Błędne decyzje potrafią się za nami ciągnąć bardzo długo. Kiedy wypijemy jedną kolejkę za dużo, kiedy postawimy na złego konia albo gdy wybierzemy zły kolor dywanu i druga połówka nie daje nam żyć. Niemniej nieszczęście jednego potrafi być szczęściem drugiego. I tak np. fani Astralis powinni zapisać sobie w kalendarzu datę 2 lutego, bo to właśnie wtedy Markus "Kjaerbye" Kjærbye zdecydował się zrobić krok naprzód w swojej karierze.

Młody Duńczyk do Astralis trafił w połowie 2016 roku z łatką ogromnego talentu, nic więc dziwnego, że to właśnie po związanego wcześniej z Teamem Dignitas gracza sięgnięto, gdy z zespołem pożegnał się René "cajunb" Borg. Wejście Kjærbye miał zresztą świetne, bo z miejsca stał się jedną z bardziej wyróżniających się postaci składu, ten jednak był dość chimeryczny. Z jednej strony skandynawska piątka dość regularnie docierała do medalowych miejsc, ale równie regularnie pozwalała sobie na wpadki. Mimo to w 2017 roku wygrała Majora w Atlancie, zaś tytuł MVP tej imprezy otrzymał właśnie Kjaerbye. – Szczerze mówiąc, myślę, że trudno było mi poradzić sobie z wygraniem Majora w wieku 18 lat i z zostaniem jego MVP. Po to budziłem się i grałem każdego dnia, to mnie najbardziej motywowało, a nagła wygrana oraz bycie jednym z najlepszych graczy i rozegranie świetnego finału przyszły znikąd. [...] Patrząc wstecz, sądzę, że nie miałem wtedy wytrzymałości psychicznej. Nie zwróciłem się też do mojej drużyny w Astralis, bo można powiedzieć, że mówienie o problemach z motywacją jest trochę tematem tabu. Grałem wciąż tyle samo, treningi drużynowe się nie zmieniły, ale moja mentalna żądza, mój głód, nie była już taka jak przed Majorem, bo pod kątem CS-a marzyłem tylko o nim – przyznał zawodnik po latach.

Zmiana była wyraźna, bo nastoletni gracz coraz częściej miewał wahania formy, które wcześniej mu się nie zdarzały. Nadal oczywiście grał bardzo dobrze, ale nie był już elementem składu, na którym można było w stu procentach sytuacji polegać. Co ciekawe, ELEAGUE Major 2017 był przedostatnią imprezą, podczas której Duńczyk sięgnął po jakiekolwiek trofeum wraz z Astralis. Potem było jeszcze Intel Extreme Masters Katowice 2017 i... na tym koniec. Dziś taka posucha pucharowa w wykonaniu obecnych liderów HLTV wydaje się być nie do pomyślenia, ale wówczas była faktem. Czarę goryczy przelał jednak fatalny występ ekipy rok później podczas Majora w Bostonie, gdzie zespół wygrał tylko jeden mecz i odpadł już w Fazie Nowych Legend, zaś sam Kjærbye osiągnął rating 0,89. Dwa tygodnie po tym, jak podopieczni Danny'ego "zonica" Sørensena zostali wyeliminowani, nastolatka już w drużynie nie było. – To była najtrudniejsza decyzja w mojej karierze, zdecydowałem się jednak odejść z Astralis – przyznał wprost 19-latek za pośrednictwem mediów społecznościowych. – To może wydawać się zaskakujące, ale czasami w życiu musimy dokonywać odważnych wyborów i zrobić krok w tył, by potem móc iść do przodu w kierunku nowych celów – mówił wówczas.

Z perspektywy czasu zyskaliśmy pewność, że o wiele więcej na tym rozstaniu zyskała sama organizacja niż gracz. Kjaerbye bowiem dołączył do North, z którym nigdy na dobre nie przebił się do światowej czołówki, lawirując przez kolejne dwa lata na jej granicy. Astralis natomiast nie miało zbyt wiele czasu na znalezienie zastępstwa, bo były już członek składu swoich kolegów poinformował zaledwie kilka godzin przed tym, nim informacja o jego odejściu została upubliczniona. Mimo to znaleziono ciekawego następcę w postaci Emila „Magiska” Reifa, który miał za sobą nieudaną próbę podboju świata przy pomocy naszpikowanego gwiazdami składu OpTic Gaming. Duński gracz miał ponadto opinię trudnego we współpracy, co wcześniej pozbawiło go angażu w North. Mimo to zonic i spółka postawili na niego i zdecydowanie nie mają czego żałować.

Od momentu przyjścia Reifa Astralis wzięło udział w 35 lanowych imprezach i tylko trzy z nich zakończyło poza miejscem w czołowej czwórce! Poza tym aż 16-krotnie zgarniało mistrzowski tytuł i pięć razy przegrywało w finale. Sam Magisk nie był tylko biernym obserwatorem tych sukcesów i w międzyczasie dwukrotnie zdobywał tytuł MVP, wielokrotnie znajdując się w czołówce zawodników z najlepszym ratingiem. Jego występy nie były może tak spektakularne, jak te Kjærbyego, ale tu nie o efektowność chodziło, a efektywność. A ta była naprawdę wysoka, bo między Reifem i spółką zaiskrzyło od razu, dzięki czemu dziś, ponad dwa lata po jego transferze, nadal znajdują się oni na szczycie. Już dziś Astralis zyskało sobie miano najlepszej drużyny w historii CS:GO, detronizując zdawałoby się niedetronizowalne Ninjas in Pyjamas z lat 2012-2014. A to wszystko dzięki jednemu ruchowi.

Oczywiście nie można wykluczyć, że nawet z Kjaerbyem Astralis wskoczyłoby na poziom, który prezentuje obecnie, ale prawdopodobnie by tak nie było. Ekipa miała wcześniej dwa lata i nie zdołała się nawet zbliżyć do poziomu hegemonii, jaki dziś jest udziałem Duńczyków. Zwłaszcza że w North 22-latek nie powrócił do tego, co pokazywał jeszcze mając lat naście. Ale chociaż nie daje on już tylu emocji na serwerze, to można powiedzieć, że dał nam coś więcej – swoisty efekt Kjaerbyego. Wszak to on swoją zaskakującą decyzją o odejściu pomógł stworzyć potwora, który od 2018 roku pustoszy światowe serwery i obecnie toczy batalię o to, by awansować na Majora i znów go wygrać. Chociaż odnoszę wrażenie, że taki wkład w historię Astralis jest dla niego raczej mało satysfakcjonujący.

Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn