W sobotni wieczór na łamach Cybersportu pojawiło się moje sprawozdanie z przeprowadzonej niedawno kontroli na esportowej scenie VALORANTA. A że za nami gorący – jeśli chodzi o poziom wyborczych emocji, nie o pogodę – weekend, to nie wykluczam, że mogliście przegapić wspomniany materiał. Nic straconego, raz jeszcze serdecznie zapraszam do lektury (tak, to ja na zdjęciu, nieźle wypadłem, co?).

CZYTAJ TEŻ:
Powoli, ale do przodu. Wizyta młodego marudy w krainie VALORANTA

Oczywiście dopuszczam do siebie także możliwość, że już dawno zapoznaliście się z niekrótkim raportem i teraz zastanawiacie się, po co do diabła znów was tu ściągnąłem. Jak mogliście (lub nie mogliście; nie wnikam, czy czytaliście) zauważyć, podczas opracowywania omawianego artykułu skorzystałem z jednego z trzech kół ratunkowych znanych z takiego pewnego teleturnieju i poprosiłem o krótki komentarz Malwinę Galicką, redaktor naczelną THESPIKE.GG, anglojęzycznego portalu poświęconego w pełni VALORANTOWI. Słowo klucz: krótki.

Uwaga, dygresja o charakterze politycznym: oglądaliście wywiad z Andrzejem Dudą przeprowadzony przez Karola Paciorka? Pamiętacie pytanie typu tak/nie i długość odpowiedzi prezydenta? Tak, ten wątek zmierza właśnie w tym kierunku.

Wracając do VALORANTA – mojej rozmówczyni zadałem trzy pytania, a otrzymanych odpowiedzi nie byłem niestety w stanie w całości wykorzystać w oryginalnym felietonie. I tylko dlatego dziś znów się spotykamy, bo szkoda byłoby przecież marnować pracę ekspertki.


Marcin Gabren: Jak Twoim zdaniem będą wyglądały najbliższe tygodnie, miesiące, jeśli chodzi o rozwój esportowego ekosystemu? Czy nadszedł już moment, w którym scenę VALORANTA będą na stałe przejmować trenujące ze sobą na co dzień drużyny z prawdziwego zdarzenia czy jednak jeszcze na to za wcześnie i dalej nieodłącznym elementem rozgrywek będzie udział influencerów?

Malwina Galicka: Riot często podkreśla, że nie chce niczego robić na siłę czy też niepotrzebnie przyśpieszać pewnych rzeczy. Bardzo podoba mi się to, że mamy cykl turniejów Ignition Series i tak naprawdę każdy region ma szansę na zaprezentowanie się i zdobycie jakiejś nagrody pieniężnej. Oczy większości skupiają się na Ameryce Północnej, ze względu na obecność dużych organizacji, albo na Europie, ze względu na wysoki poziom zawodników, który od lat znany jest w tym regionie. Jednak jeśli ktoś naprawdę wiąże swoją przyszłość z VALORANTEM jako zaangażowany fan, aspirujący komentator czy analityk, to nie może pomijać innych regionów. Wydaje mi się, że bardzo dużą rolę odgrywać będzie Japonia, o której ogólnie w esporcie niewiele słychać, choć zmienia się to w ostatnich latach. Co ciekawe, kiedy w Europie organizowany był kolejny showmatch z przypadkowymi drużynami i influencerami, tam w pierwszym turnieju Ignition Series na szesnaście zaproszonych drużyn, piętnaście było z organizacji esportowych. Turniej miał ogromną oglądalność w kraju, a RAGE, czyli organizatorzy wydarzenia, zapowiedzieli już kolejny turniej, gdzie pula nagród zwiększy się dziesięciokrotnie z 500 tysięcy jenów do 5 milionów! To daje nam około 46 tysięcy dolarów, czyli niewiele mniej od turnieju organizowanego niedawno przez T1 i Nerd Street Games, gdzie do zgarnięcia było 50 tysięcy i jak do tej pory jest to turniej z największą pulą nagród na esportowej scenie VALORANTA.

Wydawać by się mogło, że scena coraz bardziej będzie się profesjonalizować, wiele osób tak myślało, szczególnie jak niektóre turnieje Ignition Series zmieniły formułę z invitation-only do otwartych kwalifikacji. Jednak patrząc na najnowsze ogłoszenia, jak np. turniej PAX Arena, w którym z dwudziestu zaproszonych drużyn cztery mają składać  się tylko z influencerów, to te nadzieje szybko znikają. Dla widza może to mieć niewiele sensu, ale myślę, że jeszcze przez najbliższe tygodnie, a nawet miesiące obecność streamerów na turniejach VALORANT będzie ich nieodłącznym elementem. Mam nadzieję, że wraz z rozwojem sceny i usprawnieniami dotyczącymi transmitowania i oglądania turniejów będziemy odchodzić od tego schematu. Jak na razie został poprawiony tryb obserwatora, ale to wciąż kropla w morzu potrzeb zarówno widzów, jak i graczy i trenerów.

Dlaczego Europa na razie pozostaje w tyle za Ameryką, jeśli chodzi o inwestycje organizacji we własne dywizje? W EU ze ścisłego topu obecnie mamy właściwie tylko G2 i NiP, w NA zaangażowały się już 100 Thieves, FaZe, C9, TSM, Immortals, Gen.G, Sentinels czy T1. 

To jest pytanie, które często sobie zadaję i próbuję znaleźć na nie odpowiedź. Jeszcze podczas zamkniętej bety pojawiły się informacje na temat tego, że Riot spotkał się z przedstawicielami organizacji, aby przestawić im plany na rozwój esportowej sceny VALORANT. Może nie wszystkim z Europy te plany przypadły do gustu? Patrząc na to, że w League of Legends jest system franczyzowy, wciąż wiele osób zastanawia się, czy taki system nie pojawi się także i w przypadku VALORANTA. Z drugiej strony, może obecna globalna sytuacja ma też pośrednio na to wpływ, a jeszcze z innej, wydaje mi się, że to zawsze właśnie amerykańskie organizacje ochoczo tworzą dywizje do każdej gry, która aspiruje do bycia kolejnym esportowym tytułem, a później jesteśmy świadkami takich sytuacji jak podpisanie kontraktu między NRG, a zawodnikiem Realm Royale – gry, która była na świeczniku zaledwie przez miesiąc lub dwa, a później odeszła w niepamięć.

Europejskie organizacje mają chyba tendencję do dłuższej kalkulacji sytuacji i obserwacji tego, co się dzieje na scenie. NiP jako pierwsze w Europie zakontraktowało skład, który wcześniej reprezentował tę organizację w Paladins. Wiele osób nie rozumiało tej decyzji, choć jeszcze na początku mówiło się, że VALORANT to nic innego jak Overwatch czy Paladins z elementami CS:GO. Jak widać, nie minęło tak wiele czasu, aż przedstawiciele NiP-u zdecydowali się pożegnać z graczami i pod skrzydła wzięli dwóch nowych zawodników, którzy wcześniej grali właśnie w CS-a, choć bez żadnych spektakularnych osiągnięć.

G2 Esports jako pierwsze zaprezentowało w pełni profesjonalny skład, który teraz będzie reprezentować ich barwy – jednej z najpopularniejszych organizacji w Europie. Team Vitality, choć nie ma jeszcze składu, organizuje kolejny europejski turniej Ignition Series, choć sam CEO otwarcie przyznaje, że nie wyklucza utworzenia nowej dywizji, a sam przychyla się bardziej do franczyzowej struktury turniejów. W Europie jest wiele utalentowanych zawodników, jednak bierność organizacji zniechęca ich, a nawet demotywuje. Wiele drużyn, które w ostatnich tygodniach prezentowały się naprawdę znakomicie w różnych turniejach, dzisiaj ogłasza rozpady, które często mają związek z tym, że jeden z pięciu zawodników dostał ofertę, a nie cały skład. Choć nie jest to do końca dobre, pokazuje jednak, że coś za kulisami się dzieje i prawdopodobnie w najbliższych tygodniach usłyszymy więcej o organizacjach z Europy, taką mam przynajmniej nadzieję.

Na jakich polskich graczy albo polskie drużyny zwracać szczególną uwagę, nie licząc oczywiście paTiTka? Czy ktoś się na naszym podwórku wyróżnia i czy da się w ogóle to stwierdzić?

Przyznam szczerzę, że nie śledzę polskiej sceny VALORANTA. Mogłabym powiedzieć, że to przez to, że z wyjątkiem pojedynczych zawodników na arenie międzynarodowej niewiele słychać na temat polskich drużyn. Myślę, że to taka trochę niewykorzystana szansa dla polskich zawodników. Regularnie śledzę międzynarodową scenę i w Europie zdominowana jest ona głównie przez francuskie formacje, jak i zawodników z regionu CIS. Zaskoczeniem dla mnie są drużyny, które obecnie uznawane są za topowe na Starym Kontynencie, takie jak węgierskie need more DM czy litewskie nolpenki – są to narodowości, które raczej rzadko widzimy na scenie międzynarodowej w innych grach.

Myśląc o polskich drużynach, w głowie mam jedynie GameAgents oraz Last Rites, jednak obie te drużyny nie są zbyt aktywne na scenie, a także Fordon Boars, choć nie jest to drużyna z prawdziwego zdarzenia. paTiTek swój nowy dom już znalazł, mam nadzieję, że NEEX pójdzie w jego ślady. Czekam na moment, aż chłopaków z THOSE GUYS będziemy częściej widywać na arenie międzynarodowej. Osobiście śledzić będę w szczególności zeeka. Jako pierwszy w Polsce osiągnął rangę Radianta i choć nie jest to najlepszy wyznacznik umiejętności (z drugiej strony w Ameryce pierwszym Radiantem był Wardell, który obecnie uważany jest za jednego z najlepszych snajperów na scenie), to zdecydowanie daje to nadzieję na przyszłość.

Póki Polacy nie zaczną brać udziału w międzynarodowych turniejach i faktycznie nie będą odnosić na nich sukcesów, to ciężko będzie stwierdzić, na kogo tak naprawdę warto zwrócić szczególną uwagę. Trzymam kciuki za tych graczy, którzy zastanawiają się nad przejściem do VALORANTA, albo za tych, którzy formują już drużyny i biorą udział w mniejszych i większych turniejach. Polska ma wielu utalentowanych zawodników i mam nadzieję, że tak jak kiedyś królowaliśmy na scenie Counter-Strike'a, tak i teraz pokażemy się z jak najlepszej strony w  VALORANCIE.

Śledź autora na Twitterze – Marcin Gabren