wyróżniam się swoją ambicją i to on zaproponował Piratom moją osobę. Bezpośrednio odzywał się do mnie jednak menedżer, Mikołaj Pecko, który załatwiał formalności. Dopiero potem Kuba dołączył do konwersacji, poznaliśmy się bliżej i teraz lubimy się, szanujemy i miło wspólnie spędzamy czas w siedzibach piratesports. Często mamy wyjazdy, na których się integrujemy. Moja umowa z Piratami nie jest zbyt długa, ale myślę, że zostanie przedłużona i będziemy współpracować z chłopakami jeszcze długi czas. I z BGG, i z Kubikiem dogaduję się świetnie. Jesteśmy tak pozytywnie naładowani tym projektem, że sądzę, że zagoszczę tu na dłużej. Warunki również są naprawdę satysfakcjonujące. 

fot. piratesports 

Jakie są największe zalety projektu #ARRMY?

Najlepsi zawodnicy otrzymają kontrakty wykraczające poza polską normę w przypadku takich akademii. Co nas wyróżnia? Mamy aż trzech trenerów, więc każdy uczestnik po odpadnięciu z projektu dostaje plik PDF z analizą swojej gry. Nikt nie wychodzi z pustymi rękami. Mamy u nas ponad 800 osób, więc w celu finalizacji projektu każdy z nas będzie musiał stworzyć ponad 250 analiz. Tak jak mówił Kuba w jednym z wywiadów, zamierzamy zwieńczyć całość na początku wakacji, więc wychodzi na to, że codziennie musimy zrobić jedną pełną analizę. 

Osoby, które dostaną się do dalszych etapów projektu, na jego finałach lanowych otrzymają wsparcie od różnych specjalistów, np. psychologów czy ekspertów od mediów społecznościowych. Każdy zawodnik z całej inicjatywy wyniesie więc bardzo wiele, nawet jeśli koniec końców nie wywalczy sobie miejsca w wybranej przez nas piątce. 

Sztab szkoleniowy poszerzony o specjalistów niezwiązanych bezpośrednio z esportem to coraz bardziej widoczny trend. W przyszłości będzie on normą?

Mój brat jest trenerem mentalnym i współpracuje z jedną z czołowych drużyn w Polsce, wcześniej razem ze mną działał też w PACT. Zgadzam się z Maciejem Cypryjańskim z Illuminar – sztab to absolutna podstawa. Ludzie na polskiej scenie nie są w stanie pogodzić się, że popełniają błędy, choć są one widoczne dla każdego. Oni nie mogą ich jednak zaakceptować – to wina wysokiego ego niektórych graczy. Brakuje profesjonalnego podejścia, które AGO czerpie z piłki nożnej i doświadczeń właścicieli. Uważam, że to bardzo dobra filozofia, potrzebna polskiej scenie, by wejść na wyższy poziom. To nie potrwa miesiąc czy pół roku, ale w końcu zaprocentuje. 

Na początku naszej rozmowy zdradziłeś, że twoją ambicją jest stanie się trenerem. Chciałbyś poprowadzić ostateczny skład piratesports?

Pół żartem, pół serio – na pewno będę rywalizować z Kubikiem o tę pozycję. Chciałbym przejąć ten zespół, bo czuję się już gotowy i pod względem mentalnym, i jeśli chodzi o umiejętności przekazywania informacji dotyczących stricte CS-a. Czułem moc już po testach w AVEZ, bo kolejne osoby po lunAticu i MOLSIM zaczęły mnie doceniać; ponczek nawet polecił mnie jednej z drużyn. Czuję, że mój poziom jest już na tyle dobry, bym mógł przejąć jakąś formację i spróbować w niej swoich rzeczy. Jestem młody, może akurat wprowadzę coś ciekawego. Mam swój pomysł na drużynę; wiem, jak chciałbym ją tworzyć, na co zwracać uwagę na serwerze i poza nim. Dzięki styczności ze specjalistami na pewno będę w stanie wykorzystać aspekty treningu mentalnego i stworzyć drużynę, która uniknie większości problemów, z którymi mierzy się polska scena.

Jakie są największe problemy polskiej sceny, nie licząc tych, o których wspominałeś już wcześniej?

Pojawia się masa podstawowych błędów. Zauważyłem, że istnieje problem z komunikacją czy przekazywaniem informacji. Często zamiast rozmowy na temat problemów drużynowych zataja się je lub rozmawia się za czyimiś plecami. 

W chwili obecnej barierą nie do przejścia dla Polaków wydają się okolice czołowej dwudziestki światowego rankingu.

Moim zdaniem polskie drużyny są obecnie na dobrym, w pewnym stopniu zadowalającym poziomie. Nie możemy od każdego wymagać gry na Majorze. Trzeba się pogodzić, że niektórzy pewnych granic nigdy nie pokonają, bo nie są stworzeni do grania na najwyższym poziomie. Mierzmy siły na zamiary. Nie oczekujmy od zespołów nie wiadomo czego. Pozyskując skład widzimy, co bierzemy i albo dajemy mu czas, albo wywieramy na nim sztuczne ciśnienie. 

Nie wmówisz mi, że Polska nie jest w stanie wyprodukować jednego zespołu mogącego rywalizować z najlepszymi na świecie. 

Nie mam takiego zamiaru. Osoby z zewnątrz – ja, ty czy Kubik – nie wiedzą, co się dzieje teraz na przykład w Virtus.pro czy Aristocracy i w czym tkwi problem. Mamy zawodników, którzy indywidualnie mogliby grać na najwyższym poziomie, ale jaki jest problem? Nie mam pojęcia.


Śledź rozmówcę na Twitterze – Jakub "inwood" Salwa
Śledź autora wywiadu na Twitterze – Marcin Gabren