Już od kilkunastu dni po serwerach hula operacja Broken Fang. Coś, o co fani CS:GO prosili od wielu miesięcy – w mediach społecznościowych, na forach, wszędzie. Dla wielu to niezrozumiałe, bo przecież w gruncie rzeczy płacimy za dostęp do jakichś tam misji i w gruncie rzeczy tyle. Ale wbrew pozorom ta fascynacja ma sens i doskonale wpisuje się w trend panujący obecnie w grach multiplayerowych.

Kiedyś było łatwiej. Nie było Steamów, Originów, innych platform. Człowiek kupował grę i po prostu grał, nie zastanawiając się nad tym, jak długo twórcy będą wspierać jego nabytek nową zawartością (inna sprawa, że tę nową zawartość najczęściej tworzyli sami gracze uczestniczący w życiu sceny moderskiej). Ale czasy się zmieniły i dziś nikogo już nie dziwi fakt, że raz wydana produkcja otrzymuje wsparcie przez kilka, a nawet kilkanaście lat. Kolejne aktualizacje zmieniają rozgrywkę, czasami nie do poznania i właśnie to jest jedną z rzeczy, która przesądza o sukcesie. Bo w obecnych czasach gra musi być stale rozwijana, a jeżeli nie jest, umiera. Weźmy takiego Fortnite'a, w którym nowe elementy wyposażenia, ale też niemające większego znaczenia skórki pojawiały się regularnie, dzięki czemu społeczność miała przeświadczenie, że twórca o nich dba, a sama produkcja nie stoi w miejscu.

Dziś każda szanująca się gra online posiada możliwość nabycia Season Passa, który coraz częściej zastępuje wysłużone i budzące kontrowersje z uwagi na słuszne skojarzenia z hazardem lootboxy. Zamiast tego otrzymujemy listę poziomów, które musimy wbić, a do tego wszystkiego też nierzadko listę zadań do wykonania. Każdy kolejny poziom to kolejna nagroda. A to oznacza, że jeżeli chcemy zdobyć jak najwięcej, to musimy też jak najwięcej grać. Idealny model, by jednocześnie zadowalać graczy, ale też przyciągać ich i utrzymywać przy swojej produkcji. I to właśnie takimi Season Passami, chociaż nieco ograniczonymi i zubożałymi w stosunku do konkurencji, są operacje CS:GO. Niezależnie jednak od tego, jak bardzo ograniczone i zubożałe by były, pełnią one dokładnie tę samą funkcję.

To znaczy, stymulują nasz ośrodek nagrody. Wykonujemy misje, dostajemy nagrody w formie gwiazdek. Za te gwiazdki możemy kupować przedmioty, za które normalnie trzeba byłoby zapłacić żywą gotówką, a na dodatek jeszcze podnosimy poziom naszego żetonu. Same nagrody, dzięki którym czujemy się lepiej – bo jest progres. To ważne urozmaicenie względem klasycznej rozgrywki, która przecież ma prawo z czasem nam spowszednieć – operacja i pojawiające się z nią wyzwania oraz nowe mapy to szansa na czasowe odświeżenie tej formuły, chociaż w gruncie rzeczy nadal tylko zabijamy, rzucamy granaty i wygrywamy rundy. Ale teraz mamy wyższy cel. Jest to zadanie podobne do tego, które pełnią osiągnięcia, bo przecież ich wykonywanie niczego formalnie nam nie daje poza komunikatem o zdobyciu aczika, a jednak powstają strony poświęcone wyłącznie wbijaniu platyn.

Nie ma się co więc dziwić, że społeczność z takim utęsknieniem wygląda kolejnych operacji. Zwłaszcza że Valve bardzo oszczędnie dysponuje eventami w CS:GO i w przeciwieństwie do konkurencji zapewnia nam co najwyżej jeden "season pass" w trakcie roku, a nie po 3-4. Z jednej strony to marnotrawstwo możliwości, z drugiej zaś budowanie większego napięcia, bo przecież dziś operacje do prawdziwe święto. Wystarczy spojrzeć na statystyki – końcówka roku 2019 i CS:GO po rekordowym sierpniu zaczyna delikatnie obniżać loty pod względem średniej liczby graczy, ale potem w listopadzie wychodzi Shattered Web. Efekt? Przebicie sierpniowego wyniku i sukcesywne poprawianie go. Podobną sytuację mamy teraz, bo cyferki wykręcane przez Counter-Strike'a znowu rosną i obecnie średnia liczba graczy z ostatnich 30 dni wynosi 692,5 tysiąca, co jest najwyższym wynikiem od maja tego roku.

Operacje CS:GO są więc potrzebne, by budować zainteresowanie i nakręcać hype. Hype kompletnie zrozumiały, bo mający wiele wspólnego z tym, jak funkcjonujemy jako ludzie. A że nie każdego jara odhaczanie kolejnych misji, za dostęp do których trzeba najpierw zapłacić? Cóż, zdarza się i tak – nie każdy przecież ma obowiązek nabywać tego typu sezonowe przepustki. Nie ma jednak co negować sensu ich wydawania czy też nawet kupowania, bo przecież nie każdemu musi wystarczyć przyjemność płynąca z rozgrywania po raz 100 tysięczny mapy de_dust2, prawda?

Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn