Od kilku tygodni jesteśmy wręcz bombardowani doniesieniami na temat kolejnych graczy, którzy dotychczas związani byli z Counter-Strikiem, a którzy upatrzyli w nadejściu VALORANTA szansę na nowy start swoich karier. Dziś więc to już nikogo nie dziwi – to znaczy nie dziwiło do tej pory, bo ostatnio miał miejsce ruch, który bez dwóch zdań możemy nazwać niespodzianką i trudno będzie znaleźć kogoś, kto posądzi nas o przesadę.

Byłych CS-owców, którzy dziś rywalizują już na valorantowym poletku, podzielić możemy na trzy grupy. W pierwszej znajdziemy zawodników, którzy w przeszłości zaliczani byli do szeroko rozumianego topu, ale ich czas już przeminął – możemy do tego grona zaliczyć chociażby Skadoodle'a czy też Hiko. Druga to strzelcy, którzy nie mogli liczyć na rozwinięcie swoich karier z powodu błędów popełnionych w przeszłości – tu warto wspomnieć o braxie (znanym kiedyś jako swag) oraz paTiTku. Jest i trzecia grupa. Gracze bez sukcesów, a czasami wręcz anonimowi, którzy gdyby nie VALORANT nigdy nie podpisaliby umów z takimi organizacjami, jak Gen.G Esports czy też Team Envy. No i teraz mam zagwozdkę, bo do którego z tych zbiorów zaliczyć nitr0? Cholera, do żadnego z nich.

25-letni Amerykanin to bowiem prawdopodobnie pierwszy z wielkich. Zawodnik, który z powodzeniem mógł pozostać przy Counter-Strikie'u i to mimo niedawnego pożegnania z Teamem Liquid. Chętnych na pewno by nie brakowało, tym bardziej że koniec procesu eliminacyjnego do Majora za pasem, a to oznacza, że czekają nas duże rotacje wśród formacji, które biletu do Rio nie wywalczą. Zapewne nie jest to szczyt ambicji gracza, który dopiero co walczył o najwyższe laury, ale cóż – czasami trzeba zrobić krok do tyłu, by potem postawić dwa kroki naprzód. Z drugiej strony... a może to właśnie gra Riotu jest dla nitr0 takim właśnie krokiem wstecz? Wszak Cannella rzuca się na zupełnie nową, jeszcze świeżą i nie do końca poukładaną scenę, której kierunek rozwoju jest sporą niewiadomą. Jednocześnie jednak ma on na tyle dużą renomę, że od razu otrzymuje angaż w 100 Thieves, które słabo zapewne nie płaci.

Nikt przecież nie twierdzi też, że dla nitr0 jest definitywny rozbrat z Counter-Strikiem. Nic wszak nie stoi na przeszkodzie, by po krótkim romansie z VALORANTEM, by wezwie go któraś z formacji ze ścisłego topu, ponownie zainstalował Steama, a wraz z nim CS:GO.

Paradoksalnie więc ten ruch, mimo że bolesny dla fanów produkcji Valve, wcale nie jest taki bezsensowny. Wystarczy uświadomić sobie, że największe rotacje w czołówce zachodzą zwykle dopiero po Majorze. A teraz, gdy mamy ranking i gromadzone w nim punkty, które przesądzą o awansie lub jego braku, rotacje przed zawodami w Rio są jeszcze mniej prawdopodobne. Tylko właśnie – kiedy te zawody w Rio konkretnie się odbędą? Teoretycznie jesteśmy na ostatniej prostej procesu eliminacyjnego i już w listopadzie powinniśmy szykować popcorn i colę, by oglądać w akcji najlepszych. Niemniej obecna sytuacja epidemiologiczna na świecie nie nastraja zbyt optymistycznie w kontekście takiego scenariusza. A to z kolei oznacza, że zmian w Evil Geniuses, Gen.G czy 100 Thieves w CS:GO prędko się raczej nie doczekamy, a przecież wydaje się, że tylko takie marki mogłyby namówić do współpracy żywą legendę Liquid.

Dlatego więc VALORANT. Idealne miejsce, by przeczekać ten niepewny okres w Counter-Strike'u i przy okazji powiększyć gablotę o kolejne medale. Wydaje się wszak, że 100T nie po to pozbyło się większości swojego składu, by nadal okupować dolne rejony tabeli. Angaż Hiko i nitr0 to wyraźna manifestacja ambicji. Ambicji, za którymi mogą iść pieniądze, jakichś dziś w CS-ie nie zapewniłby Cannelli ani Team Envy, ani inny Chaos Esports Club.

Także nitr0 – jako fani CS:GO nie mówimy Ci "żegnaj", mówimy Ci "do widzenia".

Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn