Były reprezentant Virtus.pro dalej nie może znaleźć sobie stabilnego zespołu. Michał "OKOLICIOUZ'' Głowaty ogłosił, że wraz z początkiem następnego miesiąca nie będzie go wiązać kontrakt i zamierza kontynuować swoją karierę w nowej drużynie.

23-latek większość swojej kariery spędzał w niemieckich zespołach i tam rywalizując, przykuł uwagę polskiego składu Virtus.pro, który poszukiwał następcy Pawła "byaliego"' Bielińskiego. Jak skończył się ten projekt, wszyscy wiedzą, natomiast sam zawodnik szybko rozpoczął poszukiwania nowego pracodawcy i we wrześniu 2019  związał się z Unicorns of Love. Przygody z organizacją kojarzoną z dywizji League of Legends Polak nie będzie miło wspominał, ponieważ już po czterech miesiącach musiał ustąpić miejsca Patrickowi Janowi "P4TriCKowi" Zarembie, ale w ramach pocieszenia zajął pozycję właśnie Zaremby w ad hoc gaming.

Trzech Niemców, Polak i Szwajcar rywalizowali głównie w internetowych turniejach, wyróżniając ESL Mistrzostwa Niemiec. Wśród lokalnej czołówki ahg zaprezentowało się poprawnie, dochodząc do ćwierćfinałów. Niestety później sytuacja z koronawirusem sprawiła, że organizacja zawiesiła działalność, a Michał ponownie musi szukać nowego pracodawcy. – Dzień przed startem kolejnego sezonu, do którego już pełną parą się przygotowywaliśmy, organizacja stwierdziła, że nie będzie nas dalej wspierać, kontraktów nie przedłużą i wycofują się z CS:GO. Daliśmy sobie dziesięć dni na zastanowienie i jak nic nie znajdziemy, to każdy pójdzie w swoją stronę – powiedział nam OKOLICIOUZ.

Jaka przyszłość czeka młodego zawodnika? – Chciałbym zostać w esporcie za wszelką cenę, bo uważam, że mam predyspozycje, by grać na wysokim poziomie. Jesteśmy jednak w takim momencie, że ciężko, żebym coś znalazł, bo wszędzie ligi i turnieje są w toku – komentuje bieżącą sytuację Głowaty i dodaje: – Polskie drużyny na dobrą sprawę nie mają zielonego pojęcia, co potrafię i patrzą przez pryzmat statystyk z Virtus. pro. Myślę, że to jeden z powodów, dlaczego tych dobrych ofert nie ma za dużo.

Czy jest szansa, że były reprezentant ad hoc gaming zagości w rodzimej organizacji? – Problemem może być fakt, że mieszkam w Niemczech i mógłbym kosztować organizacje dużo więcej niż inni zawodnicy, którzy mają podobne lub mniejsze umiejętności, ale na przykład mają większą wartość medialną. Uważam, że mam wysoką wartość sportową, ale niestety niska wartość medialną. Zawodnicy w Polsce grając profesjonalnie, zarabiają dwa tysiące złotych i są "zadowoleni". Ja musiałbym zarobić niemal trzykrotność tej sumy, żebym mógł to w ogóle porównywać z tym, co mogę zarobić w Niemczech oraz żeby w ogóle przeżyć i się utrzymać. Trzeba zwrócić uwagę na to, że standard w Niemczech jest nieco wyższy niż w Polsce i granie fulltime za dwa tysiące w Polsce to granie za 500 euro w Niemczech i głodówka, bo płacimy z dziewczyną 650 za samo mieszkanie, a trzeba jeszcze coś włożyć do garnka – zdradził w krótkiej rozmowie z serwisem Cybersport.pl.