Użytkowników sprzętów peryferyjnych możemy podzielić na dwie grupy. Jedna ceni sobie niezawodność kabla, dzięki której nigdy nie zaskoczy ich rozładowany akumulator. Dla drugiej natomiast ważna jest mobilność połączona z unikaniem problematycznego plątania się przewodów. Każdy obóz ma swoje racje, każdy jest w stanie wytknąć obozowi przeciwnemu jego mankamenty. Bo przecież każda z opcji, poza plusami, niesie za sobą także i minusy, toteż wybór wcale nie należy do łatwych.

Sam do niedawna obstawałem twardo przy kablach, co wielokrotnie przyprawiało mnie o zawrót głowy. Zwłaszcza jeśli mowa o kablu prowadzącym do słuchawek. Wystarczył nieopatrzny ruch albo brak uwagi, by zaplątać się w przewód i prawie wyrwać gniazdo w komputerze. Fajtłapa, powiecie. I pewnie będziecie mieć rację. Niemniej z tym większym zainteresowaniem podszedłem do testów HyperX Cloud Flight S, które były moim pierwszym kontaktem ze słuchawkami bezprzewodowymi. Dodajmy, że sam sprzęt przyda się zarówno użytkownikom komputerów osobistych, jak i PlayStation 4, niemniej ja sam konsoli Sony nie posiadam, wobec czego pozostało mi katowanie sprzętu tylko przy wykorzystaniu PC. Tak więc grałem, słuchałem muzyki, rozmawiałem zarówno prywatnie w ramach wspomnianego grania, jak i służbowo, przeprowadzając wywiady i mogę powiedzieć jedno – do słuchawek na kablu prawdopodobnie już nigdy nie wrócę.

Specyfikacja

Słuchawki:

  • Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 22 kHz
  • Impedancja: 32 omy
  • Czułość: 99,5 dBSPL/mW
  • Przetworniki: 50 mm z magnesami neodymowymi, dynamiczne
  • Waga: 310 g (z mikrofonem 320 g)
  • Rodzaj połączenia: Dedykowany adapter
  • Złącze ładowania: microUSB
  • Kompatybilność: PC / PlayStation 4 / PlayStation 4 Pro

Mikrofon:

  • Pasmo przenoszenia: 50 Hz – 18 kHz
  • Czułość: -40 dBV
  • Typ mikrofonu: kierunkowy, odłączany

Cena:

  • Sugerowana cena: 159 $

Zawartość pudełka

Słuchawki znalazły się w solidnym pudełku, przy którego produkcji nie szczędzono kartonu ani plastiku. Co prawda nie ma tam zbyt wiele foliowych opakowań, ale już całe wnętrze kartonu wyłożono plastikiem chroniącym zawartość przed lataniem w tę i we w tę. Dla niektórych może to być minus z uwagi na pewne ekologiczne kwestie, chociaż zakładam, że znajdzie się też spore grono osób, które nie będzie przywiązywać do tej kwestii wagi. Nie mnie oceniać.

Tak czy inaczej, główną zawartość pudełka stanowią oczywiście słuchawki HyperX Cloud Flight S. Poza nimi w środku znajdziemy też odłączany mikrofon, adapter, dzięki któremu podłączymy sprzęt zarówno do komputera, jak i konsoli, a także kabel USB-microUSB służący do ładowania samych słuchawek. Ponadto do zestawu dodano także ulotkę, za której pośrednictwem HyperX dziękuje nam za dołączenie do rodziny HyperX (jej!), a także zwięzłą instrukcję w kilku językach, w tym również po polsku. Trudno więc powiedzieć, by było na bogato, ale z drugiej stronie otrzymujemy wszystkie podstawowe rzeczy, które pomogą nam w korzystaniu ze sprzętu.

Budowa i jakość wykonania

Pod względem czysto wizualnym HyperX Cloud Flight S niczym tak naprawdę się nie wyróżnia. Ot słuchawki wykonane przy utrzymaniu czarnej barwy, co bynajmniej nie jest zarzutem. Zwłaszcza że całość uzupełniają białe loga marki HyperX na po obu stronach muszli. Mamy więc do czynienia z produktem minimalistycznym i to na tyle, że fani różnego rodzaju podświetleń RGB nie mają w tym wypadku czego szukać. Jedynymi świecącymi elementami sprzętu są bowiem dioda znajdująca się na lewej muszli oraz mikrofon, który za pomocą czerwonego światła sygnalizuje, iż został wyciszony.

Dla niektórych pewne zaskoczenie może stanowić waga urządzenia – przynajmniej tak było w moim przypadku, bo słuchawki, z których korzystałem dotychczas, były odczuwalnie lżejsze. Wraz z ciężarem przyszła jednak solidność wykonania, bo biorąc słuchawki do ręki, nie ma się wrażenia, że te zaraz pękną pod nieco zbyt dużym naciskiem. Nie uświadczyłem także żadnych trzasków i stuknięć spowodowanych złym dopasowaniem poszczególnych elementów. A i sama waga też nie jest specjalnym problemem, bo po kilku godzinach codziennego użytkowania nie mogę powiedzieć, bym odczuwał jakiś większy dyskomfort. Niemniej jest to zapewne kwestia indywidualna i znajdą się odbiorcy, których 320 gramów może przerazić – w takim wypadku poleciłbym próbę przekonania się lub też poszukanie czegoś lżejszego.

W moim wypadku sporym plusem były słusznych rozmiarów muszle, które w pełni pokrywały moje uszy, skutecznie izolując je od dźwięków zewnętrznych. W związku z tym nawet osoby, które natura obdarzyła nieco większymi organami słuchu, nie powinny mieć problemów z wygodnym korzystaniem z Cloud Flight S. Tym bardziej że nauszniki zostały od strony przylegającej do głowy wyłożone przyjemnym w dotyku skórzanym materiałem, który nałożony został na gąbki. Trudno mi na ten moment wyrokować, jak takie rozwiązanie sprawdzi się podczas grania latem przy temperaturze przekraczającej 30 stopni, ale obecnie, gdy wcale nie jest tak zimno, nie miałem poczucia, że moje uszy się gotują. Warto zaznaczyć, że w taki sam sposób – to jest gąbka pokryta skórzanym materiałem – wykonano poduszkę umieszczoną w górnej części słuchawek, która podczas użytkowania sprzętu spoczywa na czubku naszej głowy. Dzięki temu nie ma poczucia, że słuchawki, jak już wspomniałem ważące swoje, w jakimś stopniu naciskają nam na głowę. Pracę z Cloud Flight S określiłbym więc jako komfortową i to nawet w sytuacji, gdy przyszło mi korzystać ze słuchawek przez dłuższy czas bez żadnej znaczącej przerwy.

Przyciski, które przydadzą nam się podczas korzystania z HyperX Cloud Flight S, znalazły się na lewej muszli słuchawek. Te, które umieszczono z jej boku, przybrały formę wklęsłą, dzięki czemu nawet podczas intensywnej gry nie będziemy mieć problemów z ich znalezieniem. To właśnie w tym miejscu znajdziemy przyciski odpowiadające za balans między dźwiękami z gry i czatu oraz wyciszanie naszego mikrofonu. Z kolei w dolnej jej części znajdziemy diodę informującą nas o tym, czy słuchawki zostały włączone, czy też nie, przyciski zasilania oraz dźwięku 7.1, port ładowania microUSB oraz wejście mikrofonu. Z kolei pokrętło odpowiedzialne za głośność znalazło się w dolnej części prawej muszli, stanowiąc jej jedyny element.

Niektórym może nie przypaść do gustu fakt, że HyperX nie dało nam możliwości wymiany nauszników, jesteśmy więc skazani na to, co producent zaproponował nam fabrycznie. Z drugiej strony mamy możliwość dowolnego regulowania wysokości słuchawek, więc niezależnie od tego, jak dużą głowę mamy, nie powinniśmy mieć problemów z dopasowaniem ich do siebie. Zwłaszcza że możliwa jest regulacja nie tylko w górę i w dół, ale także i na boki, co daje nam większe możliwości konfigurowania sprzętu wedle naszych upodobań. I to na dobrą sprawę wszystko, co mógłbym powiedzieć o budowie słuchawek – fajerwerków ponownie nie ma, ale ponownie powiem, że nie są one potrzebne, bo sprzęt posiada wszystkie funkcje, dzięki którym możemy uznać korzystanie z niego za przyjemne i mało problemowe.

Podłączenie, zasięg działania i bateria

Już na starcie miłym zaskoczeniem była łatwość rozpoczęcia przygody z nowymi słuchawkami. Wystarczyło wpiąć adapter w wejście USB, uruchomić słuchawki i w sumie to byłoby na tyle. Parowanie sprzętów trwało dosłownie moment i tak naprawdę już krótką chwilę po rozpakowaniu produkt nadawał się do normalnego korzystania. I tak było na dobrą sprawę za każdym razem – podczas kilku tygodni używania Cloud Flight S nie napotkałem żadnych problemów z uruchomieniem słuchawek. A jak to wygląda na PlayStation 4? Trudno mi powiedzieć, bo jak już wspomniałem wcześniej, nie miałem możliwości, by sprawdzić, jak sprzęt HyperX współpracuje z konsolą Sony.

Brak przewodów sprawia, że musimy mieć na uwadze dwie kwestie, czyli to, jak długo nasze słuchawki będą działać bez konieczności ładowania, oraz jak daleko od adaptera możemy znajdować się, by sprzęt nadal działał. Producent na pudełku obiecuje 30-godzinny okres wytrzymałości baterii na jednym ładowaniu i chociaż mi nie udało się dociągnąć do tego progu, to Cloud Flight S było bardzo bliskie, by go osiągnąć, toteż trudno mi więc mieć pod tym względem jakiekolwiek pretensje. No chyba, że w momencie, gdy akumulator w końcu rozładował się w trakcie intensywnego korzystania, ale o to pretensje mogę mieć już tylko do siebie – słuchawki ze sporym wyprzedzeniem dawały mi za pomocą sygnałów dźwiękowych znać, że kończy im się zapas energii.

A skoro już przy kwestii ładowania jesteśmy – baterie zasilać możemy na dwa sposoby. Jednym z nich jest tradycyjne korzystanie z bardziej tradycyjnego kabla z końcówką USB. Jeżeli jednak jesteśmy fanami nowszych rozwiązań, to producent umożliwia nam również ładowanie indukcyjne za pomocą HyperX Chargeplay Base Qi. Jest to oczywiście rozwiązanie wygodniejsze, bo w momencie, gdy potrzebujemy słuchawek, to po prostu podnosimy je z płyty ładowarki i szybko rozpoczynamy użytkowanie. Niemniej baza do ładowania nie jest częścią zestawu i jeżeli ktoś chciałby zasilać swój sprzęt w taki właśnie sposób, to musi liczyć się z wydatkiem rzędu ok. 300 zł. Tak czy inaczej, plus jest taki, że samo ponowne napełnianie akumulatora nie trwa wcale specjalnie długo, więc nawet jeśli się zapomnimy i wyczerpiemy energię do końca, to po kilku godzinach możemy wrócić do działania.

Pozytywne odczucia mam też co do zasięgu działania Cloud Flight S. Moje mieszkanie nie należy może do największych i jeśli ktoś mieszka w słusznych rozmiarów apartamencie, to prawdopodobnie nie będzie w stanie swobodnie korzystać ze słuchawek na drugim jego końcu. Ja jednak nie miałem tego problemu – odpalając film na komputerze w jednym krańcu mieszkania, słuchałem go, będąc na krańcu drugim, bo akurat tak się złożyło, że mnie suszyło i musiałem się napić. Nie będzie więc kłopotem włączenie filmu i wygodne położenie się na sofie. Zasięg nie ucieknie, chyba że faktycznie macie sofę kilkanaście metrów do komputera, wtedy może być różnie. Ale zakładam, że w większości domów tak nie jest. Tak czy inaczej, gdy w końcu udało mi się oddalić dostatecznie, by słuchawki i adapter utraciły połączenie, to to nawiązywało się niemal natychmiast, gdy sprzęty znowu znalazły się w swoim zasięgu.

Wrażenia z użytkowania

Jak już wspomniałem, już od pierwszych minut Cloud Flight S robiło wszystko, by mnie do siebie przekonać. Bezproblemowa instalacja i szybkie rozpoczęcie zabawy to atut, obok którego nie mogłem przejść obojętnie, zwłaszcza wobec obaw, które żywił we mnie pierwszy kontakt ze słuchawkami bezprzewodowymi. W przeszłości wielokrotnie spotykałem się z negatywnymi uwagami znajomych, którzy mieli kontakt z pewnymi modelami, które nie korzystały z kabli, i ich przygoda nie przebiegała w najlepszej atmosferze. Nie wątpię, że zdarzają się modele, które zwyczajnie zawodzą, ale Cloud Flight S w żadnym wypadku bym do tego grona nie zaliczył.

Bynajmniej jednak recenzja nie będzie się opierać na samych superlatywach, bo pewne zgrzyty były. Przede wszystkim najbardziej irytujący był fakt, że nawet w momencie, gdy wyłączałem słuchawki, adapter nadal pozostawał aktywny jako główne urządzenie audio, co oznaczało, że jeśli ponownie chciałem zacząć z głośników, to musiałem pogrzebać w ustawieniach audio lub też wypiąć adapter. A ja nie korzystam ze słuchawek na co dzień – służą mi one albo przy okazji pracy, albo przy okazji wspólnego grania ze znajomymi. Z kolei ciągłe wypinanie i wpinanie adaptera do portu USB zapewne nie pozostanie dla owego portu bez konsekwencji, a i konieczność ręcznej zmiany używanego urządzenia audio, chociaż nie zajmuje godzin, a raczej sekundy, i tak jest nieprzyjemna, zwłaszcza gdy musi się coś takiego robić kilka razy dziennie. Szkoda, że na adapterze nie znalazł się żaden przycisk, który umożliwiałby jego wyłączenie bez konieczności tego typu gimnastyki.

A co z jakością dźwięku? Szczerze przyznam, że pod względem jakości tegoż dźwięku, czy to płynącego z gier, czy też filmów, czy utworów muzycznych, w żadnym wypadku nie widzę powodów do narzekań. Wszystko było czyste w stopniu takim, jakiego oczekiwałbym od słuchawek z tę cenę. Ale to ja – jeśli komuś zależy na tym, by dźwięk był perfekcyjny, a odtwarzane utwory brzmiały niczym odgrywane w tym momencie, to prawdopodobnie będzie kręcić nosem. Bo jak sama nazwa wskazuje, sprzęt został przygotowany głównie z myślą o graczach i to w tym środowisku sprawdza się on najlepiej, niemniej jeśli nie jesteście muzycznymi purystami, to z powodzeniem możecie za jego pomocą również słuchać muzyki oraz oglądać filmy.

Ale to właśnie w grach Cloud Flight S sprawdza się najlepiej. Słuchawki testowane były głównie w Counter-Strike'u: Global Offensive oraz PlayerUnknown's Battlegrounds, czyli produkcjach, w których odpowiedni odbiór dźwięków otoczenia jest niezwykle istotny. Podczas rozgrywki nie miałem najmniejszych problemów z określeniem miejsca, w którym przebywa przeciwnik lub też, w którym coś się wydarzyło. Z łatwością szło się odnaleźć, nawet w momencie, gdy akcja przyspieszała i stawała się o wiele bardziej intensywna. Wtedy wyłuskanie najważniejszych odgłosów nie było żadnym problemem, co w przypadku niektórych słuchawek wcale tak oczywiste nie jest. O ile pamiętam, raz tylko zdarzyło się, że oprócz pożądanych przeze mnie dźwięków słyszałem w słuchawkach nietypowe szumy. Niemniej, jak mówię, wydarzyło się to tylko w jednym przypadku i potem już się nie powtórzyło, trudno mi więc powiedzieć, czy była to wina samych słuchawek, czy też mojego systemu. Ale wspominam o tym z dziennikarskiego obowiązku.

A co z mikrofonem? Powiem szczerze, że przeglądając sieć przed napisaniem tej recenzji spotkałem się z pewnymi narzekaniami na jego jakość, ale sam nie mam powodów, by czuć rozczarowanie. Podczas rozgrywki znajomi, z którymi akurat grałem, słyszeli mnie bardzo wyraźnie – kilkukrotnie sprawdzaliśmy ten aspekt i zawsze wszystko wyglądało zadowalająco. Zresztą, miałem nawet sam okazję posłuchać swojego głosu, gdy nagrywałem przeprowadzane przez siebie wywiady. Jedyne, z czym miałem problem, to z odpowiednim zbalansowaniem zbieranych dźwięków otoczenia, przez co czasami, gdy korzystałem z klawiatury mechanicznej (wcale nie waląc w klawisze niczym młotkiem), to ta była zwyczajnie słyszalna. Próbowałem jakoś doprowadzić tę kwestię do porządku za pomocą oprogramowania HyperX NGENUITY, ale na razie z dość średnimi efektami. Do programu zresztą zaraz przejdę, a na razie dokończę jeszcze kwestię mikrofonu, na którym, o czym wspomniałem kilka akapitów wcześniej, umieszczono diodę. Ta świeci się na czerwono w momencie, gdy wyciszymy płynący od nas dźwięk, dzięki czemu nie powinniśmy już natrafić na sytuację, gdy mówimy do naszych kolegów nieświadomi, że ci nas nie słyszą. Dodatkowo mikrofon możemy praktycznie dowolnie ustawić tak, by znajdował się on w pożądanej przez nas pozycji, a gdy w ogóle nie chcemy z niego korzystać, możemy go po prostu odpiąć.

A skoro już o oprogramowaniu mowa – HyperX NGENUITY wyposażone jest w raczej dość podstawowe funkcje. Przede wszystkim ręcznie możemy tutaj ustawiać głośność słuchawek oraz samego mikrofonu, włączyć lub wyłączyć samosłyszalność, włączyć lub wyłączyć dźwięk przestrzenny 7.1 oraz ręcznie ustawić balans między grą a czatem głosowym. Sporym udogodnieniem jest możliwość predefiniowania profili, między którymi możemy się swobodnie przełączać wedle potrzeb, nie będzie więc konieczności ciągłego przestawiania suwaków w momencie, gdy np. przestajemy grać i chcemy obejrzeć film albo odwrotnie. I to w sumie tyle, czyli znowu podstawa, ale dla przeciętnego użytkownika i tak raczej wystarczająca.

Podsumowanie

Za mną kilka tygodni przygody spędzonych z HyperX Cloud Flight S. Dodajmy, że tygodni raczej przyjemnych, bo po takim czasie nie natrafiłem na żadne mankamenty, które negatywnie wpływały na mój ogólny odbiór słuchawek. Te mimo faktu, że swój ciężar mają, nie męczyły ani mojej głowy, ani przede wszystkim uszu. Nawet po kilkugodzinnych sesjach spędzonych przy grze nie miałem poczucia, że zaraz pożegnam się z narządami słuchu, które po długim okresie przygniecenia przez muszle błagały o litość. To w połączeniu z bardzo dobrą jakością dźwięku sprawia, że na pewno nie wrócę już do poprzednich słuchawek, z których korzystałem przez ostatnie trzy lata. Zwyczajnie nie ma powodu, bym miał to robić.

Jeżeli szukasz słuchawek gamingowych za względnie rozsądną cenę, które może nie charakteryzują się fajerwerkami, ale za to posiadają wszystko to, czego można oczekiwać od tego typu sprzętu, to z czystym sumieniem mogę polecić Cloud Flight S. Podczas grania sprawdzają się one świetnie, szczególnie w sieciowych FPS-ach, gdzie, jak już wspomniałem, dźwięk jest przecież istotnym elementem zabawy i zyskiwania przewagi nad przeciwnikiem. Pod tym względem produkt sprawdza się bardzo dobrze i nie spotkałem się jeszcze z sytuacją, w której by mnie zawiódł i np. zwiódł mnie podczas rozgrywki z uwagi na przekazanie mi niewystarczających informacji o otoczeniu.

Jeżeli ponadto lubicie czasami obejrzeć też film albo posłuchać muzyki, to Cloud Flight S także nie będzie złym wyborem. Jedyne wątpliwości miałbym w przypadku osób, które podczas słuchania utworów szukają perfekcyjnej czystości dźwięku, pozbawionej jakichkolwiek mankamentów, ale zakładam też, że tego typu ludzie szukają sprzętu na nieco innej półce cenowej. Wszystkim innym słuchawki mogę zdecydowanie polecić, bo chociaż nie świecą one na milion kolorów i nie mają tysiąca funkcji, to świetnie sprawdzają się podczas tego, do czego je stworzono, czyli w czasie grania.